Canagan jak co dzień był już dawno na nogach, gdy służący przyszedł go budzić. Był to młody chłopak, dopiero co przyjęty na służbę. Na imię miał Victor Simor. Pochodził ze średnio zamożnej rodziny, ale dużej rodziny, której członkowie od lat służyli rodowi Phantomhive. Jednak sam chłopak był zupełnym żółtodziobem w kwestii służenia. To znaczy coś nie coś wiedział, w końcu pochodził z rodziny od pokoleń zajmującej się usługiwaniem, jednak wielu rzeczy miał się dopiero nauczyć, właśnie podczas służby młodemu hrabiemu. Młodzieniec, widząc, że Canagan już nie śpi, stanął w kącie pokoju, nie bardzo wiedząc, jak powinien się teraz zachować. Dostał rozkaz obudzenia hrabiego i pomocy mu w uszykowaniu się na śniadanie. Jednak gdy tu przybył sprawy się troszeczkę skomplikowały. Wampir już nie spał, a Victor nie za bardzo wiedział, jak ma hrabiemu pomóc. W końcu był to jego pierwszy dzień. Czekał więc na jakieś rozkazy z ust swojego nowego pana.
- I czego tak sterczysz jak kołek?!- dobiegła zza zamkniętych drzwi toalety. Po chwili uchyliły się one i ukazał się w nich Canagan, w spodniach od piżamy, dopiero ca nałożonej, jeszcze nie zapiętej, białej koszuli i przewieszonym przez szyję, niezawiązanym krawacie. Victor słysząc taką uwagę otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Jednak nie za bardzo wiedział, jak mógłby zareagować w takiej sytuacji, więc znów je zamilkł. Uprzedzono go, że młody hrabia jest niespotykanie niemiły. To zadufany w sobie arogant, chcący czerpać z życia jedynie przyjemności, ale jednocześnie umiejący doskonale grać i manipulować innymi. Uwielbia okazywać innym, niżej od niego urodzonym, "gorszym" pogardę. Jednocześnie, gdy chciał, potrafił być najcudowniejszą osobą na świecie. Canagan doskonale wiedział, czego chce, i wykorzystywał to, co miał i czego nauczył się przez lata, aby osiągać swoje cele. To zachowanie jest charakterystyczne nie tylko dla hrabiego Canagana. Wielu lepiej urodzonych tak postępuje, a dla każdego służącego oczywiste jest to, że wiele informacji przekazywanych przez pana musi pozostać tajemnicą. Oczywiście Victor nie usłyszał tego samego od młodego dziedzica Blackrose ani od jego rodziny, ale od reszty służących i od własnej rodziny.
- No to zrobisz coś w końcu, czy dalej będziesz tak stał i się gapił jak cielę?!- zirytowany głos Canagana wyrwał Victora z zamyślenia.
- Tak, panie. To znaczy nie, panie- odpowiedział zmieszany i trochę zdezorientowany służący. Młody hrabia zaśmiał się. Mimo że był to zwykły śmiech, wydał się Victorowi niezwykle kpiący i złośliwy.
- "Tak, panie. To znaczy nie, panie"- Canagan przedrzeźnił go, powtarzając jego słowa dziewczęcym, piskliwym głosem. - Jesteś strasznie niezdecydowany. Jak wszystkie kobiety. Powinieneś nad tym popracować, w końcu ty nie jesteś dziewczyną, prawda?- rzucił wampir, znikając na powrót w łazience i zamykając za sobą drzwi. - Cholera!- dało się słyszeć po chwili. - Masz, uszykuj mi nową koszulę!- krzyknął Canagan, wychylając się ponownie z łazienki i rzucając górną częścią swojej garderoby w stronę Victora. Ten, jak na wampira przystało, z łatwością złapał ciuch.
- Nie miałbym teraz takich problemów, gdybym dostał kompetentnego służącego- wymamrotał pod nosem Canagan, wracając do łazienki. Victor ze spokojem złożył koszulę w kostkę i uszykował nową, kładąc ją na fotelu. W drodze na śniadanie zamierzał zanieść brudny ciuch do pralni. Po chwili z łazienki wyszedł młody hrabia i ubrał się w uszykowane ubrania. Następnie nic nie mówiąc, wyszedł, a Victor posłusznie ruszył za nim. Skierowali się w stronę jadalni. Po drodze służący, jak planował, udał się do pralni. Gdy przybył na śniadanie, zebrana tam już była cała bliższa rodzina jego pana, czyli ojciec i jednocześnie obecna głowa rodu Blackrose, Richter Blackrose i siostra jego matki, Alyssa Elvant. Victor jak każdy prywatny sługa, zajął miejsce za swoim panem, gotowy w razie potrzeby mu służyć. Cała trójka jadła posiłek składający się z wytrawnych dań. W tym dniu stół uświetniły rozliczne tatary, z mięsem wołowym, wieprzowym, a nawet drobiowym, poza tym pasztet z wątróbek drobiowych oraz pieczeń wieprzowa. Wszelakiego rodzaju mięso było ulubionym posiłkiem wampirów. To znaczy, zaraz po krwi. Wampirza rodzina popijała to wszystko to wszystko specjalnym rodzajem czerwonego wina. KONIEC Można by nazwać ich alkoholikami, skoro już od rana spożywają alkohol, jednak mają ku temu swoje powody. Od czasu, gdy to wszystkie żyjące w Antherlendzie rasy podpisały pokój, zaczęto coraz bardziej patrzeć krzywa na wampiry i ich nawyk żywienia się ludzką krwią. Jednak, mimo że istoty te mogły spożywać normalne jedzenie (choć nie musiały), nie byłyby w stanie przeżyć bez krwi. W końcu jednak znaleziono aż dwa rozwiązania, które uzupełniły postanowienie pokoju między rasami. Otóż wampiry miały zakaz żywienia się krwią ludzi lub jakichkolwiek innych istot magicznych. Mogły jedynie pić krew zwierzęcą, ale nie wszystkich gatunków. Poza zasięgiem wampirzych kłów znalazły się m.in. jednorożce, pegazy i wszelkie inne potężniejsze zwierzęta magiczne. Drugie zaś rozwiązanie obejmowało właśnie wspomniane wcześniej wino. Zostało ono wynalezione mniej więcej w czasie, gdy wpadnięto na pomysł, aby wampiry gasiły pragnienie za pomocą zwierzęcej krwi. Otóż bardzo znany wampir, główny doradca wampirzego władcy, wynalazł specjalny rodzaj wina, które ma smak ludzkiej krwi. Jednak nie jest ono tanie, chociaż istnieje wiele tandetnych i zbliżonych w smaku podróbek. Jednak oryginał jest tylko jeden. Zazwyczaj nie stać na niego przeciętnego wampira. Na rozkoszowanie się smakiem tego wina może liczyć niezbyt wielkie grono bogatych i wpływowych osób, do których należeli wszyscy członkowie jednego z najznamienitszych wampirzych rodów, czyli Phantomhive. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele istot, zwłaszcza ludzi, nadal obawiało się wampirów. Niektórzy sądzili, że potajemnie wciąż żywią się ludzką krwią. Przynajmniej niektóre. Jednak wszyscy przedstawiciele tej rasy ostro zaprzeczali. Jednak żadna inna istota nie była do końca przekonana czy to prawda.
- Słyszałem synu, że zamierzasz udać się w kolejną podróż w celu pogłębienia swej wiedzy. Czy to prawda?- spytał Richter
- Tak, ojcze- odparł Canagan.
- Moja krew! Zawsze powtarzałem, że oprócz wiedzy, ważne jest także doświadczenie. To wprost wyśmienicie, że po ukończeniu nauki w najlepszej szkole wampirów, sam zaproponowałeś, że chcesz zwiedzić trochę świata. W końcu to właśnie w podróży najlepiej zdobywa się doświadczenie. Jestem z ciebie taki dumny!
- Wiem, ojcze. I dziękuję za pochwałę. Takie słowa z twoich ust wiele dla mnie znaczą- Canagan wyrecytował znaną formułkę. Był już lekko znudzony takimi rozmowami z ojcem, gdyż prowadzili je zawsze, kiedy się widzieli. Tym razem młody hrabia odpowiadając, skupił swoją uwagę na misce z sałatką, której planował sobie nałożyć. Właśnie w chwili, gdy ją podniósł i już nabrał trochę na łyżkę, odezwała się jego ciotka:
- Twoja matka także byłaby z ciebie dumna- powiedziała. Łyżka z sałatką na chwilę zatrzymała się wraz z zawartością tuż nad talerzem Canagana, ale po chwili chłopak ocknął się i nałożył sobie jedzenie.
- Miło mi to słyszeć. Naprawdę- powiedział, będąc lekko zmieszanym i jednocześnie patrząc na ciotkę oraz odkładając miskę z sałatką.
- A dokąd zamierzasz się udać?- zapytał Richter.
- Do Sadon- odparł krótko Canaga.
- Do Sadon?- spytali niemal jednocześnie ojciec i ciotka chłopaka.
- Tak, do Sadon- potwierdził obojętnym tonem wampir. Był przygotowany na to, że informacja ta dość mocna zszokuje Alyssę i Richtera.
- Ale po co? Przecież tam mieszkają tylko ludzie.
- Tak, ale co z tego? Podróż w tamto miejsce też może mi wiele dać- odparł chłopak.
- To prawda, ale twoja ciotka ma trochę racji. W końcu ludzie, sam wiesz, nie są ani zbyt ważni, ani potężni, wpływowi, czy bogaci. Innymi słowy znajomość z nimi nie daje żadnych większych możliwości. Chociaż jest wśród tej rasy kilka bardziej ważnych osób, ale żadna z nich nie mieszka w Sadon.
- Wiem to wszystko, ale po prostu mam ochotę się tam udać- powiedział Canagan, ostatecznie ucinając temat. Dla wielu jego zachowanie byłoby co najmniej dziwne, jednak Alyssy i Richtera nie zdziwiło aż tak bardzo. Chłopak nie po raz pierwszy udawał się w jakieś miejsce zupełnie bez celu, bo "chciał". Oczywiście oboje woleliby, aby Canagan podróżował do miejsc bardziej wartościowych, gdzie spotykał by się z wieloma ważnym i wpływowymi ludźmi. Jednak nie mieli z tym aż takiego problemu, bo w takie części krainy Antherlend młody wampir także dość często się udawał. Do końca śniadania cała trójka prowadziła zwyczajną, niezbyt żywą rozmowę, głównie o następnej podróży Canagana, choć nie tylko. Po posiłku młody szlachcic wraz ze swym nowym służącym udał się do swego pokoju, aby poczynić odpowiednie przygotowania do wyprawy. Jednakże należy to zaznaczyć, że jej cel był zupełnie inny, niż wszyscy sądzili. Caanaganowi takie podróżowanie bardzo odpowiadało głównie dlatego, że w czasie wypraw spotykał wiele pięknych kobiet. Młody wampir był zaś urodzonym kobieciarzem. Uwielbiał uwodzić, rozkochiwać w sobie i wykorzystywać kobiety. Jest to także powód, dla którego chłopak odwiedzał różne miejsca, nie tylko takie, gdzie można było spotkać osoby z wyższych sfer. Otóż od czasu do czasu docierały do niego plotki, że gdzieś tam w świecie żyje sobie jakaś nieziemskiej wprost urody kobieta. W takich wypadkach Canagan najczęściej się tam po prostu udawał na miłosne łowy. Ostatnimi czasy dowiedział się, że właśnie w Sadon mieszka pewna niezwykle urodziwa dama, Elizabeth Morvant. Oczywiście wampir postawił sobie za cel czym prędzej ją odszukać i... zrobić to, co zwykle.
- Victorze, sięgnij moją walizkę i spakuj mnie. Ja zaś uszykuję się do drogi- powiedział, gdy oboje weszli do pokoju młodego panicza. Canagan od razu udał się do łazienki, służący przystąpił zaś do wykonywania powierzonego mu zadania. Na szczęście lokaj, który poprzednio usługiwał wampirowi, wprowadził go nieco w tajniki służby u młodego hrabiego Phantomhive. Dzięki temu Victor wiedział, gdzie znajduje się walizka i jakie rzeczy ma spakować. Zajęło mu to kilka minut. Następnie zniósł walizkę do holu i wrócił do swojego pokoju, gdzie do niewielkiej torby spakował dosłownie kilka rzeczy dla siebie. Gdy wrócił do holu, czekał tam już Canagan, ubrany w czarny cylinder i płaszcz. Miał też długą laskę tego samego koloru, zakończoną na dole i u góry srebrno-złotymi zdobieniami. Na górze był też mały herb rodziny Phantomhive. Victor bez słowa podszedł i złapał walizkę, chcąc wynieść ją przed dom. Alyssa i Richter przyszli oczywiście pożegnać wampira.
- Wyglądasz, jakbyś już był głową rodziny, Canaganie. Twój ubiór to mówi. Ale to wprost wspaniale, w końcu jak podróżować, to z klasą. Moja krew!- powiedział Richter.
- Trzymaj się. Niech ta podróż będzie równie owocna jak inne- dodała ciotka, całując siostrzeńca na pożegnanie w oba policzki.
- Otóż to. Szczęśliwej drogi, synu. I pamiętaj, aby być wyrozumiałym dla Victora. W końcu on dopiero zaczyna swoją karierę służącego.
- Będę pamiętał- powiedział krótko Canagan, w duchu śmiejąc się z rady ojca.
- Przed domem już czeka kareta.
- W takim razie na nas już czas- powiedział młodzieniec, widząc że Victor już wrócił. Oznaczało to, iż wszystko jest gotowe.
- Żegnaj, synu- powiedział Richter.
- Szczęśliwej drogi, kochaniutki- dodała Alyssa, wspinając się na palce, by przytulić siostrzeńca.
- Lepiej nie rośnij już bardziej- zaśmiała się.
- Postaram się. Do zobaczenia- powiedział Canagan i wyszedł przed dom. Victor tworzył mu drzwi karety i wpuścił go do środka, a następnie wszedł za swoim panem. Gdy już oboje wygodnie się usadowili, woźnica uderzył lekko konie, a te ruszyły przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz