niedziela, 29 kwietnia 2018

Cmentarz Upadłych II "Atrakcje od Annie"

Przebrałam się w piżamę i umyłam zęby. Annie była wraz ze mną w łazience. Potem poszłam do swojego pokoju i położyłam się do łóżka.
-Dobranoc-powiedziałam, przytulając się do nowej lalki.
-Dobranoc-odparła. Bardzo się cieszyłam, że tata kupił mi mówiącą zabawkę. Zastanawiałam się tylko, czemu, jak tylko Annie się przedstawiła, poprosiła, bym nie mówiła o tym rodzicom. No i jeszcze nie chciała się przy nich odzywać, ale pewnie po prostu była wstydliwa. Przez kilkanaście minut leżałam w ciszy, oczekując na przyjście upragnionego snu. W końcu udało mi się zasnąć.
~*~
Uciekaj, uciekaj, uciekaj! To jedyne słowo, które w tamtej chwili słyszałam. Albo raczej czułam. Coś podpowiadało mi bowiem, że muszę biec jak najszybciej, jak najdalej. Czułam się ścigana przez... sama nie wiedziałam właściwie co. To coś jednak było coraz bliżej i bynajmniej nie zdawało się być mile do mnie nastawione. Wiedziałam, że nie mogę przestać biec, ale nie dawałam już rady. Zarośla, przez które musiałam się przedzierać, boleśnie mnie raniły. Do tego kilka razy zdarzyło mi się wpaść na jakieś drzewo, a nawet przewrócić się. Czy ten las nie miał końca? 
~*~
Obudziłam się przerażona, cała zlana potem. Potrzebowała chwili, żeby się dojść do siebie. Spróbowałam wymacać rękami, gdzie leży moja lalka, ale nie potrafiłam jej nigdzie znaleźć. Chciałam iść do rodziców, ale przypomniało mi się, jak tata mówił mi ostatnio, że jestem już przecież dużą dziewczynką i nie powinnam się niczego bać. Potwory nie istnieją, a nasz dom jest na noc dokładnie zamykany, więc nic nie może mi się tu stać. Ponieważ nie odnalazłam mojej zabawki, uspokoiłam się i postarałam z powrotem zasnąć. Jednak od momentu przebudzenia towarzyszyło mi dziwne uczucie bycia obserwowaną.
~*~

Rano obudziły mnie odgłosy krzątaniny dochodzące z kuchni. Byłam pewna, że to mama przygotowywała śniadanie. Przeciągnęłam się i przewróciłam na bok, spoglądając na leżącą obok lalkę. Zdziwiłam się, bo przecież w nocy nie mogłam jej znaleźć. Uznałam jednak, że po prostu źle szukałam. Ponadto miałam doskonały humor, bo wydarzenia z nocy wydawały się być odległe o miliony miliardów lat!
-Czeeeeść! Gotowa na zabawę?-powiedziała lalka, nie poruszając ustami.
-Pewnie!-zawołałam i chwyciłam Annie. Poszłam umyć żeby i się ubrać.
-Kochanie, wstałaś już?-zapytała mama, wchodząc do pokoju.
-Tak-odparłam, wychodząc z łazienki.
-Doskonale, chodź zjeść z nami śniadanie.
-A czy mogę wziąć ze sobą Annie?-spytałam.
-Oczywiście-odparła mama. Razem zeszłyśmy na dół. Na stole w kuchni znajdowały się już gotowane jajka i parówki, a także chleb, ser, pomidory, ogórki i inne rzeczy.
-A nutella?-zapytałam jak tylko zajęłam swoje miejsce i posadziłam Annie na krześle obok.
-Nie możesz wiecznie jeść samych słodyczy. Najpierw jakaś kanapka czy jajko, a potem nutella-odparła mama.
-Ale przecież ja chcę zjeść kanapkę z nutellą-powiedziałam. Po tych słowach do kuchni wszedł mój tata. Ucieszyłam się, gdyż zawsze w takich dyskusjach stawał po mojej stronie. Miałam jednak wrażenie, że dziś jest wyjątkowo nieobecny.
-Cześć wam, moje kochane- powiedział dość niewyraźnie. Wyglądał na mocno zmęczonego, jakby nie spał pół nocy.
-Tato, ja chcę nutellę!-zawołałam kategorycznym tonem. Mój ojciec jednak w ogóle nie zareagował na te słowa. Podszedł jedynie do szafki, skąd wyjął pudełko z moim kakao i wsypał go sobie trochę do szklanki. Następnie zalał to wcześniej przygotowaną przez mamę wodą z czajnika i dosypał do tego soli z nowo otwartej paczki. Patrzyłam na to wszystko ze zdziwieniem. Zastanawiałam się, czy tata zmienił swoje poranne nawyki. Następnie ojciec wymieszał to wszystko łyżeczką. Odwrócił się w naszą stronę. Spojrzałam na mamę, która wpatrywała się w tatę z niemniejszym zdziwieniem niż ja.
-Jak ci minęła noc, moja księżniczko?-spytał tata, biorąc łyk ze szklanki. Zaraz potem odwrócił się z wyrazem niesmaku na twarzy i wypluł całą zawartość do zlewu.
-Co to jest?! To ohydne!-zawołał.
-To kakao z solą-powiedziała mama, ledwo powstrzymując śmiech.
-A co niby kakao robi w puszce z kawą, a sól w cukierniczce?-zdziwił się ojciec.
-Tam ich na pewno nie ma. Gdybyś może patrzył uważniej na to, co wsypujesz do swojej szklanki, pewnie nie miałbyś tak ciekawych doznać smakowych- powiedziała mama z uśmiechem na ustach. Tata już nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się i wylał całą zawartość kubka.
-Zrobić ci kawę?-zapytała mama, kiedy ojciec usiadł do stołu.
-Straciłem na nią ochotę-odparł, sięgając po kromkę chleba.
-Jesteś dzisiaj jakiś dziwny- stwierdziła mama. Tata nic już nie odpowiedział. Doszłam do wniosku, że lepiej nie wracać teraz do tematu nutelli. Zaczęłam więc szykować sobie kanapki z tego, co było na stole. Nagle tata spojrzał na mnie, a po chwili jego wzrok przeniósł się na moją lalkę.
-A co to tutaj robi?!-zawołał. Zdziwienie słyszalne w jego głosie przechodziło nieomal w przerażenie.
-Annie je ze mną śniadanie!-zawołałam z uśmiechem, chwytając lalkę i podnosząc do góry.
-Nie zgadzam się. Absolutnie! Żadnej zabawy przy jedzeniu!-zawołał tata. Lekko podskoczyłam ze strachu. Rzadko kiedy tata podnosił głos.
-John, uspokój się! Co w ciebie dziś wstąpiło? Przecież Alice nic złego nie robi. Nie dopowiadaj swojej filozofii do zwykłego usadzenia lalki przy stole-odpowiedziała mama, gromiąc tatę wzrokiem.
-Masz rację, przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Źle dziś spałem, może to przez to-odparła tata. Przez resztę śniadanie nie odzywali się już do siebie. Jedynie ja i mama co jakiś czas rozmawiałyśmy. Martwiło mnie to, ale jednocześnie chciałam jak najszybciej zjeść, żeby iść bawić się moimi nowymi zabawkami, zwłaszcza lalką od taty. Po śniadaniu musiałam jednak najpierw pomóc rodzicom posprzątać. Wraz z mamą pochowałam z powrotem do lodówki wszystko czego nie zjedliśmy. W tym czasie tata pozbierał naczynia, załadował zmywarkę i ją włączył.
-Alice, może pójdziesz się pobawić?-zapytała mama, kiedy już posprzątaliśmy po śniadaniu. Pokiwałam z ochotą głową i chwyciłam Annie. Już miałam wybiec z pokoju, kiedy usłyszałam głos taty:
-Będziesz się bawić tą lalką?-zapytał. Ton jego głosu brzmiał dziwnie i obco. Jakbym coś przeskrobała, a przecież nic nie zrobiłam.
-Daj spokój-powiedziała mama, rzucając tacie zdenerwowane spojrzenie.-Alice, możesz iść się bawić-powiedziała do mnie. Wyszłam więc z kuchni, spoglądając na nich co jakiś czas. Tata stał oparty o blat i miał skrzyżowane ręce. Mama sięgała coś z szafki. Nawet na siebie nie patrzyli. Coś w ich zachowaniu mi nie pasowało. Nie lubiłam, kiedy się kłócili, poza tym robili to rzadko.
-Idę do ogrodu!-zawołałam. Najpierw jednak poszłam do pokoju po kilka innych zabawek, które dostałam od koleżanek. Dopiero kiedy je wzięłam, wyszłam na zewnątrz.
~*~
Wprost nie mogłam przestać się śmiać. Annie była najlepsza! Szybko udało się jej mnie rozbawić, dzięki czemu zupełnie zapomniałam o wcześniejszych smutkach. Nigdy wcześniej nie miałam zabawki, która tyle potrafi, więc szybko porzuciłam wszystkie inne lalki i skupiłam się tylko na zabawie z Annie. Ona potrafiła mówić i odpowiadać na każde pytanie, chyba że nie miała ochoty.
-Jak to właściwie jest, że tyle potrafisz? Inne lalki takie nie są-powiedziałam.
-Inne nie powstały w tak ciekawy sposób jak ja-odparła Annie.
-Czyli jak?-zapytałam.
-Kiedyś się tego dowiesz. Obiecuję, że odczujesz to na własnej skórze-powiedziała lalka.
-Co to znaczy?-zdziwiłam się. Usłyszałam, że otwierają się drzwi prowadzące do domu, więc obejrzałam się w tamtą stronę. Do ogrodu wyszli rodzice. Tata niósł szklanki i jakiś sok, a mama ciastka. Słyszałam jak energicznie, ale wesoło ze sobą rozmawiali. Ucieszyłam się, że rodzice się pogodzili. Odwróciłam głowę w stronę Annie, chcąc uzyskać od niej odpowiedź na swoje pytanie. Lalka jednak ucichła, jak zresztą miała w zwyczaju przy moich rodzicach. Złapałam ją więc i podeszłam do stolika. Rodzice poczęstowali mnie sokiem i ciastkami. Zauważyłam, że tata dość niechętnie spojrzał na moją lalkę. Nie wiedziałam, czemu tak bardzo nie lubi zabawki, którą sam mi dał.
~*~
Dzisiaj, kiedy już leżałam w swoim  łóżku, upewniłam się dokładnie, że Annie leży na swoim miejscu, czyli obok mnie.
-Dobranoc, Annie-powiedziałam.
-Dobranoc, miłych snów Alice-odparła lalka. Uśmiechnęłam się. Byłam szczęśliwa, bo dzisiejszy dzień był bardzo miły. Do tego coraz bardziej lubiłam Annie. O wydarzeniach z poprzedniej nocy prawie już zapomniałam, toteż bez większego problemu zasnęłam.
~*~
Znowu to samo miejsce. Las ponownie zdawał się nie mieć końca. I ponownie towarzyszyło mi to straszne uczucie bycia ściganą. Dziś jednak sen był nieco inny, jakby...głębszy? Dokładniejszy? Mogłam na przykład lepiej się skupić. Być może dlatego, że śniłam już raz o tym samym? Teraz jednak nabrałam pewności, że mam cel. Inny niż ucieczka przed ścigającym mnie niebezpieczeństwem. Muszę coś odnaleźć. Coś albo kogoś. Nie wiedziałam, o co może chodzić i gdzie powinnam tego szukać, ale czułem, że to właśnie moje zadanie. Biegłam coraz szybciej. Mój oddech przyspieszał, jednak po jakimś czasie ciało zaczęło się poddawać. Opuszczały mnie siły. Z każdym krokiem trudniej było mi oddychać. Gardło paliło mnie żywym ogniem, nogi wydawały się być jak z ołowia. W końcu, nie mogąc dłużej biec, upadłam na kolana, podpierając się rękami. Mój oddech jednak nie uspokoił się. Cały czas czułam ogromny ciężar miażdżący mi pierś. Łapczywie łapałam powietrze, które zdawało się wcale nie docierać do płuc. Złapałam się za gardło, chcąc pozbyć się niewidzialnej siły uniemożliwiającej mi oddychanie.
~*~
Obudziłam się i od razu spróbowałam wziąć głęboki oddech. Nie dało mi to jednak upragnionej ulgi. Czułam się, jakby sen trwał nadal. Coś leżało na mojej klatce piersiowej, uniemożliwiając mi normalne oddychanie. Spojrzałam na stojący naprzeciw łóżka, elektroniczny zegarek. Wskazywał godzinę 0:01. Do oczu napłynęły mi łzy. Całe moje ciało błagało choćby o odrobinę tlenu. Ponadto miałam wrażenie, że moje ręce ważą chyba po tonie. Za nic nie mogłam oderwać ich od łóżka. Nie miałam jak pozbyć się tego ciężaru, który miażdżył mi pierś. Sekundy zdawały się trwać całe godziny. W końcu jakoś udało mi się zrzucić to coś na podłogę, co spowodowało głuche łupnięcie. Poderwałam się do góry, biorąc głęboki oddech. Usiadłam na łóżku i przez kilka minut starałam się dojść do siebie. Następnie wychyliłam się ostrożne znad łóżka, chcąc znaleźć tę rzecz, która omal mnie nie udusiła. Niestety moja nocna lampka od tygodnia była zepsuta, więc ponownie musiałam spróbować odnaleźć ten przedmiot na oślep. Niestety nie udało mi się jednak nic odkryć. Skuliłam się więc na łóżku, okrywając kołdrą po samą szyję. Nie wiedziałam, co to wszystko miało znaczyć. Bałam się tak, że aż cała dygotałam ze strachu. Byłam pewna, że nie zdołam już usnąć. Spojrzałam znowu na zegarek. Ku mojemu zdziwieniu, wyświetlała się na nim godzina 0:02. To wszystko trwało tylko tyle?- zdziwiłam się. Im dłużej leżałam w łóżku i wsłuchiwałam się w nocną ciszę, tym bardziej się uspokajałam. Boję się. Chciałabym iść do rodziców, ale...może to był tylko sen?-myślałam, zasypiając. Nawet nie spostrzegłam, kiedy znowu oddałam się w objęcia Morfeusza.
~*~
Dzisiejszej nocy znowu nie mogłem zasnąć. Jak niby miałem spać, wiedząc, że ta przeklęta zabawka leży w pokoju mojej córki? Do tego jeszcze Alice tak polubiła tę lalkę...Czy to aby na pewno był zwykły przypadek?-pomyślałem. Zaraz jednak pozbyłem się tej myśli. To nie miało nic wspólnego ani z tą dziewczynką, ani z tym, co jej zrobiłem. Zakładając dość nieskromnie, może po prostu polubiła najbardziej tę zabawkę dlatego, że dostała ją ode mnie? W końcu moje prezenty zawsze jej się podobają. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk brzmiący, jakby coś spadło. Mogło to być cokolwiek, ja jednak wystraszyłem się. Jeszcze przez dłuższą chwilę leżałem w łóżku. W końcu jednak poczułem, że muszę iść i to sprawdzić. Najciszej jak umiałem, wstałem i skierowałem się w stronę drzwi. Zamarłem, słysząc jak Rose przewraca się z boku na bok. Po chwili ruszyłem dalej. Mimo że nie robiłem nic nielegalnego, starałem się być cicho, żeby nikogo nie obudzić. Poszedłem prosto do pokoju Alice. Kiedy do niego wszedłem, spróbowałem zapalić nocną lampkę. Niestety nie zadziałała. Szlag by to! Muszę ją w końcu naprawić!-zganiłem się w myślach za odkładanie tego w nieskończoność. Podszedłem do okna, by wpuścić do środka nieco światła. Nie za wiele to dało, ale mogłem ujrzeć sylwetkę mojej córki. Podszedłem do jej łóżka. Zauważyłem, że była cała spocona, jakby niedawno musiała włożyć w coś mnóstwo wysiłku. Zrobiłem jeszcze krok i poczułem, że na coś nadepnąłem. Schyliłem się i podniosłem ten przedmiot. Okazało się, że to ta cholerna lalka. Spojrzałem jeszcze raz na Alice. Spała spokojnie, więc po chwili wyszedłem cicho z pokoju z zabawką w ręku.
-Tym razem pozbędę się ciebie raz, a dobrze-powiedziałem, spoglądając na lalkę. Jak najciszej zszedłem po schodach i udałem się w stronę drzwi. Ubrałem buty i narzuciłem na siebie pierwszą lepszą kurtkę. Wyszedłem szybko z domu, starając się nie narobić hałasu. Drogę od drzwi do kosza na śmieci pokonałem właściwie biegiem. Wrzuciłem zabawkę do kontenera. Zanim go zamknąłem, jeszcze chwilę popatrzyłem na szmacianą lalkę z wyszytym na twarzy sztucznym uśmiechem. Alice na pewno będzie po niej rozpaczać, ale szybko zapomni o tej zabawce. Zamknąłem kosz na śmieci. Jutro rano miała przyjechać śmieciarka, więc problem został właściwie rozwiązany. Wróciłem do domu, rozebrałem się, po czym udałem do sypialni. Na szczęście Rose się nie obudziła. Nie wiem, jak bym jej wytłumaczył powód swojej nocnej wędrówki po domu.


sobota, 28 kwietnia 2018

Kochani czytelnicy!

Bardzo przepraszam, że tak długo mnie nie było. Szkolne obowiązki odciągnęły mnie od pisania na dłużej, niż na początku myślałam. Nowy rozdział "Cmentarza Upadłych" postaram się dodać jutro. Obiecuję też nie doprowadzać więcej do sytuacji, gdzie przez tak długi okres czasu nie będzie nic dodane. Proszę więc o cierpliwość i wyrozumiałość!
~Ritsu