sobota, 24 lutego 2018

Zakazany Romans XXIX "Wesele"

Po tym, jak wszyscy odnaleźli swoje miejsca, musieli jeszcze raz powstać. Najpierw uroczyście odegrano hymn całego królestwa wampirów, a potem rodu Phantomhive. Canagan, jak przystało na kogoś tak szlachetnie urodzonego i wychowanego, stał wyprostowany niczym cięciwa łuku gotowego do wypuszczenia strzały. Wsłuchiwanie się w słowa obydwu pieśni wprawiło go w lekką zadymę. Hymny były jednymi z niewielu rzeczy, które potrafiły sprawić, że wampir choć na chwilę zatrzymywał się i rozmyślał nad tym, czego w swoim życiu dokonał on i jemu bliscy, czego chcą, czego muszą dokonać w przyszłości i czego dokonają. Chcę zdobyć władzę, muszę zdobyć władzę i zdobędę władzę. Oraz bogactwo. I kobiety. A ta obok jest częścią mojego planu, by wszystko to posiąść- podsumował swoje rozmyślania Canagan, kiedy tylko druga pieśń dobiegła końca. Następnie uśmiechnął się przeciągle do Aureliny, starając się wyglądać jak ktoś niesamowicie radosny, ale nie za radosny. Kiedy ostatnie dźwięki organów wybrzmiały, goście zasiedli w swych ławach. U wampirów nie ma żadnych ckliwych przemów, od razu przechodzi się do sedna sprawy. Canagan wziął więc głęboki oddech. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie stojącemu po drugiej stronie ołtarza urzędnikowi, który skinął mu głową. Aurelina w tym czasie odłożyła swój bukiet. Wampir spojrzał z powrotem na ukochaną i rozpoczął swoją przemowę. Każde z nich miało bowiem przygotować swoją własną przysięgę.
- Moja najdroższa, najukochańsza Aurelino Mirażo Cherr. Nie od dziś wiadomo, że celem każdego dziedzica jest znalezienie idealnej żony. Pięknej, inteligentnej, kochanej, miłej i z dobrego domu. Jednak cechy te nie gwarantują, że na widok kobiety spełniającej wszystkie te oczekiwania trafi Cię strzała amora. Ja miałem szczęście. Miałem ogromne szczęście. Zapewne wielu chciałoby być teraz na moim miejscu i móc mówić do Ciebie te słowa. Ale oni nie dostali tej szansy. Czym zatem zasłużyłem sobie na nią ja? Nie wiem. Nie wiem, co sprawiło, że obdarowałaś mnie tym zaszczytem i zechciałaś zostać moją małżonką. Rozwodzić się nad miłością w gruncie rzeczy jest rzeczą niepotrzebną lub wręcz marnotrawną. Ci, którzy nie doświadczyli nigdy istoty tego jakże cudownego uczucia, nie zrozumieją, co to znaczy kochać i być kochanym. Tym zaś, którzy miłości posmakowali, nie trzeba tego tłumaczyć. Najdroższa Aurelina, luba ma wampirzyco, nie jestem w stanie słowami opisać tego, co czuję w głębi mojego niebijącego serca. Wszystkie słowa świata oznaczające szczęście nawet razem nie są w stanie oddać sobą tego, co teraz czuję. Jestem zakochany. Jestem kochany. Jestem szczęśliwy. A do tego ja i moja małżonka będziemy wieść życie pełne zaszczytów i wygód. Niczego więcej mi do szczęścia nie trzeba. Zechciej uczynić mi ten największy zaszczyt i zostać moją na wieczność- mówiąc swoje przemówienie, Canagan użył wszystkich swoich zdolności mówczych i aktorskich. Starał się tymi słowami przemówić do każdego, tak jak uczył go ojciec. Przekazał mu on bowiem jedną z najważniejszych zasad życia: kłamstwo może niemal natychmiast stać się prawdą. Musi tylko być przekonujące. Wampir zamilkł, czekając na reakcję narzeczonej. Teraz nadszedł czas na jej występ. Aurelina długo nic nie mówiła, patrząc tylko po kolei na wszystkich zebranych. Canagan uśmiechnął się do niej zachęcająco, choć w duszy strasznie się niecierpliwił i denerwował. Niech w końcu przemówi! Chyba nie straciła nagle głosu?! A może jednak?- myślał.
- Ukochany... Canaganie Vagnogu Phantomhive'ie, ja...- co chwila Aurelina zacinała się, jakby faktycznie traciła mowę. Proszę cię, nie pogrążaj nas teraz swoim marnym przemówieniem i zacznij w końcu mówić normalnie- pomyślał wkurzony Canagan, choć z zewnątrz nie dał nic po sobie poznać, że denerwuje się na narzeczoną.
- Ja nie mogłabym odpowiedzieć inaczej. Byłeś i jesteś dla mnie najwspanialszy odkąd tylko się poznaliśmy.- Ciekawie w jakim kontekście byłem "najwspanialszy"- pomyślał wampir, jednocześnie ciesząc się, że jego narzeczona nie zacina się już jak stara płyta.- Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego kandydata na męża. Nikt tak jak ty nie potrafi zadbać o maniery, szacunek, miłość. Ty zawsze wiesz jak należy postąpić. Jesteś ideałem i wzorem do naśladowania, dlatego zaszczytem jest móc stać dziś tu przy tobie i mówić te słowa. Nie mogłabym nie zgodzić się na nasz ślub. Darzę Cię wyjątkowym uczuciem, najdroższy i niech rozpłynie się w nicości wszystko, co miałoby zaszkodzić nam w zawarciu tego związku. Wypowiadam te słowa jako córka hrabiego Cherr i narzeczona Canagana Vagnoga Phantomhive'a: chcę być małżonką hrabiego Phantomhive- wyglądało na to, że Aurelina zakończyła swą mowę. Wampir nie uważał jej za powalającą, ale cieszył się, bo mogła być gorsze. Canagan odwrócił się więc i sięgnął po jedną z obrączek.
- Przysięgam na moją godność, że nigdy nie zerwę więzi z moją małżonką, której symbolem jest ta obrączka- powiedział wampir, wkładając pierścionek na palec Aureliny.
- Przysięgam na moją godność, że nigdy nie zerwę więzi z moim małżonkiem, której symbolem jest ta obrączka- powtórzyła wampirzyca, czyniąc to samo, co przed chwilą Canagan. Następnie musieli dopełnić formalności i złożyć swoje podpisy na odpowiednich dokumentach.
- Ogłaszam was małżeństwem- powiedział w końcu stojący obok nich urzędnik. Wampir nachylił się więc i najpierw delikatnie musnął wargami usta Aureliny, która wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Następnie pogłębił nieco pocałunek. Po chwili wampirzyca zupełnie zapomniała, gdzie się znajduje. Jednak w momencie, w którym czekała, aż Canagan da z siebie więcej, on przerwał pocałunek i odsunął się od niej. Aurelinie wydawało się przez chwilę, że wampir uśmiechnął się tryumfalnie i z satysfakcją, zaraz jednak jego uśmiech zmienił się w przyjazny. Stwierdziła więc, że coś się jej pomyliło. W sali ponownie rozbrzmiała muzyka. Był to poważny i wolny utwór jednego z najlepszych wampirzych kompozytorów. Canagan wziął swoją ukochaną pod rękę, spojrzał na nią czule, po czym oboje ruszyli przed siebie. Wszyscy patrzyli na nich w skupieniu, nie chcąc stracić ani chwili z uroczystego pochodu. Para małżonków miała teraz skierować się do sali balowej. Za nimi ruszyli ich bliscy. Dopiero potem iść mogli bardziej i mniej ważni goście. Przez całą drogę młodym towarzyszyła muzyka, ale oprócz tego nie było słychać nic innego. Nikt nie chciał w żaden sposób popsuć ich chwili. Małżonkowie szli udekorowanym weselnie korytarzem. Po obydwu jego stronach, znajdowały się stojaki, a w nich czarne róże. Na ścianach wisiały wizerunki nowych herbów rodu Phantomhive. Oprócz tego znajdowały się tam wiele innych dekoracji, czarnych i białych wstęg, firan, figur. Czerwony dywan, po którym szli, był zakupiony specjalnie na tę okazję. W końcu małżonkowie dotarli przed drzwi sali balowej, które otworzyli im służący. Młodzi weszli i od razu skierowali się do swoich miejsc. Goście, którzy zjawili się na miejscu zaraz za nim wprost zaniemówili z zachwytu. Ściany sali pomalowane były na kolor szary. Na ścianach paliły się pochodnie, a z sufitu zwisały dwa ogromne żyrandole ze świecami. Naprzeciw drzwi znajdowały się podwyższenie. Canagan i Aurelina weszli na nie po schodkach i zajęli należne im miejsca na specjalnie przygotowanych do tego fotelach, które przypominać miały trony. Przed nimi znajdował się nakryty stół tylko dla nich. Wszyscy pozostali mieli przypisane miejsca przy ustawionych podłużnie, prostokątnych stołach stojących przed podwyższeniem. Krzesła nakryte były czarnymi pokrowcami, z tyłu zaś znajdowały się szare kokardy. Obrusy były w kolorze czystej bieli, zdobione złotymi nićmi. Stołu uginały się od ilości znajdujących się na nich potraw. Nie było tam wina, gdyż wnieść je mieli dopiero służący. Było przygotowywane odpowiednio do ostatnich chwil. Miejsce dla pary młodej wyglądało nieco inaczej. "Trony" były czerwono-złote. Dodatkowo młodzi na podwyższenie weszli po kolejnym czerwonym dywanie, wysypanym płatkami czarnych róż. Zdobiły też one stoły, na których ułożone były w kształty serc. Po prawej znajdowało się wejście na salę przeznaczoną na tańce. Wyglądała ona niemal identycznie, z tą różnicą, że nie było tam stołów ani krzeseł, a na podobnym podwyższeniu grać mieli muzycy. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, za ich plecami ustawili się służący, którzy mieli im usługiwać. Canaganowi i Aurelinie służyć mieli Victor i starszy, a przez to bardziej doświadczony Henry. Kiedy hrabia Phantomhive dał znak, rozpoczęto ucztę. Najpierw słudzy nalali każdemu wina. Potem zaczęły się już normalne rozmowy, jedzenie, ale przede wszystkim prywatne gratulacje dla świeżo upieczonych małżonków. Później przyszedł czas, aby Canagan i Aurelina odtańczyli swój pierwszy taniec. W tym cale udali się do drugiej sali. Zatańczyli razem walca angielskiego, a potem wiedeńskiego, w czasie którego zaczęły się do nich dołączać inne pary.
~~~~~~~~~~~~
Pierwsze zabudowania były doszczętnie zrujnowane i opustoszałe. Dopiero potem Trix i Elizabeth zaczęły napotykać mniej zniszczone budynki, zamieszkałe jednak przez bardzo podejrzanie wyglądające osoby. Obie miały nadzieję, że nikt z nich ich nie zaczepi. Były to jednak marzenia ściętej głowy.
- Heej! A czego tutaj szukaaają taakiee dwieee pięknee paanie?!- usłyszały nagle gdzieś z prawej strony. Kiedy tam spojrzały, ujrzały starego elfa, który uśmiechał się do nich szeroko. Uroku "dodawał" mu brak większości zębów i żółty odcień pozostałych. Trix stwierdziła, że muszę go po prostu zignorować.
- Musimy znaleźć jakieś schronienie. Jeśli będziemy tak się tutaj włóczyć, ktoś nas na pewno napadnie. W końcu mamy teraz ze sobą dość dużo jedzenia i trzy konie- powiedziała Trix. Eliza przyznała jej rację. Nie znalazły jednak nigdzie odpowiedniego miejsca. W taki sposób coraz bardziej zapuszczały się do centrum Sillas de Meanum. W końcu zaczął zapadać wieczór. Kobietom udało się znaleźć jakiś opuszczony budynek, w którym postanowiły przenocować. Obie były tak wycieńczone podróżą, że niemal natychmiast po zjedzeniu kolacji i nakarmieniu koni, poszły spać.
~~~~~~~~~~~~
Grała cicha muzyka. Na środku sali stali Canagan i Aurelina. Pozostali ich otoczyli. Wampirzyca trzymała swój ślubny bukiet, a wampir nożyczki. Zaczął nimi odcinać kwiaty od łodyg. Czarne róże spadały na podłogę. Aurelina jednak nie krzyczała, nie odgrażała się, nie denerwowała. Stała tylko z uśmiechem na ustach. Nie miała powodów do złości,, gdyż była to jedna z weselnych tradycji. Małżonkowie niszczyli bukiet ślubny. Mówiło się, że jeśli kwiaty kiedyś odrosną, oznacza to kłopoty w małżeństwie, zdradę lub kłamstwo współmałżonka. Ponadto odcięte kwiaty powinno się potem pozbierać i zasuszyć, jako symbole trwałości małżeństwa.
~~~~~~~~~~~~
Elizabeth poczuła, że ktoś ją szarpie. Kiedy otworzyła oczy ujrzała przed sobą twarz nieznajomego mężczyzny. Natychmiast podniosła się i zaczęłaby krzyczeć, gdyby nie zostały jej zatkane usta. Spojrzała odruchowo w stronę śpiącej w drugim kącie pokoju siostry i spostrzegła, że ona także została właśnie obudzona przez innego mężczyznę. W pomieszczeniu panował półmrok, gdyż przybysze zapalili kilka świec. Dzięki temu kobiety zauważyły, że w pomieszczeniu jest łącznie sześciu mężczyzn.
- Tylko bez krzyków. Kim jesteście?- spytał jeden z obcych, odkrywając usta Elizabeth.
- My nie jesteśmy nikim ważnym! My tylko szukałyśmy schronienia, nie wiedziałyśmy, że nie możemy tu przenocować! Nie róbcie nam krzywdy!- wykrzyczała przerażona Eliza.
- Ucisz je- powiedział ten sam mężczyzna do drugiego, który zatkał jej ponownie usta.
- Mówiłem: bez krzyków. Dobrze, rozumiem, że jesteście tu nowe, bo Was nie kojarzę, a ja znam tutaj wszystkich. Bo to moje miasto, a co za tym idzie, każdy budynek bez właściciela należy do mnie, choćby nie wiem jak zniszczony. Zrozumiano?- mężczyzna spojrzał na Elizabeth, a potem na Trix. Obie pokiwały głowami.
- Mogę Was stąd wyrzucić, ale mogę też dać Wam szansę. Obgadamy parę rzeczy, jednak jeśli znowu zaczniecie krzyczeć, to tego pożałujecie, i to bardzo. Rozumiecie?- kiedy mężczyzna to powiedział, uśmiechnął się, ale był to uśmiech, od którego Elizabeth aż wstrząsnął dreszcz. Obie pokiwały głowami.
- Zostawcie je na razie- powiedział przybysz do swoich towarzyszy.
- Nazywam się Y. Tyle Wam wystarczy. Każdy mnie tutaj zna i ja znam każdego. Każdy też wie, że ze mną się nie zadziera, bo źle się to kończy. Jak już wspomniałem, to moja rudera. Jest jednak tak zniszczona, że nie mam do czego jej wykorzystać. Od czasu do czasu sprawdzać tylko trzeba, czy nie zalęgli się tu jacyś dzicy lokatorzy, jak Wy- powiedział. Jego towarzysze zaśmiali się. Trix i Eliza nie mogły jednak zareagować w żaden sposób na tę obrazę, bo za bardzo się bały.-Ja co prawda nie zajmuję się takimi rzeczami, bo mam od tego ludzi, a jestem tutaj z innych, nieistotnych dla Was powodów. Mogę Wam jednak pozwolić tu zostać, bo po co ma to stać puste. Ja jestem dobrym, pomocnym człowiekiem, ale nie instytucją charytatywną. Co miesiąc krótka wizyta jednego z moich kolegów, płacą im panie tyle, ile zażądają i po problemie- dodał Y.
- A ile miałybyśmy płacić? I co, jeśli nie będziemy miały tylu pieniędzy?- spytała Trix, gdyż Elizabeth nie dała rady niczego powiedzieć.
- Opłata wynosić będzie jakieś... 500 szylingów- powiedział mężczyzna.
- Aż tyle?- zaniepokoiła się Trix.
- Jeśli chcecie tutaj zostać, tyle Was to będzie kosztować. I nie mówię tu tylko o tym domie, ale o całym mieście. Jak mówiłem, każdy opuszczony budynek jest mój, a wielu mieszkańców także musi mi płacić za możliwość mieszkania w swoich domach, które tak naprawdę należą do mnie. Wątpię też, że ktoś obcy w Sillas de Meanum okaże Wam tyle serca, by Was przygarnąć pod swój dach. Więc albo zgodzicie się na moje warunki, albo opuścicie miasto, albo zamieszkacie na ulicy lub u jakiegoś bogatego, starszego pana, któremu będziecie płacić w naturze. A właśnie, my także jesteśmy w stanie zaakceptować taką formę płatności, jeśli zabraknie Wam pieniędzy- powiedział mężczyzna, po czym uśmiechnął się obrzydliwie.
- A czy możemy to przemyśleć i odpowiedzieć, na przykład, jutro?- spytała Trix.
- Oczywiście, że nie. Jestem dobrym i pomocnym człowiekiem, ale każdy ma swoje wady. Niecierpliwa ze mnie osoba. Bardzo. To jak będzie?
Elizabeth spojrzała niepewnie na Trix. Starsza z sióstr myślała przez chwilę, po czym posłała siostrze stanowcze spojrzenie. Eliza wiedziała już, jaka będzie odpowiedź Trix.
- Zgoda- powiedziała.
- No to świetnie! Mogą się nas panie spodziewać za miesiąc. Plus może jakieś odwiedziny co jakiś czas, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku- odparł Y i uśmiechnął się jadowicie.
- Panowie, pożegnajcie się z paniami- dodał po chwili. W końcu mężczyźni wyszli, a siostry odetchnęły z ulgą. Przez kilka minut siedziały w ciszy, starając się zrozumieć to, co właśnie zaszło. W końcu Trix wstała i usiadła obok Elizy.
- Uważasz, że dobrze postąpiłam?- spytała niepewnie.
- Ty zawsze dobrze postępujesz. W przeciwieństwie do mnie- odparła Elizabeth.
- Nie mów tak. A czy to na pewno dobra decyzja, okaże się podczas pierwszej zapłaty. Musimy jakoś na nią zarobić. I na jedzenie, bo to, które mamy, kiedyś się skończy. A będziemy musiały utrzymać jeszcze dziecko- powiedziała Trix.
- Damy radę- odparła Eliza i przytuliła swoją siostrę.
~~~~~~~~~~~~~
Wesele trwało całą noc i dopiero następnego dnia rano goście rozeszli się do swoich pokoi, by trochę odpocząć. Canagan i Aurelina również udali się do swojej sypialni. Kiedy tylko przekroczyli próg, od razu zaczęli się namiętnie całować. Wampir przez cały czas robił sobie grunt pod ognisty finał. Posyłał swojej żonie krótkie, intensywne spojrzenia, a kiedy zostawali sami, całował ją, ale zawsze przerywał, kiedy zaczynało robić się goręcej. Dzięki temu nie musiał teraz bawić się w żadne podchody i Aurelina niemal sama rzuciła mu się w ramiona. Zdjęcie sukni ślubnej było trochę kłopotliwe, ale Canagan ma przecież doświadczenie w rozbieraniu kobiet. Kiedy wylądowali w łóżku, wampir od razu zaczął całować szyję swojej ukochanej. Ta, pojękując, błądziła rękoma po jego karku i barkach. Po chwili wampir ponownie pocałował ją w usta. Swoje ręce ułożył po obu bokach jej głowy. Aurelina wiła się w jego ramionach z rozkoszy. Canagan chwycił jedną dłonią jej jędrną, kształtną pierś. Wampirzyca jęknęła głośniej i wygięła się jak struna. Wampir czuł, jak jego członek budzi się do życia. Wampirzyca rozchyliła nogi i Canagan wygodnie się pomiędzy nimi ułożył. Nie mógł się doczekać, kiedy już w nią wejdzie. Nie wypada jednak potraktować tak przedmiotowa własnej żony- pomyślał z ironią wampir, ledwo powstrzymując się od szyderczego śmiechu.
- Moja kochana żona- szepnął wprost do ucha Aureliny, po czym złożył na nim serię pocałunków. Z czasem przeniósł się na szyję, podbródek, policzki, oczy, aż w końcu ponownie usta. Aurelina zarzuciła obie nogi na plecy swojego męża. Kiedy się od niej odsunął, uśmiechała się do niego zadowolona. Widać było, że jest gotowa i nie może wprost doczekać się więcej. Canagan postanowił jednak jeszcze trochę zabawić się jej kosztem. Przesunął ustami po jej mostku i złożył na nim krótki pocałunek. Jej prawą pierś objął swoją dłonią, zaś wokół sutka na lewej zaczął zataczać językiem kółeczka. W końcu włożył go do ust i przekonał się, jak stwardział pod wpływem podniecenia, które zawładnęło ciałem Aureliny. Wampir zsunął swoją prawą dłoń na biodro ukochanej. Po chwili sam się trochę zniżył i zaczął całować jej brzuch. Wampirzyca ponownie głośno zajęczała. Zaraz się tobą odpowiednio zajmę, kochanie. Tylko ty też mnie nie zawiedź- pomyślał Canagan. Jego kolega był już właściwie gotowy do wejścia tam, gdzie powinien znaleźć się już dawno, jednak wampir nadal chciał odwlekać ten moment, aby napawać się swoją władzą nad Aureliną. W łóżku zawsze i dla każdej to on był w końcu panem. Aurelina wysyłała mu wszelkie sygnały świadczące o tym, że jest już gotowa i pragnie go w sobie poczuć, mocno i głęboko, ale Canagan udawał, że ich nie widzi. Wiedział ponadto, że wampirzyca nie powie mu wprost, czego pragnie. Choć podniecenie wypełniało całe jego ciało, on umiał je trzymać na wodzy, w przeciwieństwie do wielu kochanek, które zdążył dogłębnie poznać. I nie musiał się przy tym specjalnie starać, by mu na to pozwoliły. Canagan podciągnął się do góry i pocałował namiętnie Aurelinie. Jednocześnie swoją lewą dłoń położył na jej brzuchu i zaczął pomału zjeżdżać ku wewnętrznej stronie uda. W końcu zdecydował się nie zwlekać dalej. Chwila wystarczyła, by znalazł się w swojej świeżo poślubionej żonie i zaczął powoli poruszać. Jęk Aureliny podziałał na niego niezwykle zachęcająco. Od razu zaczął poruszać się szybciej, agresywniej, zaczął wchodzić głębiej. Jak mogli obdarzali się przy tym pieszczotami. Czułe pocałunki, dotyk, jęki. Canagan bawił się równie świetnie jak za każdym razem. W sumie nigdy nie zastanawiałem się nawet, z którą z moich znajomych było mi najlepiej- pomyślał wampir. Stosunek nie przeszkadzał mu w myśleniu o takich rzeczach. Po chwili poczuł, że zbliża się dla niego finał. Po zachowaniu Aureliny, po jej ruchach i dźwiękach, jakie z siebie wydawała, poznał, że ona także jest blisko. Parę chwil wystarczyło, by nadszedł ten moment. Kiedy Canagan wyszedł z Aureliny, ta uśmiechała się zadowolowan.
- Jesteś wspaniały. Kocham Cię- wyszeptała mu do ucha, podnosząc się na ręce. Wiem, że jestem wspaniały- pomyślał Canagan.
- Ale ja Ciebie kocham bardziej- powiedział i pocałował swoją żonę.
~~~~~~~~~~~~
Pierwsze promienie słońca wpadły do domku przez okno z w połowie wybitymi szybami. Obie siostry jeszcze spały. Zasnęły wczoraj, mimo dziwnych i niepokojących wydarzeń, gdyż nadal był bardzo zmęczone. Obudziło je dopiero głośne walenie do drzwi.
- Kto się tak dobija?- spytała zdziwiona i zarazem lekko przestraszona Trix. Nadal miała w pamięci nocne odwiedziny.
- Nie mam pojęcia- odparła Elizabeth. Trix poszła do drzwi i trochę je uchyliła. Ujrzała za nimi trzech mężczyzn, wszyscy mieli na sobie zielone mundury.
- Dzień dobry, strażnik Byorn Qulette. To moi współpracownicy, John Dickins i Hans Vivente. Jesteśmy strażnikami i mamy do pań kilka pytań- powiedział jeden z mężczyzn.
- Jakich pytań?- spytała zdziwiona Trix. Nie podobało się jej to, że oprócz nocnej wizyty tych podejrzanych mężczyźni teraz przyszli do nich jeszcze strażnicy.
- Chodzi o popełnione niedaleko stąd morderstwo. Inne pytane przez nas istoty zeznały, że przybyła panie tutaj dopiero wczoraj, dlatego chcielibyśmy porozmawiać. Możemy wejść?- spytał Byorn.