wtorek, 8 sierpnia 2017

Zakazany Romans XXI "Aurelina w sidłach narzeczonego"

Śniadanie przebiegło w miłej, nienagannej atmosferze. Jedli w tej samej sali, w której zorganizowano pierwsze spotkanie Canagana i Aureliny. Wszyscy siedzieli także na tych samych miejscach. Po skończeniu posiłku, przemówił Richter:
- Niezmiernie nam wszystkim przykro, że musicie nas opuścić. Canaganie, może zabrałbyś swoją uroczą narzeczoną na ostatni spacer po posiadłości?- mężczyzna spojrzał na młodych.
- Dokładnie, byłby to wyśmienity pomysł. Tym bardziej, że wczoraj hrabia Phantomhive przekonał nas, abyśmy zgodzili się zostać jeszcze trochę dłużej i wyjeżdżamy dopiero późnym popołudniem, około godziny 17. Macie więc sporo czasu- powiedział pan Cherr.
- Właśnie chciałem to zaproponować mojej narzeczonej, ale nie ośmieliłem się przerywać ojcu- powiedział Canagan, posyłając Richterowi spojrzenie pełne szacunku. Z ust hrabiego Cherr padła kolejna pochwała dotycząca jego doskonałych manier i dobrego wychowania, za którą chłopak skromnie podziękował.
- Najpierw jednak musimy ustalić datę zebrania. Wiecie wszyscy, o co mi chodzi- powiedział hrabia Phantomhive. Gdy już młody następca żeni się, zgodnie z tradycją, powinien niedługo po ślubie przejąć rolę swego ojca, czyli głowy rodziny. Na takim zebraniu ustala się, kto, gdzie i z kim zamieszka. Czy była głowa rodziny zostanie w głównej posiadłości, czy gdzieś się przeniesie? Co z rodziną panny młodej? Ogółem ostatecznie się wtedy wszystko organizuje. Jest to jedyny moment, kiedy głos wszystkich liczy się na równi, bo trzeba tę kwestie dokładnie przedyskutować. Potem już cała władza nad obiema rodzinami spocznie w rękach Canagana. W końcu Aurelina jest nie tylko najstarszą, ale jedyną dziedziczką głowy rodu Cherr. Właśnie dlatego oboje mieli wziąć ze sobą ślub, aby połączyć dwa rody, o czym zostali wcześniej poinformowani.
- Nasza nieobecność będzie trwała dwa tygodnie. Po tym czasie, jak ustaliliśmy, wrócimy tutaj i zajmiemy się przygotowaniami do ślubu- odezwał się hrabia Cherr.
- A że nie ma na co czekać i tracić czasu, najlepiej będzie, jeśli zajmiemy się tym jak najszybciej. Myślę, że wystarczy miesiąc, góra dwa- dodała Alyssa.
- Więc spotkanie może się odbyć zaraz po państwa powrocie, abyśmy już potem nie musieli zaprzątać sobie głowy?- zapytał Richter.
- Oczywiście, nie będzie nam to w ogóle przeszkadzać.
- Czyli, podsumowując, omówimy to od razu, a potem zajmiemy się właściwymi przygotowaniami do ślubu- odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu Canagan, z którym wszyscy się zgodzili. Następnie chłopak wstał, aby coś powiedzieć.
- Więc skoro już wszystko wyjaśnione, chciałbym się na ten czas pożegnać się z wami. Aurelino, czy zechcesz także i dziś towarzyszyć mi na spacerze?- zapytał młodzieniec z powagą, wyciągając rękę do swojej narzeczonej.
- Oczywiście, Canaganie- odparła, podając mu dłoń. Następnie wyszli z salonu, przeszli się holem, dotarli do wejścia i wyszli na zewnątrz.
- Zatem co ty na to, aby udać się na kolejną wycieczkę? Tym razem mamy więcej czasu, więc pokaże ci inne, równie piękne miejsce.
- Przekonałam się już, że nieraz warto ci zaufać. Więc prowadź, przewodniku- odparła dziewczyna.
- Najpierw musimy rozstrzygnąć pewną kwestię. Nocą nie chciałem, abyś się niepotrzebnie przemęczała, a moja decyzja była nagła, zatem nie miałem jak zapytać cię o zdanie. Chciałem zaś działaś szybko, gdyż przewidywałem, że na początku nie będziesz zachwycona. Dlatego wziąłem te konie. Czy tym razem też masz ochotę na konną przejażdżkę, czy wolisz udać się tam o własnych siłach? Ostrzegam, że droga jest dłuższa i trudniejsza niż nad urwisko- powiedział Canagan.
- Wolę iść pieszo. Konie będą musiały co jakiś czas odpoczywać, a my nie. Dotrzemy tam szybciej samemu niż z ich pomocą, a nie przeszkadza mi taka forma podróżowania- odpowiedziała Aurelina.
- Więc ustalone. Do bramy możemy dojść spacerem, a potem pobiegnijmy, bo czeka nas naprawdę długa droga- zaplanował wampir. Jak powiedział, tak zrobili. Skierowali się w tamtą stronę. Szli obok siebie. Po kilku krokach Canagan niepewnie złapał dziewczynę za rękę, a widząc, że tej to nie przeszkadza, nabrał pewności. Niepewność w relacjach z kobietami była dla niego czymś nowym i nie uznał tego za przyjemną rzecz. Jednak czy chciał czy nie, w przypadku Aureliny musiał zachowywać większą ostrożność. Wolnym krokiem doszli do bramy. Wtedy Canagan puścił rękę dziewczyny i otworzył przed nią bramę. Gdy znaleźli się n drugiej stronie, przyspieszyli do biegu. Dzięki swojej nadludzkiej szybkości nad urwiskiem znaleźli się po około minucie. Jednak tym razem zamiast wbiec na wzgórze, Canagan skręcił gwałtownie w lewo, więc Aurelina udała się za nim. Biegli pasem zieleni, po lewej mieli gęstą ścianę lasu, po prawej urwisko. Zbiegali lekko z górki. Dotarli do skalistego miejsca.
- Musimy zejść na dół. Dasz radę?- zapytał chłopak.
- Oczywiście, czyżbyś zapomniał, że jestem wampirzycą?
- Czyżbyś zapomniała, że się o ciebie martwię?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Droga w dół była niezwykle skalista i stroma. Mimo to oboje szybko znaleźli się na dole.
- Jeśli bylibyśmy ludźmi, dawno byśmy spadli i się zabili- skomentowała Aurelina, zadzierając głowę do góry i osłaniając oczy ręką przed słońcem. Omiotła wzrokiem całe zbocze, od miejsca, w którym zeszli, aż do wzniesienia, na którym byli w nocy. Teraz znajdowali się jakieś kilkaset metrów niżej.
- Potem popodziwiasz widoki. Teraz choć- powiedział Canagan, łapiąc dziewczynę za rękę i ciągnąc za sobą. Wampirzyca zamrugała oczami, wyrwana z własnych przemyśleń. Znów zaczęli biec. Najpierw biegli lasem, tak samo gęstym i nieprzeniknionym, jak ten, który porasta urwisko. Potem wbiegli na ogromne połacie trawiastych łąk. Roztoczył się przed nimi widok na zielone morze trawy. Zaczęli wbiegać znów pod górkę. W pewnym momencie przebiegli znów przez mały las, znacznie młodszy i rzadszy niż tamte. Do uszu dziewczyny zaczął dobiegać szum wody. Gdy wybiegli z lasku, po prawej, jak spodziewała się Aurelina, znajdował się strumień. Biegli wzdłuż niego, jednak w przeciwnym kierunku niż woda. Nic dziwnego, woda nie płynie przecież pod górę. Dziewczyna spojrzała przez nich i zobaczyła, że zbliżają się do kilku małych wzgórz, tworzących okrąg. Po chwili dotarło do niej, że zmierzają do miejsca, które widziała w nocy z urwiska. Tam, gdzie znajduje się jezioro. Wspięli się na jedno z wzniesień i przekroczyli je, następnie zbiegli po jego drugiej stronie. Ich oczom ukazał się piękny widok na jezioro i ogołoconą ziemię, gdzieniegdzie porośniętą jedynie nad wyraz wytrzymałą roślinnością.
- A to co za miejsce?- zapytała dziewczyna, gdy tylko znaleźli się na dole. Woda w jeziorze wydawała się jej niespotykanie czysta.
- Jezioro- odparł krótko Canagan.
- A coś więcej na ten temat łaskawie powiesz?- dopytywała Aurelina. Podeszli razem do brzegu jeziora.
- Miejsce, w którym się znajdujemy, to krater wulkanu. Taką ciekawostkę mogę ci sprzedać- uśmiechnął się do dziewczyny. Ta podniosła brew.
- To super!- powiedziała, przenosząc wzrok znów na jezioro.
- A jak się nazywa?- dodała.
- Nigdy nie została nazwane- odpowiedział Canagan.
- Jak to?
- Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Część miejsc na naszych terenach pokazał mi ojciec, część odkryłem i zbadałem samemu, tak jak to jezioro. Natknąłem się na nie, kiedy byłem dzieciakiem. Potem spytałem ojca o jego nazwę, ale on odpowiedział, że nikt go wcześniej nie nazwał, bo nie było takiej potrzeby. Dla wszystkich zawsze było po prostu "jeziorem". Tym jest i dla mnie aż do teraz. Jeziorem- wyjaśnił Canagan.
- Czyli biedne jeziorko jest od wielu, wielu lat bezimienne?- upewniła się Aurelina.
- Dokładnie. Jeśli chcesz, to nazwij je jakoś- odpowiedział Canagan.
- Hmmm.... Może.... nie mam głowy do takich rzeczy!- dziewczyna szybko porzuciła ten pomysł.
- Trochę długą nazwę wymyśliłaś. Ale jak chcesz, może być "Nie mam głowy do takich rzeczy"- powiedział chłopak z udawaną powagą. Wampirzyca roześmiała się.
- Co powiesz na małą kąpiel?- zapytał, gdy już się uspokoili.
- Chyba do reszty zwariowałeś! Nie mam przy sobie stroju, a nie zamierzam moczyć ubrań, bo jak potem wrócę? I woda na pewno jest zimna- odparła Aurelina.
- I już wymyślasz sobie jakieś problemy. Ciuchy wyschną, zanim wrócimy. A woda wcale nie jest zimna, zaraz ci pokażę- powiedział wampir. Następnie, ku zdziwieniu dziewczyny, chłopak szybko rozebrał się aż do majtek. Było to dla niej coś zupełnie niepojętego, gdyż do tej pory nikt nie robił takich rzeczy w jej towarzystwie. Byłoby to nie na miejscu. Ale, skoro jesteśmy narzeczeństwem, chyba możemy już robić w swoim towarzystwie takie... nietypowe rzeczy, prawda?- pomyślała dziewczyna. Sama nie wiedziała, co miała myśleć i jak się zachować w tej sytuacji. A nie lubiła czuć się tak niepewnie. Mimo to postanowiła zaczekać na rozwój wypadków. Nim dziewczyna się zorientowała, chłopak podbiegł do brzegu jeziora, nabrał w ręce trochę wody i przybiegł do niej. Zdołała jedynie skulić się lekko i odwrócić twarz.
- Aaa!- zapiszczała, gdy Canagan oblał ją wodą. Zaraz potem wampir odbiegł kawałek w stronę jeziora.
- Ty...! Ja ci jeszcze pokażę!- wrzasnęła wampirzyca, po czym ruszyła w stronę chłopaka. Planowała zemścić się na nim w ten sam sposób, ale chciała go oblać o wiele bardziej.
- No chodź! Tylko czekam na to, aż mi pokażesz!- zawołał Canagan, wchodząc do wody aż do połowy łydek. Doprawdy, tylko czekam, aż mi się pokażesz w pełnej okazałości, bez tych zbędnych fatałaszków. A potem zgodzisz się zostać moją miłosną niewolnicą- pomyślał wampir. Jakimś cudem nie roześmiał się, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wykwitł na jego twarzy, gdy w jego głowie zaświtała ta myśl.
- Co ci tak wesoło?!- zawołała Aurelina. Jako iż bardzo nie chciała się zamoczyć, dotarła do samego brzegu, skąd jedynie groźnie spoglądała na Canagana.
- Śmieszą mnie twoje marne próby zemsty na mnie- skłamał szybko.
- Nie no, teraz to się doigrałeś!- krzyknęła dziewczyna. Zdjęła szybko buty i rajstopy, a potem obiema rękami złapała za materiał swojej sukni i lekko ją uniosła, aby jej nie zamoczyć. Planowała zbliżyć się do narzeczonego i opryskać go za pomocą nóg. Plan powiódł się, ale nim Aurelina zdążyła wycofać się na bezpieczną strefę, wampir odpowiedział jej tym samym. Ona więc, jeszcze bardziej rozzłoszczona z powodu lekko już mokrej sukienki, znów opryskała go wodą. On znowu odpowiedział tym samym, zanim zdążyła uciec. W ten sposób rozpoczęła się ich wodna wojna. Cała złość Aureliny ustąpiła, mimo że jej suknia była coraz bardziej mokra. Oboje śmiali się głośno i wesoło. Wtem w pewnym momencie wampirzyca poczuła, jak coś długiego i dziwnego owinęła się wokół jej nogi, kiedy chciała unieść ją i opryskać wodą Canagana. Spojrzała w dół i ujrzała dużego, ciemnozielonego, lekko papkowatego glona. Dziewczyna wrzasnęła, bardziej z powodu obrzydzenia niż przerażenia. Wierzgnęła mocno nogą, co spowodowało, że straciła równowagę i wylądowała na tyłku w swojej pięknej sukni, w wodzie do kostek.
- Co się stało?- zapytał wampir, podchodząc do narzeczonej. Ta w tym czasie nadal miotała się w wodzie.
- Weź ode mnie tego ohydnego glona!- zawołała Aurelina, wskazując na swoją stopę.
- I oto tyle krzyku?- spytał z niedowierzaniem Canagan, biorąc roślinę i odrzucając ją daleko głąb jeziora. Po chwili usłyszał dźwięk łkania, więc odwrócił głowę w stronę dziewczyny. Nie płakała, ale wyglądała, jakby zaraz miała zamiar zalać się łzami.
- Ej no, co się stało?- spytał z troską, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
- Zamoczyłam moją sukienkę i będzie teraz brudna. Jak ja wrócę? I to wszystko przez to, że zaatakował mnie ten cholerny glon!- rozpacz Aureliny przemieniła się w czystą złość. Canagan zaś ledwo powstrzymał śmiech słysząc jej słowa. Wiedział, że gdyby się teraz zaśmiał, na zawsze przekreśliłoby to jego szanse. Z jednej strony jego narzeczona była zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny, które do tej pory udało mu się uwieść. Ale musiał też przyznać, że i ona pod pewnymi względami tak samo go zadziwiała. Jak można tak się wystraszyć zwykłego glona?- pomyślał z rozbawieniem, ale z zewnątrz nie dał nic po sobie poznać.
- Wiem, że to, co powiem, to stereotypowa gadka, ale nie martw się. Wejdziesz trochę głębiej i zmyjesz z niej muł, a potem zaczekamy, aż wyschnie- powiedział pocieszająco Canagan.
- W twoim świecie wszystkie wydaje się być tak łatwe i proste?- zapytała Aurelina, podnosząc na chłopaka szklisty wzrok.
- Bo w rzeczywistości wszystko jest łatwe i proste, tylko każdy sobie na siłę szuka komplikacji- odparł wampir.
- Uważasz więc, że wymyśliłam sobie trudność z powrotem do domu w obecnym staniem?
- Nie. Sądzę jedynie, że jest to... trudna trudność, którą jednak da się rozwiązać- powiedział Canagan i uśmiechnął się ciepło do dziewczyny. Ona odpowiedziała mu łagodnym, ledwie widocznym uśmiechem.
- Dobrze, więc nie tracę czasu i idę czyścić moją suknię- powiedziała Aurelina. Następnie wstała i weszła w wodę aż do kolan.
- Niech to! Będę musiała wejść co najmniej do pasa!- zawołała, idąc dalej. Wampir, wyczuwając nadarzającą się okazję, udał się za nią. Wampirzyca istotnie weszła do wody aż do pasa i zaczęła czyścić swoją suknię, a raczej starała się to robić, gdyż ubrudzona została ona z tyłu, więc Aurelina nie miała jak zobaczyć, czy są jakieś postępy w procesie czyszczenia. Przez cały ten czas chłopak zbliżał się do niej, choć ona nie zwróciła na to uwagi.
- Jak ja mam ją wyczyścić!- zezłościła się, odwracając do tyłu. Miała nadzieję, że i tym razem Canagan wynajdzie jakieś rozwiązanie.
- Ja ją chętnie wyczyszczę- powiedział i wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. Wampirzyca aż lekko podskoczyła, gdyż nie spodziewała się go ujrzeć tuż za sobą. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, narzeczony chwycił obiema rękami jej głowę i przyciągnął ją do pocałunku. Po jej ciele rozlała się fala nieznanego dotąd Aurelinie ciepła. Czuła, jak głęboko wewnątrz niej przeradza się ono w coś innego. Coś jeszcze bardziej nieznanego, erotycznego i trudnego do powstrzymania. Czyżbym czuła żądzę? Czy ja pożądam Canagana? Wiem jedynie, że nie chcę, aby ten pocałunek został kiedykolwiek przerwany- pomyślała. Normalnie rozsądna część jej umysłu dawno już by na to zareagowała głośnym: NIE! Jednak teraz od środka wypełniała ją mieszanka tak wielu różnych uczuć, których nawet nie umiała nazwać. Była tam miłość. I pożądanie. Także radość i poczucie spełnienia. Tak niewiele brakowało, aby wszystkie one zostały zaspokojone. Czy jednak potrafilibyśmy się zdobyć na coś takiego? Czy ja tego naprawdę chcę? I czy n tego też chce?- Aurelina miała w sobie tak dużo wątpliwości, których zupełnie nie umiała wyciszyć. Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. W międzyczasie położyła swoje dłonie na głowie Canagana i przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej. Wampir w przeciwieństwie do niej znalazł się teraz na bardzo dobrze znanym przez siebie gruncie. Wszystko toczyło się po jego myśli. Dziewczyna, z powodu swej niepewności, nieświadomie pozwalała chłopakowi przejmować coraz większą kontrolę nad obecną sytuacją. Z minuty na minutę coraz bardziej pogłębiali pocałunek. Przysuwali się do siebie coraz bliżej i błądzili dłońmi po swoich włosach, twarzach i szyjach.  Canagan czuł coraz większe napięcie w dolnych częściach ciała. Czuł, że to wreszcie musi się stać. Dziś. Teraz, zaraz, natychmiast. Jeśli znowu coś pójdzie nie tak, on oszaleje. Musi ją mieć. Musi wykraść jej ten największy skarb niewinnego, nieskalanego, młodego kobiecego ciała. Cnotę. Tak, ona odda mi się dziś w końcu bez reszty- pomyślał, czując jak pożądanie i rozkosz wypełniają go. Jego przyjaciel z dołu robił się coraz twardszy. Mimowolnie przycisnął swoje ciało do brzucha i bioder Aureliny, przez co mogła ona poczuć na własnej skórze, jak na niego działa. To jeszcze bardziej ją poruszyło. Wydarzenia toczyły się w wiadomym kierunku i nic już nie było w stanie ich przerwać. Canagan jedną dłoń gładził dziewczynę po włosach, cały czas całując ją, drugą zaś wsunął pod jej falującą na wodzie suknię. Aurelina zdjęła na brzegu rajstopy, więc pod nią miała jedynie majtki. Chłopak dotknął palcem nogi kawałek nad kolanem i, sunąc po wewnętrznej stronie, dotarł aż do bielizny. Przesunął swoim palcem także i po niej, do wywołało u jego narzeczonej głęboki dreszcz podniecenia. Następnie zsunął swoje usta na szyję dziewczyny, po drodze całując ją gdzie tylko mógł. Obie ręce przeniósł na dół. Złapał za materiał sukni, chcąc ją ściągnąć dziewczynie przez głowę. Po szybkim namyśle stwierdził jednak, że odzież jest zbyt mokra i byłoby z tym za dużo zachodu. Postanowił zamiast tego po prostu zniszczyć tę ostatnią przeszkodę na drodze do zdobycia serca, ciała i umysłu jego narzeczonej. Położył obie dłonie na jej wątłej, mlecznobiałej szyi. Sunąc powoli swoimi wargami po jej ciele, dotarł znów do ust. Pocałował ją w ich kącik. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Jakiś cichy głos podpowiadał jej, że potem będzie żałować. Został jednak łatwo stłumiony przez doznania, jakie odczuwała w tej sytuacji. Zanim Canagan zdołał ją znów pocałować, odszukała szybko jego dłoń i położyła sobie na policzku. Następnie rozchyliła usta i przymknęła lekko powieki. Kolejny pocałunek wzbudził nie mniejsze emocje niż poprzednie. Było tak, jakby z każdym kolejnym jej pożądanie rosło. Tak samo zresztą czuł Canagan. Zsunął swoją rękę z jej twarzy na szyję, potem niżej. Obiema rękoma musnął jej obojczyki. Następnie chwycił za suknię u góry i z łatwością rozdarł ją na pół. Materiał pękł aż do pasa. Aurelina słyszała głos rozdzieranej tkaniny, ale miała wrażenie, jakby dochodził do niej z innego świata. Ona była tutaj, ze swoim narzeczonym. Byli tu razem, tylko we dwoje. Nie miała czasu ani ochoty myśleć nad jakąś tam rozdartą suknią, która przecież tylko przeszkadzała im obojgu w osiągnięciu pełnego szczęście i spełnienia. Canagan zaś, niewiele myśląc, kontynuował swe dzieło. Niecierpliwił się coraz bardziej, więc szybko zjechał dłońmi aż do jej talii. Chwycił tkaninę w miejscu, gdzie nadal była cała. Tutaj miała kilka warstw więcej, więc niż dziwnego, że ta część sukni wytrzymała rozerwanie góry. Ponownie rozdarł ją na dwie części. Tym razem przyłożył się do tego. Użył więcej siły i prawie w całości rozprostował ramiona. Suknia poddała mu się do końca, tak jak zaraz miała zrobić to jej właścicielka. Porwał materiał na strzępy, które teraz bezwładnie unosiły się wokół nich. Nie było to dla niego nic wielkiego, w końcu dysponował nadludzką siłą. Złapał obiema dłońmi szyję Aureliny, przyciągnął do siebie dziewczynę i złożył głęboki oraz namiętny pocałunek na jej ustach. Jego ręce przesunęły się powoli po jej szyi, następnie po obojczykach i dotarły aż na plecy. Przycisnął do siebie ich ciała. Czuł ogromny, palący do granic możliwości żar, ale nie potrafił już odróżnić, od którego z nich on pochodzi. Ich wzajemne pożądanie zdążyło się już połączyć w jedną, silną, nieugiętą i niezaspokojoną żądzę. Sunął swoimi dłońmi w dół po jej plecach, aż dotarł do zapięcia od stanika. Nie zwlekając, odpiął je. Odsunął się, zsuwając z ramion narzeczonej ramiączka. Aurelina wyprostowała ręce, dzięki czemu stanik z łatwością zsunął się w dół i zaczął unosić na oddzielającej ich wodzie. Na twarzy wampirzycy gościły teraz niepewność i napięcie. Canagan przeniósł wzrok na jej okrągłe, jędrne piersi. Sutki zdążyły już stwardnieć pod wpływem pożądania i teraz sterczały zapraszająco. Widząc zachowanie chłopaka, Aurelina wstrzymała oddech. Z jednej strony najchętniej spoliczkowałaby teraz narzeczonego za to, że tak się zachowywał. Czuła się, jakby była towarem wystawionym na sprzedaż, który on ocenia i zastanawia się nad jego zakupem. Jednak w głębi duszy pragnęła, aby Canagan kontynuował. Aby przerwał to dziecinne przyglądanie się jej piersiom i w końcu to z nią zrobił. Jeśli naprawdę tego chcesz, to znaczy, że źle cię oceniłam. Jesteś tak samo tępa jak wszystkie te panienki, które spotykałaś na różnych balach- były to ostatnie słowa jej zdrowego rozsądku, który teraz już na stałe został pozbawiony głosu przez pożądanie. Dziewczyna nie poświęciła nawet chwili na tę myśl, gdyż zaraz po jej pojawieniu się, Canagan ponownie się do niej przybliżył, odrzucając dryfujący między nimi stanik, i zaczął delikatnie pocierać jej sutek. Aurelina wczepiła ręce w jego głosy. Usłyszała jakiś dziwny, nieznany dźwięk. Dopiero po chwili zorientowała się, że to był jej własny jęk pełen rozkoszy. Wampir jedną rękę położył na dole jej pleców, dzięki czemu mógł podtrzymać dziewczynę. Drugą nadal pieścił jej twardy sutek. Pocałował ją w jej małe, czerwone usteczka. Jego język bezceremonialnie wdarł się do wnętrza jej ust. Mimo to bez zbędnych oporów nadal poddawała się jego woli. Canagan jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Ich usta niemal nie odrywały się od siebie. Mieli szczęście, że, w przeciwieństwie do ludzi, nie muszą męczyć się z oddychaniem i zamiast tego mogą bez pamięci zatracić się w tym, co właśnie robili. Chłopak oderwał się od ust dziewczyny. Przeniósł się na brodę, potem szyję, dekolt. Cały czas całował jej drobne, spragnione pieszczot ciało. Zatrzymał się dopiero między jej piersiami. Polizał jej delikatną skórę. Zmienił położenie rąk. Obie znalazły się nad biodrami jego narzeczonej. Ponownie zaczął ją całować, jadąc dalej w dół. Zsuwał także swoje ręce. Gdy jego usta dotarły do pępka dziewczyny, zatrzymał się, ale dłonie nadal sunęły w dół. Canagan wdrażał w życie coraz więcej seksualnych zabaw. Sam nie wiedział, jakim cudem był w stanie tak bardzo nad sobą zapanować i kontynuować dalej ich grę wstępną. Była co prawda ciekawa i podniecająca, ale on pragnął już znaleźć się w niej jak najgłębiej. Gdyby wiedziała, jak czarne myśli chodzą teraz po mojej głowie, nie byłaby taka zadowolona- pomyślał Canagan, spoglądając z dołu na przyglądającą mu się z uśmiechem i wyrazem oczekiwania na twarzy Aurelinę. Sam także uśmiechnąłby się, ale nie do końca do niej, tylko do własnych, zbereźnych myśli. Niestety, miał teraz usta pełne roboty. Pomału przeciągnął językiem po brzuchu dziewczyny, zahaczając też o pępek. W tym czasie jego ręce zdążyły dotrzeć już do majtek. Chłopak zjechał jeszcze trochę niżej. Woda wokół nich zdawała się wrzeć. Twarz wampira znajdowała się tuż nad jej powierzchnią, ale nie dbał o to. W gruncie rzeczy nie musiał się tym martwić, w końcu był wampirem. Canagan polizał fragment jej skóry, a następnie chuchnął na niego powoli, powodując u swojej narzeczonej serie dreszczy. Bynajmniej nie były one spowodowane zimnem. Jego spragnione usta, które do tej pory błądziły w najlepsze po ciele Aureliny, skierowały się w drogę powrotną. Gdy chłopak wyprostował się przed dziewczyną, przesunął powoli dłonią po obrzeżach jej bielizny. Jego narzeczoną wstrząsnął kolejny dreszcz. W końcu Canagan postanowił przerwać tę zabawę i przejść do poważnych rzeczy. Wsunął do majtek wampirzycy swoją dłoń i złożył kolejny gorący pocałunek na wargach dziewczyny. W ten sposób stłumił jęk rozkoszy, który wydobył się z ust Aureliny. Wampir złapał jej majtki obiema rękoma i zaczął je ściągać. W tym czasie wampirzyca trzymała dłonie na jego plecach, potem na szyi i w końcu na głowie. Nie wykazywała żadnych oporów przed zdjęciem bielizny. Gdy Canagan zrobił to, przycisnęła go lekko do swojego brzucha, zanim zdążył się wyprostować. Ponownie zaczął pieścić językiem jej wrażliwą skórę. W odpowiedzi dziewczyna rozpoczęła zabawę jego włosami. Potem wampir chwycił jej dłonie i złożył na nich pocałunek. Następnie nakrył je swoimi i wstał. Złączył ich usta. Dziewczyna poddała się jego woli. Teraz mogła już tylko pozwolić zrobić mu z sobą, co zechce, licząc na to, że będzie dla niej miły i wyrozumiały. Nawet nie wiedziała, że dała mu całkowitą władzę nad sobą. Canagan, cały czas całując dziewczynę, był zmuszony oderwać dłonie od jej przyjemnie rozgrzanego ciała, by pozbyć się także swojej bielizny. Aurelina, kompletnie oszołomiona nowymi doznaniami, nie była nawet w pełni świadoma, co właśnie się dzieje. Wampir przycisnął do siebie ich ciała. W całym jego ciele pulsowało pożądanie, a w szczególności w dolnych sferach. Poczuł w końcu, że dłużej już nie wytrzyma. Cały czas całował dziewczynę. Jednocześnie zjechał powoli rękami po jej biodrach aż do ud. Położył dłonie na ich wewnętrznej stronie, rozsuwając smukłe nogi swej narzeczonej. Dzięki temu mógł stanąć jeszcze bliżej niej. Woda wokół obmywała ich ciała. Jego członek nie potrzebował już więcej zachęty. Położył ręce na biodrach Aureliny i wszedł w nią powoli, ale zdecydowanie. Wampirzyca nie była w stanie powstrzymać długiego jęku rozkoszy. Zaczął się poruszać wolnym rytmem, do którego dziewczyna od razu się przystosowała. Canagan westchnął głęboko z największą rozkoszą i lekko przygryzł jej dolną wargę. Ciało Aureliny wręcz nie było w stanie poradzić sobie z tymi wszystkimi przyjemnościami. Powietrze co chwila przeszywały jej jęki, raz głośniejsze, raz cichsze. Oboje nieuchronnie zbliżali się do spełnienia. Po następnych kilkunastu minutach, które wampirzycy wydawały się wieczności przepełnioną rozkoszą, poczuła, jak, począwszy od jej krocza, po jej ciele rozlewa się fala niezwykłego ciepła. Wstrząsnęły nią przyjemne dreszcze, usta zaś samoczynnie otwarły się i wydobyło się z nich głośne westchnienie satysfakcji. W tym samym czasie to samo działo się z Canaganem. Wypełniły go niezmierzone szczęście i poczucie spełnienia, kiedy doszedł, będąc w Aurelinie.
~~~~~~~~~~~~
Dziewczyna stanęła nad brzegiem i mocna ścisnęła włosy, z których prosto do jeziora spadły kaskady wody. Jej nagie ciało na przemian delikatnie falowało i spinało się. Canagan doskonale mógł to podziwiać, gdyż miała na sobie tylko jego pelerynę. Wampirzyca, jakby czytając w jego myślach, spojrzała w stronę chłopaka. Było to jedno z tych kobiecych ostrzegawczych spojrzeń, więc wampir natychmiast odwrócił oczy, skupiając się na swoim zadaniu. Miał za zadanie pozbierać odzież dziewczyny. Najpierw wyłowił suknię, ta jednak nie nadawała się do ponownego użytku, więc, jak wcześniej ustalił z jej właścicielką, ukrył ją pod pobliskim kamieniem. Potem wziął figlarnie dryfującą po wodzie bieliznę. Wrócił na brzeg. Sprawdziła tam pelerynę Aureliny, która suszyła się, rozłożona na ziemi. Niestety, nadal była mokra. Canagan położył obok majtki i stanik. Szczęście się od nich odwróciło, gdyż słońce schowało się za chmurami. W takich warunkach nie było mowy, aby to wszystko wyschło na czas. Wampir, który do tej pory paradował tylko w bieliźnie, aby nie zamoczyć niepotrzebnie ubrań, kiedy wyławiał garderobę Aureliny, ubrał się na brzegu w swoje ciuchy. Następnie podszedł do niej po cichu od tyłu. Zanim zdołała się zorientować, położył ręce na jej biodrach i szepnął tuż do ucha:
- Będziemy musieli trochę poimprowizować.
- Co przez to rozumiesz?- zapytała Aurelina, starając się wyrwać spod uwodzicielskiego czaru Canagana i odsunąć od niego.
- Ubierzesz bieliznę, rajstopy i buty, bo to jedyne rzeczy, które albo są suche, albo jeszcze zdążą wyschnąć. Okryjesz się moją peleryną i wrócimy do posiadłości, modląc się, aby nas nikt nie zauważył. Ja zwinę twoje mokre okrycie i oddam ci je później. Stoi?
- Chyba zwariowałeś!- zawołała dziewczyna, odwracając się w jego stronę z oburzeniem w oczach.
- Masz lepszy pomysł?- Canagan uniósł lekko brew. Kiedy tak robi, wygląda cholernie pociągająco- pomyślała wampirzyca. Zaraz jednak odgoniła tę myśl. Nie odpowiedziała narzeczonemu, gdyż w rzeczy samej, nie przyszło jej do głowy żadne lepsze rozwiązanie.
- Niech więc będzie- westchnęła Aurelina. Odczekali jeszcze chwilę. Potem dziewczyna wstała. Na szczęście jej bielizna zdążyła już wyschnąć.
- Odwróć się- powiedziała wampirzyca. Wampir posłał jej pytające spojrzenie.
- Będę się ubierać- wyjaśniła dziewczyna.
- Nadal nie rozumiem- odparł chłopak.
- Muszę zdjąć pelerynę, przez co będę przez chwilę nago.
- Przecież widziałem cię taką chwilę temu- powiedział Canagan.
- Odwracaj się, jeśli nie chcesz szukać sobie nowej narzeczonej!- krzyknęła zdenerwowana Aurelina. Wampir wykonał jej prośbę, bo nie chciał się w nią kłócić. W rzeczywistości bowiem oboje wiedzieli, że nie byłaby w stanie spełnić swej groźby. Teraz, gdy już popełniła tę okropną, niewybaczalną gafę i oddała mu się przed ślubem, musiało do niego dojść. Gdyby zaręczyny zostały zerwane, Canagan mógłby powiedzieć, jak blisko go do siebie dopuściła, a to nieodwracalnie zniszczyłoby reputację Aureliny i jej rodziny. Wampir usłyszał dźwięk opadającego materiału. Po kilku minutach odwrócił się, a dziewczyna stała ponownie w pelerynie, którą szczelnie się okrywała. Z tą różnicą, że spomiędzy przerw między materiałem widać było tu i ówdzie rajstopy czy bieliznę, które wampirzyca za wszelką cenę starała się jak najbardziej ukryć. Ponadto miała na stopach buty. Chłopak szybko podszedł i zwinął w kłębek jej bieliznę. Nie musieli nic do siebie mówić. Puścili się biegiem w drogę powrotną, mijając te same pola i lasy. Zatrzymali się dopiero przy samej bramie.
- Zaczekaj tu. Pójdę przodem, rozejrzę się i wrócę po ciebie- powiedział Canagan, na co dziewczyna pokiwała potakująco głową. Jak powiedział, tak zrobił. Powrócił po chwili.
- Na szczęście drogą wolna, ale nie wiem na jak długo, więc musimy się spieszyć- powiedział chłopak. Ze spojrzenia dziewczyny z łatwością mógł wydedukować, jak bardzo rozumie powagę sytuacji. Bardziej niż jemu, gdyż dla niego, gdyby ich nakryto, konsekwencje nie byłyby aż tak straszne. Ruszyli przodem. Dobiegli pod okno komnaty Aureliny. Dziewczyna wspięła się do swojej sypialni. Gdy już się tam znalazła, z ulgą odwróciła się po chwili, by zamknąć okno i zasłonić zasłony. Ze zdziwienie zobaczyła, że na parapecie siedzi Canagan i szykuje się do wejście do wewnątrz.
- Co...?- zaczęła.
- Wymiana pelerynami- odpowiedział na jej niezadane pytanie, rzucając na łóżka jej nakrycie. Dziewczyna westchnęła, po czym rzuciła pelerynę w stronę chłopaka. Ledwo udało mu się ją złapać. Natychmiast złapała jeszcze lekko mokre nakrycie z łóżka, którym zakryła się przed Canaganem. Wampir uśmiechnął się z pobłażaniem, nic jednak nie powiedział. Aurelina wychwyciła jego spojrzenie, ale nie zareagowała, gdyż chciała, aby jej narzeczony czym prędzej już odszedł. Chłopak wymknął się z powrotem oknem. Dziewczyna natychmiast podeszła do niego, zamknęła je i zasłoniła. Następnie usiadła przed swoją toaletką. Była już praktycznie uszykowana do podróży powrotnej. Musiała tylko odświeżyć się i ubrać. Najpierw chciała jednak oddać się jeszcze na chwilę rozmyślaniom, a także wspomnieniom tego, co dziś miało miejsce.
~~~~~~~~~~~~
Na podjeździe stała już kareta, obok niej czekał woźnica. Słudzy wynieśli bagaże i zajęli się ich pakowaniem. W tym czasie Canagan, jego ojciec i ciotka żegnali się z państwem Cherr i Aureliną. Młodzi zachowywali się tak, jak tego od nich oczekiwano. Byli poważni, ale nie nazbyt. Także opanowani i zdystansowani. W ogóle nie dawali po sobie poznać, jak bardzo zdążyli zbliżyć się do siebie tego dnia.
 - Żegnamy państwa i mam nadzieję, że podróż minie wam szybko oraz bez żadnych kłopotów. Liczymy na wasz szybki powrót- powiedział Richter.
- My także mamy nadzieję, że szybko załatwimy nasze sprawy i będziemy mogli powrócić, aby zająć się przygotowaniami do ślubu- odparł hrabia Cherr. Po oficjalnym pożegnaniu przez głowę rodu, Canagan ucałował na do widzenia rękę narzeczonej, następnie skłonił się przed jej rodzicami i życzył szczęśliwej drogi. Na sam koniec ciotka Alyssa pozwoliła pocałować się w dłoń hrabiemu Cherr. Potem wraz z matką Aureliny rzuciły się sobie w ramiona. Następnie ciotka wyściskała na zapas narzeczoną swego siostrzeńca i pożegnanie dobiegło końca. Hrabia Richter pomógł wsiąść do powozu żonie i córce, następnie wszedł sam. Richter, Canagan i Alyssa jeszcze przez jakiś czas stali i obserwowali oddalający się powóz. Następnie wrócili do posiadłości. Chłopak wiedział, że do kolacji będzie miał teraz spokój i tak też było. Po posiłku młody wampir wrócił do swojej komnaty. Postanowił zagrać w szachy. Jednak do tego celu potrzebował przeciwnika. Pomocny okazał się tu jego osobisty służący, Victor. Trochę czasu zajęło mu odszukanie go, gdyż przebywał w kuchni, gdzie uciął sobie pogawędkę z kucharzami, którzy właśnie skończyli pracę. Przez ostatnie kilka dni trzymał się trochę z dala, za co Canagan byl mu z jednej strony wdzięczny. Z drugiej jednak, Victor nie powinien odstępować go na krok.
- Victorze, chodź- rozkazał wampir, kiedy tylko go zauważył.
- Panie?- sługa podniósł na niego zdziwione spojrzenie.
- Chodź, nie zamierzam się więcej razy powtarzać- powiedział chłopak, krzyżując ręce na piersi. Victor czym prędzej pożegnał się z kucharzami i kucharkami i udał za swoim panem do jego komnaty. Tam, w rogu, stał stolik do szachów z dębowego drewna, na którym wymalowana była szachownica. Figury składały się z marmuru. Canagan na prędce wyjaśnił Victorowi, po co go ściągnął.
~~~~~~~~~~~~
Zaczęli czwartą rozgrywkę. Jak na razie wynik stanowił 2:1 dla Canagana. Niestety, przerwało im pukanie do drzwi. Vcitor wstał i otworzył. Był to jeden ze służących.
- Ojciec panicza prosi go do siebie- powiedział. Victor odwrócił się, by przekazać to Canaganowi. Nie musiał jednak tego robić, gdyż młodzieniec słyszał słowa służącego. Wyszedł bez słowa, a Victor podążył za nim. Sługa poprowadził ich do komnaty Richtera. Następnie zapukał. Drzwi otworzyły się i ukazał się w nich ojciec młodego wampira.
- Canaganie! Jak dobrze, że zechciałeś ze mną porozmawiać. Dziękuję, że go przyprowadziłeś- posłał swojemu służącemu znaczące spojrzenie, więc ten się oddalił.
- Wejdźcie, proszę- powiedział potem do Canagana i Victora. Wyraźnie użył liczby mnogiej, więc sługa, trochę niepewnie, ruszył za swoim paniczem do komnaty jego ojca.
- Drogi chłopcze- rozpoczął Richter.
- Wiem, że teraz powinieneś przygotowywać się do ślubu, ale w międzyczasie mam do ciebie inne zadanie. Ja niestety nie mogę się tym zająć, gdyż mam tutaj sporo do zrobienia. Ponadto sam powinieneś się już zacząć zajmować takimi rzeczami, skoro niedługo zajmiesz moje miejsce, a jestem pewien, że sobie poradzisz.
- Ale o co chodzi, ojcze?- zapytał zdziwiony Canagan.
- W mieście Akrix powstał pewien problem. Niestety, niewiele mi o tym wiadomo. Mieszkają tam w większości ludzie. Niedawno jednak wprowadziła się tam grupa wampirów i wybuchnął jakiś lokalny, ale poważne konflikt. Król chce, abyśmy my się tym zajęli. Postanowiłem, że to zadanie powierzę tobie- powiedział Richter, najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego pomysłu.
- Czyli mam tam tylko pojechać, dowiedzieć się, o co chodzi, rozwiązać problem i wrócić?- upewnił się Canagan.
- Dokładnie. Razem z tobą wezwałem twojego służącego, gdyż on pojedzie razem z tobą, a nie chciałem niepotrzebnie dwa razy mówić tego samego.
- Zatem, Victorze, idź nas spakować- Canagan wydał rozkaz swojemu słudze, a ten natychmiast się ulotnił.
- Czyli rozumiem, że podejmujesz się wypełnienia tego zadania?- upewnił się Richter, podnosząc brew dokładnie w ten sposób, w jaki robi to jego syn, kiedy chce uwieść kolejną naiwną dziewczynę.
- Oczywiście, jakżeby inaczej, ojcze? Jest mi niezmiernie miło, że zaufałeś mi na tyle, aby powierzyć mi to zadanie- odparł Canagan.
- Wyjeżdżam zatem jutro rano- dodał wampir, po czym pożegnał się z ojcem i wrócił do swojej komnaty. Zaraz po wyjściu z sypialni Richtera na ustach chłopaka rozkwitł uśmiech. Doskonale wiedział, gdzie znajduje się Akrix. Kilka kilometrów przed hotelem, w którym zatrzymali się w czasie jego ostatnich miłosnych podbojów. Właściwie sam hotel leżał jeszcze w granicach tego miasta. Po wykonaniu swojej pracy (sądził, że pójdzie mu z tym stosunkowo szybko) zamierzał odwiedzić jeszcze ten ostatni raz piękną Elizabeth. Na tę myśl nie mógł się nie uśmiechnąć.
~~~~~~~~~~~~
Canagan miał deja vu. Ponownie znalazł się na podjeździe. Z tym, że nie było to popołudnie, a ranek. Victor zapakował ich bagaże. Młody dziedzic odbył ostatnią rozmowę z ojcem. Dał mu on kilka rad i zapewnił o swojej wierze w syna. Potem musiał przetrwać ckliwe i, jego zdaniem, przesadzone pożegnanie od ciotki. Kiedy już wypuściła go ze swych objęć, skłonił się przed nimi, po czym wsiadł do powozu, a Victor za nim. Praktycznie od razu ruszyli z miejsca.
~~~~~~~~~~~~
Ten dzień, tak jak poprzedni, rozpoczął się dla Elizabeth długą wizytą w toalecie. Mdłości sprawiły, ze obudziła się wcześniej od siostry. W przerwie pomiędzy jedną falą wymiotów, a drugą, usłyszała głos Trix:
 - Elizo! Bądź łaskaw pospieszyć się! Ja muszę się uszykować do pracy!
Elizabeth zwymiotowała po raz ostatni i poczuła ogromna ulgę. Mdłości nie powinny męczyć jej teraz przez pewien czas. Najwcześniej po obiedzie. Ostatnio często wymiotowała, czuła się jakoś tak... dziwnie. Chociaż wymioty łatwo można było wytłumaczyć. Jadła takie rzeczy, że tylko osoba ze stalowym żołądkiem by nie rzygała. Na przykład ogórki kiszone z, ku zgrozie Trix, czekoladą, która przecież nie jest tania! Albo kapusta z jajkami. Lub makaron, popity mlekiem. Otworzyła drzwi i stanęła naprzeciw swojej siostry.
- Nie poprawiło ci się?- zapytała Trix, widząc, w jakim stanie jest Eliza. Dziewczyna przecząco pokręciła głową.
- Cóż, nie możemy już dłużej czekać. Od kilku dni wymiotujesz, jesz dziwne rzeczy i masz jakieś dziwne humorki- zaczęła Trix.
- Humorki?! Ja mam jakieś humorki?!- przerwała jej Elizabeth.
- Tak, na przykład teraz- odparła spokojnie Trix. Słysząc te słowa, Eliza od razu się uspokoiła.
- Przepraszam. Więc do czego zmierzasz?- spytała swoją siostrę.
- Pójdziesz jutro do doktora, on cię zbada i będziemy wiedzieć, co ci dolega. A na razie idź coś zjeść, a potem połóż się do łóżka- powiedziała Trix.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz