- Panie, jak dobrze, że już wróciłeś. Na szczęście cały i zdrowy- powiedział sługa, podchodząc do Canagana. Wampir uniósł pytająco brwi.
- Zacząłem się już martwić, że coś się panu stało. Najpierw to odłączenie od nas i samotna wycieczka po lesie, a potem nieprzyjście na czas- wyjaśnił służący.
- Ach tak? W takim razie muszę cię uświadomić, że jesteś moim sługą, a nie nianią. I nie zapominaj o tym. Jestem dorosły i nie muszę się nikomu spowiadać- odparł wrogim tonem młody hrabia i udał się do swojego pokoju. Tam szybko przebrał się w strój nocny i położył na łóżku na plecach. Nawet nie zdjął ozdobnej narzuty. Położył sobie ręce pod głowę i zaczął wpatrywać się w sufit. Czuł, że raczej nie będzie spał tej nocy, a jeśli już, to bardzo niewiele. Miał problemy z zasypianiem poza własnym domem. Zresztą, wolał poddać się rozmyślaniom. Jak na razie wszystko szło po jego myśli. Wyglądało na to, że będzie to dla niego całkiem miła i owocna, aczkolwiek łatwa zabawa. Ludzi z reguły najłatwiej jest zwieść, choć Canagan spotkał się już kilka razy z wyjątkami od tej reguły. Jednak, jak wiadomo, wyjątek potwierdza regułę. Wampir zaczął pomału planować i starać się przewidzieć wydarzenia następnych dni. To była jego ulubiona taktyka. Mieć jako taki plan, ale po części także iść na żywioł. Tak minęło mu około pół nocy. Potem, gdy nadal nie mógł zasnąć, a nie miał już co robić, wstał i podszedł do okna. Następnie przeszedł się kilka razy po pokoju, a potem, niewiele myśląc, wyjął z szafy swój płaszcz, otworzył okno i wyskoczył przez nie. Wylądował oczywiście bezszelestnie. Dookoła panowały egipskie ciemności, w dodatku wszyscy spali, nawet pozostała dwójka wampirów. Canagan udał się w stronę lasu.
~~~~~~~~~~~~~
Elizabeth nadal była w szoku i nie mogła uwierzyć w to, co właśnie ją spotkało. Przez dość długi czas rozpamiętywała spotkanie z Canaganem i ich niecodzienne pożegnanie, po czym przypomniała sobie, że dawno zapadł już mrok i jak najszybciej powinna wrócić do domu. Na szczęście nie miała stąd do niego daleko. Gdy wyszła z lasu, jak się spodziewała, ujrzała światło w oknie pokoju jej siostry. Weszła do domu nawet nie starając się zachować ciszy. Wiedziała, że to nic nie da. Zdjęła bytu, opierając się jedną ręką o ścianę. Kiedy zakończyła tę czynność, na szczycie schodów pojawiła się Trix.
- Dlaczego nie było cię tak długo, siostro? Coś się stało? Odchodziłam od zmysłów- powiedziała, schodząc w dół.
- Przepraszam, wybacz mi, Trix. Wiesz, jak bardzo kocham las. Uwielbiam to miejsce i nie wyobrażam sobie życia bez przynajmniej jednego w tygodniu spaceru do lasku. Po prostu straciłam rachubę czasu. Nie wiem, jak się to stało. Może zapatrzyłam się w piękno lasu, zasłuchałam w jego dźwięki, po prostu nie mam pojęcia. Szczerze cię przepraszam- powiedziała Elizabeth. Rzadko okłamywała siostrę, w dodatku nigdy nie była w tym dobra, bo nie lubiła tego i uważała to za złe, więc Trix doskonale wiedziała, kiedy dziewczyna kłamie. Jednak tym razem przyszło jej to z niespotykaną łatwością. Siostra zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, lecz wyglądało na to, że tym razem Elizie poszło lepiej niż zwykle.
- No dobrze, wybaczam ci. Przecież na dłuższą metę nic takiego się nie stało, prawda? Ale miej na uwadze, że jestem twoją starszą siostrą. Jestem w końcu za ciebie odpowiedzialna, więc następnym razem od razu powiedz, iż zamierzasz wrócić później. A teraz idź się położyć- odparła Trix.
- Obiecuję, że więcej tek nie postąpię- powiedziała Elizabeth, rzucając się swojej siostrze na szyję. Dziewczyna westchnęła i pobłażliwie pogładziła Elizę po głowie. Nie po raz pierwszy słyszała takie zapewnienia.
- Dobranoc- powiedziała Elizabeth, całując Trix w policzek. Następnie pobiegła prosto do swojego pokoju.
- Dobranoc- odrzekła Trix i po chwili także udała się do swojej sypialni. Tam szybko przebrała się w piżamę, związała włosy i umyła zęby. Mogła to wszystko zrobić w czasie czekania na powrót siostry, jednak wolała pozostać w gotowości, w razie gdyby musiała iść jej szukać. W tym samym czasie Eliza także szykowała się do snu. Gdy wszystkie wieczorne czynności były już zrobione, dziewczyna położyła się na łóżku, szczelnie okrywając kołdrą. W dzieciństwie bała się ciemności i bezpieczniej czuła się śpiąc właśnie w ten sposób. Strach do ciemności znikł, jednak przyzwyczajenie pozostało. Elizabeth przekręciła się na lewy bok i zamknęła oczy. Leżała tak przez kilka minut, jednak wkrótce znów je otworzyła. Nie mogła zasnąć. Zbyt wiele się dziś wydarzyło. Spotkanie z przystojnym nieznajomym wywarło na niej ogromne wrażenie. W dodatku była podekscytowana tym, że jutro znów się spotka z Canaganam. Chyba nikt na jej miejscu nie byłby w stanie spać. Jednak musiała w końcu zasnąć, aby jutro móc rano wstać i nie wyglądać jak jakaś zmora. Jednakże sen jak na złość nadal nie przychodził. Elizabeth leżała więc z zamkniętymi oczami, licząc na to, że wkrótce zaśnie. Nie miała pojęcia, ile tak przeleżała. Wtem usłyszała jakiś hałas. Jakby coś metalowego uderzyło w okno. Powoli wstała, odwróciła się i podeszła do okna. Zamarła, gdyż przez chwilę wydawało się jej, że widzi jak jakiś cień przemyka pod lasem. Wytężyła wzrok, ale niczego więcej nie dostrzegła. Uznała to za zwykłe przewidzenie, spowodowane zmęczeniem i nocą. Następnie wróciła do łóżka i położyła się w nim. Na szczęście sen nie kazał już jej na siebie dłużej czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz