niedziela, 9 września 2018

Cmentarz Upadłych IX "Wyjazd na szkolenie"

Tym razem obudziłam się z głośnym krzykiem. Do pokoju po chwili wbiegli moi rodzice.
-Co się stało?-spytał tata, pochylając się nade mną z rozczochranymi włosami i niezawiązanym krawatem okręconym jedynie wokół szyi.
-Miałam zły sen-powiedziałam.
-Co ci się przyśniło?-zapytał mój tata.
-Byłam w lesie i goniły mnie wilki-odparłam, co po części było prawdą. Bo we śnie znajdowałam się w lesie i coś mnie goniło. Brzmiało to jak wilki, bo wyło i skowyczało dokładnie jak one.
-Cii, tutaj nic ci nie grozi-powiedziała mama, podchodząc do naszej dwójki.
-Wiem-powiedziałam. Zaraz potem tata objął mnie czule.
~*~
Stałyśmy wraz z mamą na ganku naszego domu. Tata przytulił najpierw ją.
-Będę za tobą strasznie tęsknić-powiedziała mama, odsuwając się od ojca, by móc spojrzeć na jego twarz.
-Ja za tobą bardziej-odparł tata, po czym ponownie objął mamę.-I oczywiście za tobą-dodał, schylając się, aby mnie przytulić.
-Ja za tobą też, tato! Wracaj jak najszybciej!-zawołałam.
-Postaram się. Szkoda, że znowu muszę zostawiać dwie najważniejsze kobiety w moim życiu-powiedział tata.
-Zmień pracę-odparłam.
-Gdyby to było takie łatwe, na pewno bym to zrobił-powiedział tata, po czym poczochrał moje włosy. Następnie wstał i lekko pocałował mamę w usta.
-Lecę, bo inaczej Jacob zabije mnie za to, że kazałem mu na ciebie tyle czekać-powiedział. Następnie ojciec podszedł do samochodu, zapalił go i wyjechał na ulicę. Nim ruszył na dobre, pomachał nam na pożegnanie, a my mu oczywiście odmachałyśmy. Chwilę potem patrzyłyśmy już tylko, jak jego samochód coraz bardziej się oddala.
-Choć, upieczemy ciasto-zaproponowała moja mama, a ja, choć z lekkim ociąganiem, ruszyłam za nią.
~*~
Pożegnania Jacob'a z jego żoną nie trwały aż tak długo. Po prostu wybiegł z domu, w międzyczasie składając na ustach żony jeden szybki pocałunek, po czym zapakował do bagażnika swoją walizkę.
-Co tak długo?-spytał cały zdyszany, wpadając do środka mojego samochodu niczym wiatr.
-Wyobraź sobie, że niektórzy potrzebują więcej czasu na pożegnanie się z rodziną-odparłem.
-Dobra, dobra, już się tak nie przechwalaj tą swoją idealną rodzinką. Jedźmy lepiej po Suzanne-powiedział Jacob, nie kryjąc ekscytacji.-Na co czekasz?-dodał, widząc, że nie ruszam się z miejsca.
-Pasy. Wiesz, takie czarne paski. Masz jeden po swojej prawej. Bądź łaskaw go zapiąć-wyjaśniłem.
-Zawsze jesteś taki dokładny!-poskarżył się mój współpracownik, ale posłusznie wykonał to, czego od niego oczekiwałem.
-Przezorny zawsze ubezpieczony-odparłem. Wyjechałem z bocznej uliczki i skierowałem się w stronę domu Suzanne. Po jakichś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Dziewczyna już stała na chodniku przed budynkiem. Kiedy podjechałem po nią, Jacob wyskoczył z auta niczym oparzony.
-Witaj, Suzanne-zawołał niezwykle entuzjastycznie. W czasie, w którym on okrążył samochód i podszedł do dziewczyny, ja zdążyłem dopiero wysiąść.
-Dzień dobry, Jacob-odparła, po czym w ten sam sposób przywitała się ze mną. Nie miałem wątpliwości co do tego, kto schowa jej bagaż. Jacob aż rwał się do pomocy. Chwilę później wszyscy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Brintown. Na początku podróż przebiegała nad wyraz dobrze, bo jakimś cudem całej naszej trójce udało się nawiązać normalną rozmowę. Gadaliśmy o naszym przygotowaniu do szkolenia i oczekiwaniach względem niego. Po jakimś czasie temat więc samoistnie zszedł na to, co będziemy porabiać w wolnym czasie.
-Można by było trochę się rozerwać, poimprezować, bliżej się poznać...Skoro już tam jedziemy we trójkę...-zaczął Jacob.
-To możemy śmiało zachlać się w trupa na drugi dzień po przyjeździe?-zapytałem, spoglądając na niego przez jedną chwilę. Zaraz potem ponownie skupiłem wzrok na drodze.
-Nie przesadzaj, John. A ty, co o tym myślisz, Suzanne?-zapytał mój współpracownik, odwracając się do siedzącej z tyłu dziewczyny. I tu jest pies pogrzebany! Może myślisz sobie, że jak ta dziewczyna się upije, to ci się da?-pomyślałem.
-Cóż, ja myślałam, że po prostu będę ćwiczyć to, czego się nauczę albo pospaceruję po mieście-odparła Suzanne głosem pozbawionym wszelkich uczuć.
-Co ty, nie masz ochoty się zabawić?-zdziwił się Jacob. Ton jego głosu jasno zdradzał, że był zawiedziony.
-No cóż, jakoś niespecjalnie-odparła Suzanne.
-Błagam cię, nie bądź jak John!-zawołał Jacob. Chyba próbował być śmiesznym, mówiąc tonem, jakiego używają małe dzieci, kiedy wyśmiewają niechęć do zabawy dorosłych.
-To jest raczej niemożliwe. Musiałabym przede wszystkim wyhodować sobie coś pomiędzy nogami-odparła kobieta. Uśmiechnąłem się lekko, bo 1) nie spodziewałem się po niej takiego komentarza, 2) jej słowa oznaczały, że może jednak jej towarzystwo nie będzie takie złe, ale nawet lepsze niż Jaacob'a. Niestety przez to wypowiedziane zdanie Suzanne zabrzmiała, jakby miała ochotę na jakieś dalsze interakcje społeczne, więc nasz towarzysz postanowił się jeszcze nie poddawać. Zaśmiał się krótko, po czym dodał.
-Na pewno nie grozi to takiej pięknej kobiecie. To nie Tajlandia-odparł i ponownie zaśmiał się, tym razem ze swojego nieśmiesznego i głupiego żartu.
~*~
Wyglądało na to, że Jacob zamierza przez całą podróż wk*rwiać mnie swoję gadaniną, skierowaną teoretycznie do nas, a tak naprawdę do Suzanne. Niestety nastał moment, kiedy mój współpracownik przeszedł samego siebie.
-Zatrzymaj samochód!-zawołał nagle. Zjechałem więc z drogi przy najbliższym zjeździe, bo ton głosu Jacob'a wskazywał na to, że od tego, czy wykonam jego polecenie czy nie, zależy jego życie.
-Co się stało?-zapytałem.
-Niedobrze mi. Muszę chwilę odpocząć-powiedział Jacob.
-Niech będzie-odparłem, po czym pozwoliłem sobie trochę wygodniej rozłożyć się na fotelu. W tym miejscu muszę przyznać, że Jacob odstawił naprawdę przekonywujące przedstawienie. Najpierw chwilę posiedział w aucie, po czym wyszedł pod pretekstem przewietrzenia się. Kiedy jednak wrócił i przedstawił swój wyimaginowany problem i jego rozwiązanie, myślałem, że szlag jasny mnie na miejscu strzeli. Jakimś cudem tak się jednak nie stało. Otóż niejaki Jacob Addams miał podobno w dzieciństwie "chorobę lokomocyjną", z której wyrósł, ale ta nagle ponownie zaatakowała. Jako dzieciak mój współpracownik czuł się dobrze w aucie tylko, kiedy jechał z tyłu, więc po prostu postanowił się przesiąść. Usadowił się oczywiście nie za swoim fotelem, tylko po środku, jak najbliżej Suzanne, tłumacząc to tym, że musi mieć jednocześnie dobry widok na drogę. Ruszyliśmy zaraz po tym, jak w myślach poprzysiągłem sobie, że go zabiję.
-Nie przeszkadza ci chyba, że tutaj usiadłem?-spytał Jacob tonem niewiniątka.
-Nie-odparła Suzanne beznamiętnym głosem.
-To dobrze. Bo ja się właściwie bardzo cieszę, że siedzę obok tak pięknej i zdolnej młodej kobiety. Zresztą, co ja mówię, cieszę się, że jadę na szkolenie z tak piękną i zdolną młodą kobietą. No i oczywiście z tobą, John-powiedział nasz towarzysz.
-Dzięki-odparłem, ciesząc się w duchu, że ja nie jestem "piękną i zdolną młodą kobietą" i nie muszę go znosić. Spojrzałem w lusterko i napotkałem znudzone, ale zarazem lekko zirytowane spojrzenie Suzanne. Kiedy jednak napotkała mój wzrok, miałem wrażenie, że uśmiechnęła się lekko. Doskonale wiem, czego teraz pragniesz. Też chciałbym się po prostu znaleźć jak najdalej stąd-pomyślałem, po czym skupiłem się na powrót na drodze. Uznałem, że dla mnie jedynym wyjściem jest całkowite poświęcenie się prowadzeniu auta. Suzanne musiała radzić sobie z Jacob'em sama. To był ich bój.
~*~
Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju hotelowym, odetchnąłem z ulgą. Czułem, że Suzanne nie będzie miała tyle szczęścia. Prawdopodobnie Jacob zechce się do niej wprosić choćby pod pretekstem nauki korzystania z włącznika światła. Zamierzałem po prostu rozpakować się i odpocząć trochę, ale jak zwykle to nie wypaliło. Jacob jednak wygrał, przynajmniej na razie, mnie. Usłyszałem jedynie, że ktoś puka, a chwilę później mój "przyjaciel" bezceremonialnie wpakował mi się do pokoju.
-No to pokaż, stary, ten swój apartament!- zawołał, po czym od razu zaczął oglądać pokój. Sprawdził dokładnie część sypialnią, mały aneks kuchenny i kawałek pokoju zrobiony na kształt "salonu", a raczej "saloniku". Jakoś to wytrzymałem. Zaraz potem zaczął przeglądać szafka. Wytrzymałem. Na sam koniec wparował do łazienki i to też wytrzymałem.
-No, przynajmniej pokoje mamy nawet-nawet!-zawołał Jacob, wychodząc z mojej łazienki.
-Cieszę się, że ci się tu podoba-odparłem.
-A tobie nie? Każdemu by się tu spodobało, zwłaszcza gdyby dostał pokój, za którego ścianą znajduje się komnata królewny- zaśmiał się Jacob.
-Masz pokój obok Suzanne?-spytałem. Po dłuższym czasie przebywania z nim rozszyfrowanie jego pokręconego poczucia humoru nie było aż tak trudne.
-Dokładnie tak, przyjacielu!-zawołał, po czym nagle przygasł i zawahał się.-Ale...ty na pewno nic do niej nie masz? Wiesz, nie chciałbym, żeby poróżniła nas jakaś laska, co nie?-dodał.
-Mam żonę i dziecko i oboje ich kocham-powiedziałem.
-Wiesz, ja swoją Mary też kocham. Zwłaszcza jej domowej roboty kurczaka i ciasto, które robi co dwa tygodnie w niedzielę. Ale kto powiedział, że jak się kogoś kocha, to trzeba żyć w celibacie?-powiedział Jacob.
-Celibat występuje wtedy, kiedy w ogóle nie uprawiasz seksu-zauważyłem.
-Uprawianie dobrego seksu z własną żoną po ślubie jest jak trafienie szóstki w lotto. Niby możliwe, słyszałeś, że niektórym się zdarza, ale sam już dawno straciłeś nadzieję, a kupony wysyłasz bardziej z przyzwyczajenia-powiedział Jacob. Jeszcze mi tylko jego filozofowania brakowała...-pomyślałem z goryczą.
-Cóż, tak czy tak, możesz być pewien, że mnie Suzanne nie rusza-powiedziałem.
-To świetnie. A tak poza tym, to ty nie bądź taki mądry, nieśmiały i nie udawaj niewiniątka. Zdążyłeś się już umówić z Kate?-zapytał Jacob, po czym rozsiadł się wygodnie w jednym fotelu. Miałem tylko nadzieję, że mimo wszystko nie oznacza to, iż zamierza on zostać tutaj na dłużej.
-Cóż, ostatnimi czasu trochę się między nami zaczęło psuć-odparłem, licząc na to, że szybko porzucimy temat mojej "kochanki".
-Ok, stary. Widzę, że nie chcesz o tym gadać, więc nie będę pytać. Nie każdy chce gadać o swoich problemach na prawo i lewo-powiedział Jacob. Był to pierwszy i w gruncie rzeczy chyba jedyny przejaw inteligencji z jego strony.
-A tak poza tym, to chcesz coś jeszcze?-zapytałem. Liczyłem, że w końcu uda mi się go pozbyć.
-A nie, a czemu pytasz? Chociaż właściwie tak. Myślisz, że mam szansę u Suzanne?-zapytał, czym mocno mnie zaskoczył. Nie byłem na to przygotowany. I którą stronę miałem wziąć? Nie chciałem wkopać tej biednej dziewczyny na dobre, ale Jacob był moim...ubezpieczeniem i zawsze starałem się mimo wszystko go znosić, żeby tylko go przy sobie zatrzymać.
-Myślę, że...jesteś na razie na starcie. Straconej pozycji nie masz, ale musisz się chyba trochę bardziej postarać. To porządna dziewczyna i trzeba o nią powalczyć-powiedziałem w końcu. Na szczęście to przekonało mojego towarzysza.
-Myślisz?-spytał zadowolony.
-Jestem tego pewien-odparłem.
-Świetnie!-zawołał, po czym wstał z fotela, jakby właśnie wstąpiła w niego nowa energia.
-Co "świetnie"?-nie kryłem swojego zdziwienia.
-No bo to znaczy, że z niej jest naprawdę niezła laska!-powiedział Jacob.-Przy okazji, wpadłem na pomysł, żebyśmy poszli dziś wszyscy razem na kolację. O dwudziestej-powiedział mój towarzyszy, po czym opuścił mój pokój, zanim zdążyłam jakoś zareagować. Oczywiście mogłem jeszcze wybiec na zewnątrz i wydrzeć się na niego, ale wolałem już mu ustąpić i mieć święty spokój. Ponadto wiedziałem, że oznacza to, iż cały wieczór będzie się on przymilał Suzanne, więc uznałem, że jeśli dam radę to znieść, to nie będzie aż tak źle.
~*~
Upiekłyśmy naprawdę przepyszne ciasto. Kiedy już miałyśmy je zjeść, przypomniałam sobie o Annie, która cały ten czas spędziła sama w moim pokoju. Czym prędzej więc po nią pobiegłam i ją przyniosłam. Zaraz potem wyjęłam talerzyk i jej też nałożyłam porcję ciasta. Mama spojrzała na mnie z powątpiewaniem, ale nic nie powiedziała. Potem zadzwoniły do mnie moje koleżanki, Ruby i Bev. Chciały, żebym poszła się z nimi pobawić, a ja długo się z nimi nie widziałam (szkoła się przecież nie liczy), więc też bardzo tego chciałam. Wybiegłam więc z domu, jak tylko mama wyraziła swoją zgodę. Spędziłam niemal cały dzień bawiąc się w najlepsze i śmiejąc. Do domu wróciłam jedynie na obiad, na który zaprosiłam też swoje koleżanki. Na deser było oczywiście upieczone przeze mnie i mamę ciasto. Potem poszłyśmy jeszcze pobawić się w ogrodzie, a na koniec moja mama zabrała nas na lody. Po powrocie do domu byłam jednocześnie niesamowicie zmęczona, ale też szczęśliwa i na swój sposób nadal pełna energii. Wraz z mamą zajęłyśmy się przygotowaniem kolacji. Dziś w telewizji leciała jedna z moich ulubionych bajek, więc wyjątkowo nie musiałam pomagać przy sprzątaniu. Usiadłam przed telewizorem i skupiłam się na oglądaniu. Jakoś w połowie bajki zrobili przerwę na reklamy, więc poszłam do kuchni wziąć sobie coś do picia. Mama akurat wyjęła śmieci z kosza, które zamierzała jeszcze wynieść, aby rano zabrała je śmieciarka. Mój wzrok spoczął na cieście, którego jeszcze trochę zostało. Powoli i z uwagą odkroiłam sobie jeden kawałek.
-Widzę, że nasze ciasto bardzo ci smakuje. Podobnie jak Annie-odezwała się moja mama. Kiedy na nią spojrzałam, uśmiechała się do mnie.
~*~
Kiedy weszłyśmy do kuchni szykować kolację, zauważyłem, że lalka mojej córki nadal jest na swoim miejscu, tyle że na jej talerzyku nie było już kawałka ciasta, który cały czas się tam znajdował. Zostały tylko okruszki. Uznałam więc, że w międzyczasie musiała się tutaj zakraść Alice albo któraś z jej koleżanek. Nie przejęłam się więc tym zbytnio. Razem z córeczką przygotowałyśmy kolację, a potem ona poszła oglądać swoją bajkę. Wróciła po jakimś czasie po picie i kawałek ciasta.
-Widzę, że nasze ciasto bardzo ci smakuje. Podobnie jak Annie-powiedziałam i uśmiechnęłam się do Alice jak tylko się do mnie odwróciła. Obie niemal w tym samym momencie spojrzałyśmy na lalkę, która nadal siedziała na krześle w kącie pomieszczenia. Przed nią, na stoliku, do którego nawet nie dosięgała, stał pusty talerzyk. Przeniosłam wzrok z powrotem na swoją córkę i przestraszyłam się nie na żarty. Na twarzy Alice wykwitł wyraz najczystszego przerażenia.
-Annie, przepraszam! Zapomniałam o tobie! Przez cały dzień! Przepraszam!-zawołała moja córka, doskakując do swojej lalki. Następnie chwyciła ją i wybiegła z kuchni. Po chwili usłyszałam jej głośne kroki, kiedy biegła po schodach do swojego pokoju.