poniedziałek, 5 marca 2018

Zakazany Romans XXX "Zadowolony Canagan"

Kobiety nie miały za bardzo jak ugościć trzech strażników. Na górze domku znalazły pokój, który mógł posłużyć za salon, ale jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Był cały zakurzony, a ze ścian odłaziła farba. Podłoga była cała porysowana i popękana. Nie udało im się jednak znaleźć lepszego miejsca, więc zaprowadziły gości właśnie tam. Dwaj mężczyźni i Elizabeth usadowili się na trzech fotelach. Trix i trzeci z przybyszów usiedli na krzesłach.
- Muszą nam panowie wybaczyć, ale, jak sami panowie sami już wiedzą, przybyłyśmy tutaj wczoraj i nie miałyśmy jeszcze czasu, by się urządzić. Nie mamy nawet kawy ani herbaty na poczęstunek-powiedziała Trix, która jak zwykle zmuszona była zachować zimną krew, gdyż Elizabeth zaraz po usłyszeniu sensacji zbladła i nie odezwała się do tej pory ani słowem.
-Proszę się nie kłopotać, nie przyszliśmy tutaj na rozrywkę. Swoją drogą, cudowną sprawą jest samo to, że mamy do czynienia z dwoma pięknymi i normalnymi kobietami, w dodatku ludźmi. Nie mają panie pojęcia, ile tu się kręci wariatów i przestępców. Trudno jest zaś nawet trójce strażników ludzkiego pochodzenia uspokoić jakoś maga, wampira, wilkołaka, zmiennokształtnego czy inną wróżkę-powiedział mężczyzna, który wcześniej przedstawił się jako Byorn.
-Ale właściwie o co chodzi? My nic nie wiemy w sprawie żadnego morderstwa-powiedziała Trix.
-Właściwie to poniekąd formalność. Podejrzewamy pewną grupę, która nie posiada nazwy, ale wiemy, że dowodzi nią mężczyzna o pseudonimie Y. Nie wiadomo nawet, jakiej jest rasy. Jednak to on uważa się za pana tego miasta i robi w nim co chce. Dlatego podejrzewamy, że zamordowana osoba po prostu jakoś mu się naraziła. Była to niejaka Alletta Mirvice. Należała do rasy zmiennokształtnych. Z tego, co nam wiadomo, była prostytutką. Znały ją panie?-powiedział Hans. Kobiety zgodnie pokiwały przecząco głowami, gdyż nie były w stanie wydobyć z siebie słowa. Pomyśleć, że on tutaj był chwilę przed albo po tym, jak zabił tę biedną istotę-myślała Elizabeth. Strażnicy spisali więc tylko zeznania sióstr. Żadna z nich nie wspomniała słowem o wizycie Y w ich domu. Potem mężczyźni opuścili ich dom. Po ich wyjściu kobiety odetchnęły z ulgą.
-W co myśmy się wplątały-powiedziała Eliza.
-Nie myśl teraz o tym. Trzeba się skupić na znalezieniu jakiejś pracy-odparła Trix.
~~~~~~~~~~~~
Kiedy Canagan i Aurelina obudzili się, zaczęli przygotowywać się do dalszej zabawy. Wampir poszedł do toalety, podczas gdy wampirzyca usiadła przy swojej toaletce. W pewnym momencie jej wzrok spoczął na jej ślubnym bukiecie.
-Spójrz-powiedziała do ukochanego, kiedy ten tylko wrócił. Dziewczyna trzymała w ręce wazonik z różami.
-Co? Co jest z tymi kwiatami?-Canagan nic nie rozumiał.
-To nasz bukiet ślubny. Odrósł-powiedziała Aurelina. Wampir podszedł do niej i wziął wazonik z kwiatami. Musiał coś szybko wykombinować, żeby jego świeżo poślubiona żona nie zaczęła z tego powodu wariować. Wampir przyjrzał się różom i wodzie w wazonie. Po chwili zrobił coś niespodziewanego, co bardzo zaskoczyło Aurelinę. Sam siebie ugryzł w palec do krwi i wpuścił jej kropelkę do wody, w której znajdowały się kwiaty.
-Nie ma co panikować. Ktoś pomylił się i dodał aquam viventem.* Jak wiesz, ona powoduje szybszy wzrost i odrastanie roślin-powiedziałem.
-Naprawdę?-spytała Aurelina, wstając i zaglądając do wazonika. Kropla krwi Canagana unosiła się na powierzchni i nie mieszała z wodą, co znaczyło, że wampir miał rację.
-Widzisz? Zwykły zbieg okoliczności. Pomyłka i tyle-odparł wampir. Następnie oboje kontynuowali swe przygotowania. Po tym jako pierwsi udali się do sali balowej. Wkrótce po nich zaczęli schodzić się pozostali goście. Dziś wszyscy, łącznie z młodą parą, mieli inne kreacje, ale nie mniej szykowne i piękne. Pierwszy taniec ponownie należał do młodej pary. Potem na dobre rozpoczęła się zabawa. Canagan tańczył z różnymi wampirzycami, zaś Aurelina z wampirami.
~~~~~~~~~~~~
Poszukiwanie pracy nie było raczej czymś zbyt łatwym i przyjemnym w Sillas de Meandum. Większość istot trudniła się tutaj samymi nielegalnymi sprawami. Nikt nie liczył na to, że uda mu się uczciwie zarobić. Po pół dnia chodzenia po mieście Trix i Elizabeth wróciły do ich nowego domu. Musiały odpocząć po wrażeniach tego dnia. Doświadczył zbyt wielu chamskich komentarzy, gróźb, głupich i odpychających propozycji. Po powrocie Eliza stwierdziła, że musi się zdrzemnąć. Trix zaczęła robić coś do jedzenia. Potem zaniosła wszystko swojej siostrze.
-Jak się czujesz?-spytała ją, widząc, że już nie śpi. Następnie przysiadła na skraju łóżka.
-Koszmarnie-odparła zgodnie z prawdą Elizabeth.
-Czemu?! Coś z dzieckiem?!-zaniepokoiła się Trix.
-Nie. Po prostu ostatecznie dotarło do mnie, jak bardzo zniszczyłam nasze życie. Moje, twoje i tego jeszcze nienarodzonego dziecka- powiedziała Eliza.
-Elizabeth Morvant, przestań tak mówić! Zakazuję ci! Co się stało, to się nieodstanie. Teraz musimy skupić się na tym, aby nie było gorzej. Twoim zadaniem jest stać się najlepszą matką dla tego dziecka, a moim, pomagać ci-odparła Trix.
-Jak mogę być dobrą matką, skoro jestem taka głupia i naiwna!-zawołała Eliza i rozpłakała się.
-Nie jesteś. Każdy dałby się zwieść takiemu padalcowi jak ten wampir. Padło na ciebie, ale to nie twoja wina. Poza tym jesteś dobra, kochana, wspaniała, pomocna, pracowita i życzliwa. To dziecko już jest największym szczęściarzem na świecie, bo mimo że ma takiego ojca, ma też cudowną matkę.
-To może być też największa szczęściara na świecie-odparła Elizabeth, przestając płakać.
-A i owszem. A teraz coś zjedz-powiedziała Trix, podsuwając siostrze sałatkę. Eliza od razu wzięła się za jedzenie.
-Trix...-odezwała się po chwili.
-Tak?-spytała kobieta, odrywając wzrok od swojej miski.
-A gdyby coś mi się kiedyś stało, zajęłabyś się moim dzieckiem?-zapytała cicho Elizabeth.
-Nie pleć głupstw-skwitowała Trix.
-Ale ja mówię serio. W końcu, jak przystało na dobrą matkę, musze rozważyć wszystkie możliwości-powiedziała Eliza, uśmiechając się lekko do siostry.
-Jasne, jasne-odparła lekceważąco Trix, machając przy tym ręką, w której trzymała łyżkę.
~~~~~~~~~~~~~
Wesele trwało w najlepsze przez tydzień. Wszyscy bawili się znakomicie. W końcu jednak przyszedł czas rozstania. Goście zaczęli wyjeżdżać. Wcześniej jednak wszyscy jeszcze raz gratulowali młodej parze i składali na ich ręce pożegnalne prezenty. Canagan i Aurelina odwdzięczali się tym samym. Wampir był już prawie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie mógł się jeszcze doczekać, aż wyjadą rodzice jego żony i Alyssa. Wtedy w końcu cała władza będzie jego. To on będzie sobie samemu panem. Wystarczy tylko się z tym zbytnio nie obnosić, żeby Aurelina nie zaczęła niczego podejrzewać. Ale ona jest tak mną zapatrzona, że gdybym kazał jej się dla mnie otruć, zrobiłaby to-pomyślał wampir, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
~~~~~~~~~~~~
Nadal nie udało im się znaleźć stałej pracy. Jednak pewna mieszkająca nieopodal nich zmiennokształtna poprosiła je o pomoc w przeprowadzce. Trix i Elizabeth miały konie, więc z chęcią jej pomogły i dzięki temu nieco zarobiły. Było to jednak wciąż za mało, by zapłacić Y, a należało jeszcze kupić jedzenie, a już niedługo jakieś ubrania i inne sprzęty dla dziecka. Wydatków przybywało, ale zarobków niestety nie. Mimo to Trix i Eliza cieszyły się chociaż z tej małej sumki. Liczyły na to, że niedługo uda im się zarobić nieco więcej pieniędzy. Któregoś dnia Trix udała się do nieco bardziej zamożnej części miasta. Elizabeth zdecydowała się zostać w domu, gdyż nie czuła się tego dnia najlepiej. Tego dnia miała potworne mdłości. Kiedy ustąpiły, ledwo udało jej się dotrzeć do łóżka i zasnąć. Po paru godzinach obudziło ją pukanie do drzwi. Bez zastanowienia poszła otworzyć. W progu stał mężczyzna, którego Elizabeth nigdy wcześniej nie widziała. Miał kruczoczarne włosy i niesamowicie bladą cerę. Zaś w jego oczach znajdowało się coś, co nie pozwalało odwrócić od nich wzroku. Kiedy jednak przyjrzała mu się dokładniej, cofnęła się w głąb pomieszczenia z przerażeniem. To był wampir! Była tego pewna! Wskazywał na to nieskazitelny wygląd oraz dwa białe, wystające z ust kły. Elizabeth była już teraz na tym punkcie wyczulona.
-Jest Ezan?-zapytał wprost gość, wchodząc do środka. Eliza nic nie odpowiedziała, tylko oparła się o ścianę i bezwładnie zjechała w dół.
-Nie wiem, kim jesteś, ale widzę, że go nie ma. Widocznie znowu zmienił lokal. Nigdy mnie o tym nie informuje, idiota. Ale może ty mi pomożesz... Wyglądasz na pomocna osóbkę. I smakowicie pachniesz-powiedział wampir, zbliżając się do Elizy.
-Odejdź!-zawołała dziewczyna.
-Nie wysłuchasz nawet mojej propozycji?-zapytał z udawanym smutkiem.
-Nie!-krzyknęła Eliza.
-Co tu się dzieje?-spytała zaniepokojona Trix, stając w drzwiach.-Co pan tu robi?-dodała po chwili.
-Trix, to jest wampir!-zawołała Elizabeth. Starsza z sióstr od razu spojrzała z przestrachem na przybysza.
-Widzę, że obie jesteście z tych, co to mają uprzedzenia rasowe. A szkoda, chciałem dać wam zarobić niemałą sumkę. Wystarczyłoby tylko użyczyć trochę swojej krwi do zrobienia paru pysznych win, ale teraz nie zamierzam tracić na was dłużej mego cennego czasu-powiedział wampir, po czym wyszedł z domu sióstr. Trix niemal natychmiast doskoczyła do swojej siostry.
-Czy on coś ci mówił? Zrobił ci coś?-pytała.
-Nie, nie. Przyszedł chwilę przed tobą. Otworzyłam drzwi, nawet nie pytając się kto to. Ja wcale się niczego nie nauczyłam! Dalej jestem tak naiwna jak kiedyś!-zawołała Elizabeth i rozpłakała się.
-Myślę, że to i tak by nic nie dało. Tutaj musimy się chyba przyzwyczaić do takich rzeczy-odparła Trix, głaszcząc siostrę uspokajająco po plecach.
-Myślisz, że to był ktoś od...niego?-zapytała przez łzy Eliza.
-Nie sądzę. Gdyby tak było, nie dałby nam tak łatwo spokoju-odparła Trix.
-Zabiłby nas-powiedziała Eliza, przewidując to, co jej siostra tak naprawdę miała na myśli.
-No, już nie płacz. Nic się nie stało-odparła po chwili Trix, tuląc do siebie Elizabeth, by ją uspokoić.
~~~~~~~~~~~~~
Po pożegnaniu się z Alyssą i rodzicami Aureliny, Canagan poczuł się jak wolny ptak. Miał jeszcze co prawda głowie swoją narzeczoną (żonę! Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do tego słowa), ale nie przejmował się tym. Teraz musiał tylko odstawić jedno krótkie przedstawienie, wcielając się w rolę kochanego mężusia, który ociera łzy tęsknoty swojej żony.
-Nie płacz, przecież obiecaliśmy sobie nawzajem, że oni będą często odwiedzać nas, a my ich-powiedział uspokajającym tonem.
-Tak, ale to nie to samo-odparła zapłakana Aurelina. Canagan spędził następną godzinę na pocieszaniu swojej ukochanej. W końcu pod pretekstem odpoczynku zaciągnął ją do sypialni. Nie znał bowiem innego sposobu na pocieszenie jak namiętny i gorący seks. Kiedy oboje wylądowali w łóżku i zaczęli się całować, wampir wprost nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. W pewnym momencie czułem się, jakby wszystko zaczęło mi się wymykać spod kontroli. W końcu jednak i tak stanęła na moim. Jestem teraz głową rodu Phantomhive, a ta głupia ludzka szmata pewnie już dawno leży gdzieś w rowie nieżywa albo pieprzy ją jakiś degenerat-myślał zadowolony Canagan, zdejmując ze swej lubej i z siebie kolejne warstwy ubrań.
 
 
*Woda życia.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz