niedziela, 24 grudnia 2017

Zakazany Romans XXVII "Powrót"

- Witam ponownie, panno Morvant-odezwał się wilkołak.
- Ja również witam. Nawet zapamiętał pan, jak mam na imię- powiedziała Trix.
- Naturalnie, jakżeby inaczej? Jednakże widzieliśmy się dość krótko, dlatego pozwolę sobie przypomnieć panience me imię, gdyby nie pamiętała. Nazywam się Asban Nikotev. To ja miałem zająłem się koniem panienki- powiedział mężczyzna, ratując tym samym Trix z opresji. Dziewczyna bowiem faktycznie nie pamiętała jego imienia.
- Więc to pan będzie mi towarzyszył?- zapytała niepewnie Trix.
- Zgadza się. I pozwolę sobie panienkę ponaglić, mamy bardzo mało czasu- odparł Asban. Dziewczyna podeszła do wilkołaka. Ten, ku jej zdziwieniu, niczym dżentelmen podał jej swe ramię, by się na nim oparła. Trix była zaskoczona tym bardziej, że nigdy nie spotkała się z takim zachowaniem, gdyż nie brała udziału w żadnych ekskluzywnych przyjęciach. Tym bardziej nie spodziewała się spotkać się z takim postępowaniem tutaj. Razem wyszli przed dom, gdzie, jak się okazało, miało odbyć się przyjęcie. Na dworze ustawiono jeden po drugim podłużne stoły, przy których siedziało już wiele osób. Asban poprowadził Trix ku dwójce z nich, mężczyźnie i kobiecie. Ci zaś, kiedy tylko ich zauważyli, wstali i zbliżyli się.
- Już nie mogliśmy się was doczekać- powiedział obcy mężczyzna.
- Jasne, nie udawaj. Chciałeś pewnie, żeby jak najdłużej mnie nie było- odpowiedział towarzysz Trix.
- Jak możesz tak mówić! Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham, braciszku!- odparł nieznajomy, krzyżując ręce i odrzucając głowę w geście obrazy.
- Zwłaszcza w takich momentach, kiedy się na mnie wkurzasz i próbujesz wgnieść w ziemię- powiedział Asban. Cała trójka wybuchła śmiechem, oprócz Trix, która nie za bardzo zdając sobie sprawę z tego, o co chodzi, tylko lekko się zaśmiała.
- Och, wybacz mi, panienko. Pozwól, że ponownie przedstawię ci mojego brata, którego co prawda miałaś już okazję poznać. To Salwe Nikotev, a to jego nowa żona, Mirai- powiedział Asban, wskazując kolejno wybrane osoby. Mężczyzna wyglądał zupełnie jak jego brat. Z kolei kobieta miała długie blond włosy i jasną cerę. Najbardziej jednak w jej wyglądzie przykuwały uwagę oczy w kolorze intensywnie ciemnofioletowym.
- Moja pierwsza i jedyna żona- dopowiedział Salwe.
- Przecież to właśnie powiedziałem.
- To zabrzmiało, jakby Mirai była już moją kolejną żoną- odparł Salwe.
- Być może to właśnie tak miało zabrzmieć- odparł Asban, na co obaj mężczyźni ponownie się zaśmiali.
- Miło nam Cię poznać- powiedziała Mirai, niespodziewanie znajdując się tuż przy Trix i wyciągając do niej rękę. Kobiety przywitały się.
- Mnie Ciebie również- odparła lekko zdezorientowana dziewczyna.- Czy oni tak zawsze?- dodała.
- Tak. Od zawsze sobie dogryzają, potem się kłócą, próbują wzajemnie zabić, obrażają się i nie odzywają do siebie, a na koniec godzą i wszystko od nowa się powtarza- odpowiedziała Mirai, po czym głośno odchrząknęła, zwracając na siebie tym samym uwagę wszystkich zebranych.
- Salwe, może byś tak przywitał się z panną Morvant?- powiedziała Mirai.
- Och, racja, gdzie moje maniery...
- Nie martw się Salwe, nie zgubiłeś ich. Nie można zgubić czegoś, czego nie ma- powiedział szybko Asban, na co jego brat i szwagierka posłali mu mordercze spojrzenia.
- Jak już panienka zapewne wie, widzieliśmy się przedtem dzisiaj, jednak nie mieliśmy okazji się sobie lepiej przedstawić. Miło mi pannę poznać- powiedział Salwe, ignorując słowa brata.
- Swoją drogą to naprawdę niebezpieczne wyruszać w taką podróż, będąc młodą kobietą. Musi być panienka bardzo odważna- powiedział Asban.
- Cóż, czasem nie ma innego wyjścia i trzeba zrobić coś, czego bardzo się nie chce- odparła Trix, wzruszając lekko ramionami.
- Racja. Nie zmienia to jednak faktu, że musi być Ci bardzo ciężko. Gdyby to ode mnie zależało, pomogłabym ci natychmiast!- powiedziała Mirai.- Swoją drogą, nie jesteś chyba zła, że nie zwracam się do Ciebie w formalny sposób? Dla mnie brzmi to strasznie sztywno- dodała, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ależ skąd, nie mam z tym żadnego problemu- odpowiedziała dziewczyna.
- Świetnie, więc nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy wszyscy zwracać się do siebie po imieniu- powiedziała Mirai, na co wszyscy się zgodzili. Ich rozmowę przerwało niestety pojawienie się Aldaryka, a co za tym idzie, rozpoczęcie przyjęcia. Wszyscy zebrani zajęli swoje miejsce przy  stołach. Trix usiadła tak, że po prawej miała Asbana, a po lewej Mirai. Obok niej zaś siedział jej mąż. Wszystkich ich dziewczyna zdążyła już polubić i właściwie zapomniała, że ma do czynienia z wilkołakami. Uczta przebiegała zadziwiająco dobrze. Co prawda co jakiś czas Trix czuła na sobie czyjeś wzgardliwe spojrzenie, ale starała się to ignorować. Po uczcie przyszła kolej na zabawę i różne tańce. Jako pierwszy chciał z Trix tańczyć Asban. Następnie kobieta miała okazję zatańczyć z Salwe. Po ich tańcu Trix spostrzegła, że zbliża się do nich sam Adalryk w otoczeniu swojej służby.
- Jak się panienka bawi na naszym przyjęciu?- spytał, uśmiechając się wesoło.
- Wyśmienicie! Dawno nikt nie zafundował mi takiej rozrywki!- odparła Trix.
- Cieszę się. Czy zatem zaszczyci mnie panienka jednym tańcem? Co prawda jestem już niemłody, ale nadal mam jeszcze trochę werby do takich zabaw- powiedział Adalryk. Kobieta zgodziła się i przetańczyła kolejny taniec. Potem ponownie podszedł do niej Asban, z którym spędziła właściwie resztę uczty. Kiedy zrobiło się późno jej obecny opiekun wraz z Adalrykiem odprowadzili ją do tymczasowo przeznaczonego jej pokoju w domu władcy wioski.
- Jutro z samego rana wszystko będzie gotowe do twojego wyjazdu, panienko. Dostaniesz zapasy na drogę, a moja służba odprowadzi Cię kawałek. Wybacz, że nie będą Ci towarzyszyć całą drogę, ale mamy zbyt małą liczbę straży w wiosce, by mogli wyjechać na dłużej- powiedział Adalryk z wyraźnie słyszalnym w głosie smutkiem.
- Ależ nic się nie stało! I tak jestem Wam wszystkim naprawdę bardzo, bardzo wdzięczna!- zapewniła żarliwie Trix. Następnie wszyscy się pożegnali i życzyli sobie dobrej nocy. Trix została też poinstruowana co robić, gdyby miała jakiś problem. Następnie została sama w swoim tymczasowym pokoju. Był dość mały, cały w odcieniach brązu. Ściany były jasne, podłoga ciemna. Po jednej stronie znajdowały się dwa okna, po drugiej regał z książkami i mała szafa. Pod ścianą na środku stało łóżko, a obok niego po lewej stolik nocny. Po prawej znajdowała się mała toaletka. Na stojącym przy niej krześle ktoś powiesił przeznaczoną dla Trix koszulę nocną. Trix przebrała się więc i położyła do łóżka. Mimo że miała naprawdę wiele zmartwień, trudy ostatnich dni sprawiły, że niemal natychmiast zasnęła.
~~~~~~~~~~~~
Musieli być bardzo uważni, aby nikt nie nakrył ich szwędających się bez celu po posiadłości. Mieliby duży kłopot z wytłumaczeniem się. Canagan szedł przodem, szybkim i energicznym krokiem. Trzymał Aurelinę za rękę. Wampirzyca ledwo za nim nadążała, ale jakoś dawała radę. Kiedy tylko dotarli do pokoju chłopaka, ten otworzył drzwi i wpadł do środka jak huragan, ciągnąc swoją narzeczoną za sobą. Wampir puścił Aurelinę, lecz siła, z jaką ją pociągnął, sprawiła, że dziewczyna poleciała jeszcze kilka kroków do przodu. Gdy już się zatrzymała, wyprostowała się i poprawiła swoją sukienkę oraz włosy. Potem zrobiła kilka kroków w stronę łóżka, na którym chciała za chwilę przysiąść. W tym samym czasie Canagan szybko i gwałtownie zamknął drzwi, po czym odwrócił się w stronę wampirzycy.
- No wiesz! Opanuj się trochę, bo jak na razie zachowujesz się jak...!- zaczęła Aurelina, jednak nie zdołała dokończyć. Chłopak jednym susem pokonał dzielącą ich odległość i pocałował ją. Pocałunek był gorący, dziki, namiętny. Taki, jaki powinien być. Canagan objął dłońmi twarz i szyję narzeczonej. Dziewczyna chwyciła go mocno za ręce, wbijając mu w skórę swoje paznokcie, jednak wampir zdawał się tego nie zauważać. Wampirzyca szczerze chciała przerwać ten pocałunek, ale nie potrafiła znaleźć w sobie tyle siły. Był on zdecydowanie zbyt doskonały, aby tego dokonać. Zresztą jak każdy pocałunek Canagana. W końcu to chłopak zdecydował o przerwie w całowaniu i odsunął się trochę od Aureliny. Następnie brutalnie popchnął swoją narzeczoną w stronę łóżka. Dziewczyna potknęła się i upadła na nie. Zaraz jednak uniosła się lekko i podparła łokciami.
- Więc to jest ta twoja niespodzianka...?- trudno było do końca stwierdzić, czy wampirzyca pyta, czy też stwierdza fakt.
- A co, nie podoba się?- zapytał Canagan, nawet nie oczekując odpowiedzi. Szybki rozpiął guziki swojej koszuli i wszedł na łóżko. Kiedy tylko znalazł się nad Aureliną, schylił się i ponownie ją pocałował. Choć wydawałoby się to niemożliwe, ten pocałunek był jeszcze bardziej udany niż poprzedni. Aurelinie w zupełności odjęło mowę. Canagan był o wiele bardziej szalony, napalony, brutalny niż zwykle. Dziewczyną zawładnęło pożądanie i choć nie chciała się mu poddać, była już na straconej pozycji. Na początku, kiedy wampir znienacka ponownie ją pocałował, była zupełnie zaskoczona. Uczepiła się dłońmi jego ramion. Jednocześnie chciała go od siebie odepchnąć i przyciągnąć bliżej. Niemal natychmiast wygrało to drugie pragnienie. Canagan z łatwością rozerwał górną część sukni Aureliny. Jak szalony całował całe jej ciało, twarz, usta, szyję, piersi. Był niczym wygłodzone zwierzę, które po wielu tygodniach głodówki zdobyło pożywienie. Każdy wie, że kiedy Canagan czegoś chce, nic nie jest w stanie przeszkodzić mu w zdobyciu tego. Zwłaszcza rzecz tak nieznacząca jak ubranie. Wampir pozbył się wszystkich zbędnych ciuchów, większość z nich po prostu zdzierając z Aureliny i rozszarpując je. Gdy oboje byli już nadzy, jego dłonie zrobiły sobie spacer po ciele jego narzeczonej. Piersi, biodra, uda. Był jednocześnie delikatny, ale i stanowczy oraz brutalny. Jego narzeczona nigdy go takim nie widziała, zawsze był taki czuły i kochany. Kochając się z nim, czuła się kiedyś przecudownie, wspaniale. Canagan podchodził do niej z ogromnym szacunkiem. A teraz traktował ją właściwie jako przedmiot do zaspokojenia tylko jego żądz. Jak nic nie wartą zabawkę. Jak osobę niegodną jakiejkolwiek czci. Czuła się niczym jego podwładna. W pełni zniewolona, zależna od niego, oszalała z pożądania, które tylko Canagan może zaspokoić. Podobało się jej to. Wampir jeszcze tylko chwilę pobawił się jej sutkami, pieszcząc je językiem. Po wewnętrznej stronie jej uda spokojnie rysował kółka. Nagle wszystko to się urwało. Zupełnie niespodziewanie chłopak przerwał wszystkie pieszczoty i bez ostrzeżenia wszedł w nią brutalnie. Aurelina krótko krzyknęła, Canagan natychmiast jednak zamknął jej usta kolejnym dzikim pocałunkiem. Dziewczyna nie miała już przed sobą swojego ukochanego, tylko sadystycznego, drapieżnego, nieczułego wampira, który nie zamierzał mieć dla niej litości. Chłopak poruszał się w Aurelinie niezwykle brutalnie i ostro. I choć wampirzyca czuła ból, pragnęła jednocześnie więcej. Więcej wszystkiego. Więcej Canagana. Więcej tego, co teraz robią. Objęła ukochanego dłońmi i przyciągnęła go jeszcze bliżej. To, zdawać by się mogło, nieco ostudziło wampira, który trochę przystopował. Nadal jednak zachowywał się, jakby liczył się tylko on. Tej nocy nie był czułym kochankiem, tylko bezlitosnym drapieżnikiem.
~~~~~~~~~~~~
Trix była tak zmęczona, że obudziła się dopiero, kiedy dotarło do niej, iż od dłuższego czasu ktoś bardzo mocno wali w drzwi jej pokoju. Przez chwilę przeraziła się, gdyż nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Kiedy już przypomniała sobie wszystko, natychmiast wydostała się z pościeli i pobiegła otworzyć. Przed nią pojawił się Asban.
- Wybacz, nie chciałem cię budzić, ale właśnie w tym celu zostałem tu przysłany. Jak minęła noc?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Ale o co właściwie chodzi?- spytała zdziwiona Trix.
- O to, że za niedługo zacznie się śniadanie. Wielki Aldaryk chciałby jeszcze z tobą porozmawiać przed twym odjazdem- wyjaśnił Asban.
- O jejku, nie chcę się spóźnić!- zawołała wystraszona Trix.- Ile czasu zostało?- dodała niemal natychmiast.
- Jakieś pół godzinki. Nie martw się, poczekam tutaj na ciebie, abyś mogła w spokoju się uszykować- odparł Asban.
- Naprawdę? Jesteś wspaniały!- zawołała dziewczyna. Zniknęła w swoim pokoju na kilkanaście minut. Szybko się obmyła i ubrała oraz posłała łóżko, a także złożyła w kostkę swoją nocną koszulę. Kiedy otworzyła drzwi, okazało się, że oprócz Asbana był już tam też Indolf.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że dobrze się panience spało- rzucił od niechcenia kamerdyner, mijając Trix w drzwiach jej tymczasowego pokoju.
- Wygląda na to, że Trix już wyręczyła cię w pracy- powiedział Asban, zaglądając do środka.
- Mimo to posprzątam tutaj- odparł oschle Indolf.
- Skoro mało ci pracy...- powiedział cicho Asban, wzruszając ramionami. Wilkołak zaprowadził Trix do jadalni, gdzie czekali już na nich Knor i Aldaryk. Kiedy wszyscy się już ze sobą przywitali, zasiedli do stołu.
- Pozwoliłem sobie zaprosić Knora, gdyż to on będzie dowodzić towarzyszącą ci strażą oraz Asabana, ponieważ zauważyłem, że najlepiej się ze sobą dogadujecie- wyjaśnił Aldaryk. Śniadanie minęło w poprawnej, nawet miłej atmosferze. Tylko Knor i pojawiający się co jakiś czas Indolf traktowali Trix z rezerwą. W końcu jednak nadeszła pora na pożegnanie. Wilkołaki uszykowały konia dziewczyny i pomogli jej na niego wsiąść. Trix otrzymała wiele podarunków, z tego powodu część z nich znalazła się na grzbiecie drugiego konia, którego nikt nie dosiadał.
- To stary i spokojny koń. Nam się już nie bardzo przyda, ale na pewno wtrzyma drogę do Sillas de Meanum. Twój rumak nie byłby w stanie wszystkiego udźwignąć, z tego powodu dajemy ci to zwierzę- wyjaśnił Aldaryk.
- Ależ to zbyt wiele! Prosiłam o pomoc i jestem za nią ogromnie wdzięczna, ale nie musieliście się tak starać!- zawołała Trix. Aldaryk był jednak nieugięty. Dziewczynie towarzyszyć miały te same osoby, które ją tutaj przyprowadziły.
- Jeśli jeszcze kiedyś będziesz w pobliżu, odwiedź nas!- zawołał do Trix na pożegnanie Aldaryk. W końcu ona i jej towarzysze wyruszyli w drogę. Przez długi czas nikt nic nie mówił. Dziewczyna jechała w tyle, na samym przodzie zaś znajdował się Knor.
- Trochę smutno, że będziemy musieli się rozstać- zagadał do niej Asban. Trix była tak zamyślona, że spostrzegła nawet, kiedy wilkołak się do niej przybliżył. Była zbyt zajęta walką z wyrzutami sumienia, które pożerały ją od środka. Ja ich okłamałam, a oni byli dla mnie tacy dobrzy. Może nie wszyscy się do mnie przekonali, ale Asban, Aldaryk... Chociaż zrobiłam to przecież, aby uratować życie mi i Elizabeth- myślała Trix. I temu dziecku- dodała po chwili w myślach. Na wspomnienie tego brzdąca, który żył sobie teraz w łonie jej siostry, Trix ogarnęła złość, jednak dziewczyna zaraz postarała się ją odgonić. Dziecko nie jest niczemu winne, pamiętaj- pomyślała.
- Faktycznie, smutno- powiedziała w końcu Trix, kiedy Asban stracił już właściwie nadzieję, że otrzyma od niej jakąkolwiek odpowiedź.
- Może i nie znaliśmy się ani dość długo, ani zbyt dobrze, ale będę za tobą tęsknić- powiedział wilkołak, patrząc na Trix niemalże z... czułością? Po raz pierwszy od dawna dziewczyna na jakiś czas zapomniała o problemach swojej siostry i skupiła się tylko na sobie, co było poniekąd zasługą Asbana.
- Mnie ciebie również. Nawet nie wiesz, jak wiele dałeś mi zwykłą rozmową ze mną- odparła Trix, uśmiechając się smutno.
- Domyślam się, że musi ci być ciężko.
- Bardzo, ale nie mówmy teraz o tym. Nie chcę rozdrapywać ran- powiedziała szybko Trix. Było to zupełną bzdurą, gdyż dziewczyna chciała przede wszystkim za wszelką cenę zagłuszyć wyrzuty sumienia. Jednocześnie odczuwała prawdziwy smutek z powodu ich nadchodzącego rozstania i tego, że prawdopodobnie nigdy już się więcej nie spotkają. Trix nie miała zamiaru dać się teraz złamać nagromadzonym w niej negatywnym emocjom, dlatego nie chciała teraz mówić o niczym, co się z nimi wiązało. W tym także o wymyślonym przez siebie kłamstwie.
- Mam nadzieję, że może jeszcze się spotkamy. W życiu różnie bywa- powiedział Asban.
- Ja także na to liczę. I że wtedy będą to znacznie milsze okoliczności- odparła Trix. Dalsza droga zleciała jej na takiej właśnie niezobowiązującej pogawędce z Asbanem. W końcu dotarli do miejsca, gdzie dziewczyna spotkała wilkołaki.
- To by było na tyle. Dotąd właśnie mieliśmy cię odprowadzić- powiedział Knor, odwracając się w stronę Trix.- Dalej będzie panienka musiała poradzić sobie sama- dodał. Jeden z mężczyzn, który do tej pory prowadził dodatkowego konia, zbliżył się do dziewczyny. Trix nie była zbyt doświadczona w jeżdżeniu konno, choć bardzo dobrze sobie radziła. Nie była jednak pewna co do tego, jak poradzi sobie, kiedy będzie musiała prowadzić dodatkowego konia, którego nikt nie dosiada.
- Może chociaż ja mógłbym ją jeszcze trochę odprowadzić?- zasugerował Asban. W tej samej chwili spojrzenia wszystkich obecnych spoczęły na nim. Trix spojrzała na niego z wdzięcznością, ale i niepokojem, gdyż nie chciała ryzykować, że w ich dalszej wspólnej podróży wyjdzie na jaw jej kłamstwo. Pozostałe wilkołaki po prostu popatrzyły na swojego towarzysza ze zdziwieniem, prócz Knor, który rzucił Asbanowi oburzone spojrzenie.
- Wystarczająco jej już pomogliśmy- powiedział stanowczo. Choć mówił spokojnie, wydawało się, że jest naprawdę zdenerwowany.
- Ale przecież to tak niewiele- Asban nie poddawał się.
- Wykluczone! Musimy słuchać poleceń Wielkiego Aldaryka, poza tym naszym głównym zadaniem jest ochrona wioski w razie niebezpieczeństwa, a nie pilnowanie ludzkich dziewcząt!- rzucił Knor.
- Ale przecież...- Asban nie dawał za wgraną.
- Powiedziałem: nie! A ty masz słuchać poleceń swojego dowódcy- odparł Knor, mrużąc przy tym oczy.
- On ma rację. Wystarczająco mi już pomogliście, zwłaszcza ty, drogi Asbanie- powiedziała spokojnie Trix. Wilkołak przeniósł na nią wzrok. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. W jej oczach widać było spokój, zdawało się nawet, że dziewczyna uśmiecha się nimi do niego. Spojrzenie Asbana było początkowo pełne pretensji i złości, lecz pod wpływem wzroku Trix mężczyzna poczuł, że się uspokaja. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, Asban czuł się, jakby na świecie byli tylko oni. Trix również poczuła coś dziwnego, coś czego nie mogła określić. To "coś" było bardzo przyjemne, ale dziewczyna wiedziała, że nie może się poddać temu "czemuś".
- Żegnaj- wyszeptała tak, że tylko Asban był w stanie ją usłyszeć.- Żegnajcie wszyscy! Z całego serca dziękuję wam za pomoc niewieście w potrzebie!- zawołała po chwili głośno, tak, by wszyscy ją usłyszeli, po czym zaczęła się oddalać. Mimo że miała ogromną ochotę się odwrócić i ostatni raz spojrzeć na Asbana, którego tak bardzo zdążyła polubić, nie zrobiła tego. Wiedziała, że wtedy tylko niepotrzebnie przysporzyła by sobie i jemu więcej smutku z powodu rozstania.
~~~~~~~~~~~~
Pierwsza noc minęła Elizabeth bardzo dziwnie. Była pełna strachu. Dziewczyna przebywała sama w środku ogromnego, strasznego, ciemnego lasu. Jedynym jej towarzyszem był koń i pohukująca co jakiś czas sowa. Ona jednak mogłaby dać sobie spokój, gdyż wydawane przez nią odgłosy tylko bardziej denerwowały Elizę. Jakimś cudem jednak przetrwała tę noc i nawet przespała kilka godzin. Gdyby nie zmęczenie, cały czas by czuwała. Poranek rozpoczęła od zwrócenia wszystkiego, co zjadła poprzedniego dnia.
- Dziecko, ty się jeszcze nie urodziłeś lub nie urodziłaś, a już chcesz mnie wykończyć- powiedziała, lekko się przy tym uśmiechając. Ostatnio coraz częściej mówiła do swojego nienarodzonego potomka. Niby wiedziała, że ono jej nawet nie rozumie, ale i tak tego nie zaprzestawała. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że dzięki tym rozmowom tylko bardziej przywiązuje się do swojej kruszynki. Kiedy już doprowadziła się do porządku, nakarmiła konia i poszła się przejść. Sama nie miała ochoty nic jeść. Na spacerze rozmyślała głównie o tym, co się dzieje z jej siostrą, kiedy wróci i jak to wszystko się dalej potoczy. Nie martwiła się jednak, gdyż wiedziała, że tylko jej to może zaszkodzić. Poza tym nadal towarzyszyło jej to przeświadczenie, że wszystko będzie dobrze. W końcu Elizabeth wróciła do ich prowizorycznego obozu. Ponownie podjęła próbę rozpalenia ogniska, jednak znów jej nie wyszło.
- Mamy szczęście, dziecino, że noce są tu dość ciepłe. I drapieżniki się nami niepotrzebnie nie interesują. W dodatku twój ojciec dał nam chyba spokój. To wszystko na pewno są dobre oznaki- powiedziała Elizabeth. Skoro nie mogła zjeść nic na ciepło, zadowoliła się kolejną porcją owoców. Słońce świeciło wysoko na niebie, ptaki ćwierkały, co jakiś czas przelatywał kolorowy motyl. Las zupełnie nie przypominał tego mrocznego miejsca, którym staje się po zmroku. Eliza nie była w stanie dłużej opierać się senności. Nie wiedziała, jak długo spała. Obudził ja hałas świadczący o tym, że ktoś jedzie konno. Poderwała się z miejsca, pewna, że to jej siostra. Miała rację. Po chwili z gąszczu wyłoniła się Trix jadąca na swoim koniu oraz prowadząca jeszcze jednego. Kiedy tylko znalazła się przy siostrze, zeszła na ziemię i obie rzuciły się sobie w ramiona.
- Tak się cieszę, że cię widzę!- wrzeszczały na przemian, płacząc przy tym i śmiejąc się. Trwało to kilka minut.
- Jednak udało cię się znaleźć pomoc! Gdzie? Jak? Od kogo?- zaczęła dopytywać Elizabeth, gdy już się sobą nacieszyły. Trix opowiedziała jej wszystko zgodnie z prawdą, pomijając tylko to, jak bardzo zdążyła polubić jednego z wilkołaków. Wspomniała tylko, że z niejakim Asbanem dogadywała się wyśmienicie i aż żal jej było go opuszczać. Uznała, że nie jest to wiadomość, którą Elizabeth musi koniecznie usłyszeć.
- Wiedziałam jednak, że muszę. Bo ty, twoje dobro i bezpieczeństwo są dla mnie najważniejsze- powiedziała Trix. Nie dodała, że czasem nachodzą ją niemiłe myśli względem Elizy. Że zdarza się jej obarczać ją winą za tą sytuację. Że ma za złe jej naiwność i to, że nie zgodziła się po prostu już dawno na ślub z Antonim, kiedy był na to czas. Trix zawsze jednak odgania te myśli, gdyż wie, nie można nikogo za nic winić. Oprócz tego wampira, to on przysporzył im wszystkich kłopotów. To wszystko jego wina! Przez niego cierpimy, boimy się, uciekamy!- pomyślała Trix.
- O czym myślisz?- spytała nagle Elizabeth. Obie siedziały teraz pod drzewem i zajadały się jagodami. Trix spojrzała na nią z pytaniem w oczach.
- Miałaś minę, jakbyś chciała kogoś zabić, więc zaciekawiło mnie, o czym myślisz- wyjaśniła Eliza.
- Nieważne. Po prostu się zamyśliłam i straciłam kontrolę nad mimiką twarzy- odparła Trix, uśmiechając się sztucznie. Eliza poczuła, że coś jest nie tak, ale nie chciała naciskać na siostrę. Ona zaś nie miała zamiaru mówić Elizabeth prawdy, gdyż bała się, że przywołała by tym samym niemiłe wspomnienia i wzbudziła u niej poczucie winy, a bardzo tego nie chciała.
~~~~~~~~~~~~
Droga powrotna mijała wszystkim w takiej samej ciszy. Z jakiegoś powodu nikt nie kwapił się do rozmowy. Początkowo tak jak wcześniej Knor jechał na przodzie, z tyłu zaś Asban, ale już bez Trix. Wilkołak był bardzo zamyślony i cały czas rozpamiętywał krótki czas, jaki spędził z tą ludzką dziewczyną, którą bardzo polubił. Nie zauważył więc, kiedy Knor się do niego zbliżył.
- I co to niby miało być?- zapytał cicho. Asban spojrzał na niego ze zdziwieniem. Skąd on się tu wziął i o co może mu chodzić?- pomyślał.
- Ale o czym mówisz?- zapytał Asban.
- O całej tej scenie. A właściwie o twoim zachowaniu od wczoraj, kiedy to spotkaliśmy tę dziewczynę. Zachowywałeś się jak nie ty i nawet ja zdążyłem zauważyć, że polubiłeś tą Trix- wyjaśnił Knor.
- Tak, i co z tego?- Asban nadal nic nie rozumiał.
- To, że chyba aż za bardzo ją polubiłeś. Żeby upaść tak nisko, Asbanie? Zadurzyć się w człowieku? I nawet nie starać się tego ukrywać?
- Ale o co ci chodzi? Chyba coś źle odczytałeś- Asban próbował uspokoić Knora.
- Przestań, nie jestem ślepy. Reszta też nie. Każdy zauważył, że polubiłeś tę kobietę, a wiadomo, że kiedy mężczyzna okazuje kobiecie zainteresowanie i przywiązanie, to nie chodzi mu o przyjaźń. Samo to, że poniżyłeś tak siebie, swoją rodzinę, a nawet wszystkie wilkołaki to jakiś żart. Ale jeśli koniecznie chcesz niczym szczenię biegać za ludzką kobietą, to proszę bardzo, droga wolna. Pamiętaj jednak przy okazji, żeby łaskawie słuchać rozkazów swoich dowódców- powiedział z wściekłością Knor.
- Mógłbyś przestać mówić o niej tak lekceważąco?! Jak o kimś gorszego sortu?!- zawołał Asban, którego Knor zdążył już zdenerwować swoim zachowaniem i słowami.
- Ale taka jest prawda. To człowiek, więc ktoś o wiele gorszy od wilkołaka- odparł, tym razem już spokojnie Knor. Uważał to za rzecz oczywistą i nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby uważać inaczej.
- Ja tak nie twierdzę. Więc przestań się tak zachowywać, jakby to była jakaś niepodważalna prawda! Wszystkie rasy są równe!- zawołał Asban. Słysząc to, Knor zatrzymał swego konia. Asban także przystanął, zatrzymali się też pozostali.
- Wszyscy to powtarzają, ale każdy wie, że nic się nie zmieniło! Wampiry, magowie, wróżki, elfy wciąż się wywyższają! Wilkołaki to dla nich wciąż nieucywilizowani barbarzyńcy! A ludzie to... to nic! Oni nic nie znaczą! Nie są ważni! Nie mają żadnych mocy ani umiejętności, więc tak naprawdę się nie liczą!- zaczął wykrzykiwać rozwścieczony Knor.- I żyją tylko dlatego, że wampiry lubią sobie na nich od czasu do czasu zapolować- dodał po chwili, już nieco ciszej.
- Powtórz to wszystko jeszcze raz, a pożałujesz- odparł Asban przez zaciśnięte zęby.
- Co to? Wyzwanie? Chcesz walczyć ze swoim przywódcą z powodu tej głupiej kobiety?!
- Nie mów tak o niej!- zawołał Asban. Wszyscy pozostali przypatrywali się kłótni z rosnącym niepokojem.
- Uspokójcie się. Nie ma sensu walczyć- zawołał jeden z towarzyszy.
- Jest sens. Trzeba komuś przemówić do rozsądku i wytłumaczyć, że ludzie są gorsi, niepotrzebni, nie liczą się!- krzyknął wściekły Knor.
- Ostrzegałem! Przeproś i przyznaj, że ludzie są tacy sami jak inne rasy! Jak wilkołaki!- zawołał Asban.
- Po moim trupie!- odkrzyknął Knor.
~~~~~~~~~~~~
Wystarczyło kilka minut tak brutalnej zabawy. Zarówno Canagan jak i Aurelina byli już bliscy spełnienia. Chłopak naparł na wampirzycę z całej siły, niemalże wciskając ją w materac. Dziewczyna przylgnęła do ciała ukochanego. Ponownie cicho krzyknęła. Krzyk po chwili przerodził się w jęk. Jej ciało po chwili wygięło się w łuk, kiedy doszła, otoczona rozkoszą. Canagan także doczekał spełnienia. Wyszedł z niej jednak dopiero po dłuższej chwili. Od razu położył się obok niej i objął ramieniem. Aurelina odwróciła twarz w jego stronę, choć nie wiedziała zupełnie, jak powinna się teraz zachować. Nigdy wcześniej tak tego nie robili...
- Mam nadzieję, że tobie podobało się równie mocno jak mi- powiedział, po czym uśmiechnął się i przysunął do swojej narzeczonej, aby pocałować ją w czoło.