środa, 14 czerwca 2017

Zakazany Romans XI "Miłość rośnie w siłę"

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało ci się przekonać moją siostrę, aby pozwoliła mi na spotkanie z tobą sam na sam- powiedziała podekscytowana Elizabeth, chowając do torby ostatnią książkę, która będzie jej jutro potrzebna w szkole. Właśnie z pomocą Canagana odrobiła wszystkie lekcje. Dzięki niemu poszła jej to jeszcze lepiej niż zwykle. Była mu bardzo wdzięczna.
- Dziękuję za pomoc- dodała.
- Ależ nie ma za co. Zakochani pomagają sobie, prawda?- powiedział wampir, podchodząc do dziewczyny od tyłu i obejmując ją w talii.
- Racja- odparła dziewczyna, odwracając się do niego przodem.
- Już nie mogę doczekać się, aż zostaniemy sami- chłopak szepnął jej to wprost do ucha. Elizabeth zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Więc, skoro, jak mniema, już skończyłaś wszelkie przygotowania, możemy się przejść?- spytał Canagan, odsuwając się od niej, jednocześnie łapiąc za rękę.
- Ale dokąd?- dziewczyna była tak pijana szczęściem, że prawie przestała kontaktować.
- Jak to "dokąd"? Do naszego miejsca, czyli do lasu- odparł chłopak, obrzucając Elizabeth pobłażliwym spojrzeniem w stylu: "och, głupiutkie, nic nierozumiejące dziecko". Chociaż ona oczywiście uznała to za objaw troski. Zeszli razem na dół. Trix akurat siedziała w salonie. Pożegnali się z nią i poszli na spacer. Od razu skierowali się w stronę lasu. Szli wolnym krokiem, trzymając się za ręce. Gdy znaleźli się już w lesie i przeszli kilka metrów, Canagan niespodziewanie przyciągnął do siebie dziewczynę i pocałował. Jedną ręką objął ją w talii, zaś opuszkami drugiej dłoni delikatnie dotykał jej twarzy. Pocałunek był długi i namiętny. Tym dłuższy i namiętniejszy, gdyż wampir zupełnie zaskoczył Elizę, a ta bez żadnego namysłu zareagowała instynktownie i oddała pocałunek. Po przerwaniu go przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy. Oddech Elizabeth był przyspieszony, tak samo jak bicie jej serca. Policzki zaś miała znacznie zaróżowione. Canagan bez słowa objął ją ramieniem i ruszyli razem dalej. Przeszli jeszcze kilkadziesiąt metrów. Znaleźli się na innej niż dotąd łące. Porastała ją w zupełności tylko trawa, nigdzie nie dało się zobaczyć choćby najmniejszego kwiatka. Przez jej środek przepływała za to mała rzeczka. Przy jej brzegu znajdował się zaś duży, płaski głaz. Tam też udali się Canagan i Elizabeth. Usiedli na nim obok siebie, nogi spuszczając ze strony, z której płynęła woda. Nie zamoczyli ich jednak w niej, gdyż kamień był na to za wysoki. Gdy usiedli, chłopak położył swoją dłoń na ręce dziewczyny. Siedzieli tak przez chwilę, wpatrując się w roztaczającym się przed nimi, może niezbyt piękny, ale uspokajający widok. Ściana lasu, łąka i przepływająca przez nią rzeka. Eliza myślała nad tym, jak dobrze się teraz czuje i jaka jest szczęśliwa. Canagan zaś układał sobie w głowie plan, w jaki sposób powinien teraz pokierować zdarzeniami. W końcu zdecydował się zaryzykować, licząc na to, że Elizabeth ponownie ulegnie jego urokowi.
- Elizabeth?- zwrócił na siebie jej uwagę.
- Tak?- spytała dziewczyna i odwróciła głowę w jego stronę. Canagan chwycił ją w obie ręce i pocałował. Pocałunek był długi. Chłopak powoli zaczął schodzić coraz niżej, całując ją po szyi. Zatrzymał się tuż nad jej piersiami. Potem zaczął wracać do jej ust tą samą drogą. Jednocześnie zmienił swoją pozycję i włożył kolano między jej nogi. Znów pocałował Elizę w usta, a następnie zaczął delikatnie pieścić i gryźć jej lewe ucho.
- Nie... czekaj...proszę...przestań- powiedziała ledwie słyszalnym szeptem dziewczyna, starając się od siebie Canagana odepchnąć. Jednak w gruncie rzeczy sama zdawała sobie sprawę z tego, że nie chciała, aby chłopak przerywał. Fakt ten potwierdzało to, że jej opór nie był zbyt silny. Wampir przestał na chwilę całować Elizabeth i odpiął dwa małe, znajdujące się z przodu guziki jej sukienki.
- Chyba nie powinniśmy- powiedziała cicho dziewczyna.
- Dlaczego? Tak bardzo się za tobą stęskniłem od wczoraj. Zresztą, już to zrobiliśmy raz, było nam dobrze, a teraz też oboje tego chcemy, prawda? I nikogo w ten sposób nie krzywdzimy- odparł Canagan. W ten sposób nieumyślnie dodatkowo speszył dziewczynę. Zaraz jednak skutecznie temu zaradził.
- Kocham cię- powiedział i pocałował ją.
- Ja ciebie też- wyszeptała mu do ucha Eliza, kiedy tylko pocałunek dobiegł końca. Chłopak zsunął jej sukienkę z ramion i jego oczom ukazał się jej biały stanik. Elizabeth była tak zgrabna, że ubranie z łatwością dało się po prostu z niej zsunąć. Następnie zaczął szybko i sprawnie odpinać guziki swojej koszuli, potem zdjął ją i rzucił w bok. Wylądowała na samym skraju kamienia. Elizabeth patrzyła na niego delikatnie przymrużonymi oczami. Jej ciałem wstrząsały dreszcze. Trudno było stwierdzić, czy z zimna (gdyż zrobiło się trochę chłodno), czy z podniecenia. Canagan nawet z odległości kilkudziesięciu centymetrów słyszał jej przyspieszony puls. Wampir znów się do niej przysunął. Jedną rękę wczepił w jej włosy i pocałował ją. Drugą dłonią delikatnie jeździł po jej nagich biodrach, talii i brzuchu. Dziewczyna, nieco ośmielona, położyła swoje drobne dłonie na nagiej klatce piersiowej chłopaka. Następnie powoli zsunęła je na brzuch, a potem, po chwili namysłu rozpięła rozporek u jego spodni i trochę niepewnie lekko je zsunęła. Elizabeth nie ośmieliła się posunąć dalej, więc Canagan samemu szybko zdjął spodnie. Następnie objął jedną ręką Elizę w talii, ta zaś lekko odchyliła się do tyłu. Wampir przesunął dłonią po jej udzie. Zasypał pocałunkami brzuch dziewczyny, a następnie zaczął powoli kierować się do góry. W końcu zaczął całować Elizabeth po twarzy. Jej usta. Jej oczy. Jej czoło. Jej brwi. Jej uszy. Jej szyja. Tym razem Canagan był troszeczkę szybszy i mniej uważny oraz delikatny niż poprzednio. Skoro już raz dziewczyna mu się oddała, był pewien, że zrobi to także teraz, więc nie był już tak uważnym. Canagan położył dłonie na ramionach Elizy. Trzymał je tak przez chwilę, a następnie zaczął nimi przesuwać po plecach Elizabeth. Trwało to krótko, bowiem jego zamysłem było po prostu odpiąć dziewczynie stanik. Gdy to zrobił, odrzucił go, nie patrząc gdzie. Usta chłopaka ponownie przebyły dobrze znaną drogę od płatka ucha przez żuchwę do szyi. Oba jej obojczyki obdarzył seria krótkich pocałunków. Następnie ucałował Elizabeth w usta, lewą ręką lekko chwycił, a potem zaczął delikatnie głaskać jedną z jej piersi. Następnie Canagan złapał obiema rękoma jej głowę i złożył pocałunek na jej czole. Zaczął przesuwać się w dół, całując w ten sposób jej nos, usta, podbródek, szyję, następnie przerwę między piersiami, brzuch, pępek. Eliza nie była już w stanie dłużej opierać się na rękach, dlatego też po prostu położyła się. Wampir tylko na to czekał. Szybko zdjął jej, a później swoją bieliznę. Eliza nie protestowała. Z jednej strony miała co prawda lekkie wyrzuty sumienia, że dopuszcza się takiego czynu z mężczyzną, ale przecież kochała go, a on ją. Jednak nie tak łatwo postąpić wbrew wpajanym od dziecka zasadom. Mimo to dziewczyna nie była w stanie oprzeć się swojemu ukochanemu. Prawdopodobnie dlatego, że jest on niezwykle przystojnym i pociągającym wampirem, ale Elizabeth nie dopuszczała do siebie takiej myśli. Wierzyła, że to po prostu prawdziwa miłość tak na nią działa. Pomyśleć, iż to właśnie z jej powodu robiła teraz ze swoim najukochańszym rzeczy, o których wcześniej nawet nie śniła. Canagan całował i pieścił całe jej ciało, a Eliza bez najmniejszego oporu mu się poddawała. Nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie w tej chwili zrobić nic innego, jak tylko się z nim kochać. Chłopak znów przesunął dłonią po jej udzie. Następnie pocałował ją w lewe kolano. Potem rozchylił lekko jej nogi. Prawą trochę uniósł i założył sobie na ramię. Przez cały ten czas dziewczyna, oczarowana jego osobą, nie protestowała.
~~~~~~~~~~~
Gdy skończyli, oboje byli niesamowicie zziajani, zmęczeni, ale jednocześnie ogromnie zadowoleni i w pełni spełnieni. Był już wieczór, więc nie mieli tyle czasu co wtedy, aby poleżeć obok siebie, pomarzyć, spędzić z sobą chociaż trochę więcej czasu. Jasne, kiedy tylko skończyli, chłopak objął dziewczynę i przyciągnął ją jak najbliżej do siebie, przytulając. Elizabeth schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Jednak nie mogli tak zbyt długo leżeć. W końcu musieli zacząć się zbierać. Najpierw zaczęli od pozbierania swoich ubrań.
- Wiesz, Canagan, zastanawiam się, czy nie powinniśmy oboje złożyć wizyty Antoniowi i z nim porozmawiać- powiedziała Elizabeth.
- Dlaczego?- zdziwił się mocno chłopak. Zupełnie nie rozumiał motywów jej postępowania.
- Ponieważ on wie, że jesteś wampirem i uważa cię za niebezpieczeństwo, nawet dla mnie. Moglibyśmy oboje z nim razem porozmawiać i mu to wyjaśnić. Chciałam zrobić to dziś samemu, ale go nie było- odparła Eliza. I już nigdy go nie będzie. Przynajmniej nie w tym świecie-pomyślał Canagan. Dobrze, że stał akurat do dziewczyny tyłem, gdyż tym razem nie byłby w stanie ukryć uśmiechu. Ledwo też powstrzymał się od śmiechu.
- Właściwie to dlaczego nie- powiedział wampir. Wiedział, że w ten sposób dziewczyna może szybciej dowiedzieć się o zniknięciu Antonia, jednak nieszczególnie go to obchodziło. Prędzej czy później zostałaby o tym poinformowana. Skoro się znali, to mogłaby to jej powiedzieć jego rodzina albo też usłyszałaby to jako jakąś miastową plotkę. A przecież nie miał się czego bać, jego ciało było ukryte w lesie. Nawet jeśliby je znaleźli, nie mogliby go powiązać z tym w żaden sposób. Co prawda ugryzł go, ale o tym, że jest wampirem, wiedziała tylko Elizabeth. Ponadto zawsze można by było zwalić to na jakiegoś węża, mnóstwo ich tutaj. Najprostszy scenariusz. Ugryzł go wąż i umarł. Jeśli komuś zachciałoby się bawić w dokładniejsze sprawdzanie tego, resztę obrażeń zawsze można zrzucić na to, że zwłoki leżą już kilka dni, więc rozpoczął się rozkład, a do tego mogły mieć też w tym swój udział dzikie zwierzęta.
- Więc co powiesz na to, żebyśmy poszli do niego jutro po szkole?- zapytała Eliza.
- Mam przyjść po ciebie, kiedy skończysz lekcje? O której?
- Około 15- odpowiedziała dziewczyna.
- Zgoda, zatem przyjdę i razem pójdziemy do tego Antonia- powiedział Canagan. Dziewczyną zawładnęły w tej chwili różne uczucia. Strach, podekscytowanie, ciekawość, radość. Jak zareagują wszyscy, gdy Canagan odbierze mnie ze szkoły?-pomyślała. To właśnie był powód wystąpienia tej nagłej mieszanki uczuć. Postarała się jednak nie dać nic po sobie poznać i przywołała się do porządku.
- Ehm, wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale widziałeś gdzieś mój stanik- powiedziała p chwili. Wampir odwrócił się w jej stronę. Dziewczyna stała na trawie w samych majtkach i starała się jedynie zakryć ciało sukienką. Chłopak uniósł pytająco brwi i zapytał:
- A to nie ty powinnaś wiedzieć, gdzie on jest?
- Ty widziałeś i miałeś go w rękach jako ostatni- przypomniała mu Eliza.
- W sumie racja. Zaraz go znajdę- rzucił Canagan. Obszedł skałę prawie dookoła, ale nie zauważył go. Czyżby wpadł do wody? Już chciał do niej wejść, aby to sprawdzić, ale zauważył wyżej wspomniany stanik tuż pod powierzchnią wody, na środku strumyka. Falował lekko, najpewniej zaczepiony o jakiś kamień lub patyk. Poinformował Elizabeth o swoim znalezisku. Dziewczyna mocna zmartwiła się.
- Mokry stanik poplami mi sukienkę i będzie to dziwnie wyglądało. Nawet gdybym powiedziała, ze wpadłam do wody. W końcu jakim cudem pomoczyłby się tylko stanik?
- Załóż sukienkę i wróć bez niego- odparł Canagan.
- Chyba będę musiała tak zrobić- powiedziała zrezygnowana Eliza.
- Kiedy wrócę do domu, postaram się zasłonić rękami i szybko pobiegnę do góry założyć nowy.
- A ten ci sięgnąć?- zażartował chłopak.
- Głupiś? Jak miałabym z nim wrócić? Lepiej go zostawić. Popłynie sobie zwiedzić świat, a nawet jak tu zostanie na wieczność, nikt go na szczęście ze mną nie powiąże- powiedziała Eliza.
- A jeśli ktoś nas widział?- Canagan znowu zażartował. Podszedł do dziewczyny od tyłu, objął ją w pasie i delikatnie pocałował w ucho.
- Przestań! Nawet tak nie żartuj!- odparła Elizabeth, odpychając go lekko.
- Lepiej wracajmy- dodała po chwili. Tak też zrobili. Tym razem Canagan odprowadził dziewczynę pod same drzwi. Pożegnał się z Trix i odszedł w stronę lasu. Eliza, gdy tylko zamknęły się drzwi, pognała jak błyskawica do swojej sypialni pod pretekstem sprawdzenia pewnej książki. W tym czasie wampir przebywał w cieniu drzew, dzięki czemu nie było go widać. Nie odszedł jeszcze. Przez kilka minut obserwował dom. Następnie odwrócił się w stronę lasu i pognał przed siebie, jednak nie zamierzał wracać jeszcze do hotelu. Chciał coś jeszcze załatwić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz