piątek, 8 maja 2020

Cmentarz Upadłych XXIV "Prezent"

Tak jak wspomniałam, biorę się za dokończenie porzuconych opowiadań. Jednak "Cmentarz Upadłych" pisałam ostatni raz praktycznie rok temu, stąd wiele rzeczy się pozmieniało, nie pamiętam też wszystkich tych planów, które miałam względem tego opowiadania, a których sobie nie zapisałam. Wiem, głupia ja. W każdym razie, z wyżej wymienionych powodów, przepraszam za wszystkie błędy, niespójności i zmiany, jakie na pewno teraz się tutaj pojawią. Proszę też o waszą wyrozumiałość. Ja ze swojej strony zamierzam dołożyć wszelkich starań, aby opowiadanie to zachowało jak najlepszy poziom.
~~~~****~~~~
Cholera-pomyślałam, po tym jak szklanka wyślizgnęła mi się z dłoni i rozbiła w drobny mak. Wszystko od razu zaczęłam zbierać, a w konsekwencji przecięłam się jeszcze kawałkiem szkła. Świetnie. No po prostu świetnie-pomyślałam zła na samą siebie. Jakimś cudem wstałam i podeszłam do szafki, aby odszukać jakieś plastry. Teraz to już w ogóle będę wyglądać jak chodzące nieszczęście. W końcu jednak, kiedy ogarnęłam samą siebie, posprzątałam w łazience i wróciłam do łóżka. Chciałam to wszystko przespać, ale oczywiście dała o sobie jeszcze znać moja boląca głowa i najpierw musiałam znaleźć coś przeciwbólowego. Potem zasnęłam na kilka godzin i obudził mnie dopiero Jack, który zrobił mi do jedzeni sałatkę, za co byłam mu naprawdę wdzięczna, bo nic innego chybabym nie była w stanie zjeść. Kiedy już zaspokoiłam swój głód, poczułam się nieco lepiej. Wstałam, ogarnęłam się nieco, trochę posprzątałam, a jak już nie było co robić, siadłam przed komputerem i zaczęłam szukać różnych dekoracji do swojej cukierni. Przy tym wszystkim starałam się zachowywać jak najciszej, aby nie przeszkadzać Jack'owi, który zamknął się w swoim pokoju i pracował. Właściwie spędził tam cały dzień, nie licząc krótkich wyjść do toalety albo po coś do picia. Postanowiłam, że jakoś mu się odwdzięczę i zrobię coś dobrego na kolację. Zjawiłam się w kuchni i zaczęłam rozeznawać się w naszych zapasach, kiedy ktoś objął mnie od tyłu w pasie.
-A ty co tak tu buszujesz?-wyszeptał Jack tuz przy moim uchu.
-Robię coś do jedzenia-odparła z uśmiechem.
-A co takiego?-zapytał, przytulając się do mnie jeszcze mocniej.
-Jeszcze nie wiem-powiedziałam.
-Hm... Nazwa tej potrawy brzmi naprawdę ciekawie. I smacznie. Pomogę ci-powiedział Jack, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Wykorzystałam to i odwróciłam się w jego stronę.
-O nie! Tym razem to ja chciałam zrobić coś dla ciebie!-odparłam.
-Zatem zrobimy coś dla mnie razem-powiedział z uśmiechem Jack. Nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się.- To co w końcu robimy? Homara? Niezwykle romantyczną kolację z jajecznicą na główne danie?-dodał Jack.
-Już wiem! Zróbmy sobie pęczak po meksykańsku!-zasugerowałam.
-Z warzywami?-upewnił się mój narzeczony.
-A z czym innym?
-Czemu nie-odparł, uśmiechając się ponownie. Podzieliliśmy się więc zadaniami, ja zajęłam się przygotowaniem kaszy, a on warzywami. Potem stanęliśmy razem obok kuchenki i dodawaliśmy po kolei wszystkie produkty, jak zwykle wszystko komentując, rozmawiając i dogryzając sobie nawzajem. W końcu po jakichś czterdziestu minutach nasza kolacja była gotowa. Zjedliśmy razem, Jack opowiedział mi co nieco o postępach w swojej sprawie, a ja zaoferowałam się, że posprzątam, a on poszedł coś jeszcze dokończyć. Miał do mnie później dołączyć, kiedy więc skończyłam sprzątać, poszłam prosto do naszej sypialni. Ogarnęłam się jeszcze przed snem, umyłam zęby i włosy, przebrałam się w piżamę, ale Jack nadal nie wrócił. Z nudów rzuciłam się na łóżko i włączyłam sobie muzykę na słuchawkach. Przesłuchałam najpierw jeden utwór, potem drugi, trzeci, aż w końcu sama nie wiem, kiedy usnęłam. Szłam ulicami naszego miasta, ale znowu wydawało się ono inne. Zdałam sobie sprawę, że znam to miejsce. Tu właśnie w jednym z moich snów ktoś mnie potrącił, o czym już zresztą zdążyłam dawno zapomnieć. Aż do teraz. Wokół mnie ponownie wyczyniały się jakieś dziwne rzeczy, ale ja postanowiłam je ignorować i iść wytrwale przed siebie. Mijałam budynki, ulice, uważnie się jednak wszędzie rozglądając. Dzięki temu raz uniknęłam kolejnego potrącenia. Oprócz tego panował spokój. Aż zbyt duży i podejrzany spokój. Szłam dalej, kiedy nagle zaczęło mi się zdawać, że coś słyszę. Rozglądałam się, ale nie mogłam dostrzec źródła dźwięku, który z resztą narastał. Przerodził się w pisk, który stawał się coraz bardziej nieznośny. W końcu kucnęłam, zatykając obiema dłońmi uszy, ale i to nie pomogła. Dźwięk, niezwykle wysoki i głośny, tylko coraz bardziej przybierał na sile. Już myślałam, że zwariuję. Otworzyłam usta i zaczęłam głośno krzyczeć, bo hałas sprawiał mi coraz większy ból. Otworzyłam oczy, natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i, nim zdążyłam pomyśleć, wyszarpnęłam z uszu słuchawki i rzuciłam nimi. Wylądowały chyba na krawędzi łóżka. Potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić, między innymi miałam przyspieszony oddech. Zorientowałam się też dość szybko, że to raczej nie muzyka ze słuchawek była powodem mojego... dziwnego snu. Co zatem mogło być powodem? Nie miałam pojęcia. Czułam jednak, że muszę coś zrobić. Cokolwiek. Wstałam więc, po omacku dotarłam do drzwi, i wyszłam z pokoju, z zamiarem zapalenia światła na korytarzu. Ku mojemu zaskoczeniu jednak, niemal wpadłam na Jack'a, który natychmiast odskoczył do tyłu i schował za sobą jedną rękę, jakby chciał coś ukryć.
-Jack? Ty jeszcze nie śpisz? Czekałam na ciebie-powiedziałam, robiąc krok w jego stronę.
-Miałem sporo do zrobienia...-odparł, a właściwie wymamrotał.
-Ale nie możesz się tak przepracowywać! W ogóle, wszystko z tobą w porządku?-zapytałam, znowu kawałek do niego podchodząc.
-Tak! Tak! Ze mną wszystko ok!-odparł, po czym odskoczył do tyłu i wpadł na ścianę. Jego zachowanie z chwili na chwilę było coraz dziwniejsze.
-A może...
-Co właściwie robisz? Dokąd idziesz?-przerwał mi Jack.
-Chciałam napić się wody-odparłam.
-Ok, możesz wrócić do pokoju, a ja ci przyniosę-powiedział mój narzeczony.
-Daj spokój, pójdę po nią sama. A co tam właściwie przede mną chowasz?-spytałam i podeszłam do niego.
-Nic! Nic przed tobą nie chowam!-zawołał, po czym drugą ręką popchnął mnie tak, że aż zatoczyłam się do tyłu, co już zupełnie mnie zaskoczyło.
-Jack? Na pewno wszystko w porządku?-spytałam z troską.
-Tak, jestem tylko trochę zmęczony. I masz rację, coś przed tobą ukrywam, ale to dlatego, że chcę ci niedługo zrobić niespodziankę-odparł. W świetle księżyca wpadającym przez okno na korytarzy zdało mi się, że Jack uśmiechnął się lekko.
-A co to za niespodzianka?-spytałam niepewnie.
-Jeśli ci powiem, to to nie będzie już żadna niespodzianka-powiedział Jack.-Proszę cię, wróć do pokoju-dodał. Zawahałam się, ale on dalej nalegał.
-Ale z jakiej to w ogóle okazji?-zapytałam jeszcze.
-Z takiej okazji, że najcudowniejsza kobieta na świecie jest moją narzeczoną. A teraz zmykaj i nie utrudniaj mi zadania. Przyniosę ci tą wodę-odparł Jack. Jeszcze chwilę się stawiałam, ale w końcu westchnęłam z rezygnacją i wróciłam do sypialni. Mój narzeczony, kiedy chciał, potrafił być niesamowicie uparty. Usiadłam na łóżku, zapaliłam lampkę nocną i zaczęłam się zastanawiać, co mu odwaliło. Jasne, Jack lubił sprawiać mi niespodzianki, ale dlaczego tym razem robił taki cyrk? Kiedy mój narzeczony wrócił do pokoju ze szklanką wody, nadal nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Wzięłam od niego kubek, ale nie zdążyłam nic nawet powiedzieć, bo on od razu poszedł do łazienki. Upiłam kilka łyków wody, czekając na jego powrót. Miała nieco dziwny posmak, ale uznałam, że tylko mi się wydaje. Odczekałam jeszcze kilka minut, po czym wrócił Jack. Chciałam go jeszcze raz o wszystko wypytać, ale poczułam się dziwnie zmęczona. Mój narzeczony pocałował mnie, położyliśmy się do łóżka, po czym zgasił światło. Jednakże chwilę po tym wszystkim wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i, lekko się zataczając, wpadłam do łazienki, po czym wydałam z siebie soczystego pawia wprost do toalety.
~*~
Kiedy wstałam rano, nadal czułam się dziwnie, byłam nieco zmęczona i kręciło mi się w głowie. Uznałam, że jak to wszystko mi nie przejdzie, to naprawdę będę musiała zgłosić się do lekarza. Umówiłam się z Kitty w cukierni, więc kiedy tylko się uszykowałam, tam właśnie się udałam. Jack pojechał do pracy już wcześniej. Kiedy zostanie tym swoim "światowej sławy prawnikiem" będę musiała przywyknąć do takiego stylu życia-pomyślałam zrezygnowana. Kiedy dotarłam na miejsce, razem z moją koleżanką zajęłyśmy się dokańczaniem wystroju cukierni. Niewiele już zostało nam, aby wszystko było ostatecznie gotowe. Po pracy wróciłam do domu. Nadal czułam się niesamowicie zmęczona, więc postanowiłam wyjątkowo zamówić coś gotowego do jedzenia. Wybrałam chińszczyznę z ulubionej restauracji Jack'a i mojej. Jedzenie dotarło do domu na chwilę przed jego powrotem. Zajęłam się rozpakowywaniem wszystkiego, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera kluczem drzwi.
-Byłam dziś niesamowicie wymęczona, więc pozwoliłam sobie zamówić gotowe żarełko, mam nadzieję, że nie jesteś zły!-zawołałam, wychylając się w stronę korytarza. Nie dostałam żadnej odpowiedzi, więc wyszłam z kuchni, ale okazało się, że w przedpokoju nikogo nie ma. Bardzo mnie to zdziwiło. Stałam tak przez chwilę, zawołałam nawet Jack'a, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.
-Bu!-poczułam, jak ktoś ściska mnie za ramiona. Odskoczyłam i odwróciłam się.
-Oszalałeś?!-zawołałam, mimowolnie jednak uśmiechałam się.
-Tak, z miłości do ciebie. Dlatego chcę ci coś dać. Zamknij oczy-odparł Jack.
-Co chcesz mi dać?-spytałam.
-Zamknij oczy-powtórzył i uśmiechnął się lekko. Wyglądał tak słodko i uroczo, a ja tak bardzo go kochałam, że nie mogłam mu się oprzeć. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Jack obszedł mnie i stanął z tyłu, po czym zaczął coś robić rękoma przy mojej szyi.
-Już-powiedział, a ja poczułam chłodny dotyk na szyi.
-Co to?-zdziwiłam się, dotykając cienkiego, delikatnego, złotego łańcuszka z małym sercem.
-Mój prezent dla ciebie. Moja niespodzianka-odparł Jack.
-I o to wczoraj robiłeś cały ten cyrk?-spytałam z uśmiechem, odwracając się w jego stronę.
-Tak. Podoba ci się?-zapytał.
-Czy mi się podoba? Jest piękny! Ale przecież... Nie musiałeś mi tego kupować...-odparłam.
-Musiałem. Kocham cię i co dzień pragnę cię uszczęśliwiać. Niestety nic na tym świecie nie jest odpowiednim prezentem dla kogoś takiego jak ty, moja miła - oparł. Uśmiechnęłam się jedynie, dając mu w ten sposób wyraz swojej wdzięczności.
- Dziękuję, Jack - powiedziałam, po czym przysunęłam się do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go. Miałam przez chwilę dziwne wrażenie, poczułam, jak Jack spiął się nagle, ale już chwilę później z powrotem się rozluźnił i odwzajemnił pocałunek. W tamtej chwili czułam się naprawdę szczęśliwie. Jack był dla mnie prawdziwym ideałem, kochałam go, moi rodzice go uwielbiali i właściwie nie miałam wątpliwości co do naszej wspólnej przyszłości. Byłam jej pewna jak tego, że dwa plus dwa daje cztery.
- To naprawdę drobiazg - powiedział cicho, gdy na chwilę się od siebie odsunęliśmy.
- Jesteś niesamowity! - zawołałam, przypatrując mu się z uśmiechem, który nadal nie znikał mi z twarzy. - Kocham cię - szepnęłam następnie, po czym wtuliłam się w niego. Po chwili poczułam, jak Jack zaczyna mnie delikatnie głaskać po włosach.
- Wiem. I ja ciebie też kocham, Alice - odparł, również szeptem. Tamta chwila dla mnie mogłaby trwać wiecznie. Nie musiałam myśleć o żadnych kłopotach czy troskach, czy też o towarzyszącym mi ostatnio coraz częściej złym samopoczuciu. Mogłam skupić się jedynie na tu i teraz, na tej wspaniałej chwili spędzanej z idealnym mężczyzną mojego życia. Żałowałam, że i ja nie mam nic, co mogłabym mu podarować. Postanowiłam, że w najbliższym czasie również muszę mu sprawić jakiś wspaniały, niespodziewany prezent, aby poczuł się tym bardziej doceniony. Po paru chwilach ponownie się od niego odsunęłam, tym razem oboje popatrzyliśmy na siebie, uśmiechając się przy tym. Dotknęłam delikatnie naszyjnika na mojej szyi. Był naprawdę przepiękny. Wciąż nie mogłam uwierzyć, jakim cudem oboje na siebie trafiliśmy, jakim cudem tak idealnie się dobraliśmy i jakim cudem potrafiliśmy obdarzyć się nawzajem aż tak wielkim uczuciem, ale cieszyłam się, że tak się stało. Że mieliśmy to szczęście, na które wiele par nie może liczyć. Czasami aż bałam się, że to wszystko jedynie piękny sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz