poniedziałek, 28 stycznia 2019

Cmentarz Upadłych XVIII "Szczęśliwa rodzina"

~Akcja przenosi się w czasie o 16 lat. Przez ten czas Alice nie doświadczała już żadnych dziwnych zjawisk i o wszystkim praktycznie zapomniała. Co do jej ojca...o nim sami się wszystkiego powoli dowiecie:D~
-Trochę się stresuję-powiedziałam, kiedy Jack zaparkował przed domem moich rodziców.
-Jak zawsze. I jak zawsze jest to zupełnie niepotrzebne. Twoi rodzice mnie lubią-odparł, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.
-Jak możesz być zawsze taki pewny siebie?-zdziwiłam się.
-To wcale nie jest takie trudne. Tylko ty po prostu jesteś zbyt nieśmiała, żeby to zrozumieć. Ale nie martw się, kocham cię i nie przeszkadzają mi twoje ułomności-powiedział Jack. Uderzyłam go lekko ręką w ramię.
-Ja ci zaraz dam "ułomności"!-zawołałam, udając zdenerwowanie.
-Kobieta mnie bije! Zaraz wniosę sprawę do sądu, zniszczę cię!-zawołał w odpowiedzi Jack, po czym zaśmialiśmy się krótko. Potem już wyszliśmy z samochodu i poszliśmy prosto w stronę domu, trzymając się za ręce. Nie zdążyłam nawet zapukać, a moja mama już otworzyła nam drzwi i rzuciła się mi na szyję, co oznaczało, że czatowała w przedpokoju już od jakiegoś czasu i na nas czekała. Na szczęście Jack zdążył się już chyba przyzwyczaić do dziwactw mojej rodziny.
-Annie, tak się za tobą stęskniłam!-zawołała.
-Ja za tobą też, mamo-odparłam. Jakąś minutę stałyśmy tak w przejściu, przytulając się, po czym mama zdała sobie z tego sprawę i wciągnęła nas oboje do środka, przepraszając za powitanie w progu.
-Nic cię nie stało. W Finlandii witanie kogoś w progu to oznaka szacunku dla tej osoby-powiedział Jack.
-Naprawdę?-zdziwiła się moja mama. W odpowiedzi chłopak skinął głową.
-Zatem mieliście dziś finlandzkie powitanie! Idźcie do jadalni, tam już wszystko gotowe. Ja tylko zawołam ojca, bo jak zwykle siedzi cały czas w tych swoich papierach-powiedziała mama i poszła w stronę schodów prowadzących na górę. Ja i Jack udaliśmy się zaś we wskazane miejsce, czyli do jadalni.
-Naprawdę w Finlandii jest takie przeświadczenie?-zapytałam, kiedy weszliśmy do pokoju.
-Nie mam pojęcia. Powiedziałem to, bo chciałem polepszyć twojej mamie humor-odparł Jack i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który był jednym z powodów, dla którego tak bardzo go kochałam. Tylko on potrafił się uśmiechać tak pewnie i nieco ironicznie, ale jednocześnie ciepło.
-Jesteś koszmarny!-zawołałam, bijąc go dziś już drugi raz.
-Jestem kochany-odparł Jack, poprawiając krawat.
-I do tego taaaaki skromny-dodałam.
-Zgadza się-powiedział. W tym momencie musieliśmy zakończyć naszą wymianę zdań, gdyż do jadalni weszli moi rodzice. Przywitaliśmy się z moim tatą, po czym nasza trójka zasiadła do stołu, a mama poszła po kurczaka, który jeszcze dopiekał się w piekarniku.
-Jak tam idzie ci ostatnia sprawa? Wybacz, że pytam tak bezpośrednio, ale strasznie mnie to interesuje-odezwał się mój tata.
-Beznadziejnie. Wszystko wskazuje na to, że nasz klient jest winny, chociaż się tego wypiera. Na jego korzyść działa jedynie to, że był niekarany-odparł Jack.
-A to, że działał pod wpływem narkotyków i alkoholu?-spytał tata.
-To akurat jest bardzo wielką niekorzyścią. Sąd patrzy na takie osoby jeszcze mniej przychylnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że za zgwałcenie i zabicie tej dziewczyny sam skazałbym go najchętniej na śmierć, ale muszę pomagać w bronieniu go-powiedział Jack.
-Chyba i tak powinieneś być zadowolony, że masz tak ważną rolę w tej sprawie-zauważył tata.
-Tak, tak, jestem ogromnie wdzięczny. Co prawda stanowisko asystenta to nie to samo, co samodzielne bronienie klienta, ale w takiej sprawie to naprawdę wiele-odparł mój chłopak.
-Spotkaliśmy się, żeby miło spędzić czas w obrębie rodziny, a wy gadacie o gwałtach i morderstwach-przerwałam im.
-Taka moja praca. Przyzwyczajaj się, jak już zostanę świetnym i rozchwytywanym prawnikiem, wszyscy będą o mnie zabiegać i stale będę ci pewnie opowiadał takie historie-powiedział Jack.
-A ja stale będę udawała, że cię słucham. Z zatyczkami w uszach-odparłam, po czym uśmiechnęłam się. Jack odwzajemnił uśmiech. W tej samej chwili do pokoju weszła moja mama, niosąc na ogromnym talerzu pieczonego kurczaka.
-No, to życzę wszystkim smacznego!-zawołała, stawiając go na środku stołu.
-Nie trzeba tego nikomu życzyć, bo pani dania zawsze są smaczne-odparł Jack, podczas gdy ja zaczęłam sobie nakładać sałatkę.
-Potrafisz prawić komplementy-powiedziała moja mama, po czym zaśmiała się. Potem rozmowa jakoś dalej się potoczyła. Mówiliśmy o różnych rzeczach, jak to bywa podczas rodzinnej kolacji. Potem ja pomogłam mamie posprzątać, a Jack i mój tata poszli na chwilę do salonu, wybrać między innymi nam jakiś film na wieczór. Po całym dniu pracy padałam z nóg i prawdopodobnie usnęłabym w trakcie seansu, gdyby nie fakt, że film, jaki wybrali, to był horror. Byłam tym zaskoczona, bo ani mój ojciec ani narzeczony nie przepadali raczej za tego typu dziełami. W końcu jednak film dobiegł końca, ci, którzy mieli zostać zabici, zostali zabici, ci, którzy mieli zostać ocaleni, zostali ocaleni, a Jack i ja poszliśmy do naszego pokoju. Dość szybko umyłam się i przebrałam, potem to samo zrobił mój narzeczony. Czekając na niego, położyłam się na łóżku i szczelnie opatuliłam kołdrą.
-Mhm, znowu chcesz w nocy toczyć wojnę o pościel?-zamruczał mi do ucha Jack, po czym położył się za mną i objął mnie ręką w pasie.
-To ty zawsze je zaczynasz-powiedziałam.
-Bo ty zabierasz mi kołdrę!-odparł Jack. W tej samej chwili odwróciłam się do niego.
-Bo jest mi zimno.
-A mi to nie?-spytał.
-Oh, zamknij się już-powiedziałam, po czym pocałowałam go. Ręce wplotłam w jego gęste, czarne włosy. Podobnie jak Jack, miałam półprzymknięte oczy. Całowaliśmy się coraz namiętniej, a jego język coraz nachalniej domagał się, abym wpuściła go do swoich ust. Przejechał nim po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłam lekko usta. Natychmiast to wykorzystał. Jego ręce błądziły po mojej talii, plecach i pośladkach, podczas gdy ja swoje miałam nadal w jego włosach. Nagle usłyszeliśmy z dołu jakiś hałas, jakby coś spadło i się stłukło. Zaskoczeni oderwaliśmy się od siebie.
-Twoi niegrzeczni rodzice też tam na dole rozrabiają-powiedział z uśmiechem Jack.
-Przestań!-zawołałam i klepnęłam go w ramię, ale nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Później pozwoliliśmy sobie na jeszcze kilka intymnych pieszczot, aż w końcu zasnęliśmy, jak zawsze wtuleni w siebie nawzajem.
~*~
Zszedłem na dół, aby uszykować śniadanie dla siebie i Rose. Jack i Alice jeszcze spali. Z chęcią i im zrobiłbym coś do jedzenia, ale nie chciałem ich budzić. Niestety, czasy, kiedy mogłem robić śniadanka do łóżka swojej córeczce, wchodzić do jej pokoju kiedy chciałem i byłem jedynym mężczyzną w jej życiu, dawno już minęły. Westchnąłem, odganiając od siebie tę poniekąd przygnębiającą myśl. Życie od zawsze toczyło się swoim rytmem, a ja powinienem się cieszyć, że Alice wyrosła na tak piękną, dobra, mądrą i silną kobietę i znalazła sobie tak odpowiedzialnego partnera. Chwilę później usłyszałem kroki na schodach, a potem w kuchni zjawił się Jack. O wilku mowa, a wilku już nadchodzi-pomyślałem, po czym z uśmiechem powitałem swojego przyszłego zięcia.
-Jak minęła wam noc?-zapytałem.
-Bardzo dobrze, jak zawsze. Przyszedłem właśnie, aby zrobić nam kawę i rozejrzeć się za czymś do jedzenie, o ile oczywiście mogę?
-Przestań Jack, mówiłem ci już tyle razy, że możesz się tu czuć jak u siebie-odparłem.
-Niestety ja nie wiem, jak to jest czuć się "jak u siebie", bo nigdy nie miałem własnego domu-powiedział nagle poważnym tonem chłopak.
-Przykro mi, nie chciałem cię urazić-odparłem ze szczerą skruchą.
-Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem był teraz o tym mówić-powiedział Jack, po czym uśmiechnął się. Jego uśmiech wyglądał niemal naturalnie, ale jednak coś mi w nim nie pasowało. Fakt faktem muszę uważać na to, co mówię w jego towarzystwie. Rodzice Jack'a zginęli w wypadku, gdy ten był jeszcze mały i wychował się w sierocińcu, bo nie miał żadnych krewnych. Nigdy nie gardziłem takimi osobami, ale nie uważałem, że mogą zajść daleko. W końcu nie miały rodzin, większość z nich nie posiadała też za wiele pieniędzy. Jednak Jack zmienił całkowicie moje myślenie. Po chwili do moich uszu znowu dobiegły dźwięki kroków, a potem w kuchni pojawiła się Alice i przywitała z nami obydwoma.
-Nie śpisz już? A chciałem ci zrobić śniadanie do łóżka-powiedział Jack.
-Widzisz, ja zawsze pokrzyżuję twoje plany. Ale za to teraz mogę wam pomóc-odparła dziewczyna. I faktycznie pomogła nam przygotować całkiem niezłe śniadanie, składające się z jajecznicy z boczkiem i pieczarkami, parówek, sałatki, kanapek, gotowanych jajek i paru innych rzecz. Na szczęście talent do gotowania Alice odziedziczyła po Rose, nie po mnie. Podczas robienia tego wszystkiego staraliśmy się zachowywać cicho, ale moja żona jest zawsze czujna, toteż wkrótce zjawiła się i ona. I tak oto zasiedliśmy do kolejnego rodzinnego śniadania.
-Tak w ogóle, zapomniałam wam wczoraj wspomnieć. Już za miesiąc będziemy mogli otworzyć naszą cukiernię!-zawołała uradowana Alice, kiedy tylko wszyscy usiedliśmy do stołu.
-To wspaniale!-powiedzieliśmy niemal równocześnie ja i Rose, a potem spojrzeliśmy na siebie z uśmiechami na twarzach.
-Nie naszą, tylko twoją kochanie-powiedział Jack.
-Właśnie, że naszą! Tyle mi przy niej pomagałeś! Zwłaszcza z formalnościami!-zawołała Alice.
-Ale wszystko inne robiłaś sama, bo się uparłaś. Ja nawet nie wiem, jak ona wygląda-odparł Jack.
-Ojej, za miesiąc?-odezwała się nagle zmartwiona Rose.
-Tak, udało nam się trochę przyspieszyć otwarcie. A coś się stało?-spytała nasza córka.
-Obawiam się, że nie będę mogła wtedy być na tym otwarciu. Mam wtedy wyjechać do sanatorium-powiedziała moja żona.
-O matko, zupełnie o tym zapomniałam! A przecież mi mówiłaś!-zawołała Alice. Szczerze mówiąc, mi także wyleciało to z głowy.
-To w takim razie zaczekamy jeszcze trochę z tym otwarciem-powiedziała Alice.
-Wykluczone! Nie możecie tego robić tylko ze względu na mnie! Jeśli tak zależy ci na mojej obecności, to po prostu nie pojadę do tego sanatorium-odparła Rose. Alice, Jack i ja niemal równocześnie zaczęliśmy protestować.
-Rose, od dwóch miesięcy skarżysz się na ból pleców i stawów, a lekarz przecież wyraźnie powiedział, że to wszystko z przemęczenia i musisz odpocząć-powiedziałem.
-Daj spokój, wytrzymałam tyle to dam radę jeszcze trochę poczekać-odparła moja żona, po czym machnęła lekceważąco ręką.
-Kolejne dwa miesiące?! Wykluczone! Jeśli zostaniesz na otwarciu, to ja specjalnie go nie zrobię! Dopiero po miesiącu!-zawołała Alice. Ona i Rose zaczęły się trochę kłócić, ale w końcu udało nam się przekonać moją żonę, że powinna wyjechać na zasłużony odpoczynek. Zgodziła się jednak dopiero wtedy, kiedy Alice obiecała, że otwarcie swojej cukierni zrobi za miesiąc, tak jak zaplanowała, i że nie będzie czekać z tym specjalnie na nią.
-Kobiety-westchnąłem, kiedy Rose poszła się przebrać, a Alice zaczęła sprzątać.
-Na jak długo właściwie Rose wyjeżdża?-zapytał Jack.
-Na jakiś miesiąc, a co?-spytałem.
-Nic, tylko chciałem wiedzieć. W takim razie przez miesiąc będziemy codziennie tutaj wpadać, żeby dotrzymać ci towarzystwa, John-odparł Jack i uśmiechnął się. Miał być to zapewne radosny i przyjazny uśmiech, ale znowu coś mi w nim nie pasowało. Uznałem jednak, że jestem po prostu przewrażliwiony. W końcu przez tyle lat musiałem się kryć ze swoim hobby, że teraz patrzę podejrzanie na każdego, zwłaszcza po sytuacji z nieszczęsną Suzanne. Westchnąłem i pokręciłem lekko głową, aby odgonić wspomnienia.
-Coś się stało?-spytał Jack.
-Tylko się zamyśliłem. Miło, że ty i Alce troszczycie się o takiego staruszka jak ja-odparłem.
-Nie jesteś aż taki stary-powiedział John. Po tych słowach zjawiła się Alice i kazała nam zająć się resztą sprzątania samemu, gdyż musiała gdzieś zadzwonić w sprawie swojej przyszłej cukierni. Wydawała się mocno poddenerwowana, ale ani Jack, ani ja nie zapytaliśmy jej, o co chodzi, tylko zgodziliśmy się na jej warunki. Oboje już chyba wiedzieliśmy, że Alice woli najpierw rozwiązywać problemy, a potem o nich rozmawiać.
~~~~****~~~~~
Najmocniej przepraszam, że znowu tak długo nie było żadnego rozdziału. Mam po prostu teraz wiele spraw na głowie, nauka, inne opowiadania, nauka, znajomi, nauka i jeszcze nauka. Ferie się skończyły, a ja nie mam motywacjo do życia. Pragnę wakacji! Może uda mi się jednak coś jeszcze napisać w niedługim czasie, a przynajmniej się postaram. Jestem jednak zadowolona, bo dość mocno posunęłam się już z fabułą, a za jakiś czas przyjdzie wielki finał!