poniedziałek, 17 grudnia 2018

Cmentarz Upadłych XVI "Pochówek"

Czas się skończył, ale wystarczyło tylko dopłacić. A potem ponownie. I jeszcze raz. I znowu. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie wziąć sobie jeszcze jednej dziewczyny, ale stwierdziłem, że ta tutaj wyprawia cuda, które mnie odpowiednio satysfakcjonują. W końcu mogliby mi dać do kompletu jakąś nudną, niewyćwiczoną jeszcze, szarą myszkę. A teraz miałem przy sobie istny ogień! Zrobiliśmy to jeszcze wiele razy, stosując większość pozycji, jakie znałem. Od przodu, od tyłu, z boku, z góry, z dołu...było wszystko! Ale ani ja, ani na szczęście ta dziewczyna, nie mieliśmy dość.
-Gdzie się podziewałaś, kiedy ja brałem ślub ze swoją wiedźmą?-spytałem w przerwie pomiędzy całowaniem jej pełnych, dużych ust i lizaniem sutków.
-Najprawdopodobniej moja matka mnie jeszcze w planach nie miała-wysapała pomiędzy jednym, a drugim jękiem rozkoszy. Nie odpowiedziałem jej już, tylko ponownie ją pocałowałem, schodząc powoli coraz niżej. W planach miałem jeszcze wiele atrakcji. Dotykałem dłońmi jej piersi, brzucha, ud i pośladków, a kiedy w końcu nabawiłem się już samym dotykaniem jej, wszedłem w nią po raz nie wiem który tej nocy.
~*~
Na szczęście Brintown znajdowało się znacznie bliżej mojego obecnego miejsca docelowego. Wjechałem do lasu, gasząc przy okazji wszystkie światła, aby nie wzbudzić przypadkiem niczyich podejrzeń, a po jakimś czasie zatrzymałem samochód. Wyskoczyłem z niego tylko na chwilę, po klucz i łopatę, które wziąłem ze swojego domku. Kiedy wróciłem, przejechałem jeszcze kawałek i zatrzymałem się przed swoim Cmentarzem Upadłych. Nie było na co czekać. Zgasiłem silnik i wyszedłem, zabierając ze sobą łopatę i klucz. Otworzyłem bramę i zaniosłem narzędzie w pobliżu miejsca, gdzie zamierzałem kopać. Potem wróciłem się po ciało Suzanne. Jak wiadomo, osoba zemdlona lub nieżyjąca sprawia wrażenie, jakby ważyła więcej niż w rzeczywistości. Tak naprawdę kiedy ktoś jest świadomy, ale ma się nie ruszać, a my próbujemy tę osobę podnieść, to ona nawet nieświadomie pomaga nam, używając chociaż trochę swoich mięśni do podtrzymania ciężaru własnego ciała. Po śmierci zaś wszystkie mięśnie całkowicie wiotczeją, więc nie ma co liczyć, że nieboszczyk będzie kogoś nieświadomie wspomagał w noszeniu jego ciała. Na szczęście ja miałem już w tej sprawie doświadczenie, dlatego wyjęcie Suzanne z samochodu i przeniesienie jej, a właściwie dowleczenie na odpowiednie miejsce poszło mi względnie łatwo. Położyłem jej ciało na ziemi, a następnie zacząłem kopać. Czułem się, jakbym był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Na brak siły nie mogłem narzekać. Cała ta robota szła mi więc względnie szybko.
~*~
W końcu gdzieś trafiłyśmy. Był to niewielki domek w lesie, w dodatku bardzo zaniedbany. Mój niepokój gwałtownie wzrósł, a do tego czułam się już naprawdę źle.
-Co to za miejsce?-spytałam.
-To jest miejsce, gdzie oddzielono moją duszę od ciała-odparła Annie.
-O czym ty mówisz?-zdziwiłam się, spoglądając na lalkę.
-Aby to zrozumieć w pełni, musisz wejść do środka-odpowiedziała zabawka.
-Jakoś niespecjalnie mam na to ochotę. Tu jest tak strasznie-powiedziałam, po czym przeniosłam wzrok na otaczające nas drzewa, a potem ponownie na domek.
-Właśnie. Nie zasłużyłam nawet na to, by zrobiono to w jakimś miłym miejscu...nawet na to!-zawołała Annie.
-Ale o co ci chodzi?-zapytałam, tym razem bardziej wystraszona niż zdziwiona.
-Wejdź do środka, a być może nawet zdążysz wszystko zrozumieć-odparła Annie. Zawahałam się. Naprawdę nie chciałam tego robić, ale czułam, że to jedyny sposób na skończenie tego. Powoli więc zaczęłam iść w stronę budynku. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami, biorąc parę głębokich wdechów. Zaraz, przecież tam mogą być pająki! Albo szczury! Albo jakiś człowiek! Albo i jedno i drugie i trzecie!-pomyślałam z obawą. Mimo to wiedziałam jednak, że teraz już nie mogę wrócić. Jednym szarpnięciem otworzyłam szeroko drzwi. Panujący w domku półmrok rozjaśnił snop wpadającego przez wejście światła. Chwilę stałam niepewnie w miejscu, aż w końcu zrobiłam krok naprzód. Najpierw jeden, potem drugi, aż w końcu znalazłam się w środku. Zaczęłam się rozglądać. Wewnątrz było pełno kurzu, przez który rozkaszlałam się. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, ujrzałam zarysy mebli. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem, a ja odwróciłam się wystraszona. Podeszłam do nich i spróbowałam je otworzyć, ale nic to nie dało. Zaczęłam ciągnąć z całej siły, ale nadal nic. Odeszłam kawałek od drzwi, próbując się uspokoić. Wtedy też mój wzrok padł na kształt wiszący na ścianie obok wejścia. Przypominał on strzelbę, taką jaką czasem widziałam w telewizji i jaką pokazywał nam też kiedyś wujek Robert, kiedy pojechaliśmy do niego w odwiedziny. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Po chwili w mojej głowie pojawiła się znikąd pewna myśl. Nie było przy mnie Annie. Nie wiedziałam, gdzie jest. Czy zostawiłam ją na zewnątrz? Czy wzięłam z sobą tutaj?-pomyślałam, rozglądając się w poszukiwaniu jej. Nagle ciszę przerwał bardzo dziwny i przerażający dźwięk. Brzmiało to jakby ktoś drapał po czymś pazurami. Moje przerażenie wzrosło, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Potem do moich uszu dotarł dźwięk sowy. Wystraszyło mnie to, ale po chwili uspokoiło. Przeraziłam się jednak ponownie, kiedy zmienił się on nagle w dziwny ryk. Potem usłyszałam skrobanie w ścianie i kroki dochodzące z góry, jakby ktoś chodził dokładnie nade mną. Potem usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, ale kiedy spojrzałam po kolei na wszystkie okna, wydawały się nienaruszone. Nagle stolik znajdujący się pod jednym z nich przewrócił się, a w stronę przeciwne ściany coś poleciało i się w nią wbiło. Kiedy się temu przyjrzałam, okazało się, że były to noże. Nie zdążyłam wrócić na miejsce, kiedy usłyszałam odgłosy wystrzałów. Gdy jednak spojrzałam na strzelbę, nadal była na swoim miejscu. Wróciłam na swoje miejsce i rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam znowu wystrzały, a kiedy spojrzałam na ścianę, strzelby już tam nie było. Przeraziłam się jeszcze bardziej. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle po środku pokoju pojawiła się ciemność, ale taka...inna. Wyglądała jak jakiś gaz, czarna chmura, która zaczęła się formować w jakiś nieznany mi kształt. Mgła ta zaczęła się zbliżać w moją stronę, a moje serce biło coraz szybciej. Moje przerażenie sprawiło, że byłam w stanie jedynie siedzieć na swoim miejscu. Nie mogłam się nawet ruszyć chociaż o kawałek. Ponownie usłyszałam wystrzały i dźwięki, jakby ktoś drapał po czymś pazurami, a z czarnej chmury nagle wyłoniła się w moją stronę szponiasta łapa. Płakałam i zaczęłam nawet krzyczeć, ale dalej nie byłam w stanie się ruszyć, chociaż bardzo chciałam. Moje cerce biło przy tym jak oszalałe.
~*~
Obudziłam się nagle i przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Zaraz jednak wszystko sobie przypomniałam. Spojrzałam na Alice i ponownie przeraziłam się. Wiedziałam, że coś musi być z nią nie tak. Była cała czerwona, spocona, jakby odbyła bieg na co najmniej dwa kilometry. Natychmiast zawołałam pielęgniarkę, która stwierdziła niemal od razu, że z moją córką dzieje się coś poważnego. Szybko sprowadzono lekarza, który wykrył jakieś nieprawidłowości w pulsie i podłączyli ją do kardiomonitora, po czym jakieś dwie pielęgniarki wyprowadziły mnie z sali. Mówiłam im, że muszę być przy swoim dziecku, ale one powtarzały, że powinna wyjść, aby nie przeszkadzać. Rozumiałam je poniekąd. Sama, kiedy oglądałam jakieś filmy lub seriale, współczułam bohaterom, ale jednocześnie wiedziałam, że lepiej by zrobili, gdyby od razu opuścili salę szpitalną i pozwolili swobodnie działać lekarzom. Kiedy jednak w niebezpieczeństwie znalazła się moja własna córka, nie potrafiłam się na coś takiego zdobyć. Chciałam być przy swoim dziecku, gdy coś mu zagrażało!
~*~
Skończyłem. Teraz wystarczyło jedynie wrzucić Suzanne do wykopanego dołu i go zakopać. Najtrudniejsza część zadania była już jednak za mną, chociaż reszta również nie była łatwa. Zakopałem Suzanne, a potem zacząłem się zbierać z powrotem. Przed odjazdem popatrzyłem jedynie na ostatni usypany przez mnie nagrobek, należący do małej dziewczynki. Szkoda, że zabijając ją, nie wiedziałem, że w ten sposób na stałe zaproszę ją do swojego życia. Ale mimo że imię "Annie" było w moim domu teraz tak często wspominane, i to przez moją własną córkę, sam miałem wrażenie, jakbym zabił tę dziewczynkę wieki temu. Nie mogłem jednak tak stać i myśleć. Zamknęłam bramę mojego Cmentarza Upadłych, po czym wróciłem do samochodu, który dokładnie obejrzałem. Na szczęście na pierwszy rzut oka nie pozostał w nim żaden ślad, ale na wszelki wypadek będę musiał coś wymyślić. Na pewno pojadę z nim do myjni, a najlepiej by było, gdybym mógł się go jakoś pozbyć. Będę musiał go sprzedać, żeby ryzyko było jak najmniejsze, ale nie za szybko, aby nie wzbudzić podejrzeń-pomyślałem. Zanim wsiadłem do samochodu, porządnie otrzepałem z ziemi łopatę. Następnie wróciłem do domku i zostawiłem ją w środku razem z kluczem od bramy Cmentarza Upadłych. Zaraz potem udałem się jak najszybciej w drogę powrotną. Musiałem wrócić do hotelu i to jak najprędzej, aby móc odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz