poniedziałek, 17 lipca 2017

Zakazany Romans XVI "Odnalezienie"

Canagan jak najszybciej przebrał się, obmył i uszykował, a następnie wyszedł i skierował się w stronę salonu, w którym wszyscy mieli na niego czekać. Poprzez "wszystkich" należy rozumieć Alyssę, Richtera oraz przyszłą pannę młodą z rodzicami. Wampir, mimo wrodzonej charyzmy i pewności siebie, trochę się przejmował, ale nie za bardzo. W końcu przez całe swoje życie przeżył już mnóstwo podobnych momentów, gdzie musiał grać idealnego dziedzica rodu Phantomhive, zawsze posłusznego ojcu. Stanął przed drzwiami, głęboko odetchnął i wszedł. Pomieszczenie było jednym z wielu salonów w posiadłości. Ten akurat pokój należał do jednego z tych najlepiej urządzonych, w których goszczono jedynie najbardziej wyjątkowych gości. Salon był średniej wielkości. Ściany były wysokie, ozdobione kosztownymi obrazami znanych artystów. Na ścianie naprzeciw drzwi wisiał zaś portret założyciela rodu, niejakiego hrabiego Vagnoga Canagana Phantmohive. Zgadnijcie teraz, po kim wampir otrzymał imię? Jakby tego było mało, jego pełna wersja była według niego jakąś kpiną. Canagan Vagnog Phantomhive. Chłopak może podziękować za to swojej ciotce, Alyssie. Rodzice podobno planowali nazwać go Canagan, właśnie po Vagnogu. Nie mieli zaś pomysłu, jak dać mu na drugie imię. Wtedy też pojawiła się jego lekko walnięta ciotka ze swoim pomysłem, przekonała siostrę, ta zaś Richtera. I tak ojciec nadał mu właśnie takie imię, mimo że nie musiał tego robić, bo przecież matka Canagana zmarła. Chociaż Alyssa w innym przypadku nie dałaby Richterowi spokojnie żyć. Pod portretem był kominek z białego marmuru ze zdobieniami z kości słoniowej, w którym palił się ogień. Ściany pokoju miały ciemnoczerwony kolor, przez co mimo obecności dużych okien i kominka zawsze panował lekki mrok. Jednak był to dodatkowy atut tego pomieszczenia, gdyż mimo że słońce nie szkodzi wampirom, wolą one mrok od światła. Podłogę pokrywała ciemnobrązowa wykładzina sprowadzona specjalnie z Tejksis na północy Anterlendu. Było to miejsce specjalizujące się w tego typu wyrobach. Wyjątkowości nadawał tej wykładzinie fakt, że gdzieniegdzie wszyte zostały małe, ledwo zauważalne kawałki brylantów, dzięki czemu co jakiś czas uwagę gości przykuwało błyszczące na podłodze "coś". Pod ścianami poustawiane były różne szafki ze specjalnie uszykowanymi trunkami. Z każdym razem kiedy miano tu kogoś ugościć, wybierane były najlepsze wina i inne napoje tego typu i ustawiane właśnie w tym pokoju, aby goście mogli z nich skorzystać gdy tylko będą mieli ochotę. Oprócz tego było tu kilka specjalnie rzeźbionych na zamówienie szaf (zresztą szafki na trunki także zostały zrobione na specjalną prośbę) ze złotymi zdobieniami i przeszklonymi drzwiczkami, aby można było podziwiać zgromadzone w nich kolekcje broni palnej, białej i lalek. Te ostatnie zajmowały najwięcej miejsca i były ustawione w najbardziej widocznym miejscu. To prywatna kolekcja Alyssy. Każda z lalek miała swoje imię, historię i, według ciotki Canagana, nawet charakter. To był dla chłopaka ostateczny dowód na to, że Alyssa jest nawiedzona. W centralnej części salonu znajdował się podłużny stół 6- osobowy. Miał po jednym miejscu u szczytu i po dwa po bokach. Przykryty był śnieżnobiałym obrusem, na brzegach którego cienką złotą nitką wyhaftowane były obrazki przedstawiające historię narodzin wampirów. Według nauki rasa ta powstała jak wszystkie inne, czyli w wyniku ewolucji. Jednak wampiry, jak zresztą wszystkie inne istoty, wymyśliły sobie własną historię narodzin ich rasy, z której są bardzo dumne i o której lubią wspominać. Często jest ona motywem ozdobnym na różne sposoby, tak jak w tym przypadku. Aby dowieść, że nie tylko nocni krwiopijcy wymyślili sobie swoją "bajkę" i stworzyli własną religię, można podać jako przykład ludzi. Oni wierzą, że zostali stworzeni jednego dnia przez swojego Boga, dla którego byli jednocześnie dziećmi i największym dziełem. W co zaś wierzą wampiry? Na początku powstały tylko dwie rasy, Vampireos, co w starożytnym języku wampirów znaczy ni mniej ni więcej tylko "Panowie" i Luteos, co znaczy "Poddani". Nazywany też był tak główny posiłek w ciągu dnia. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że jedni z nich, ci silniejsi, zwani Vampireos byli przodkami wampirów, zaś ci drudzy zwykłych ludzi. Jedna rasa była lepsza od drugiej już od samego początku, co wampiry lubią podkreślać. Jednak jako że zarówno ludzie jak i słudzy nocy powstali jednocześnie, już na samym początku zostali nierozerwalnie połączeni. Vampireos czerpali swą siłę z krwi zwierząt, zaś największą dawała im ta ludzka. Z kolei ludzie stali się jedyną rasą, której dana została możliwość stania się wampirem. Potem zaś na ziemi zaczęły się też pojawiać inne rasy. Tak w skrócie można opisać tę historię. Wracając do wystroju salonu, a raczej tego, kto gdzie siedział i dlaczego. Po prawej stronie od drzwi u szczytu stołu, na najważniejszym miejscu, siedział ojciec Canagana. Naprzeciwko niego, na drugim końcu, był jakiś mężczyzna, zapewne ojciec przyszłej panny młodej, głowa rodu Cherr. Po obu jego stronach siedziały kobiety. U tej po prawej wampir zauważył obrączkę na palcu, więc była to zapewne żona hrabiego Cherr i matka jego narzeczonej. Alyssa zaś siedziała obok tej kobiety, po lewej stronie Richtera. W ten sposób zostało tylko jedno wolne miejsce, po prawej stronie ojca Canagana, prawie najdalej od drzwi, tuż obok jego narzeczonej. Chłopak spodziewał się podobnego ustawienia. Kiedy wszedł, od razu spoczęły na nim spojrzenia wszystkich obecnych wampirów. Po chwili Richter wstał, a za jego przykładem poszli wszyscy zgromadzeni. Canagan podszedł najpierw do swojego ojcu, z którym się przywitał. Nadal nie wyglądał najlepiej po ostatniej przygodzie. Potem ucałował dłoń ciotki, następnie obszedł stół. Stanął naprzeciwko hrabiego Cherr.
- Hrabio Cherr, nazywam się Canagan Vagnog Phantomhive i niezmiernie miło mi pana poznać. Nawet nie zdaje pan sobie sprawy, jak bardzo się cieszę z tego, że już niedługo nasze rody się połączą- powiedział Canagan, kłaniając się.
- Hrabia Cornelius Vold Cherr, a to moja żona Alisja Erica Cherr i córka, Aurelina Miraża Cherr. Mi także miło cię poznać, młodzieńcze. Ja również niezmiernie cieszę się, że to właśnie ty zostaniesz mężem mojej córki. Od dawna wiedziałem, że zasługujesz na Aurelinę i że spokojnie mogę powierzyć tobie razem z nią cały swój majątek. Jak widać, ty już jesteś idealnym hrabią- powiedział niezwykle zadowolony Cornelius. Znany był z tego, że zawsze mówi całą prawdę lub w większości. To akurat była prawda w 100%. Spodobało mu się to, jak zostali ugoszczeni oraz że znalazł idealną partię dla swojej córki, będącej już w odpowiednim do małżeństwa wieku. Canagan w tym czasie ucałował w dłoń swoją przyszłą teściową. Następnie przeszedł kilka kroków, aby stanąć twarzą w twarz ze swoją przyszłą małżonką. Ją również pocałował w rękę.
- Nazywam się Canagan Vagnog Phantomhive. Niezmiernie miło mi cię poznać, Aurelino Mirażo Cherr- powiedział chłopak. Widać było, że cała ta sytuacja trochę dziewczynę onieśmieliła. Jeśli idzie o jej wygląd, była ona piękna, ale nie tak jak Elizabeth i stanowiła jej dokładne przeciwieństwo. Jasne, kręcone blond włosy sięgały do połowy pleców. Do tego miała niespotykanie bladą cerę, nawet jak na wampirzycę. Błękitne oczy, zgrabny nosek i kilka ledwo widocznych piegów na nim oraz na policzkach. Tak właśnie wyglądała przyszła żona Canagana.
- Mnie ciebie również- odpowiedziała. Następnie wszyscy usiedli. Rozpoczęła się długo, rodzinna kolacja. W jej czasie omówione zostały chyba wszystkie tematy. Zaczęto od zaręczyn i ślubu, a także wstępnego planowania przyszłego życia Canagana i Aureliny. Potem zaś przyszedł czas na wspominanie starych czasów, co zresztą ma miejsce chyba zawsze, kiedy rodziny pana i panny młodej się poznają. Potem Alyssa zaproponowała, aby jej siostrzeniec zabrał Aurelinę na spacer po ogrodzie i tak też się stało. Wampir chciał przede wszystkim dowiedzieć się, jaka jest ta dziewczyna, z którą ma spędzić resztę życia. Jak na razie zdążył zauważyć, że wykazuje się przykładnym posłuszeństwem i idealnymi manierami.
- Zaprowadzę cię w bardzo ładne miejsce, moja droga- powiedział Canagan, biorąc dziewczynę za rękę, co ją zaskoczyło.
- D-dobrze- wyjąkała i posłusznie się za nim udała. Gdy weszli do ogrodu, chłopak od razy zaprowadził Aurelinę do długiej alejki, po bokach której rosły wysokie drzewa. Ich gałęzie splatały się ponad ścieżką, przez co prawie w ogóle nie było widać nieba. Mimo to wyglądało tutaj pięknie.
- Pięknie- powiedziała dziewczyna.
- Słyszałam, że dużo podróżujesz- zaczęła po chwili. Po jej początkowej nieśmiałości nie było śladu. Czyżbym źle ją ocenił?- pomyślał Canagan.
- Tak, to prawda.
- To cudownie, na pewno widziałeś wiele wspaniałych miejsc. I poznałeś ciekawe osoby z różnych ras. To wszystko prawda co o nich mówią? Ja przez całe swoje życie zadawałam się jedynie z wampirzą arystokracją.
- W większości to prawda- odparł wampir. Coraz bardziej lubił tą dziewczynę.
- A ludzie? Ich też spotykałeś?- zaciekawiła się.
- O tak, ich niestety też.
Nawet nie wiesz jak wielu, zwłaszcza pięknych kobiet- pomyślał Canagan.
- Czemu "niestety"?
- Bo to dokładnie takie nic nieznaczące, marne robaki, jak się mówi. Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy z nimi tak bardzo połączeni.
- Właśnie, mimo wszystko zawsze zastanawiało mnie, czemu tak właściwie to właśnie ich krew możemy pić i tylko ludzi możemy zmienić w wampiry.
- Czyli nie wierzysz w tę historię narodzin naszej rasy? Przecież ona to wszystko wyjaśnia- powiedział chłopak.
- Wierzę, że każda z ras wymyśliła sobie własną ładną i "wyjątkową" historyjkę powstania i my, wampiry, pod tym względem nie różnimy się akurat od innych- odparła Aurelina. Canagan musiał przyznać, że dziewczyna mądrze to powiedziała. Już nawiązał z nią nić porozumienia, a teraz okazało się, że przynajmniej jeden pogląd na świat mają wspólny.
- Które miejsce w czasie twoich podróży spodobało ci się najbardziej?- zaciekawiła się wampirzyca.
- Każde. Jedne były ładne, inne ciekawe, jeszcze inne łączyły obie te cechy. Trudno jednoznacznie określić, które najbardziej polubiłem- odparł wampir.
- Chciałabym zobaczyć choć jedno z tych miejsc, w których byłeś.
- Może nawet twoje marzenie się spełni. Kiedy już się zaręczymy, ale zanim weźmiemy ślub, możemy udać się razem w kilka miejsc- powiedział Canagan. Mimo że znał tą wampirzycę stosunkowo krótko, zdążył ją już trochę polubić.
- Bardzo bym chciała zobaczyć coś więcej niż tylko kolejną balową salę u jakiejś bogatej rodzinki wampirów- podekscytowała się dziewczyna. Zaraz jednak zdała sobie sprawę z tego, jak mogło to zabrzmieć, więc dodała:
- Tylko nie bierz tego za bardzo do siebie!
- Spokojnie, przynajmniej jesteś szczera i prawdziwa, nie to co wszyscy. Dobrze się z tobą rozmawia- odparł Canagan, uśmiechając się lekko.
- Tak? To... miło- powiedziała Aurelina i założyła kosmyk jasnych włosów za ucho. Spaderowali jeszcze dwie godziny, gdyż oboje zdawali sobie sprawę, że nie mają powodów by się spieszyć i szybko wracać. Przez cały ten czas gawędzili ze sobą. Zdążyli się już trochę poznać. Aurelina okazała się być zupełnie inną dziewczyną, niż Canagan na początku sądził. W gruncie rzeczy była podobna do niego. W towarzystwie grała idealną córkę głowy rodu Cherr, choć tak naprawdę nie była z natury osobą posłuszną, cichą i nieśmiałą. W rzeczywistości jak Canagan miała swoje zdanie na każdy temat, którym po prostu się nie dzieliła i gdyby była chłopakiem, na pewno z łatwością poradziłaby sobie w tym zakłamanym świecie wampirzej arystokracji. Po raz pierwszy wampir mógł być sobą trochę bardziej niż zwykle. Aurelina dowiedziała się o chłopaku, że ten udaje się w swoje podróże, aby się dobrze bawić, a nie uczyć, jak sądzi ojciec. Choć oczywiście Canagan nie powiedział jej, na czym dokładnie ta dobra zabawa polega. Dziewczyna zaś wyznała, że kiedyś gdy tylko mogła, wymykała się ze swojej posiadłości i bawiła z dziećmi z pobliskiej wioski. Jednak po czasie rodzice kategorycznie jej tego zabronili i zaczęli jej pilnować. Wtedy też zmieniła taktykę i codzienną nudę zabijała robiąc od czasu do czasu drobne psikusy ich gościom. Oczywiście tak, żeby nie mogli jej z tym powiązać.
- Pewnego na przykład dnia udało mi się podmienić wino na sok z czerwonej porzeczki. Może to niewiele, ale wyobraź sobie, jaka groza ogarnęła moich rodziców- oboje z Canaganem zaśmiali się.
- Już widzę te ich miny w stylu: "O nie, na zawsze skompromitowani"!- powiedział chłopak.
- Dokładnie tak to wyglądało- odparła Aurelina.
- Najgorsze jest chyba to, że my też będziemy musieli przynajmniej takich udawać- powiedział Canagan, gdy już przestali się śmiać.
- Chciałabym nie musieć przyznawać ci racji, ale to prawda- odparła dziewczyna. Potem zdecydowali się wrócić do posiadłości. Pożegnali się, dziewczyna wraz z rodzicami udała się do części domu, w której mieli swoje pokoje. Chłopak także chciał już odejść, ale ojciec zaprosił go na rozmowę do swojej prywatnej komnaty.
- Jak tam minęła podróż?- zapytał, gdy już znaleźli się w pokoju. Chłopak był nieco zdziwiony, że Richter nie pyta go od razu  o Aurelinę. Czasem jego ojciec był w porządku.
- Dobrze, jak zwykle- odparł.
- A co sądzisz o swojej przyszłej narzeczonej?
- Chyba nie będzie tak źle- powiedział chłopak, na co Richter zaśmiał się.
- Nie dość, że jesteś piekielnie inteligentny, dobrze wychowany to jeszcze masz poczucie humoru. Lepszego syna mieć nie mogłem!
- Dziękuję. Takie słowa wiele dla mnie znaczą, ojcze- Canagan podziękował za pochwałę.
- Tylko nie złość się, że wszystko załatwiliśmy tak szybko w dodatku za twoimi plecami. Pospieszyłem się, bo gdy zostałem ranny podczas tego napadu, naprawdę się wystraszyłem i postanowiłem załatwić to szybciej. Żebyś, gdybym z tego nie wyszedł, miał już wybraną przyszłą żonę. Choć po objęciu swojej funkcji po mnie sam byś pewnie doskonale sobie poradził z poszukaniem sobie idealnej partnerki.
- Rozumiem twoje obawy i nie jestem zły, ojcze. Jakże bym mógł? Przecież twoje działanie ma jedynie służyć mojemu dobru, a w konsekwencji dobru naszego rodu. Pamiętam, co mi kiedyś powiedziałeś: "Twoje dobro to dobro rodu Phantomhive. Zaś dobro rodu Phantomhive to twoje dobro", czyż nie?- Canagan powiedział to wszystko obojętnym tonem.
- Oczywiście. To na razie tyle, możesz już iść wypocząć.
- Dobrze ojcze, życzę ci dobrej nocy.
- Ja tobie także, Canaganie Vagnogu Phantomhive- odparł Richter, kiedy chłopak już wychodził. I całe szczęście, bo dzięki temu ojciec nie widział jak chłopak skrzywił się na dźwięk swojego pełnego imienia. Wampir wracał korytarzem do swojej komnaty, kiedy usłyszał za sobą.
- Canaganku, zaczekaj!- chłopak zanim zdążył pomyśleć, zatrzymał się, przez co Alyssa go dogoniła.
- Musisz mi koniecznie opowiedzieć, co sądzisz o Aurelinie, co robiliście w ogrodzie, o czym rozmawialiście. Oczywiście ze szczegółami, chyba że będą one dla was zbyt intymne- ciotka zaśmiała się. Canagan, gdyby mógł, jęknąłby w tym momencie albo chociaż westchnął z irytacją. Ostatnie, na co miał teraz ochotę, to niekończące się przesłuchanie przez Alyssę. Musiał szybko coś wymyślić.
- Ciociu, bardzo bym chciał ci o wszystkim opowiedzieć, ale nie mam czasu. Chcę zrobić na Aurelinie jak najlepsze wrażenie i sprawić jej jakiś prezent ode mnie. A na to potrzebuję czasu.
- Może w takim razie ci doradzę? W końcu jako kobieta lepiej wiem, co chciałaby dostać młoda dziewczyna, prawda?- Alyssa od razu zaoferowała swoją pomoc. Tego Canagan nie przewidział.
- Tak, ale ja właściwie mam już coś wybrane, musze to tylko... uszykować- powiedział chłopak, aby móc czym prędzej się zmyć.
- Ale co to? Mogę zobaczyć?
- Wybacz, ciociu, ale spieszę się. Nie mogę ci teraz nic powiedzieć ani pokazać, naprawdę.
- No trudno. W takim razie Dobranoc- powiedziała smutno Alyssa i oddaliła się.
- Dobranoc- odparł Canagan i udał się do swojej komnaty. Wampiry bowiem, mimo że rzadko sypiają, bo nie musza, i tak, kiedy udają się nocą do swojej komnaty, często żegnają się w ten sposób.
~~~~~~~~~~~
Stan chłopaka był już o niebo lepszy. Nic nie zagrażało jego życiu, ale nadal był słaby. Mimo to Violet postanowiła zostawić go samemu na jakiś czas w domu i udać się prosto do jego rodziców. Właściwie to w pierwszej kolejności powinna iść na policję, ale czuła, że tak właśnie należy postąpić. Jak najszybciej poinformować zamartwiających się rodziców. Gdy tylko dotarła do miasta, od razu udała się do najbogatszej dzielnicy, gdzie mieszkali państwo Criswell. Violet nigdy nie była w tej części miasta, ale domyśliła się, który to dom. Był zdecydowanie najładniejszy ze wszystkich, w dodatku przed nim kłębiło się mnóstwo ludzi. Kobieta pomyślała, że mogą to być znajomi rodziny, którzy pomagają w poszukiwaniach chłopaka. Gdy stanęła przed furtką i weszła, wszyscy zamilkli. Violet przystanęła, nie bardzo wiedząc, jak powinna się teraz zachować. Wtedy zobaczyła stojącą i płaczącą kobietę, którą pocieszało kilka osób. Ona, gdy tylko zauważyła gościa, przestała na chwilę płakać i spojrzała na Violet. Nie znam jej. Co to za kobieta? Czy to nie ta stara dziwaczka mieszkająca w lesie? Po co ona tu przyszła?- myślała pani Criswell. Jej widok dodał Violet odwagi. Ruszyła ścieżką prosto do tej kobiety.
- To pani, pani Criswell?- zapytała. Kobieta powoli pokiwała głową.
- Chciałam pani powiedzieć, że wiem, gdzie przebywa pański syn- powiedziała staruszka. Pani Criswell oniemiała. Na jej twarzy zastygł wyraz zaskoczenia, niedowierzania i oczekiwania.
- Kilka dni temu znalazłam go w opłakany stanie w lesie i zaopiekowałam nim. Zawiadomiłabym o tym wcześniej, ale było z nim tak źle, że nie mogłam zostawić go choćby na chwilę.
- Ale już jest lepiej, prawda?! Gdzie on jest?! Muszę do niego iść! On musi wrócić do domu! Musze zawiadomić męża, oni go nadal szukają w lesie!- wiadomość zaserwowana pani Criswell przez Violet spowodowała, że ta nie wytrzymała i wybuchła.
- Jest u mnie w domu. Możemy się tam teraz udać- odparła staruszka.
- Idź, Anno. Ja w tym czasie powiadomię wszystkich, że Antonio się odnalazł- powiedziała kobieta, która wcześniej pocieszała panią Criswell.
- Chodźmy więc- powiedziała Anna. Razem z nią i Violet poszło jeszcze kilka osób.
 
P.S. Przepraszam, że rozdział dopiero teraz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz