tag:blogger.com,1999:blog-68850153571767401102024-03-24T16:01:08.146-07:00Świat moich opowiadańRitsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.comBlogger84125tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-16958959960292294862020-09-29T12:57:00.003-07:002020-09-29T12:58:47.570-07:00Informacja!<p> Witajcie moi mili. Jak pewnie zauważyliście, od pewnego czasu aktywność znów spadła. Składa się na to kilka spraw. Wystąpiły u mnie pewne problemy rodzinne, do tego przeprowadzam się i zaczynam studia. Kolejną wartą poruszenia kwestią jest to, że nie chcę absolutnie tego bloga porzucać. Jest on dla mnie czymś zbyt ważnym i odkąd go założyłam, stał się częścią mnie. Był moim pierwszym krokiem, dzięki któremu teraz jestem tu gdzie jestem, piszę na wattpadzie, gdzie poznałam wspaniałe przyjaciółki, tworzę na instagramie i tiktoku. Śmiem twierdzić, że gdybym nie odważyła zacząć mojej przygody z pisaniem na tym blogu, nie odważyłabym się na pozostałe te rzeczy. Jednak w miarę upływu czasu wiele spraw się zmienia. Chciałabym, aby odtąd ten blog był bardziej niczym moja strona pisarska. Mam nadal wiele pomysłów na opowiadania, być może jakieś rozdziały raz po raz będą się pojawiać, jednak z większości z nich chciałabym stworzyć książki. Aktywność na blogu przez to wszystko trochę pewnie spadnie, ale, tak jak napisałam, nie zamierzam go porzucać. Będę starała się co jakiś czas coś naskrobać, dzielić się postępami prac itd. Cóż, myślę, że na dziś to tyle. Do następnego!</p><p style="text-align: right;">~Ritsu</p>Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-53735344741874642392020-08-12T14:08:00.001-07:002020-08-12T14:08:39.240-07:00Toksyna 07 Toksyna 07... Tytuł popularnej ostatnimi czasy piosenki disco polo. Ale nie o tym chcę pisać. Skoro już przykułam czymś uwagę, poświęcę ten post innej kwestii...toksyczności. Mogłabym rozpisywać się tutaj o wszelkich naturalnych lub sztucznych toksynach i truciznach, ichtiotoksynie, jadach węży, czy trujących substancjach z pestek jabłek albo liści rabarbaru. Ale nie chcę poruszać tego tematu, o tym możecie poczytać w podręcznikach dla zielarzy albo atlasach węży czy coś. Ja zaś chciałabym dziś poruszyć inny temat. Toksyczność fandomów.<br />
Temat rzeka. To może zaczniemy od takiej krótkiej formalności, jaką jest wyjaśnienie, co to w ogóle jest fandom? Fandom to zbiór fanów filmu, książki, gry, anime, postaci, a nawet aktora, youtubera. Dla wyjaśnienia, jeśli lubisz np. jakiś film, ale nie gadasz o nim stale z innymi fanami, to też jesteś częścią fandomu, tyle że nie kontaktujesz się z innymi fanami, tak jak napisałam. Warto o tym pamiętać. Ja na przykład należę do wielu fandomów, ale bardzo rzadko utrzymuję kontakt z innymi fanami danej serii. Powodem jest właśnie toksyczność fandomu.<br />
Toksyczność fandomu to problem, który dotyczy ogółem ludzi i także innych kwestii ich życia, ale na przykładzie fandomu najlepiej będzie to wyjaśnić. Toksyczny fandom tworzą bardzo często osoby młode, wręcz dzieci, ale czasem też i starsze. Bardzo często toksyczni fani mają bardzo kontrowersyjne podejście lub pomysły dotyczące danej serii, na przykład życzą jednemu bohaterowi śmierci, innego wychwalają pod niebiosa, a dwójkę pozostałych shipują. Ship to para, a shipować, to znaczy uważać, że dane postaci powinny być parą. Ale nie to jest głównym problemem toksycznych fanów. Ich główny problem to podejście w stylu JA MAM RACJĘ, A TY NIE, IDIOTO!<br />
Otóż to, w taki głównie sposób przejawia się toksyczność fandomu. Zwykle fandomy są tylko po części toksyczne, bardziej lub mniej. Tak czy inaczej, problemem nie jest tutaj, że gloryfikuje się jednego bohatera, a innego potępia, albo że shipuję się dziewczynę z mordercą jej rodziców. Brak logiki to jeszcze pół biedy, jeśli ktoś z jakichś przyczyn lubi dany ship, wątek, postać, nic nam do tego. Ale najgorsze jest właśnie podejście, gdy ktoś nie potrafi znieść, że ktoś może mieć inne zdanie od jego samego. Na wszelkich grupach fanowskich, z toksycznymi fanami, pojawiają się nieraz posty, gdzie ludzie potrafią zwyzywać kogoś innego do siedmiu pokoleń wstecz, bo ten nie lubi danej postaci. Albo wręcz przeciwnie, lubi postać, której my nie znosimy. W takiej sytuacji mam do Was tylko jedną prośbę. Nie bądźcie takimi ludźmi. Pamiętajcie, że każdy ma prawo do własnego zdania i swoich odczuć. Możecie z daną osobą podzielić się własnymi spostrzeżeniami, wyjaśnić, dlaczego nie lubicie danej postaci, ale nie wyzywajcie Waszego rozmówcy za to, że on ją uwielbia. Szanujcie się nawzajem. Niestety, nawet jeśli szanujecie rozmówcę, to nie daje gwarancji, że on będzie szanował Was i Wasze zdanie. W takim wypadku najlepiej jest zakończyć dyskusję. Toksyczni fani raczej nie zmieniają zdania, a kłótnia z nimi tylko Was wymęczy i wkurzy.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-45789499994147400282020-07-14T06:31:00.001-07:002020-07-14T06:31:16.223-07:00Zakazany Romans: Dziedzic II "Starcie temperamentów"-Jesteś wampirem-bardziej stwierdziła, niż spytała Raven.<br />
-Ty też-odparł Caspian, uważnie się jej przyglądając. Nawet na chwilę nie był w stanie oderwać od niej oczu.<br />
-Nigdy nie spotkałam wampira z tak wyjątkowym kolorem oczu-powiedziała lekkim, nieco rozmarzonym tonem wampirzyca, podchodząc do wampira. Podniosła rękę i zaczęła się delikatnie bawić guzikiem przy jego koszuli.<br />
-Widać jestem pod tym względem wyjątkowy. A już dziś może nawet przekonasz się, że nie tylko pod tym względem-powiedział Caspian i posłał wampirzycy wyzywające spojrzenie. Raven mimowolnie uśmiechnęła się. Zazwyczaj zgrywała niedostępną tak długo jak się dało, ale tym razem nie mogła się powstrzymać od wyraźnych oznak sympatii. Ten wampir był inny niż wszyscy. Po pierwsze, należał do tej samej rasy, co ona, więc już samym tym zyskiwał w jej oczach. Po drugie, był niesamowicie przystojny. A po trzecie, miał w sobie "to coś". Magnes, który ją do niego przyciągał, niczym szpilkę. I który sprawiał, że jak najszybciej chciała się z nim...szczepić w jedno. Ale nie mogła tak dać się zmanipulować jak jakaś amatorka. Musiała rozegrać to po swojemu, będąc na wygranej pozycji.<br />
-Bardzo jesteś pewny siebie-powiedziała Raven, podnosząc na niego wzrok.<br />
-A ty nie?-spytał, uśmiechając się lekko.<br />
-Zatem oboje jesteśmy pewni siebie?-zapytała wampirzyca, odwzajemniając uśmiech. Jej ręka powędrowała z koszuli Caspiana na jego szyję, a potem zatopiła się w jego nieco dłuższych niż u innych, przeciętnych mężczyzn, czarnych włosach. Raven nie mogła się wprost od tego powstrzymać.<br />
-Przekonajmy się-odparł Caspian, po czym objął wampirzycę jedną ręką w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Spojrzał na nią uważnie, a w jej oczach dostrzegł...wyczekiwanie na coś wielkiego i niezwykłego. Nie mógł jej zawieść. Pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek, który Raven po chwili specjalnej zwłoki zaczęła pomału odwzajemniać. Jedną rękę nadal miała zatopioną w jego włosach, drugą zaś położyła na jego ramieniu. On zaś obiema rękoma objął ją w talii, z chwili na chwilę wkładając w pocałunek więcej pasji. Dziewczyna przeniosła dłoń z jego ramienia na jego szyję, niemal w tej samej chwili, w której on pchnął ją lekko, przez co trafiła na kolumnę. Caspian stanął naprzeciw niej i uniemożliwił jej tym samym ucieczkę, po czym bez zbędnych pytań i, jak to on wcześniej ujął, "ceregieli", zaczął ją dalej całować. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek, aż nagle niespodziewanie odsunęła się od niego i posłała mu długie, figlarne spojrzenie spod przymrużonych lekko powiek. Następnie przysunęła się do niego i pochyliła się tak, że jej usta znalazły się tuż przy jego uchu.<br />
- To wynajmiesz w końcu pokój, czy nie? - zapytała. Następnie polizała jego ucho, a Caspian nieomal poczuł, jak przez całe jego ciało przechodzi fala pożądania.<br />
- Madame Raven, masz to jak w banku - powiedział, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Kobieta odwzajemniła uśmiech. Caspian pochylił się nad nią, chcąc ją pocałować, ale ona ponownie odsunęła się od niego, kładąc mu przy tym swój palec na usta.<br />
- Najpierw załatw to, co masz do załatwienia, mój ty wyjątkowy wampirze - powiedziała, po czym zaśmiała się lekko. Jej śmiech brzmiał bardzo wdzięcznie, Caspian poczuł się, jakby coś go wręcz sparaliżowało. Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie. Rzadko która kobieta tak bardzo na niego działała. Nierzadko zdarzało mu się spotykać chętne do oddania się mu niewiasty różnych ras. Był w końcu młodym, przystojnym i całkiem dobrze ustawionym wampirem. Wiedział, że jest pożądany przez kobiety i jak bardzo, stąd zwykle to on był tym, który rozdawał karty. Który rządził kobietą, zmuszając ją do uległości względem niego. Tym razem jednak czuł, że trafił na niewiastę wyjątkową. Liczył więc, że z nią będzie miał dużo więcej zabawy. W końcu, gdy tylko doszedł do siebie, kazał kobiecie zaczekać i sam jak najszybciej ruszył, prosto do właściciela karczmy. Rzucił mu po prostu garść złotych monet, tyle, ile, jak sądził, wystarczyłoby prawdopodobnie na wynajęcie całej tej karczmy.<br />
- Wynajmuję sobie jeden z pokoi - powiedział władczym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Mężczyzna otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale Caspian go ubiegł. - Daj spokój, byłem tu wiele razy. Wiem, gdzie są pokoje. Sam sobie jeden wybiorę, a ty zachowaj dla siebie resztę, kup sobie za to coś ładnego, albo swojej żonie. Albo idź na dziwki i się wyszalej, co tam wolisz - powiedział. Właściciel jedynie skinął mu głową, zgarniając wszystkie rozsypane po ladzie pieniądze. Jak się spodziewał, pieniądze załatwiły wszystko. Czym prędzej wrócił więc do Raven, która pozostała tam, gdzie ją zostawił. Opierała się nadal o kolumnę, a gdy się przed nią pojawił, popatrzyła na niego obojętnie.<br />
- Załatwiłeś wszystko? - spytała. Caspian powoli pokiwał głową. Raven uśmiechnęła się figlarnie. Następnie podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyje. - Zatem zabawmy się - powiedziała. Caspian odwzajemnił jej uśmiech, czując, jak w całym jego ciele wzbiera pożądanie. Powoli skinął głową.<br />
- Chodźmy - powiedział. Następnie położył na chwilę dłonie na jej talii, po czym oderwał je od niej. Chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą. Kobieta nie stawiała najmniejszego oporu. Szybko opuścili tę część karczmy i udali się w miejsce, gdzie znajdywały się pokoje dla gości. Caspian stanął na środku długiego korytarza, którego ściany były w kolorze purpury. Po jego bokach znajdowały się drzwi prowadzące do różnych pokoi. Od tej strony miejsce to wyglądało bardziej na burdel. <i>Przynajmniej właściciel jest świadom tego, po co większość gości wynajmuje sobie tutaj pokoje - </i>pomyślał Caspian. Rozejrzał się, a następnie pociągnął za sobą Raven do jednego z najbliższych pokoi. Miał szczęście i okazał się on pusty. Był cały czarno-purpurowy. Na podłodze znajdował się ciemny, trochę już spłowiały dywan, ściany zaś były właśnie purpurowe. Na samym środku znajdowały się łóżko, z czarnymi poduszkami i purpurową narzutą. Miało również baldachim, także w kolorze purpury. Oprócz tego w kącie znajdowała się jedna czarna szafa. Caspian był właściwie pewien, że znajdowała się ona tam jedynie dla zachowania pozorów oraz do użytku dla tych bardzo nielicznych gości, którzy czasem zatrzymywali się tutaj, aby naprawdę wypocząć. Zdecydowana większość, zdaniem wampira, wynajmowała tutaj pokój z tych samych pobudek, z których właśnie zrobił to on. Przyciągnął do siebie Raven i wpił się w jej usta. Całowali się namiętnie i zachłannie, żadne z nich nie zamierzało dłużej powstrzymywać swojej żądzy. Nagle jednak młodzieniec odsunął się od wampirzycy, po czym pchnął ją prosto na łoże, a następnie w ułamku sekundy znalazł się nad nią. Raven uśmiechnęła się lekko, odsłaniając przy tym swoje wydłużone kły.<br />
- Widzę, że jesteś strasznie niecierpliwy - wyszeptała, wplątując jednocześnie jedną ze swoich rąk w jego włosy.<br />
- Zgadza się. Nigdy nie czekam na to, czego chcę. Biorę to sobie, zanim ktokolwiek zdecyduje mi się to dać - odparł, patrząc wprost w jej czerwone, przesycone pożądaniem oczy. Raven zaśmiała się krótko.<br />
- Ach tak? Ja z kolei nie daję nikomu nic, jeśli wcześniej sobie na to nie zasłuży - powiedziała. Następnie rozchyliła lekko usta i przejechała językiem po swoich wargach. Caspian ledwo powstrzymał się przed zadrżeniem na ten widok z pożądania.<br />
- W takim razie mamy konflikt interesów - stwierdził cicho. Raven skinęła powoli głową, cały czas uważnie mu się przyglądając. - W każdym razie, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie i czy zamierzasz mi pozwolić, czy nie, ja zaraz zerżnę cię ostro jak jakąś pieprzoną dziwkę, jasne? - dodał. Pod koniec głos zadrżał mu lekko z pożądania. Raven skinęła ponownie lekko głową, cały czas bawiąc się delikatnie jego czarnymi włosami.<br />
- Weź mnie tu i teraz. Mocno i ostro - szepnęła. Następnie szybkim ruchem chwyciła go obiema rękoma za szyję i zmusiła się, żeby się pochylił, po czym złączyła ich usta w długim, namiętnym, zachłannym i agresywnym pocałunku. Caspian nie zamierzał być jednak w tej grze tylko jej pionkiem. Już chwilę później pogłębił pocałunek, wdzierając się wręcz do wnętrza jej ust. Był przy tym niezwykle nachalny i agresywny. Dla nich obojga było to coś całkiem nowego. Każde z nich przyzwyczajone było do tego, że partner lub partnerka zawsze im ulegali, a teraz oboje trafili na godnych siebie, mocnych i pewnych przeciwników. Żadne z nich nie zamierzało poddawać się i ustępować drugiemu. To miało być nie tylko chwilowe połączenie się ich ciał w celu zaznania ulotnej przyjemności. To miała być prawdziwa walka temperamentów. Po chwili Caspian ze zdziwieniem odkrył, że czuje ból. Odsunął się od Raven i spostrzegł, że w kącikach jej ust znajdują się odrobiny krwi. Kobieta oblizała wargi, zlizując z nich resztki krwi. Do Caspiana po chwili dotarło, co się wydarzyło.<br />
- Ugryzłaś mnie - stwierdził cicho. Raven w odpowiedzi jedynie się zaśmiała. - Widzę chcesz się naprawdę ostro zabawić - dodał.<br />
- Przecież to właśnie ci powiedziałam - odparła. Jej oczy nieomal pociemniały od całego tego pożądania, które odczuwała. Ten mężczyzna był pod każdym względem wyjątkowy. Miał w sobie coś, co ją do niego przyciągało i, jak się okazało, nie pomyliła się, ufając swojemu przeczuciu. Czuła, że czeka ją wyjątkowa noc, spędzona z tym młodym, przystojnym i widocznie bogatym wampirem. Tym razem to Caspian, słysząc jej słowa, zaśmiał się cicho. Następnie pochylił się nad nią i ponownie pocałował ją, tak samo zachłannie jak wcześniej. Jednocześnie jedną dłonią unieruchomił obie jej ręce nad głową, a drugą zaczął powoli sunąć w dół jej ciała. Czuł jej ciało, ale tylko przez materiał. To mu nie wystarczało. Chwycił jej suknię w pasie i zaczął rozrywać materiał. Raven była tym wszystkim trochę zaskoczona. W końcu Caspian zaprzestał tej czynności, a ona uśmiechnęła się lekko. Podniosła się do pozycji siedzącej, tym samym zmuszając go, aby się od niej odsunął. - Jeżeli chciałeś się pozbyć mojej sukni, wystarczyło tylko poprosić - powiedziała.<br />
Następnie sięgnęła do zapięcia, które miała z tyłu, i je odpięła. Zrzuciła z siebie górną część sukni, odsłaniając tym samym swoje nagie ciało. Pod suknią bowiem nie miała już żadnego innego ubioru. Caspian zapatrzył się na jej jędrne, okrągłe piersi i oblizał lekko usta. Nie mógł się już doczekać, aż chwyci je, będzie mógł je dotknąć, polizać, ugryźć. Nie zamierzał się powstrzymywać. Pochylił się z powrotem w stronę dziewczyny, zmusił ją tym samym, aby położyła się ponownie na łóżku. Pocałował ją, wkładając w ten pocałunek całe swoje pożądanie. Jednocześnie objął jedną dłonią jej pierś, a po chwili lekko ścisnął. Raven jęknęła, ale zostało to stłumione przez ich pocałunek. Rozsunęła nogi na boki i ułatwiła Caspianowi dostęp do siebie. Wampir jeszcze przez chwilę na zmianę całował jej usta, szyję, dekolt, przygryzając lekko jasną, delikatną skórę. W pewnym momencie ugryzł za mocno i z rany pociekła strużka krwi. To skłoniło młodzieńca, aby odsunął się na chwilę od dziewczyny. Patrząc jej prosto w oczy, oblizał resztki krwi Raven, które miał na wargach. Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Widzę, że lubisz bolesną, ostrą i niebezpieczną zabawę? Czy może po prostu jesteś głodny? - powiedziała. Ręce położyła po bokach głowy i jedynie przypatrywała się uważnie Caspianowi, eksponując przy okazji swój pełny biust. Młodzieniec uśmiechnął się lekko, nieco wyniośle.<br />
- Będziesz miała okazję przekonać się dziś, jak ostrą zabawę lubię - powiedział z zadowoleniem. Następnie chwycił sukienkę Raven i zsunął ją z niej do końca. Zrzucił ją na podłogę, zanim jednak zdążył wrócić na miejsce i ponownie zacząć swoją zabawę, Raven zdążyła usiąść. Popatrzyła mu pewnie prosto w oczy i uśmiechnęła się, zadowolona z siebie.<br />
- Teraz moje kolej - stwierdziła następnie, po czym zaczęła rozpinać koszulę Caspiana. Ten nie próbował nawet oponować, nie widział sensu. Wkrótce jego koszula wylądowała gdzieś obok sukienki Raven. Ponownie pocałował dziewczynę, po raz kolejny popychając ją na łóżku. Raven chwyciła go za twarz i pogłębiła ich pocałunek. Całowała coraz zachłanniej, jakby chciała nasycić się nim na zapas. W tym czasie chłopak rozpoczął walkę ze swoimi spodniami. Jakoś udało mu się odpiąć je i zrzucić, gdy tylko na chwilę ponownie odsunął się od Raven. Potem znów do niej przylgnął. Zawisł nad nią, unieruchamiając jej ręce na bokach głowy. Całował ją po szyi, powoli zjeżdżając coraz niżej. W końcu dotarł do jej piersi. Najpierw przesunął po nich językiem, zatrzymując go na brodawce, którą zaczął delikatnie trącać językiem. Trwało to chwilę. Zaskoczona tym doznaniem Raven westchnęła cicho, gdy nagle Caspian przygryzł jej brodawkę, przez co westchnięcie przerodziło się w przeciągły jęk. Raven wyszarpnęła Caspianowi swoje ręce i zatopiła je w jego czarnych włosach. Caspian ponownie zaczął lizać i ssać jej brodawkę, po czym znów ją przygryzł. Dziewczyna po raz kolejny jęknęła. Objęła młodzieńca nogami w pasie, a wtedy on z powrotem przesunął się ku górze i pocałował ją w usta. Raven bez problemu pozwoliła mu wtargnąć do ich wnętrza. Caspian przez chwilę delektował się tym pocałunkiem, gdy nagle poczuł ból. Zaskoczony przerwał pocałunek i odsunął się na chwilę od dziewczyny. Raven oblizała swoje usta, podczas gdy Capsian poczuł, jak strużka krwi wypływa mu z ust.<br />
- Ugryzłaś mnie w język! - zawołał oskarżycielskim tonem. Dziewczyna zaśmiała się cicho.<br />
- Ja też lubię dobrą, krwistą zabawę - odparła. Mówiąc to, przesunęła swoje ręce niżej. Położyła palce wskazujące na swoich brodawkach, wokół których zaczęła zataczać nimi niewielkie kółka. Caspian przez chwilę niemal jak zahipnotyzowany wpatrywał się, jak Raven sama się pieści. - Zamierzasz się tylko tak gapić i pozwolić mi się samej zadowolić, czy dołączysz się do mnie? - spytała dziewczyna. Młodzieniec spojrzał ponownie na jej twarz i uśmiechnął się tajemniczo.<br />
- Dołączę się oczywiście do ciebie. Nie mogę pozwolić, aby taka dama jak ty musiała zadowalać się sama. Jestem do twoich usług przez całą noc - odparł. Następnie pochylił się lekko nad nią. Ich twarze dzieliły od siebie jedynie centymetry.<br />
- Całą noc? - spytała rozbawiona Raven. Caspian z powagą pokiwał głową.<br />
- Tak, całą noc. Długą i pełną krwistych zabaw - odparł. Raven ponownie zaśmiała się krótko.<br />
- To pokaż mi, co potrafisz - powiedziała po chwili. Jednocześnie uniosła nieco biodra i otarła się przez to o jego będącego już w pełnej gotowości członka. Zaskoczony Caspian wziął gwałtowny wdech.<br />
- Prosisz się o kłopoty, wiesz? - spytał następnie, rzucając Raven złowrogie spojrzenie. Z twarzy dziewczyny nie znikał uśmiech.<br />
- Uważaj, jeszcze się wystraszę - odparła. Nic więcej nie zdołała dodać, gdyż Caspian pochylił się i pocałował ją po raz kolejny, równie zachłannie co poprzednio. Raven ponownie zatopiła dłonie w jego włosach. Trwało to jednak dość krótko, młodzieniec zsunął się niżej, aż do szyi, po czym ugryzł Raven. Ta krzyknęła cicho, bardziej jednak z bólu niż zaskoczenia, jednocześnie ciągnąc Caspiana za włosy.<br />
Mężczyzna jednak nie przejął się tym zbytnio i począł ze spokojem zlizywać ze skóry Raven wypływającą z rany krew. Po paru chwilach Raven znów uniosła lekko biodra i otarła się lekko o jego penisa. Reakcja Caspiana była dokładnie taka jak poprzednio. Następnie odsunął się od dziewczyna i spojrzał na nią z góry. - Długo jeszcze mam czekać? Nie należę do osób cierpliwych - powiedziała Raven. W odpowiedzi Caspian uśmiechnął się z wyższością.<br />
Położył jej jedną dłoń na policzku, po czym zsunął ją trochę niżej i włożył jej do ust dwa palce. Raven niemal od razu zaczęła je ssać, a chwilę później nie powstrzymała się i ugryzła go, powodując kolejne krwawienie. Caspian zabrał swoje palce i przyglądał się przez chwilę jak krwawią, po czym zaśmiał się cicho. Dziewczyna rozsunęła lekko nogi, a wtedy on pochylił się nad nią i ponownie zaczął ssać i całować jej piersi. Jednocześnie jedną dłoń położył po wewnętrznej stronie jej uda, a drugą zjechał jeszcze niżej. Niespodziewanie wsunął w dziewczynę aż dwa palce na raz. Raven jęknęła, ponownie chwytając go za włosy.<br />
Caspian od razu zaczął poruszać palcami, a wkrótce dołączył do nich też trzeci. Po paru minutach wyjął je jednak. Całował ciało Raven, schodząc stopniowo coraz niżej. Całował jej piersi, brzuch, podbrzusze, potem odsunął się i pocałował jej kolano po wewnętrznej stronie. Przygryzł lekko skórę. Raven syknęła, a Caspian miał okazję zlizać kolejną kroplę jej krwi. Robił to wszystko bardzo powoli, aby zwiększyć płynącą z tego rozkosz. Uśpił w ten sposób czujność kobiety, a wtedy szybko przesunął się ku górze i ugryzł ją po raz kolejny, tym razem po wewnętrznej stronie uda. Raven jęknęła i szarpnęła go za włosy, ale Caspian zupełnie to zignorował. Przesunął się niżej. Raven poczuła jego ciepły oddech na swojej kobiecości. Zupełnie jakby chciał jej w ten sposób zasygnalizować, gdzie jest i co zaraz zamierza zrobić. Nim Raven zdołała cokolwiek więcej zrobić, jego język brutalnie w nią wniknął. Jego szybkie, sprawne ruchy sprawiły, że już po chwili z jej ust zaczęły się wydobywać jęki i westchnienia, a niewiele później znalazła się na skraju rozkoszy. Gdy tylko zaczęła szczytować, Caspian odsunął się od niej. Wykorzystał ten czas, aby odpowiednio się przygotować. Gdy tylko orgazm opuścił jej ciało, młodzieniec wbił się w nią brutalnie, co spowodowało, że z jej gardła wydobył się krótki krzyk. Caspian pochylił się i zdusił jej krzyk pocałunkiem. Poruszał się w niej szybko, agresywnie i gwałtownie. Robił to tak jak lubił i tak jak lubiła Raven. Czułe słówka, delikatność, to nie była ich bajka. Oboje uwielbiali ostry seks, toteż Caspian ani na trochę nie zwalniał ani nie spuszczał z tonu, podczas gdy Raven wiła się pod nim z rozkoszy. Razem osiągnęli szczyt rozkoszy już po kilku minutach, ale nie zamierzali na tym poprzestać. Przed nimi w końcu była jeszcze cała noc, którą planowali wypełnić agresywnym seksem, pełnym gwałtowności, siły, bólu i wynikającej z tego przyjemności.<br />
~*~<br />
- Co to takiego? - spytała Raven, dotykając wisiorka na jego szyi. Obecnie, gdy leżała obok, w jego objęciach, idealnie go widziała. Zauważyła go wcześniej, ale dopiero teraz postanowiła o to zapytać. Poczuła jak Caspian cały się spina.<br />
- To nie twój interes - powiedział. Chwilę później podniósł się i w przeciągu chwili pozbierał wszystkie swoje ubrania i ubrał się. Raven przyglądała mu się z zaskoczeniem.<br />
- Co się stało? - spytała, siadając. Gdy to zrobiła, jej nagie ciało znów stało się dla Caspiana idealnie widoczne. Wykorzystał jednak całą siłę swojej woli i nie uległ ponownie jej urokowi, choć jej nagie piersi, przysłonięte lekko jedynie jej długimi włosami, były niezwykle kuszące i część niego samego miała ochotę podejść do niej ponownie, ugryźć ją brutalnie w jedną z jej piersi, a potem wejść w nią i jeszcze długo, długo się z nią bawić. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić.<br />
- Nic - odburknął, zapinając spodnie. Następnie spojrzał obojętnie na Raven. - Ile płacę? - dodał. Dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona.<br />
- Płacisz? - spytała, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. - Ty myślisz, że ja jestem zwykłą dziwką? - dodała. Caspian uniósł jedną z brwi i przyjrzał się dziewczynie.<br />
- A nie? - zapytał. Odpowiedzią był krótki wybuch śmiechu ze strony Raven. Śmiała się, jeszcze rozbawiona, ale dość szybko zdołała się opanować. Na jej twarzy jednak na stałe zagościł szczery, radosny uśmiech.<br />
- Oczywiście, że nie! - zawołała. Caspian popatrzył na nią zaskoczony.<br />
- To dlaczego się ze mną przespałaś? - spytał. Raven ponownie się zaśmiała, po czym wstała i podeszła powoli do mężczyzny, uśmiechając się przy tym zalotnie. Zatrzymała się tuż przed nim, tak blisko, że prawie się dotykali. Następnie dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję.<br />
- Po prostu miałam ochotę, żeby ktoś mnie porządnie zerżnął. A ty chyba z kolei miałeś ochotę kogoś porządnie zerżnąć. Można uznać, że pomogliśmy sobie nawzajem - powiedziała.<br />
- Nie chcesz pieniędzy? - spytał Caspian. Raven dotknęła ostrożne palcem jego ust i zaczęła po nich wodzić. Dotyk jej dłoni, choć tak zimny, był dla mężczyzny naprawdę przyjemny.<br />
- Nie chcę ich teraz. I nie chcę ich za seks. Jak już mówiłam, nie jestem dziwką - stwierdziła. Caspian ponownie popatrzył na nią zaskoczony, podczas gdy ona złączyła ich usta w pocałunku. Doskonale wiedziała, że wszystko zależy od tego, jak teraz to rozegra. Nie lubiła myśleć o sobie jak o zwykłej dziwce, bo nie dawała nigdy za pieniądze każdemu. Na pierwszym miejscu stawiała siebie, a największą rozkosz i przyjemność odczuwała, gdy miała pewność, że jest dla kogoś całym światem. Jak każdy wampir, żywiła się głównie krwią, ale równie ważne jak krew było dla niej przebywanie w centrum uwagi i sprawowanie nad wszystkim władzy. Chciała być uwielbiania. Chciała móc rządzić mężczyznami, których sobie wybierała, chciała, aby ich serca należały do niej, dopóki miała ochotę się nimi bawić. A gdy ją traciła, chciała te serca z tym większą rozkoszą łamać, jak to było w przypadku jej poprzedniego kochanka, Leono, który dawno jej się już znudził. Teraz chciała zdobyć nową zabawkę. Po chwili przerwała pocałunek i odsunęła się od młodzieńca, przyglądając mu się z uśmiechem. Caspian patrzył na nią zaskoczony, przez moment nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. <i>Wygląda na to, że wszystko jest na dobrej drodze. Jeśli dobrze to rozegram, będzie mój, jak każdy inny - </i>pomyslała. Caspian zaś w końcu doszedł do siebie.<br />
- A kiedy będziesz chciała pieniądze? I za co, jak nie za seks? Nic innego mi nie dałaś, a ja nie mam czasu, aby czekać, aż zażądasz wypłaty. Mam swoje sprawy do załatwienia - powiedział młodzieniec.<br />
- Ojeju, jeju, a nie znajdzie się w tych planach miejsce dla mnie? - spytała. Jednocześnie zsunęła swoją rękę niżej, chwyciła jego dłoń. On pozwolił się jej prowadzić, a ona położyła sobie jego dłoń na brzuchu, po czym zjechała nią coraz niżej, aż do swojej kobiecości. Caspian wciągnął gwałtownie powietrze. Po chwili jednak zabrał dłoń.<br />
- Nie. Nie ma w nich miejsca dla nikogo oprócz mnie - powiedział.<br />
- Na pewno? Nie przyda ci się towarzystwo? Nie chcesz mnie? - spytała, przysuwając się do niego bliżej. Następnie na jego oczach oblizała swoje palce i włożyła je w siebie. - Wolałabym, żebyś ty to zrobił. Nie chcesz mnie wyręczyć? - zapytała, uśmiechając się do niego uwodzicielsko. Caspian doskonale znał takie sztuczki. Natknął się już na podobne kobiety, które szukały kogoś, kto wynajmie je na stałe, właściwie jako prywatne dziwki. Nigdy nie korzystał z takich usług, uważał, że ciągnięcie za sobą wszędzie jakiejś kobiety, tylko po to, aby przelecieć ją, gdy ma się ochotę, przysparza więcej problemów niż korzyści. Ale z drugiej strony, nigdy jeszcze nie spotkał kobiety takiej jak Raven. W niej było coś takiego, co przyciągało go do niej jak magnes. Będąc przy niej, czuł się inaczej, niż przy zwykłej dziwce. Raven była pierwszą kobietą, która dotrzymała mu kroku w sypialni, która miała podobny temperament i upodobania. Nie miał jeszcze właściwie okazji trafić na taką wampirzycę, zwykle nie utrzymywał bliższych kontaktów z przedstawicielami żadnego gatunku, ale ta... Była piękniejsza niż inne wampiry, a do tego pragnęła tego co on i mogła mu dać to, czego wymagał od kobiety. Wyglądało na to, że nie będzie to łatwa decyzja, tym bardziej, że ona wciąż stała przed nim i dogadzała sobie, patrząc mu prosto w oczy.<br />
~*~<br />
- To jakie będzie pierwsze miejsce, które odwiedzimy? - spytała Raven, idąc za Caspianem. Ten nawet na nią nie spojrzał.<br />
- Zależy dokąd zdążymy dotrzeć przed zmrokiem - odparł.<br />
- A co z...jedzeniem? Nie wiem jak ty, ale ja nie pogardziłabym paroma kroplami świeżej krwi - powiedziała. Caspian wreszcie na nią popatrzył.<br />
- To niegłupi pomysł - stwierdził.<br />
- Moje pomysły zawsze są dobre - odparła dziewczyna. Młodzieniec uśmiechnął się, po czym dał jej garść złotych monet.<br />
- Masz. Kup coś do jedzenia na drogę i jak chcesz, kup coś dla siebie. Ja zajmę się końmi, znajdę i kupię gdzieś dwójkę. Spotkamy się za dwie godziny przed karczmą, wiesz którą - powiedział. Raven przyjęła pieniądze i bez zbędnych słów rozeszli się, każde z nich w swoją stronę. Ostatecznie Caspian zdecydował się wziąć ją ze sobą. Uznał, że zanim dotrze do Vampiresos, stolicy wampirów, minie trochę czasu i przez ten właśnie czas ona będzie go zabawiać.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-14837619328949464542020-07-13T13:23:00.001-07:002020-07-13T13:23:46.618-07:00Cosplay! A cóż to za tajemniczo brzmiące słowo? Spokojnie, już śpieszę z wyjaśnieniem. Pochylmy się może najpierw nad definicją tego słowa, którą podaje nam nasza ciocia Wikipedia. <b>Cosplay - artystyczne hobby, w ramach którego osoby nazywane cosplayerami tworzą przebrania i wcielają się w postaci fikcyjne. </b>Myślę, że to trochę wyjaśniło znaczenie tego słowa, ale nie do końca. Czym więc dokładnie jest cosplay? Mówiąc najprościej, jest to rodzaj sztuki polegający na tworzeniu strojów postaci fikcyjnych, z gier, komiksów, książek, opowiadań, mang, anime, filmów czy z własnych dzieł oraz upodabnianiu się do nich. Weźcie swoją ulubioną postać filmową lub książkową, wpiszcie jaj nazwę Google i dorzućcie "cosplay", a wyskoczy Wam zapewne masa zdjęć osób, które wyglądają dokładnie jak te postaci, gdyż stworzyły ich stroje, odwzorowały ich fryzury, makijaże i pozy. Na tym właśnie polega cosplay.<br />
Moim zdaniem cosplay to ciekawy rodzaj sztuki, a do tego może przysporzyć mnóstwo radości i zabawy. Sama byłam niesamowicie szczęśliwa, gdy odkryłam świat cosplay'u i stworzyłam swój pierwszy strój postaci (dla ciekawskich, była to postać z creepypasty). Obecnie jest to moje hobby, które dostarcza mi masę frajdy. Dzięki niemu poznałam też wielu innych cosplayerów i mogłam się przekonać, że wielu z nich czerpie z tego ogrom radości. Niektórym podoba się samo przygotowywanie stroju, inni wolą po jego założeniu upodabniać się do danej postaci także zachowanie i to również sprawia im radość.<br />
No dobrze, ale co potem z takim cosplay'em się robi? Odpowiedź na pytanie jest bardzo prosta. Cosplay można zrobić po prostu dla samego siebie. Jeśli chcesz wcielić się w daną postać, nawet we własną OC, droga wolna. Wielu cosplayerów jednak na tym nie poprzestaje i dzielą się swoją twórczością w internecie. Popularnością w kwestii cosplay'u cieszą się YouTube, TikTok i Instagram, gdzie cosplayerzy wrzucają zdjęcia i filmiki w swoich strojach oraz udzielają rad kolegom po fachu. Dla zainteresowanych, na cosplay'u można też zarobić. Jak? Tutaj głównie należy wspomnieć o konwentach.<br />
Konwenty to zloty fanów...czegoś. Są konwenty fantastyki, anime, mangi, tatuażu i, znając życie, jest też masa innych tego typu wydarzeń, których po prostu nie znam, bo tego jest naprawdę mnóstwo i trudno znać wszystkie. Cosplayerzy mają możliwość zarabiania na nich. Niestety nie każdy cosplayer, który pojawi się na jakimś konwencie, dostaje za to pieniądze, tak to nie działa. Jednak wyobraźcie sobie, że na konwencie gier komputerowych ma miejsce premiera nowej gry ze znanej serii, a przy stoisku z tą grą stoi dodatkowo główna postać, którą się gra! Niewątpliwie to przyciąga uwagę graczy i ewentualnych nabywców gry. Cosplayerzy na konwentach stoją więc na stoiskach, gdzie stanowią swego rodzaju żywą reklamę danej postaci, a przez to książki, gry lub filmu, z jakiej ona pochodzi. W Polsce nie jest to zbyt powszechny sposób zarobku i raczej trudno byłoby się z tego na dzień dzisiejszy utrzymać i wyżywić rodzinę. To dlatego, że cosplay w naszym kraju dopiero się rozwija. Za granicą jednak są ludzie, którzy po prostu pracują w taki sposób i z tego żyją.<br />
<i>No dobra, dobra, nagadałaś się, zainteresowałaś mnie, w sumie nawet zrobiłbym cosplay pewnej postaci z mojej ulubionej mangi... Ale jak to zrobić? Jak zostać cosplayerem? </i>Spokojnie, już tłumaczę, jak wejść do tego środowiska. Na początku musisz o północy udać się nad staw, wymówić trzy razy słowa "jestem kurczakiem", kręcąc się przy tym dookoła, po czym powinieneś wrócić do domu, ale inną drogą, po drodze zbierając bukiet z polnych kwiatów. Bukiet musisz następnie włożyć sobie pod poduszkę i spać na nim przez tydzień. Oczywiście, jest to żart. Zostać cosplayerem jest naprawdę łatwo, ale, co najważniejsze, trzeba mieć na to pieniądze. Jeśli chcesz tworzyć cosplay'e, nikt Ci nie zabroni, nie potrzebujesz od nikogo żadnego pozwolenia. Potrzebujesz za to peruk (zwanych w środowisku cosplayowym wigami z ang. wig - peruka), często też kosmetyków i farb do ciała, które posłużą Ci do upodobnienia się do postaci. A oprócz tego przydadzą Ci się pieniądze na sam strój. Istnieją dwa główne sposoby zdobycia stroju, który zazwyczaj jest najważniejszą częścią cosplay'u. Możesz kupić materiały i uszyć go sam albo możesz kupić gotowy. Przy kupnie gotowych prym wiedzie Aliexpress (tam też często kupowane są przez cosplayerów dodatki, peruki, czasem nawet farby i inne akcesoria). Nie są to jednak jedyne sposoby zdobycia stroju. Przyjacielem każdego cosplayera i miejscem, obok którego nie przejdzie on obojętnie, zawsze powinien być lumpeks. Uwierzcie mi, tam za grosze znajdzie się czasem naprawdę dobre i przydatne rzeczy. Wiele z moich cosplay'ów ma w sobie ubrania z tych sklepów. Część trzeba było trochę przerobić, część nie wymagała nawet drobnej przeróbki, bo po prostu dana rzecz idealnie nadawała się na jakąś postać. Kolejnym sposobem zdobycia stroju jest albo odkupienie go od kogoś ( ludzie często sprzedają części lub nawet całe cosplay'e na olx lub facebook'u na odpowiednich grupach) lub zamówienie sobie stroju u kogoś, krawcowej lub po prostu innego cosplayera, który trochę dłużej już w tym wszystkim siedzi i potrafi dobrze wykonać daną rzecz. Często też ludzie dorabiają na cosplay'u także w ten sposób, ze tworzą stroje/bronie/akcesoria dla innych. No i nie należy też zapominać o kolejnym miejscu, które może być pełne skarbów, czyli własnej szafie! Nie uważasz, że ten zielony sweter, nienoszony przez Ciebie od dwóch lat, idealnie nadaje się na przerobienie go na górną część stroju Twojej ulubionej postaci z filmu? Wystarczy tylko obciąć rękawy, coś podwinąć, coś zawinąć, i gotowe!<br />
O cosplay'u mogłabym mówić i pisać godzinami, bo naprawdę jest o czym mówić i pisać. Cosplay przede wszystkim dostarcza radość, bo możesz przez chwilę wyobrazić sobie, że jesteś swoją ulubioną postacią z gry. Do tego sprzedając i kupując różne rzeczy, np od innych cosplayerów, szukając u nich rad ( jest mnóstwo grup z radami na facebook'u), pokazując swoje cosplay'e w internecie, poznajesz masę znajomych, z którymi być może znajdziesz wspólny język. Ja dzięki cosplay'owi poznałam kilka naprawdę świetnych osób. Do tego, tworząc cosplay, przy okazji uczysz się masy innych, przydatnych rzeczy. Nauczysz się szyć, robić dobry makijaż, pozować do zdjęć, wykonywać jakieś figurki z drewna... Możliwości do nauki ciekawych rzeczy jest naprawdę wiele. Ja mogę podzielić się tutaj swoim doświadczeniem. Robię cosplay'e głównie postaci z creepypast, czasem z anime. Pierwszym cosplay'em był u mnie Jeff the Killer. Od razu się przyznam, ze wyglądał naprawdę tragicznie, dlatego Wy też się nie przejmujcie, jeśli nie od razu wszystko Wam będzie wychodzić. Ja już od ponad roku zajmuję się tym bardziej na poważnie, a nadal mam sporo rzeczy do poprawienia ( światło to moje Nemezis, wiecznie coś z nim nie gra na moich zdjęciach i filmach). Moim zdaniem, jeśli tylko macie swoje ulubione postaci fikcyjne, powinniście spróbować i pozwolić sobie przeżyć przygodę z cosplay'em. Nie każdemu przypadnie do gustu takie hobby, ale zawsze warto się przekonać. Może odkryjecie swoje powołanie? Niektórzy cosplayerzy cieszą się naprawdę dużą sławą i wygrywają wartościowe nagrody w konkursach cosplay, organizowanych nawet na polskich konentach. I nie martwcie się też, jeśli nie macie zdolności artystycznych. Ja też ich nie mam, a mimo to udaje mi się tworzyć cosplay'e. Sporo nad nimi pracuję, nie zawsze mam niestety czas na dopracowanie wszystkiego, nie zawsze też wszystko dobrze wychodzi, ale nie poddaję się. Korzystam z rad innych, w razie potrzeby sama proszę o pomoc znajomych, przyjaciół, nawet rodzinę ( namówiłam moją ciocię, krawcową, aby zaczęła uczyć mnie szyć) lub pytam o rady ludzi na wszelkich grupkach. Jeżeli tylko kiedykolwiek zastanawialiście się, czy nie spróbować swoich sił w cosplay'u lub jeśli macie takie myśli po przeczytaniu tego wpisu, próbujcie! Spróbujcie, wtedy przekonacie się, czy Was to kręci. A ja będę trzymać za Was kciuki, aby Wam się udało stworzyć cosplay ulubionej postaci.<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-26427318249149294212020-06-25T12:49:00.001-07:002020-06-25T12:49:48.233-07:00Inne twarze Sztuki Tytuł może zabrzmieć trochę tajemniczo, może i zaskakująco. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Tak jak pisałam w jednym z postów, chciałabym zmienić nieco charakter bloga. Sama nie mogę przewidzieć, w jaką stronę to pójdzie i co jeszcze wpadnie mi do głowy. Jednak każdy sensowny pomysł wykorzystam, aby ulepszyć mojego bloga, jednocześnie pilnując, aby nie przedobrzyć i aby nie było tego wszystkiego za dużo. W każdym razie ostatnio zrodził się u mnie pomysł, aby małą część bloga poświęcić także innym przejawom sztuki. Wszelkie posty, linki, zdjęcia dotyczące tej "serii", które będę tutaj publikować, będziecie mogli również znaleźć na osobnej stronie o tej samej nazwie.<br />
O co jednak właściwie chodzi z tymi "innymi twarzami Sztuki"? Już wyjaśniam. Otóż mój blog jest głównie o pisarstwie, a jego sercem są pisane przeze mnie opowiadania. Jednak uznałam, że małą część miejsca na tym blogu chcę poświęcić także innych rodzajom sztuki, rysunkom, filmom, komiksom, grom, projektowaniu, nawet gotowaniu jeśli będzie taka okazja! (Spokojnie, nie zasypię Was przepisami na szarlotki i cheesburgerowe ciasta, choć to na razie jedyne, co umiem robić. Chyba że będziecie tego chcieli XD). W ten sposób poniekąd podzielę się z Wami moim poglądem na temat sztuki i jej przejawów. Dla mnie sztuką jest wszystko, co się tworzy z sercem i pod wpływem jakiegoś natchnienia. Przygotowanie zupki chińskiej nie jest więc nią, ale już stworzenie swojego popisowego, jedynego w swoim rodzaju, wyjątkowego i wykwintnego dania jak najbardziej. Oczywiście to mój pogląd i macie prawo się z nim nie zgadzać, tak samo jak nie musicie czytać postów dotyczących innych rodzajów sztuki niż pisanie czy w ogóle odwiedzać strony z linkami do tych wpisów.<br />
Na razie chciałam mniej więcej zarysować Wam, w jakiej formie ja sama to widzę. Wydaje mi się, że taki sposób prezentowania tych wiadomości będzie dobry, oczywiście jestem otwarta na wszelkie uwagi i konstruktywną krytykę. Jeśli coś będzie wymagało jakichś zmian, rzecz jasna niezwłocznie Was o tym poinformuję.<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-6002087667078761792020-06-23T13:36:00.000-07:002020-06-23T13:36:12.804-07:00Cmentarz Upadłych XXV "Morderstwo"~2 miesiące później~<br />
Pojechałam do mojej przychodni odebrać swoje wyniki badań. Jak zwykle okazało się, że jestem zdrowa jak ryba, choć ja miałam co do tego pewne wątpliwości. Gdyby tak było, przez ostatnich kilka tygodni nie czułabym się stale tak źle, a ja wciąż miałam nudności, wymiotowałam, parę razy zdarzyło mi się też zasłabnąć. Ale badania nic nie wykazywały, mimo że dostałam już skierowania na kilka poważniejszych badań w szpitalu. One ponownie nic nie pokazały, wróciłam więc do domu, wszystko zaczęło się powtarzać i znów skierowano mnie na badania krwi i moczu, innymi słowy, cała ta żmudna droga zaczęła się od nowa. Tyle w tym wszystkim było dobrego, że przynajmniej ostatnimi czasy czułam się już trochę lepiej, ale tylko pod względem fizycznym. Bo pod względem psychicznym było dużo gorzej. Moje sny nasilały się i były coraz dziwniejsze. Stale błądziłam w nich po lesie, szukając czegoś, w dodatku goniona przez coś innego. Przestałam już nawet komukolwiek o nich mówić, bo bałam się, że naprawdę wezmą mnie za wariatkę. Prosto z przychodni miałam pojechać do taty. Zadzwonił wczoraj do mnie i spytał, czy nie mogłabym wpaść i pomóc mu wymyślić jakiś prezent dla mamy. Nie musiałam oczywiście osobiście się do niego udawać, równie dobrze mogliśmy to obgadać przez telefon, ale dawno się nie widzieliśmy, uznałam więc, że to dobry pomysł złożyć mojemu tacie wizytę. Gdy tylko zajechałam pod dom, zaparkowałam, wyłączyłam samochód i udałam się prostu w stronę drzwi. Wyniki badań zostawiłam w aucie, w końcu nie były mi teraz do niczego potrzebne, wzięłam ze sobą jedynie swoją torebkę. Otworzyłam sobie drzwi, które, o dziwo, wcale nie były zamknięte na klucz.<br />
- Już jestem! - zawołałam, wchodząc do środka. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, na początku odpowiedziała mi niczym niezmącona cisza. Dopiero po chwili usłyszałam jakiś dźwięk, jednak trochę mi zajęło zlokalizowanie go. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że dobiegał chyba z piwnicy i brzmiał trochę jak jakiś jęk czy coś podobnego. - Tato?! Gdzie jesteś?! Jesteś w piwnicy? Co się stało? - zapytałam. Nikt mi oczywiście nie odpowiedział, toteż skierowałam się w stronę drzwi prowadzących na dół, które znajdowały się w kuchni. Rodzice rzadko korzystali z piwnicy, toteż wejście do niej było zwykle zastawione przez niewielką szafkę, jednak dziś, o dziwo, była ona odsunięta w bok w taki sposób, żeby można było swobodnie owe drzwi otworzyć. Tym bardziej zaskoczyło mnie, czego mój ojciec mógł szukać w nieużywanej od dawna piwnicy. Na wszelki wypadek wygrzebałam z torebki swój telefon, ale ją samą zostawiłam na stole w kuchni. Włączyłam w nim latarkę, a następnie otworzyłam drzwi, które wydały z siebie przy tym nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Zawiasy wprost błagały o naoliwienie. W końcu jednak drzwi ustąpiły i przede mną rozpostarł się widok na skąpane w ciemnościach schody. - Tato, jesteś tam? - spytałam. Nie uzyskałam jednak żadnej odpowiedzi. Westchnęłam cicho, po czym pewna tego, że robię z siebie nadwrażliwą debilkę, zaczęłam powoli schodzić w dół. Musiałam uważać, aby przypadkiem nie potknąć się gdzieś na tych starych schodach, a przy tym musiałam również uważać na to, aby nie spanikować, bo miałam coraz gorsze przeczucia. W końcu znalazłam się na dole. - Tato, jeżeli to jakiś żart, to on wcale nie jest... - urwałam w połowie zdania, gdy oderwałam wzrok od podłogi i spojrzałam na środek pomieszczenia. To, co tam ujrzałam, było...zbyt koszmarne, aby to opisać. Zbyt przerażające. Poczułam, że robi mi się niedobrze, jednak nic więcej nie zdążyłam zrobić. Nagle usłyszałam za sobą jakiś szmer, ale zanim się odwróciłam, poczułam silne uderzenie w głowę. Przewróciłam się na podłogę. Jedyne, co zdążył zarejestrować jeszcze mój umysł, to jak ktoś szybko wbiega po schodach, kilka razy prawie się potykając. Słyszałam to, mimo że nie byłam w stanie dostrzec tej postaci. Później była już tylko ciemność.<br />
~*~<br />
- O mój Boże, Jack, ale mnie łeb nawala. Błagam cię, przynieś mi jakieś tabletki - wymamrotałam. Następnie powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy. Z każdą chwilą ból głowy wzmagał się, jakby z tyłu, pod moją czaszką, znajdowały się setki małych kowali, które waliły w nią od środka. To było naprawdę nie do zniesienia. Gdy świadomość wróciła do mnie w większej mierze, ze zdziwieniem spostrzegłam, że nie jestem u siebie w domu. Tutaj, gdzie byłam, ściany były o wiele ciemniejsze, podłoga wykonana była z betonu, a do tego w powietrzu unosił się lekki smród stęchlizny wymieszany ze słodkawą wonią.<br />
Nie od razu ją rozpoznałam. Najpierw podniosłam się i dotknęłam ostrożnie bolącego miejsca z tyłu głowy. To wywołało jeszcze większy ból, więc syknęłam cicho. Następnie mój wzrok skupił się na tym, co było przede mną. W jednej chwili wszystko sobie przypomniałam. Gdzie byłam, dlaczego, a także jak się tutaj dostałam. Widząc to, co znajdowało się przede mną, poczułam, że zaczyna mi się robić naprawdę niedobrze. Chwyciłam się za brzuch, a chwilę później zgięłam się w pół i zwymiotowałam. Raz, a potem jeszcze drugi raz. Następnie jeszcze kilka razy miałam odruch wymiotny, ale nic więcej już nie zwróciłam. Dojście do siebie zajęło mi kilka chwil. Spojrzałam znów przed siebie i przekonałam się, że to, co widziałam wcześniej, widziałam naprawdę. Odsunęłam się szybko najdalej jak mogłam, aż natrafiłam plecami na ścianę. Potem zaczęłam kręcić lekko głową, nie dowierzając temu, co pokazywały mi moje oczy. Kolejną rzeczą, którą chyba zrobiłam, było wydanie z siebie głośnego krzyku. A potem kolejnego i jeszcze kolejnego. Nie miałam pojęcia, ile razy to zrobiłam, w końcu jednak w którymś momencie krzyk ten przemienił się w płacz. Nie mogłam... Nie mogłam na to patrzeć, zrozumieć tego ani w to uwierzyć. W końcu, gdy trochę się opanowałam, chwyciłam za telefon, który dość łatwo udało mi się odnaleźć. Na szczęście nie rozładował się i wciąż świecił. Jedynie jakieś resztki zdrowego rozsądku, które mi pozostały, kierowały teraz moim zachowaniem. Gdy chwyciłam telefon, najpierw chciałam zadzwonić do mamy, zdałam sobie jednak po chwili sprawę z tego, że to nie najlepszy pomysł. <i>Policja! - </i>pomyślałam. <i>Powinnam zadzwonić na policję! </i>Tak też zrobiłam. Wybierając numer, krztusiłam się własnym płaczem. Właściwie to jestem nadal pełna podziwu, że dyspozytorka mnie mniej więcej zrozumiała.<br />
~*~<br />
Wokół domu zaroiło się od ludzi. Głównie policjantów, ale było też kilku gapiów, którzy przyszli po prostu popatrzeć, co się stało. Policjanci zabezpieczali teren, podczas gdy mi pozwolono spędzić ten czas w jednym z ich radiowozów w obecności jednego z policjantów, który najpierw starał się mnie jakoś podnieść na duchu, ale poddał się, gdy spostrzegł, że jego próby spełzły na niczym. Nagle ciszę przerwała muzyka, przez co omal nie dostałam zawału. Następnie wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Jack, czym prędzej więc odebrałam.<br />
- Kochanie wybacz, że nie odebrałem wcześniej, gdy dzwoniłaś, ale mamy tutaj masę papierkowej roboty, czy coś się sta...<br />
- Jack, czy mógłbyś tutaj przyjechać? - spytałam drżącym głosem. Po drugiej stronie zapadła na chwilę cisza.<br />
- Alice? Wszystko ok? Coś się stało? - spytał Jack.<br />
- Przyjedź tutaj! Proszę! - zawołałam. Po tym na dobre już na powrót zaniosłam się płaczem.<br />
- Alice, co się dzieje? Ty płaczesz? Dlaczego? Co się stało? I gdzie mam przyjechać? - zapytał. W tonie jego głosu dało się słyszeć strach i zdenerwowanie, przynajmniej takie miałam wrażenie.<br />
- Do domu moich rodziców. Błagam, jak najszybciej. Możesz się tutaj zjawić? - odparłam.<br />
- Cóż, prawdę mówiąc, to Kyle i ja mamy jeszcze parę spraw do ogarnięcia, ale myślę, że jak go poproszę, zgodzi się to zrobić sam. Postaram się więc jak najszybciej przyjechać - odparł.<br />
- Dziękuję. Jack, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - powiedziała cicho.<br />
- Drobiazg, muszę w końcu być przy mojej kobiecie, gdy coś złego się jej dzieje, prawda? A tak wnioskuję po tym, że płaczesz i jesteś taka zdenerwowana. Powiesz mi w końcu, co się wydarzyło? - odparł.<br />
- Powiem, ale nie teraz, Jack. Mój ojciec... On... Zresztą, wyjaśnię ci wszystko, jak tylko się tutaj zjawisz - odparłam.<br />
- Twój ojciec? Co się stało z twoim ojcem? - spytał Jack.<br />
- Nie teraz. Potem ci wszystko wytłumaczę. I proszę, jeśli możesz, przyjedź jak najprędzej. Potrzebuję cię teraz jak nigdy - odparłam.<br />
- Jasna, Alice. Zaraz będę. Trzymaj się więc tam, twój książę na białym rumaku nadciąga i zaraz wybawi cię z opresji - powiedział Jack. Mogłam sobie wyobrazić, jak uśmiecha się lekko, wypowiadając te słowa. Na mojej twarzy zresztą także na chwilę zagościł smutny uśmiech.<br />
- Dobrze. I jeszcze raz ci dziękuję. Kocham cię - odparłam.<br />
- Ja ciebie też. To do zobaczenia za moment! - zawołał. Gdy to powiedział, rozłączył się, ale ja jeszcze przez chwilę trzymałam telefon przy swoim uchu. Przez tą krótką chwilę gdy rozmawialiśmy nie musiałam myśleć o tym wszystkim, co dziś widziałam i co się wydarzyło. Po prostu miałam ulotne wrażenie, że to zwykły dzień, a ja odbyłam właśnie zwykłą rozmowę z moim narzeczonym, bo miałam jakiś problem i potrzebowałam jego wsparcia. Tego, czego najmniej w tamtej chwili chciałam, to powrót do okropnej, szarej i przerażającej rzeczywistości. Tak więc trzymałam ten telefon przy uchu, zaciskając na nim dłoń, w nadziei, że usłyszę jeszcze raz mojego Jack'a, a jego głos pozwoli mi znów na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Tak się jednak nie mogło stać, o czym doskonale wiedziałam. Policjant siedzący na miejscu obok mnie poruszył się w fotelu. Byłam pewna, że zauważył mój nie najlepszy stan i zaraz znów zacznie próbować mnie pocieszyć. Westchnęłam i schowałam telefon z powrotem do kieszeni.<br />
- Chłopak? - spytał w tym czasie mężczyzna.<br />
- Narzeczony. Zaraz tutaj będzie - odparłam cicho. Nawet nie spojrzałam przy tym na policjanta. Niemal od razu wróciłam do obserwowania przez okno radiowozu tego, co działo się przed moim domem. Policjanci biegali, cały czas coś wykrzykiwali, a cały teren został już ogrodzony czerwoną taśmą.<br />
- Zjawi się tutaj? - spytał mężczyzna.<br />
- Tak, zapewne już niedługo - odparłam.<br />
- To dobrze. W takich chwilach zawsze warto mieć przy sobie kogoś bliskiego - stwierdził policjant. Na szczęście po tym jak uraczył mnie tą złotą radą zamilkł ponownie. Cieszyłam się, bo byłam pewna, że zaraz zwariuję, jeśli dalej będę musiała słuchać tych jego marnych prób pocieszenia mnie albo odwrócenia mojej uwagi. Wiedziałam, że robił to w dobrej intencji, ale nic nie mogłam poradzić na to, że jednocześnie strasznie mnie to wkurzało. <i>Do cholery jasnej, właśnie miałam wątpliwą przyjemność odkryć w piwnicy naszego domu zwłoki mojego prawdopodobnie zamordowanego ojca, a ten mi tutaj wyskakuje z poradami rodem z poradników psychologicznych, które sobie można kupić w pierwszym lepszym kiosku! </i>Moja złość ustąpiła wkrótce jednak miejsca poddenerwowaniu i zdziwieniu, gdy spostrzegłam, że jeden z policjantów odłączył się od grupy swoich współtowarzyszy, którzy stali przed moim domem i o czymś chyba dyskutowali i skierował się w naszą stronę. Już kilka minut później dotarł do radiowozu i zapukał delikatnie w szybę. Niby to było ich auto, a zachowywał się, jakbym to ja była jego kierowcą i jakby on tylko zatrzymał mnie na rutynową kontrolę. Mimo to byłam mu poniekąd wdzięczna, że nie narzuca się, tylko pozwala mi mieć przynajmniej złudne poczucie kontroli nad całą tą sytuacją. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego wyczekująco.<br />
- Alice Winslet? - spytał. Pokiwałam lekko głową. - To pani wezwała policję? - dodał. Ponownie kiwnęłam głową. - Nazywam się sierżant Mark Woods. Proszę mi wybaczyć, ale zmuszony jestem zadać pani kilka pytań - powiedział. Obecność drugiego policjanta tak blisko mnie tylko uprzytomniła mi, że to wszystko nie sen. Że to dzieje się naprawdę, taka jest rzeczywistość. Czułam się, jakby żołądek zawiązał mi się w supeł i byłam pewna, że prędzej zrzygam się na tego niewinnego policjanta niż odpowiem mu na jakiekolwiek pytanie. O dziwo jednak tak się nie stało, okazało się, że jestem w stanie jakoś nad sobą zapanować.<br />
- Pytań? Jakich pytań? - spytałam.<br />
- Wiem, że to trudna dla pani sytuacja, ale aby jak najszybciej poznać wszystkie okoliczności i aby móc wyjaśnić całą sprawę, muszę dowiedzieć się od pani kilku rzeczy - powiedział mężczyzna. <i>Trudna sytuacja? To chyba lekki eufemizm - </i>pomyślałam. Nie byłam pewna, czy jego słowa bardziej mnie zdziwiły, czy wkurzyły.<br />
- Wyjaśnić całą sprawę? Ja ją panu zaraz wyjaśnię, sierżancie! Ktoś zabił mojego ojca! Zamordował go w piwnicy naszego domu! - zawołałam wkurzona.<br />
- Rozumiem pani wzburzenie, ale proszę spróbować się uspokoić. Jeśli nam pani pomoże, tym szybciej ustalimy kto to zrobił i dlaczego - odparł policjant.<br />
- Nie obchodzi mnie, dlaczego ktoś to zrobił! Obchodzi mnie tylko, abyście złapali tego świra! - krzyknęłam.<br />
- Nam też na tym zależy, niech mi pani uwierzy. Czy zatem mogę zadać tych kilka pytań? - spytał mężczyzna. Spojrzałam prosto w jego spokojne, niebieskie oczy. Ten spokój, który w nich dostrzegłam, mi samej pozwolił się nieco wyciszyć. Westchnęłam.<br />
- Dobrze więc. Niech pan pyta o to, o co musi pan pytać - odparłam.<br />
- Doskonale. Proszę mi w takim razie powiedzieć, czy w czasie kiedy zjawiła się pani w domu, kiedy szła pani do drzwi lub była już w środku, zauważyła pani coś dziwnego? Jakiegoś nietypowo zachowującego się człowieka? Dziwnie ubranego? Może zdołała pani zauważyć brak czegoś w domu? Na przykład czegoś cennego? - spytał policjant. Spróbowałam się jakoś uspokoić i skupić, o ile w takiej sytuacji w ogóle można się uspokoić. Przywołałam w myślach wspomnienie całej tamtej sytuacji. Do oczu znów napłynęły mi łzy, ale na szczęście jakoś je powstrzymałam. Wtedy też, po paru minutach, coś sobie uzmysłowiłam.<br />
- Pamiętam! Boże, pamiętam, że kiedy zjawiłam się w domu, usłyszałam jakiś hałas z piwnicy, zeszłam tam, a wtedy... Wtedy zobaczyłam swojego tatę i potem chyba coś mnie uderzyło. Ale pamiętam, że zanim zemdlałam, usłyszałam, jak ktoś wbiega po schodach - powiedziałam, spoglądając przy tym na policjanta. Liczyłam na to, że chociaż on powie mi coś sensownego, wyjaśni jakoś całą tą sytuację i stanie się ona dla mnie mniej dziwna, mniej straszna... Potrzebowałam pomocy, potrzebowałam kogoś, kto powie mi, co powinnam teraz zrobić. Policjant z kolei wymienił szybkie spojrzenie ze swoim towarzyszem, który siedział obok mnie, po czym spojrzał z powrotem na mnie.<br />
- Naprawdę? To wszystko co pani mówi jest bardzo interesujące. Czy pamięta pani coś jeszcze? Czy widziała pani kogoś? - spytał. Pokręciłam głową.<br />
- Nie. Pamiętam tylko, że coś chyba mnie uderzyło w głowę, potem przewróciłam się i zanim zemdlałam, usłyszałam tylko jeszcze jak ktoś wbiega po schodach. Czy to mogła być ta osoba, która...zrobiła to? - zapytałam. Mężczyzna popatrzył na mnie z powagą.<br />
- Cóż, istnieje taka możliwość... Może jednak zapamiętała pani coś więcej, jej wygląd, ubiór, płeć, cokolwiek? - spytał. Ja jednak pokręciłam przecząco głową.<br />
- Nic więcej nie pamiętam, naprawdę - odparłam. Policjant przyjrzał mi się z powagą, ale z jego spojrzenia dało się też wyczytać współczucie.<br />
- Cóż, trudno, w takim razie będziemy kontynuować poszukiwania, a pani, jak tylko zajmie się panią lekarz, będzie musiała złożyć jeszcze zeznania na komendzie i wyjaśnić jeszcze kilka kwestii. Na razie z mojej strony to tyle - powiedział mężczyzna. Niemal w tej samej chwili spojrzał w bok. Powędrowałam za jego spojrzeniem i zobaczyłam, jak przed domem, na ulicy, zatrzymuje się samochód Jack'a. Przez masę policjantów i wozów policyjnych nie było szans, żeby zatrzymał się na podjeździe. Gdy zaparkował samochód i z niego wysiadł, miałam ochotę od razu zerwać się i do niego pobiec, ale jakoś się powstrzymałam.<br />
- To mój narzeczony - powiedziałam, wskazując na Jack'a, który jak tylko wysiadł z samochodu, zaczął się wszystkiemu ze zdziwieniem i przejęciem przypatrywać. - Mogę do niego pójść? - spytałam. Mężczyzna spojrzał ponownie na mnie.<br />
- Oczywiście - odparł. Gdy tylko odszedł, pożegnałam się z policjantem, który siedział ze mną przez cały ten czas w radiowozie i wyszłam z niego. Udałam się prosto do Jack'a. On rozglądał się dookoła i już po chwili jego wzrok spoczął na mnie. Gdy tylko do niego dobiegłam, od razu rzuciłam mu się na szyję.<br />
- Jack! - zawołałam, a po moich policzkach popłynęły długo wstrzymywane łzy.<br />
- Alice? - spytał niepewnie, przytulając mnie do siebie. - Co się stało? - zapytał. Ja nie byłam nawet w stanie mu odpowiedź, tylko płakałam, podczas gdy on raz po raz próbował jakoś wyciągnąć ze mnie informacje na temat tego co się tutaj działo. - Co tutaj robią ci wszyscy policjanci? Coś się stało tobie? Rodzicom? Jakaś kradzież? - spytał.<br />
- Jack! Nie masz nawet pojęcia... Mój ojciec... Mój ojciec... - nie byłam w stanie się wysłowić. Wtem Jack odsunął mnie od siebie nieznacznie, chwycił mnie za ramiona i uważnie mi się przyjrzał.<br />
- Alice, jestem coraz bardziej przerażony...<br />
- Ktoś go zabił! - krzyknęłam. Po tym zalała mnie nowa fala płaczu, a Jack zastygł, przyglądając mi się...obojętnie? Albo jakby nie wiedział, co ma teraz zrobić. Uznałam, że na pewno chodzi o to drugie. Doszłam do wniosku, że wszystko to zaskoczyło go tak samo jak mnie i nie wie jak sobie z tym poradzić.<br />
- Ale... jak to? Kto to zrobił? - zapytał cicho.<br />
- Nie wiem! Jak tylko to odkryłam to wezwałam policję, ale nikt jeszcze nic nie wie... Boże, Jack, to okropne! Dlaczego to się stało? Nie wierzę w to, nie chcę w to wierzyć! - zawołałam.<br />
- Ty to odkryłaś? Ale co konkretnie zobaczyłaś? Widziałaś, kto to zrobił? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.<br />
- Nie! Zresztą, jakie to ma teraz znaczenie?! Mój ojciec nie żyje! - krzyknęłam.<br />
- To ma znaczenie! Ogromne! Musimy się chociażby dowiedzieć, kto to zrobił, prawda? - odparł mój narzeczony.<br />
- To nie zwróci życia mojemu ojcu - powiedziałam.<br />
- Nie chcesz, żeby winny został ukarany? - zapytał Jack.<br />
- Oczywiście, że chcę, ale teraz to nie ma sensu... Nic nie ma sensu! - krzyknęłam. Czułam się taka skołowana tym wszystkim. Z moich oczu popłynęły nowe strumienie łez.<br />
- No już, już, będzie dobrze, kochanie. Damy radę, przejdziemy przez to razem - powiedział, ponownie obejmując mnie i przytulając do siebie. Zachowywał się trochę dziwnie i nie do końca tak, jak ja bym tego oczekiwała, ale był przy mnie i za to byłam mu wdzięczna, bo właśnie tego teraz potrzebowałam.<br />
~*~<br />
Nie chciałam żadnej wizyty u lekarza ani nic, ale Jack nie dał się przekonać, że wszystko ze mną dobrze i zmusił mnie do niej. Potem pojechaliśmy po moją mamę, którą Jack poinformował o wszystkim, niestety telefonicznie, gdy ja byłam u lekarza. Ostatecznie woleliśmy, żeby dowiedziała się prawdy od nas niż od policji. Była jeszcze bardziej załamana niż ja. Jack i ja uznaliśmy, że najlepiej dla nas wszystkich będzie, jeśli moja mama zamieszka na jakiś czas z nami. Gdy zabraliśmy ją do siebie, niemal całą drogę płakała. W ogóle nie można było się z nią porozumieć. Chciałam jej jakoś pomóc, ale gdy tylko zjawiliśmy się w domu, Jack niemal siłą zawlókł mnie do łazienki i kazał mi się wykąpać, argumentując to tak, że po tym poczuję się lepiej. Jakoś nie byłam co do tego przekonana, poza tym chciałam być przy mamie i pomóc jej odnaleźć się w całej sytuacji, bo ewidentnie znosiła ją jeszcze gorzej niż ja. Jack jednak nie chciał o tym słyszeć. Ostatecznie zgodziłam się z nim, nie miałam sił, aby z nim dyskutować. Ku mojemu zaskoczeniu miał rację. Nie wiem, ile zajęła mi moja kąpiel, ale gdy wyszłam z łazienki, było już ciemno. Czułam się za to o niebo lepiej. Kąpiel nie zmieniła faktu, że mój ojciec nie żył i że został brutalnie zamordowany, ale jakoś tak dzięki niej poczułam się lepiej. Na myśl jednak o tym wszystkim, co dziś miało miejsce, znów poczułam, że robi mi się niedobrze. Przed oczyma wyobraźni stanął mi obraz, który widziałam dziś w piwnicy. Mój ojciec, brutalnie pokaleczony, martwy... W ostatniej chwili zdążyłam jeszcze dobiec do toalety i zwymiotować. Tyle byłoby z mojego dobrego samopoczucia po kąpieli.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-32273960687208537542020-06-11T12:24:00.000-07:002020-06-11T12:33:38.023-07:00Moja Miłość, czyli "Dary Anioła" Cassandry Clare Myślę, że wielu pisarzy zaczęło swoją pisarską przygodę najpierw od czytania książek innych. Tak było również i u mnie. Oczywiście nie zaczęłam od wymienionej w tytule książek, na pierwszy ogień poszły u mnie serie typu "Martynka i ... (tutaj można wpisać wiele rzeczy, bo Martynka miała mnóstwo przygód", jakieś baśnie, opowiadania czy "Pamiętnik Księżniczki". Trochę tego było, dziś jednak opowiedzieć Wam chcę o serii, którą odkryłam później, dzięki swojej koleżance. Nie będę ukrywać, że zachwyciła mnie ona od pierwszych stron. "Dary Anioła" wciągnęły mnie w uniwersum stworzone przez Cassandre Clare niczym Jumanji.<br />
Jak powszechnie wiadomo, nie każda książka jest dla każdego. Niektóre dzieła oczywiście podobają się większości, ale to również nie oznacza, że spodobają się i Tobie. Tak na przykład każdy może się zachwycać "Harrym Potterem", a Ty nie musisz pałać do niego szczególną miłością, tak samo Tobie przysługuje prawo uwielbiać książki, które nie przypadły do gustu innym. Myślę jednak, że jeśli lubisz fantastykę, "Dary Anioła" są czymś stworzonym dla Ciebie. Mamy tutaj przekrój wielu postaci nadnaturalnych, obecne są wilkołaki, wróżki, demony, anioły, syreny, duchy, czarownicy, faerie, pixie i wiele, wiele innych. Jak widać, pojawiają się w tych książkach także nieco mniej znane rasy. Ktoś mógłby pomyśleć, że nie, aż tyle postaci fantastycznych to może już przesada... Moim zdaniem nie ma się co niepokoić. Autorka umiejętnie łączy świat rzeczywisty ze światem fantasy, oba doskonale się ze sobą przeplatają. Dzięki temu mamy momenty, gdzie więcej możemy poczytać o ludziach, innym razem pod uwagę brane są głównie wampiry, by za chwilę ich rolę zajęły wilkołaki, a potem na kilka chwil wszystkie rasy spotkają się razem na ważnym posiedzeniu Clave. Kim jest Clave? Bardziej czym ono jest. Jest to swego rodzaju rada Nocnych Łowców/Shadowhunters. Kim są ci bohaterowie? Wszystkiego oczywiście dowiesz się, czytając serię.<br />
Oczywiście jednak nie zostawię Cię tak bez choćby minimalnego zarysowania fabuły (spokojnie, bez spoilerów). Na samym początku poznajemy zwykłą dziewczynę Clary i jej zwykłego przyjaciela Simona, którzy idą do całkiem zwykłego klubu. Tam ona zauważa całkiem zwykłych ludzi... A może jednak nie do końca? Szybko okazuje się, że nasza bohaterka poznaje Nefilim, czyli inaczej Nocnych Łowców lub, w angielskiej wersji, Shadowhunters. Nie są to do końca zwykli ludzie. Myślę, że na tym etapie mogę zdradzić, że posiadają oni domieszkę krwi aniołów i mają dość specyficzne zajęcie. Jakie? Otóż nasza bohaterka szybko dowiaduje się, że łapią oni demony zagrażające ludziom i inne istoty, które nie przestrzegają pewnych ustalonych praw... Aby ułatwić sobie to zadanie, wspomagają się runami, które między innymi zapewniają im niewidoczność, dzięki czemu nie widzą ich zwykli śmiertelnicy. Tyle że... Clary ich zobaczyła, co nie powinno mieć miejsca. Od tej chwili właściwie zaczyna się jej przygoda z Isabelle, będącą ucieleśnieniem piękna, która w razie potrzeby potrafiłaby zrobić broń z widelca, jej cichym, nieco mrukowatym, ale na swój sposób miłym, odpowiedzialnym bratem Alekiem oraz przybranym bratem Jace'em, którego cięty język, idealne riposty i humor były kolejną rzeczą, za które pokochałam tą serię. W dużym skrócie Clary zostaje wciągnięta w świat, który do tej pory istniał dla niej tylko w bajkach, filmach, i książkach oczywiście. Moim zdaniem zaletą jest to, że uniwersum to jest tak rozbudowane. Dzięki czemu nie mamy tutaj, jak na przykład w "Zmierzchu", cały czas wałkowanego tematu miłości tylko dwójki osób (tak, wiem, potem był jeszcze Jacob, ale niewiele uwagi mu poświęciła autorka, porównując do czasu, jaki mieli dla siebie Edward i Bella, a pozostałe związki raczej nie były zbyt rozbudowane). W "Darach Anioła" każda postać ma swoją rodzinę, przeszłość, miłość, poglądy, cele. Pojawiają się tutaj wątki miłosne i odgrywają istotną rolę, jednak nie zabierają one całkowicie dla siebie pierwszego planu. Mamy poruszony temat przyjaźni, poświęcenia, dobra i zła, idealizmu, krzywdy, szczęścia... Moim zdaniem mnogość emocji, uczuć i wydarzeń, które obecne są w tych książkach, to ich kolejna zaleta.<br />
Osobiście, jak wspomniałam wiele razy, pokochałam tą serię. Porusza ona ważne tematy, w dodatku robi to w dobry sposób. Mamy chociażby historię pewnej postaci, która straciła swoich rodziców. Bardzo źle to na nią wpłynęła, zmieniło całkowicie jej światopogląd, przez co wielu innym osobom zaszkodziła, w tym miłości swojego życia. I mimo wyrządzonych krzywd, mimo że jej wybory życiowe nie należały do najlepszych, wciąż walczyła desperacko o miłość i wierzyła, że ją odzyska. Postać ta, choć raczej nie wzbudza sympatii przez to, czego się dopuściła, ma jednak tragiczną historię, przez co może rodzić się pytanie, czy można ją w ogóle osądzać i jak to zrobić. Często poruszane są tam tematy ciężkie, jak śmierć, utrata przyjaciela... Co jeśli twój przyjaciel przemieni się w coś... co jest potworem i powinieneś to zabić? Bo tak cię uczono? Zabijesz go? Pozwolisz mu żyć? Jakiego wyboru powinieneś dokonać, aby pomóc mu i aby twoje sumienie było spokojne? Ile można poświęcić, aby dojść do celu? Czy można poświęcić swoją ukochaną? Dziecko? Czy zawsze, bez względu na to, czego się dopuściłeś, możesz prosić o wybaczenie? Ile zła może uczynić zabawa ludzkimi emocjami? Czy zakazana miłość ma prawo istnieć? Czy każdy przedstawiciel danej rasy jest taki sam? Zasługuje na ten sam los, który spotkał jego współbratymców? Czy może nie należy oceniać po pozorach i warto jednak zaufać wampirowi albo wilkołakowi? Moim zdaniem seria ta porusza w bardzo dobry sposób wszystkie te ważne i trudne kwestie. A do tego, jak wspomniałam, książki te również bawią, bo humor Jace'a czy Magnusa to prawdzie złoto. Zaznaczę jednak na tym etapie, że jeśli jesteś osobą niezbyt tolerancyjną, oczywiście możesz sięgnąć po tą serię, ale musisz mieć na uwadze, że pojawią się tam również wątki miłości do osób tej samej płci.<br />
Jeśli już sięgniesz po "Dary Anioła" warto wiedzieć, że są one dopiero początkiem. Autorka napisała jeszcze wiele innych książek, których akcja dzieje się przed lub po wydarzeniach z tej serii. Osadzone są one w tym samym uniwersum i opowiadają wcześniejsze lub późniejsze losy postaci, nawiązują też do historii ich przodków. Tak oto polecić mogę serię "Diabelskie Maszyny" czy "Mroczne Intrygi" oraz książki takie jak "Akademia Nocnych Łowców" czy "Kroniki Bane'a" albo "Czerwone Zwoje Magii". Zaznaczę jednak, że choć wątki homoseksualne czy transseksualne nie są tam poruszona jakoś szczególnie często, są obecne. Wiecie, nie ma takiej sytuacji, żeby w prologu jakaś postać na sam początek wykrzykiwała nam, że jest lesbijką czy gejem i zamierza teraz zorganizować paradę równości wśród Nocnych Łowców, ale tacy bohaterowie po prostu są i ich historie są również nam przedstawiane, tak samo jak innych postaci. Na sam koniec muszę uraczyć Was paroma cytatami z tej serii, po prostu nie mogę się powstrzymać.<br />
<i style="background-color: ">"<span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym"</span></i><br />
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami i z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi."</span></i><br />
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Sarkazm to ostatnia deska ratunku, dla osób o upośledzonej wyobraźni."</span></i><br />
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Niestety, człowiek najbardziej nienawidzi kogoś, na kim mu kiedyś zależało."</span></i><br />
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">-Powiedziałeś, że chcesz się przejść. Jaki spacer trwa sześć godzin?!</span></i><br />
<span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;"><i style="background-color: ">-Długi?"</i></span><br />
<div>
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Mogłaby zamknąć oczy, udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziała jednak, że nie da się żyć z zamkniętymi oczami."</span></i></div>
<div>
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Gdybyś był w połowie tak zabawny za jakiego się uważasz, mój chłopcze, byłbyś dwa razy bardziej zabawny niż jesteś."</span></i></div>
<div>
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Co mnie nie zabiję... lepiej niech zacznie uciekać."</span></i></div>
<div>
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Z drugiej strony to był Jace. Wszcząłby bójkę z ciężarówką, gdyby naszła go taka ochota"</span></i></div>
<div>
<i style="background-color: "><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">"</span><span style="color: #212529; font-family: "lora" , serif; font-size: 16px;">Jedne sekrety lepiej jest wyjawić, inne lepiej dźwigać samemu, żeby nikomu nie sprawiać bólu."</span></i></div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-18641978549100135952020-06-08T12:51:00.002-07:002020-06-08T12:51:55.909-07:00Krótka informacja!Opublikowałam właśnie spis wszystkich ras nadnaturalnych, które pojawiły lub pojawią się w Zakazanym Romansie i kontynuacji. Niektóre kwestie mogą się nie zgadzać, gdyż musiałam zmienić kilka rzeczy w porównaniu z tym, co pisałam o pewnych rasach w pierwszej części tego opowiadania, gdyż wtedy jeszcze nie miałam takiego doświadczenia w pisaniu i popełniłam sporo błędów, które teraz zamierzam naprawić. Możliwe również, że z czasem pojawi się więcej ras lub rozbuduję ich opisy, jeśli będziecie tego chcieli lub będzie tego wymagała sytuacja. Zastanawiam się również nad stworzeniem pewnego rodzaju Bestariusza z Zakazanego Romansu z wszystkimi mitycznymi potworami, które żyją w tym uniwersum i innymi fantastycznymi zwierzakami oraz nad stworzeniem jakiejś strony poświęconej używanym tam miksturom i alchemii. Wszystko jednak w swoim czasie, jeśli zdecyduję się coś takiego zrobić, na pewno niezwłocznie Was poinformuję UwU<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-24296759894816853982020-05-28T13:27:00.000-07:002020-05-28T13:27:50.546-07:00Nauka pisania poprzez odgrywanie roli Tytuł trochę dziwny? Mało mówiący? Trudny do zinterpretowania? W sumie nic dziwnego, jeśli nie słyszeliście wcześniej o blogach typu play by post lub role-play blog. Co to za dzikie nazwy? Już tłumaczę.<br />
Zacznę może najpierw od swojej przygody z pisaniem. Jasne, pierwszą pracą, jaką napisałam, było jakieś szkolne opowiadanie i myślę, że takie doświadczenie ma za sobą większość ludzi. Jednak pisanie takich opowiastek o Jasiu, który pojechał na wycieczkę czy o Agatce, która lubi bawić się lalkami raczej nie doprowadziłoby mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz. Pisanie rozprawek w gimnazjum czy liceum również raczej nie rozwinęłoby aż tak mojej pasji do pisania. Jak to się więc stało, że zaczęłam cokolwiek tworzyć, pisać?<br />
Zaczęło się od mojej koleżanki, która założyła własnego bloga typu role-play blog (lub play by post, te dwie nazwy odnoszą się do tego samego). Otóż cała zabawa polegała na tym, aby wypełnić formularz postaci, gdzie trzeba było wpisać rzeczy typu jej imię, wiek, płeć, charakter, zainteresowania, czego nie lubi, historię itd. Potem było to publikowane w jednej z zakładek bloga, tej poświęconej postaciom. I właściwie można się już było bawić na dobre! Chodziło o to, aby pisać opowiadania opisujące jakieś przygody, które następnie dokańczał za nas ktoś inny. Potem my odpisywaliśmy, następnie robiła to znów ta osoba i tak dalej, aż do zakończenia wątku (choć jeśli miało się ochotę, można było ciągnąć go w nieskończoność). Przykładowo zapis "Astril CD Mateo" znaczył, że opowiadanie jest z perspektywy postaci o imieniu Astril i że napisał je jej twórca. Kontynuację miał napisać twórca postaci nazywającej się Mateo. Właśnie na tym polegała zabawa na tego typu blogu. Należało wcielić się w postać i z jej perspektywy pisać opowiadania opisujące jej przygody z innymi bohaterami. Na większości tego typu blogów można było tworzyć pary między postaciami, na niektórych możliwe było nawet posiadanie dzieci. Najważniejsze jednak było, aby zawsze przestrzegać regulaminu.<br />
Tego typu blog był w moim przypadku tym, co spowodowało, że zaczęłam pisać, a z czasem stało się to moją pasją. Tworzyłam najpierw zwykłe, przeciętne, niepozorne historyjki, stopniowo zaczęłam się coraz bardziej przykładać, miewałam coraz więcej dobrych pomysłów. Moje umiejętności piśmiennicze również na tym skorzystały. Wreszcie poczułam, że pragnę czegoś więcej, niż tylko odgrywanie roli danej postaci, nawet jeżeli to ja ją wymyśliłam. Zapragnęłam stworzyć własne, niezależne historie i tak oto powstał pomysł na założenie tego bloga, a później przekonałam się też do pisania na wattpadzie. Absolutnie nie piszę tego tylko po to, aby opisać własną historię tego, jak zaczęłam swoją karierę pisarki amatorki. Bardziej chciałabym tutaj zwrócić uwagę na ideę samych blogów play by post. "Play by post" znaczy dosłownie tyle, co "granie/pisanie przez posty", a "role-play" oznacza "odgrywanie roli". Moim zdaniem po prostu blog tego typu może być dla kogoś dobrą motywacją, aby zacząć pisać i polepszyć swoje umiejętności piśmiennicze, zwłaszcza jeżeli w przyszłości chce się iść bardziej w tym kierunku i zacząć tworzyć jakieś własne opowiadania lub nawet publikować coś w rzeczywistym świecie. Według mnie taki blog pozwala po prostu sprawdzić się, nabrać doświadczenia w pisaniu, podwyższyć poziom umiejętności. Wydaje mi się bowiem, że wiele osób, które zaczęły swoją pisarską przygodę przyzna, że czasem ortografia, interpunkcja lub opisy emocji, postaci, miejsc, sprawiają duże problemy. Taki blog pozwoli to wszystko wyćwiczyć.<br />
Należy też wspomnieć o możliwości poznania ludzi z podobnymi pasjami. Blogi typu play by post mają zwykle narzuconą jakąś fabułę, w mniejszym lub większym stopniu. Głównie ma to zapobiec temu, aby nie było sytuacji z powiedzenia "ja o chlebie, ty o niebie". Jedna osoba pisałaby o wróżkach i ich wojnie z elfami, ktoś inny zawarłby w swoim opowiadaniu informacje, że w ich świecie wszelkie magiczne istoty nie istnieją. I już miałby miejsce konflikt przeczący logice. Stąd blogi te mają w niewielkim stopniu narzuconą fabułę. Myślę jednak, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Istnieją blogi poruszające tematy post-apokaliptyczne, blogi o zombie, o istotach nadnaturalnych. Możecie dołączyć do bloga poświęconego jedynie tematyce wampirów, ale równie dobrze możecie dołączyć do takiego, gdzie obecne są niemal wszystkie postaci fantastyczne, a Wy musicie tylko wybrać gatunek waszej postaci, wypełnić jej formularz i po akceptacji administracji możecie już rozpocząć zabawę! Istnieją też blogi poświęcone ludziom lub zwierzętom. Na jednym blogu możecie wcielić się w ucznia szkoły jeździeckiej lub mieszkańca Nowego Jorku, na innym, wcielając się w postać zwinnej wilczycy lub krwiożerczego wilka możecie dołączyć do jakiejś watahy. Istnieją blogi, gdzie wasza postać może być koniem, tygrysem, kotem domowym, psem... Przez lata blogów tych powstało naprawdę wiele, każdy z nich, chcąc się wyróżnić na tle innych, oferuje swoim członkom coś oryginalnego.<br />
Pisałam jeszcze o możliwości poznania ludzi z podobnymi zainteresowaniami. Otóż obecność innych członków bloga to według mnie dodatkowa zaleta takiej zabawy. Zawsze możesz prosić o radę w kwestii pisania opowiadań. Jeśli widzisz, że ktoś dobrze sobie radzi z opisem uczuć postaci, możesz podpytać na grupowym chacie lub w wiadomości prywatnej jak to robi. Możesz też spróbować popisać z tą osobą, być może w ten sposób sam również nauczysz się lepiej opisywać emocje, jeśli to akurat jest twoją słabą stroną. Ponadto nietrudno się domyślić, że jeśli naszą pasją są na przykład konie i dołączymy do bloga play by post o tej tematyce, spotkamy tam mnóstwo osób, które również kochają te mądre i piękne zwierzęta. Może wśród nich odnajdzie się jakaś bratnia dusza, z którą odkryjesz wspólny język? Tak więc blogi tego typu to, moim zdaniem, ciekawy sposób na rozwinięcie skrzydeł w roli młodego pisarza, ale także na poznanie osób, które mogą nam pomóc lub z którymi możemy zechcieć poznać się kiedyś bliżej.<br />
Jeśli tematyka ta Was zainteresuje, za jakiś czas zrobię być może post poświęcony różnym rodzajom tych blogów i tam opiszę dokładniej ich fabułę. Może wtedy odnajdziecie tam blog, który czymś zainteresowałby i was? Poświęcony tematyce jednorożców? Psów? Wilków? Wróżek? Ludzi? Uwierzcie mi, kiedyś naprawdę głęboko w tym wszystkim siedziałam i miałam okazję przekonać się, ile tego jest. Z tego też powodu, jeśli naprawdę chcecie podciągnąć się w pisarstwie, polecam wam z całego serca blogi tego typu. To świetna zabawa, ale oprócz frajdy daje też wiele innych korzyści. Ja ze swojej strony mogę stwierdzić, że nie żałuję, iż moja koleżanka wciągnęła mnie jeszcze w gimnazjum w ten blogowy świat. Gdyby nie ona, być może nawet nie odkryłabym swojej miłości do pisania. Co najwyżej może pisałabym jakieś nudnawe, niezbyt dobre wiersze lub opowiadania do szuflady. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jestem teraz jakimś mistrzem, który się tutaj nagle objawił, żeby wskazać Wam jedyną słuszną drogę do osiągnięcia tak świetnego poziomu jak ja, będące mistrzem nad mistrzami. Co to, to nie. Doskonale wiem, że sama mam jeszcze sporo do poprawy w swoim stylu pisania, prowadzenia opowieści, zwracania uwagi na te wszystkie przecinki itp. Każdy jednak musiał od czegoś zacząć. Ja zaczęłam od bloga play by post i na pewno tego nie żałuję.<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-7778484038004221202020-05-08T13:38:00.002-07:002020-05-08T13:39:25.338-07:00Cmentarz Upadłych XXIV "Prezent"Tak jak wspomniałam, biorę się za dokończenie porzuconych opowiadań. Jednak "Cmentarz Upadłych" pisałam ostatni raz praktycznie rok temu, stąd wiele rzeczy się pozmieniało, nie pamiętam też wszystkich tych planów, które miałam względem tego opowiadania, a których sobie nie zapisałam. Wiem, głupia ja. W każdym razie, z wyżej wymienionych powodów, przepraszam za wszystkie błędy, niespójności i zmiany, jakie na pewno teraz się tutaj pojawią. Proszę też o waszą wyrozumiałość. Ja ze swojej strony zamierzam dołożyć wszelkich starań, aby opowiadanie to zachowało jak najlepszy poziom.<br />
~~~~****~~~~<br />
<i>Cholera-</i>pomyślałam, po tym jak szklanka wyślizgnęła mi się z dłoni i rozbiła w drobny mak. Wszystko od razu zaczęłam zbierać, a w konsekwencji przecięłam się jeszcze kawałkiem szkła. <i>Świetnie. No po prostu świetnie-</i>pomyślałam zła na samą siebie. Jakimś cudem wstałam i podeszłam do szafki, aby odszukać jakieś plastry. <i>Teraz to już w ogóle będę wyglądać jak chodzące nieszczęście. </i>W końcu jednak, kiedy ogarnęłam samą siebie, posprzątałam w łazience i wróciłam do łóżka. Chciałam to wszystko przespać, ale oczywiście dała o sobie jeszcze znać moja boląca głowa i najpierw musiałam znaleźć coś przeciwbólowego. Potem zasnęłam na kilka godzin i obudził mnie dopiero Jack, który zrobił mi do jedzeni sałatkę, za co byłam mu naprawdę wdzięczna, bo nic innego chybabym nie była w stanie zjeść. Kiedy już zaspokoiłam swój głód, poczułam się nieco lepiej. Wstałam, ogarnęłam się nieco, trochę posprzątałam, a jak już nie było co robić, siadłam przed komputerem i zaczęłam szukać różnych dekoracji do swojej cukierni. Przy tym wszystkim starałam się zachowywać jak najciszej, aby nie przeszkadzać Jack'owi, który zamknął się w swoim pokoju i pracował. Właściwie spędził tam cały dzień, nie licząc krótkich wyjść do toalety albo po coś do picia. Postanowiłam, że jakoś mu się odwdzięczę i zrobię coś dobrego na kolację. Zjawiłam się w kuchni i zaczęłam rozeznawać się w naszych zapasach, kiedy ktoś objął mnie od tyłu w pasie.<br />
-A ty co tak tu buszujesz?-wyszeptał Jack tuz przy moim uchu.<br />
-Robię coś do jedzenia-odparła z uśmiechem.<br />
-A co takiego?-zapytał, przytulając się do mnie jeszcze mocniej.<br />
-Jeszcze nie wiem-powiedziałam.<br />
-Hm... Nazwa tej potrawy brzmi naprawdę ciekawie. I smacznie. Pomogę ci-powiedział Jack, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Wykorzystałam to i odwróciłam się w jego stronę.<br />
-O nie! Tym razem to ja chciałam zrobić coś dla ciebie!-odparłam.<br />
-Zatem zrobimy coś dla mnie razem-powiedział z uśmiechem Jack. Nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się.- To co w końcu robimy? Homara? Niezwykle romantyczną kolację z jajecznicą na główne danie?-dodał Jack.<br />
-Już wiem! Zróbmy sobie pęczak po meksykańsku!-zasugerowałam.<br />
-Z warzywami?-upewnił się mój narzeczony.<br />
-A z czym innym?<br />
-Czemu nie-odparł, uśmiechając się ponownie. Podzieliliśmy się więc zadaniami, ja zajęłam się przygotowaniem kaszy, a on warzywami. Potem stanęliśmy razem obok kuchenki i dodawaliśmy po kolei wszystkie produkty, jak zwykle wszystko komentując, rozmawiając i dogryzając sobie nawzajem. W końcu po jakichś czterdziestu minutach nasza kolacja była gotowa. Zjedliśmy razem, Jack opowiedział mi co nieco o postępach w swojej sprawie, a ja zaoferowałam się, że posprzątam, a on poszedł coś jeszcze dokończyć. Miał do mnie później dołączyć, kiedy więc skończyłam sprzątać, poszłam prosto do naszej sypialni. Ogarnęłam się jeszcze przed snem, umyłam zęby i włosy, przebrałam się w piżamę, ale Jack nadal nie wrócił. Z nudów rzuciłam się na łóżko i włączyłam sobie muzykę na słuchawkach. Przesłuchałam najpierw jeden utwór, potem drugi, trzeci, aż w końcu sama nie wiem, kiedy usnęłam. <i>Szłam ulicami naszego miasta, ale znowu wydawało się ono inne. Zdałam sobie sprawę, że znam to miejsce. Tu właśnie w jednym z moich snów ktoś mnie potrącił, o czym już zresztą zdążyłam dawno zapomnieć. Aż do teraz. Wokół mnie ponownie wyczyniały się jakieś dziwne rzeczy, ale ja postanowiłam je ignorować i iść wytrwale przed siebie. Mijałam budynki, ulice, uważnie się jednak wszędzie rozglądając. Dzięki temu raz uniknęłam kolejnego potrącenia. Oprócz tego panował spokój. Aż zbyt duży i podejrzany spokój. Szłam dalej, kiedy nagle zaczęło mi się zdawać, że coś słyszę. Rozglądałam się, ale nie mogłam dostrzec źródła dźwięku, który z resztą narastał. Przerodził się w pisk, który stawał się coraz bardziej nieznośny. W końcu kucnęłam, zatykając obiema dłońmi uszy, ale i to nie pomogła. Dźwięk, niezwykle wysoki i głośny, tylko coraz bardziej przybierał na sile. Już myślałam, że zwariuję. Otworzyłam usta i zaczęłam głośno krzyczeć, bo hałas sprawiał mi coraz większy ból. </i>Otworzyłam oczy, natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i, nim zdążyłam pomyśleć, wyszarpnęłam z uszu słuchawki i rzuciłam nimi. Wylądowały chyba na krawędzi łóżka. Potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić, między innymi miałam przyspieszony oddech. Zorientowałam się też dość szybko, że to raczej nie muzyka ze słuchawek była powodem mojego... dziwnego snu. Co zatem mogło być powodem? Nie miałam pojęcia. Czułam jednak, że muszę coś zrobić. Cokolwiek. Wstałam więc, po omacku dotarłam do drzwi, i wyszłam z pokoju, z zamiarem zapalenia światła na korytarzu. Ku mojemu zaskoczeniu jednak, niemal wpadłam na Jack'a, który natychmiast odskoczył do tyłu i schował za sobą jedną rękę, jakby chciał coś ukryć.<br />
-Jack? Ty jeszcze nie śpisz? Czekałam na ciebie-powiedziałam, robiąc krok w jego stronę.<br />
-Miałem sporo do zrobienia...-odparł, a właściwie wymamrotał.<br />
-Ale nie możesz się tak przepracowywać! W ogóle, wszystko z tobą w porządku?-zapytałam, znowu kawałek do niego podchodząc.<br />
-Tak! Tak! Ze mną wszystko ok!-odparł, po czym odskoczył do tyłu i wpadł na ścianę. Jego zachowanie z chwili na chwilę było coraz dziwniejsze.<br />
-A może...<br />
-Co właściwie robisz? Dokąd idziesz?-przerwał mi Jack.<br />
-Chciałam napić się wody-odparłam.<br />
-Ok, możesz wrócić do pokoju, a ja ci przyniosę-powiedział mój narzeczony.<br />
-Daj spokój, pójdę po nią sama. A co tam właściwie przede mną chowasz?-spytałam i podeszłam do niego.<br />
-Nic! Nic przed tobą nie chowam!-zawołał, po czym drugą ręką popchnął mnie tak, że aż zatoczyłam się do tyłu, co już zupełnie mnie zaskoczyło.<br />
-Jack? Na pewno wszystko w porządku?-spytałam z troską.<br />
-Tak, jestem tylko trochę zmęczony. I masz rację, coś przed tobą ukrywam, ale to dlatego, że chcę ci niedługo zrobić niespodziankę-odparł. W świetle księżyca wpadającym przez okno na korytarzy zdało mi się, że Jack uśmiechnął się lekko.<br />
-A co to za niespodzianka?-spytałam niepewnie.<br />
-Jeśli ci powiem, to to nie będzie już żadna niespodzianka-powiedział Jack.-Proszę cię, wróć do pokoju-dodał. Zawahałam się, ale on dalej nalegał.<br />
-Ale z jakiej to w ogóle okazji?-zapytałam jeszcze.<br />
-Z takiej okazji, że najcudowniejsza kobieta na świecie jest moją narzeczoną. A teraz zmykaj i nie utrudniaj mi zadania. Przyniosę ci tą wodę-odparł Jack. Jeszcze chwilę się stawiałam, ale w końcu westchnęłam z rezygnacją i wróciłam do sypialni. Mój narzeczony, kiedy chciał, potrafił być niesamowicie uparty. Usiadłam na łóżku, zapaliłam lampkę nocną i zaczęłam się zastanawiać, co mu odwaliło. Jasne, Jack lubił sprawiać mi niespodzianki, ale dlaczego tym razem robił taki cyrk? Kiedy mój narzeczony wrócił do pokoju ze szklanką wody, nadal nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Wzięłam od niego kubek, ale nie zdążyłam nic nawet powiedzieć, bo on od razu poszedł do łazienki. Upiłam kilka łyków wody, czekając na jego powrót. Miała nieco dziwny posmak, ale uznałam, że tylko mi się wydaje. Odczekałam jeszcze kilka minut, po czym wrócił Jack. Chciałam go jeszcze raz o wszystko wypytać, ale poczułam się dziwnie zmęczona. Mój narzeczony pocałował mnie, położyliśmy się do łóżka, po czym zgasił światło. Jednakże chwilę po tym wszystkim wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i, lekko się zataczając, wpadłam do łazienki, po czym wydałam z siebie soczystego pawia wprost do toalety.<br />
~*~<br />
Kiedy wstałam rano, nadal czułam się dziwnie, byłam nieco zmęczona i kręciło mi się w głowie. Uznałam, że jak to wszystko mi nie przejdzie, to naprawdę będę musiała zgłosić się do lekarza. Umówiłam się z Kitty w cukierni, więc kiedy tylko się uszykowałam, tam właśnie się udałam. Jack pojechał do pracy już wcześniej. <i>Kiedy zostanie tym swoim "światowej sławy prawnikiem" będę musiała przywyknąć do takiego stylu życia-</i>pomyślałam zrezygnowana. Kiedy dotarłam na miejsce, razem z moją koleżanką zajęłyśmy się dokańczaniem wystroju cukierni. Niewiele już zostało nam, aby wszystko było ostatecznie gotowe. Po pracy wróciłam do domu. Nadal czułam się niesamowicie zmęczona, więc postanowiłam wyjątkowo zamówić coś gotowego do jedzenia. Wybrałam chińszczyznę z ulubionej restauracji Jack'a i mojej. Jedzenie dotarło do domu na chwilę przed jego powrotem. Zajęłam się rozpakowywaniem wszystkiego, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera kluczem drzwi.<br />
-Byłam dziś niesamowicie wymęczona, więc pozwoliłam sobie zamówić gotowe żarełko, mam nadzieję, że nie jesteś zły!-zawołałam, wychylając się w stronę korytarza. Nie dostałam żadnej odpowiedzi, więc wyszłam z kuchni, ale okazało się, że w przedpokoju nikogo nie ma. Bardzo mnie to zdziwiło. Stałam tak przez chwilę, zawołałam nawet Jack'a, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.<br />
-Bu!-poczułam, jak ktoś ściska mnie za ramiona. Odskoczyłam i odwróciłam się.<br />
-Oszalałeś?!-zawołałam, mimowolnie jednak uśmiechałam się.<br />
-Tak, z miłości do ciebie. Dlatego chcę ci coś dać. Zamknij oczy-odparł Jack.<br />
-Co chcesz mi dać?-spytałam.<br />
-Zamknij oczy-powtórzył i uśmiechnął się lekko. Wyglądał tak słodko i uroczo, a ja tak bardzo go kochałam, że nie mogłam mu się oprzeć. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Jack obszedł mnie i stanął z tyłu, po czym zaczął coś robić rękoma przy mojej szyi.<br />
-Już-powiedział, a ja poczułam chłodny dotyk na szyi.<br />
-Co to?-zdziwiłam się, dotykając cienkiego, delikatnego, złotego łańcuszka z małym sercem.<br />
-Mój prezent dla ciebie. Moja niespodzianka-odparł Jack.<br />
-I o to wczoraj robiłeś cały ten cyrk?-spytałam z uśmiechem, odwracając się w jego stronę.<br />
-Tak. Podoba ci się?-zapytał.<br />
-Czy mi się podoba? Jest piękny! Ale przecież... Nie musiałeś mi tego kupować...-odparłam.<br />
-Musiałem. Kocham cię i co dzień pragnę cię uszczęśliwiać. Niestety nic na tym świecie nie jest odpowiednim prezentem dla kogoś takiego jak ty, moja miła - oparł. Uśmiechnęłam się jedynie, dając mu w ten sposób wyraz swojej wdzięczności.<br />
- Dziękuję, Jack - powiedziałam, po czym przysunęłam się do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go. Miałam przez chwilę dziwne wrażenie, poczułam, jak Jack spiął się nagle, ale już chwilę później z powrotem się rozluźnił i odwzajemnił pocałunek. W tamtej chwili czułam się naprawdę szczęśliwie. Jack był dla mnie prawdziwym ideałem, kochałam go, moi rodzice go uwielbiali i właściwie nie miałam wątpliwości co do naszej wspólnej przyszłości. Byłam jej pewna jak tego, że dwa plus dwa daje cztery.<br />
- To naprawdę drobiazg - powiedział cicho, gdy na chwilę się od siebie odsunęliśmy.<br />
- Jesteś niesamowity! - zawołałam, przypatrując mu się z uśmiechem, który nadal nie znikał mi z twarzy. - Kocham cię - szepnęłam następnie, po czym wtuliłam się w niego. Po chwili poczułam, jak Jack zaczyna mnie delikatnie głaskać po włosach.<br />
- Wiem. I ja ciebie też kocham, Alice - odparł, również szeptem. Tamta chwila dla mnie mogłaby trwać wiecznie. Nie musiałam myśleć o żadnych kłopotach czy troskach, czy też o towarzyszącym mi ostatnio coraz częściej złym samopoczuciu. Mogłam skupić się jedynie na tu i teraz, na tej wspaniałej chwili spędzanej z idealnym mężczyzną mojego życia. Żałowałam, że i ja nie mam nic, co mogłabym mu podarować. Postanowiłam, że w najbliższym czasie również muszę mu sprawić jakiś wspaniały, niespodziewany prezent, aby poczuł się tym bardziej doceniony. Po paru chwilach ponownie się od niego odsunęłam, tym razem oboje popatrzyliśmy na siebie, uśmiechając się przy tym. Dotknęłam delikatnie naszyjnika na mojej szyi. Był naprawdę przepiękny. Wciąż nie mogłam uwierzyć, jakim cudem oboje na siebie trafiliśmy, jakim cudem tak idealnie się dobraliśmy i jakim cudem potrafiliśmy obdarzyć się nawzajem aż tak wielkim uczuciem, ale cieszyłam się, że tak się stało. Że mieliśmy to szczęście, na które wiele par nie może liczyć. Czasami aż bałam się, że to wszystko jedynie piękny sen.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-70549000397292032272020-05-07T12:15:00.000-07:002020-05-07T12:15:02.025-07:00Powrót i zmiany!Przepraszam. Na początek po raz kolejny przepraszam, że zniknęłam tak nagle, z dnia na dzień. Wypaliłam się, jeśli chodzi o pisanie opowiadań na tym blogu i w ogóle prowadzenie go. Naprawdę was za to przepraszam. Jednak tych kilka miesięcy, a właściwie prawie rok, pozwoliło mi trochę odpocząć, nabrać nowych sił i weny. Postanowiłam spróbować od nowa, jednak zdecydowałam się co nieco na blogu zmienić. Uznałam, że czas rozszerzyć trochę swoją działalność, że tak to ujmę. Nadal zamierzam publikować tutaj swoje opowiadania, najpierw oczywiście postaram się dokończyć Cmentarz Upadłych i Zakazany Romans: Dziedzic. Jednak oprócz tego, postanowiłam trochę więcej czasu i miejsca na tym blogu poświęcić ogólnie opowiadaniom, książkom i czytelnictwu. Stąd uznałam, że wrzucania tutaj kolejnych części swoich małych dzieł, zajmę się też pisaniem paru innych rzeczy. Od teraz chcę, aby na blogu pojawiały się wszelkie rzeczy, związane w jakikolwiek sposób z pisaniem czy czytaniem. Stąd postanowiłam wrzucać też posty dotyczące na przykład różnych moich doświadczeń z tym związanych, jakieś porady dla początkujących pisarzy (którym sama jestem, więc jeżeli kogoś ciekawi, jak stać się dobrym pisarzem, będziemy się tego uczyć razem), nawet recenzję różnych książek czy opowiadań lub adaptacji/ekranizacji. Również chciałabym, aby pojawiły się tutaj różne ciekawostki związane z literaturą, na jakie tylko wpadnę lub jakie tylko wygrzebię z czeluści internetu albo wyczytam w innych książkach. Blog stanie się prawdziwym światem opowiadań, w którym znaleźć będzie można dosłownie wszystko, co z opowiadaniami związane. Mam nadzieję, że taka zmiana spodoba się Wam, moi drodzy czytelnicy. Napisałam tutaj mniej więcej jakiego typu postów możecie się jeszcze od teraz spodziewać, jednak podkreślam, tak jak już wspomniałam, naprawdę to możecie się spodziewać postów każdego typu, tyle że związanych po prostu w jakikolwiek sposób z piśmiennictwem lub czytelnictwem.<br />
<div style="text-align: right;">
Pozdrawiam, Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-33658465457383985552019-07-29T08:09:00.001-07:002019-07-29T08:09:11.062-07:00InformacjaBlog był przez jakiś zawieszony, co nawet nie było planowane... Po prostu straciłam nagle chęć do pisania na nim czegokolwiek. Skupiłam się bardziej na nieco "lżejszych" fanfikach na wattpadzie, a kiedy tylko myślałam o pisaniu tutaj, od razu mi się odechciewało. Bardzo za to przepraszam, nie mam pojęcia, skąd to się wzięło, nawet jednego posta nie byłam wstanie napisać, chociaż powinnam wam coś wyjaśnić, wytłumaczyć swoją nieobecność. Naprawdę bardzo przepraszam. Po prostu dopadła mnie całkowita niemoc twórcza. Czy to jest jakieś usprawiedliwienie? Oczywiście, że nie, powinnam przynajmniej ostrzec, że przez jakiś czas posty nie będą się pojawiać, a ja po prostu zamilkłam. Co dalej z blogiem? Cóż, nadal do końca tego nie rozstrzygnęłam. Nie chciałabym całkowicie porzucać zaczętych tutaj opowiadań, może nie są zbyt górnolotne, ale jednak fajnie byłoby je kontynuować. Jednak nawet tą opcję biorę pod uwagę. Bliżej mi jednak do wznowienia wszelkiej twórczości na tym blogu lub do przeniesienia się całkowicie na wattpada. Głównie zastanawiam się nad dwiema ostatnimi opcjami i nadal nie wiem, jak postąpię. Tym razem już jednak obiecuję, że pod koniec tygodnia, czyli w okolicach weekendu, pojawi się post dotyczący tego, co ostatecznie zamierzam zrobić z blogiem (o ile jeszcze kogoś to obchodzi po mojej tak długiej nieaktywności). Tak więc jeszcze raz bardzo przepraszam, bo ostatnio przez długi czas tylko zawodziłam i teraz zawiodłam ostatecznie swoim zniknięciem bez słowa wyjaśnienia. Tym, którzy mimo wszystko to przeczytają, jestem wdzięczna.<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-34340203161140319302019-05-17T13:50:00.001-07:002019-05-17T13:50:52.019-07:00II Rocznica blogaI tak upłynął kolejny rok Świata Moich Opowiadań. Przez ten rok, nieznacznie, ale jednak ten świat się powiększył. Myślę, że tym razem niekoniecznie dobrym pomysłem będzie zanudzanie statystykami, a w kwestii opowiadań każdy łatwo może sobie sprawdzić, co się zmieniło. W tym poście chciałabym przede wszystkim serdecznie z całego serca podziękować Wam, czyli ludziom, którzy tego mojego bloga odwiedzacie i czytacie. Nie obchodzi mnie, czy jest to jedna osoba, pięć, czy dziesięć. Dla mnie liczy się, że ktokolwiek poświęca uwagę moim opowiadań, którym i tak wiele jeszcze brakuje. Staram się to nadrabiać, myślę, że "Cmentarz Upadłych" jest już pisany lepiej niż "Zakazany Romans", a w "Zakazany Romans: Dziedzic" zamierzam włożyć jeszcze więcej starań, gdyż mam co do tego opowiadanie duże plany. Może się mylę, może wcale nie piszę lepiej. Może piszę jeszcze gorzej niż rok temu, ale wtedy tym bardziej jestem Wam wdzięczna za to, że jesteście i to czytacie. Często nie mam czasu, jestem zmęczona lub po prostu brakuje mi ochoty, aby coś napisać, ale kiedy już opublikuję kolejny rozdział, wejdę na bloga i zobaczę liczbę wyświetleń, która wzrośnie choćby o kilka, od razu czuję się szczęśliwsza. Uwielbiam pisać i naprawdę cieszę się, że mogę to robić oraz że mam swoich czytelników. Wracając do podsumowania tego roku, na razie niewiele jeszcze się zmieniło, choć teraz postanowiłam pisać kilka opowiadań na raz. Może za jakiś czas ruszę z następnym, kto wie? Mam masę pomysłów, niestety czasu trochę mniej... Tym niemniej jednak z okazji II Rocznicy Bloga przydałoby się coś zrobić. Planują zmienić nieco ogólny wygląd bloga lub ruszyć z kolejnym opowiadaniem. Nie wiem jeszcze, jak mi to wyjdzie, tym bardziej, że wszystko nadal jest w fazie "planu". W razie czego, czekam na Wasze propozycję odnośnie tego, co chcielibyście zmienić na blogu. Na koniec tego postu jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście i czytacie:D<br />
<div align="right">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-32897878187634226032019-05-10T15:55:00.002-07:002019-05-10T15:55:58.773-07:00Drobne zmianyOtóż, jak można zauważyć, coś się na blogu zmieniło. Zniknął prolog "Prawdziwego Zła", za co bardzo przepraszam. Nie powinnam publikować czegoś, a potem tego cofać, wiem. Chciałabym jednak ten prolog nieco przerobić, ulepszyć i zrobić z niego początek mojej pracy na konkurs. W zamian za to postanowiłam wystartować już z II częścią Zakazanego Romansu. Jeszcze raz przepraszam i proszę o zrozumienie. I tak samo mam nadzieję, że nie zapomnieliście jeszcze o naszych bohaterach z Antherlend'u i cieszycie się tak samo jak ja, że do nich powracamy.<br />
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-91664012614919571032019-05-10T15:46:00.002-07:002019-05-11T11:41:19.133-07:00Zakazany Romans: Dziedzic I "Interesy"Zatoka Henoa była ostatnim miejscem jej pobytu, o którym wiedział klient. Dlatego też właśnie tam zdecydował się rozpocząć poszukiwania. Doskonale wiedział, że łatwiej będzie spotkać ją lub którąś z jej sióstr w nocy, więc wtedy też wyruszył na łowy. Wynajął pokój w jednej z karczm w porcie. Wieczorem opuścił go, biorąc tylko uprzednio uszykowaną torbę, i udał się do właściciela kilku łodzi, z którym wcześniej umówił się co do wynajmu jednej z nich. Mężczyzna zaprowadził go na drewniany pomost, utrzymany w zadziwiająco dobrej formie. Ale co się dziwić, on nie wynająłby łodzi od człowieka, który nie dba odpowiednio o swój własny interes. Perfekcja, ona sama w sobie była jedną z jego zasad.<br />
-Nadal uważam, że wyruszanie na morze o takiej porze to samobójstwo. Tutaj naprawdę czasem aż roi się od syren, zwłaszcza jak się oddali od portu-powiedział mężczyzna, odwiązując łódź.<br />
-Dziękuję za ostrzeżenie, ale jestem pewien swojej decyzji-odparł. Właściciel spojrzał na niego podejrzliwie, chwilowo zatrzymując się ze sznurem w ręku.<br />
-Ale chyba nie jest pan jednym z tych...no...łowców, czy innego diabelstwa? Znaczy, nie żebym miał coś do nich, jak chcą, to niech sobie łowią syreny i sprzedają je bogatym szlachcicom, niech łapią wilkołaki na futra, niech zabijają wampiry, żeby z kłów zrobić sobie naszyjniki, ale wie pan, pan wszystkich syren nie wyłapie, a taki atak tylko je jeszcze rozwścieczy, te bestie jedne. I one potem mścić się będą na nas, a rozumiesz pan, ja mam tu żonę, dzieci...<br />
-Spokojnie, ja nie z tych. Mój ojciec tutaj zginął. Jestem pewien, że zjadły go syreny, ale matka...ona nie chce w to wierzyć. Chcę więc znaleźć jakiś dowód-odparłem.<br />
-I tylko dlatego chcesz ryzykować swoim życiem? Dziecko drogie, przecież przed tobą jeszcze całe życie! Wróć lepiej do domu i...<br />
-Nie.-przerwał mu. A powiedział to z taką pewnością i determinacją oraz takim wyrazem twarzy, że mężczyzna nie zadawał już więcej pytań. Uznał, że ów młodzieniec jest szaleńcem zdecydowanym na śmierć, a takich za nic w świecie się nie przekona. Młodzieniec osiągnął swój cel, bo właściciel łodzi uwierzył, iż jest on tylko oszalałym po stracie ojca wariatem. Cieszyło go, że mężczyzna nie będzie drążyć dalej. Kiedy wszystko było już gotowe, wsiadł do łodzi. Właściciel pożegnał go, życząc mu powodzenia i szczęśliwego powrotu, a potem jeszcze długo stał na pomoście i patrzył na łódź z oddalającym się, dziwnym młodzieńcem, przybyłym nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Caspian wiosłował i wiosłował, wiosłował, wiosłował, mącąc wodę, która przywodziła na myśl jakąś czarną przepaść bez dna. Za dnia nad brzegiem zatoki zapewne bawiły się dzieci, woda była przejrzysta, czysta. Ale w nocy na odległość mniejszą niż kilometr do zatoki zbliżali się tylko ci, którzy mieli pecha i musieli sprawować wartę lub też sprowadziły ich tam inne interesy. Caspian wiosłował coraz dłużej, ale nadal nie czuł ani odrobiny zmęczenia. Podejrzewał, że mógłby długo tak jeszcze płynąć niemal bez celu, gdyby nie usłyszał nagle cichego plusku, który na pewno nie był sprawką jego wiosła. Zatrzymał się na chwilę, a wokół niego zapanowała całkowita cisza. Po kilku minutach uważnego przysłuchiwania się ruszył dalej. Przepłynął kawałek i znowu usłyszał plusk, tym razem nieco głośniejszy. Przystanął, nic więcej nie dało się usłyszeć, więc ponownie ruszył dalej. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, zanim Caspian, nabrawszy już większych podejrzeń, zauważył w oddali ogromną skałę. Wznosiła się ona na wysokość kilkunastu metrów, mocno więc wystawała ponad wodę. O ile chłopak się orientował, był to głaz nieoficjalnie dzielący zatokę na dwie połowy. Za nim, po drugiej stronie, powinna się jeszcze znajdować niewielka kamienna wysepka, a nawet mała plaża. Caspiana coś tknęło. Postanowił nie podpływać do skały, tylko przepłynąć obok niej, ale w bezpiecznej odległości. Musiał być jednocześnie cichy i szybki, choć podejrzewał, że nie musi się już wcale kryć. Kiedy wypłynął zza skały, jego hipoteza się potwierdziła. Na skalnej wysepce, kawałek od brzegu, kilkaset metrów od jego łodzi, siedziały trzy postacie. Caspian, mimo ciemności, nie musiał nawet specjalnie się starać, aby dokładnie je ujrzeć. Niestety, jej wśród nich nie było, co przysparzało mu pewnych problemów, ale nie aż tak wielkich. Gdyby jej siostry zdecydowały się zaatakować go już teraz, po prostu zabiłby je w oczekiwaniu na nią samą. Ledwo jednak skończył swoje przemyślenia, do istot na wysepce dołączyły jeszcze dwie kolejne syreny. Najpierw zauważył pierwszą z nich, która także okazała się nie tą, której szukał, ale druga... Caspian porównał jej wygląd z dokładnym opisem, który otrzymał. Długie, białe włosy. Fioletowe oczy. I najważniejsze, blizna ciągnąca się przez całą szyję, która szpeciła idealny wygląd syreny. Przynajmniej jej górnej części. Caspian musiał działać szybko, zanim zdecydują się użyć na nim swej broni, przed którą ciężko było się obronić. Nim jednak zdołał zrobić cokolwiek, to one wykonały pierwszy krok. Rzuciły się naraz do wody i zniknęły w jej ciemnych odmętach, ale on dobrze wiedział, że już do niego zmierzają. Położył się na dnie łodzi, uniemożliwiając im tym samym pochwycenie go z niej. Aby to zrobić, musiały wyskoczyć z wody i chwycić się brzegu łodzi, co też uczyniły po kolei wszystkie. Następnie zaczęły mu się przypatrywać. Przyglądały mu się z niemą ciekawością, trochę tak, jak on czasem patrzył na swoje ofiary, z których wysysał krew. Jakby myślały nad tym, jak on zareaguje, kiedy wszystkie na raz rzucą się na niego, aby go rozszarpać. Zanim jednak to się stało, ku jego zaskoczeniu, jedna z nich przemówiła.<br />
-Przypłynąłeś tutaj sam, nocą...Głupiś, albo pełen pychy i dumy. Może myślałeś, że sam jeden pochwycisz jedną z nas? Albo chcesz umrzeć, a przed śmiercią chciałeś jeszcze zobaczyć syrenę...?-powiedziała cichym, melodyjnym głosem. Już w samym jego tonie można było się zakochać. To był głos, po którego usłyszeniu już o niczym innym nie mogło się myśleć i tęskniło się latami, aby usłyszeć go choćby tylko jeszcze jeden raz, choćby przez chwilę...<br />
-Przed śmiercią to ja się osobiście jeszcze zdążę spotkać z Demonem i napluć mu w twarz-powiedział. Uśmiechnął się szeroko, co widocznie zadziwiło je wszystkie, nawykłe do tego, że zwykli śmiertelnicy nawet kiedy są przez nich pożerani, nadal postrzegają je jako boginie. Zerwał się na równe nogi, schwycił "jego" syrenę i pociągnął ją tak, że jej ludzka połowa znalazła się na łodzi. Syreny, może i są okrutne i żarłoczne, ale też niezwykle płochliwe. Odskoczyły jak oparzone od tej dwójki i zniknęły gdzieś pod powierzchnią mętnej toni. Pozostawiona sama sobie syrena zasyczała wściekle i wykrzywiła swoją piękną twarz w grymasie złości, podczas gdy on sięgnął po swój długi nóż, dobrze ukryty, i dźgnął ją, celując w okolic serca. Łodzią jednak zakołysało, przez co chybił i nóż wbił niżej, w dodatku nie tak głęboko, jak chciał. Pozostałe syreny po kolei zaczęły wynurzać się z wody. Syrena na łodzi pochwyciła go, one ją, i w ten sposób wszyscy zostali wciągnięci do wody. Amator pewnie wystraszyłby się, uznawszy, że nie ma szans z syrenami na ich terenie, ale on właściwie ucieszył się. Niestety, pod wodą były tak szybkie, że nawet jemu z trudem było je rozróżnić, pozostało więc...zabić wszystkie. Pierwszą pochwycił mocno i wbił w nią nóż kilka razy, dla pewności, że nie będzie już dla niego stanowić żadnej przeszkody. Reszta dopiero po tym fakcie zdecydowała się go zaatakować. Ich "solidarność" całkowicie zniknęła, kiedy próbowały nawzajem go sobie wyrwać. Chwycił w końcu rękę jednej z nich, mocno zaciskając na niej dłoń. Zamachnął się i wbił w nią nóż, nie do końca wiedząc, gdzie właściwie trafi. Kiedy go z niej wydostał, syrena jeszcze się miotała, ale zaatakował jeszcze raz i jej opór zaczął słabnąć. Puścił ją, bo kolejna z nich go do siebie pociągnęła, podczas gdy druga rzuciła się na jego rękę, w której trzymał broń i wyrwała mu ją. Nóż zaczął powoli płynąć w dół, ale nie było to nic straconego. Kolejna z nich pojawiła się idealnie przede nim i rzuciła na niego z kłami, chcąc wbić się w mięso. Chwycił ją oburącz za szyję, lekko odchylił i sam ją ugryzł, wgryzając się tak głęboko, jak tylko mógł. Nie lubił smaku krwi syren, dla niego kojarzył się on z przegniłą rybą, ale dla pewności wziął duży łyk jej krwi, aby mocno ją osłabić. Syrena zaczęła się bronić, starała się mu jakoś wyrwać, a jej siostry nadal go atakowały. Caspian jednak nie puścił jej, tylko ugryzł ją jeszcze kilka razy, za każdym razem wgryzając się głębiej. W końcu syrena skończyła z rozerwaną tchawicą i tętnicą. Może nawet odgryzłby jej głowę, gdybym nie trafił na kość. A jego kły są niestety zbyt słabe na to, nie chciał ryzykować ich utraty. Kiedy skończył z kolejną z nich, pozostałe dwie poddały się i zaczęły uciekać. Miałby to w dupie, gdyby jedną z nich nie był jego cel. Musiał więc popłynąć za nimi. Pływał dość szybko, więc udało mu się je dogonić, jednak ze złapaniem był problem. Wyciągnął rękę, ale nie było nawet co marzyć, że pochwyci jej śliski ogon. Cholera jednak pewnie o tym wiedziała i już cieszyła się, że uszła cało z życiem, ale Caspian nie zamierzał się poddawać. Przyspieszył, aby mu nie uciekła. Syrena zaczęła się od niego oddalać, ale nie mógł na to pozwolić, jeśli chciał porządnie zarobić. Udało mu się w końcu ponownie do niej na chwilę zbliżyć. Z rąk mogła mu się wyślizgnąć, ale miał już na to swój sposób. Nie posiadał pazurów, ale przecież kły miał nie do ozdoby. Wbił się nimi w jej ogon, co spowodowało, że syrena zatrzymała się na chwilę, wijąc się i wrzeszcząc z bólu. Caspian tylko czekał na ten moment, teraz już z łatwością mógł ją pochwycić i dokończyć dzieła. Syrena nie poddała się oczywiście bez walki, starała się gryźć i drapać Caspiana, ale on był od niej bardziej wprawiony w bojach. Ona specjalizowała się w porywaniu marnych, słabiutkich marynarzy. Czasem zdarzały się pewnie nawet inne istoty niż ludzie, ale nawet ona nie mogła mieć takiego doświadczenia jak płatny zabójca, pełniący swoją funkcję z prawdziwą pasją od tak dawna. Teraz Caspiana czekało trudniejsze zadanie. Musiał wrócić do łodzi, odrąbać jej głowę, a potem wrócić do portu, opuścić to miejsce i ukryć przed wszystkimi fakt, że w torbie przechowuje głowę pewnej syreny, za którą miał dostać kupę kasy. To było minusem tego, że wampirem był tylko w połowie. Jego kły były słabsze, normalny wampir bez problemu mógłby odgryźć głowę, bez używania do tego jakichkolwiek narzędzi, ale cóż...Caspian sam się co prawda na świat nie pchał, ale skoro już tu był, to musiał znosić swój los.<br />
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~</div>
Nawet nie musiał prosić o więcej. Kiedy tylko wypił swoje piwo, pojawił się przed nim typek z obsługi, który dał mu nowe i oczywiście skasował od razu. Napój był mimo wszystko wart swojej niebotycznej ceny, zwłaszcza, kiedy mogło się nim delektować w spokoju w ulubionej karczmie i to w dodatku będąc dobrze ukrytym za potężnym filarem. Stół, przy którym siedział, był zaiste najlepszym miejscem do prowadzenia obserwacji, czemu Caspian często poświęcał się w wolnych chwilach. Zawsze starał się zwracać uwagę na jak najwięcej szczegółów. To był jeden z kluczy do sukcesy w jego branży. Młodzieniec chwycił kufel wypełniony po brzegi złocistym płynem i właściwie jednym haustem opróżnił do połowy. Kiedy go odstawił, zaczął ponownie przyglądać się zebranym. W końcu jego wzrok spoczął na jednej z osób. Nie dało się jej nie zauważyć, zwłaszcza po tak dokładnym przyjrzeniu się całemu towarzystwu. Siedziała również na uboczu, jak Caspian i, tak jak on, zdawała się obserwować wszystkich zebranych. Ich spojrzenia na chwilę spotkały się. Kobieta uśmiechnęła się do niego lekko, ale zarazem tajemniczo i jakby...zachęcająco? Caspian oczywiście zdążył już poznać wszystkie gierki jej podobnych panienek i dawno nauczył się je ignorować. Nie przepadał za bliższym kontaktem z kimkolwiek, nawet cielesnym, więc korzystał z usług tego typu kobiet tylko, kiedy już nie mógł wytrzymać. Przychodząc zaś dziś tutaj nie miał w planach spędzenia nocy z żadną prostytutką. Ona jednak miała w sobie coś, co sprawiło, że Caspian nie był w stanie odciągnąć od niej oczu. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to jej długie, fioletowe, lekko kręcone włosy, spływające z ramion ku dołowi pleców oraz czerwone oczy. <em>Czerwone czerwienią świeżej krwi-</em>pomyślał Caspian, przez co poczuł pragnienie. Nie był jednak pewien, czy zachciało mu się zaspokoić głód krwi, czy głód kobiety. Niestety wampirzyca dość szybko przerwała tę cudowną chwilę, podczas której Caspian mógł do woli wpatrywać się w jej oczy. Spuściła swój wzrok z powrotem na trzymany napój. Było to według chłopaka dziwne, bo z jego doświadczeń wynikało, że prostytutki wolą upijać klientów niż siebie. Po chwili do dziewczyny podszedł lekko zataczający się mężczyzna. <em>No pięknie, ubiegł mnie-</em>pomyślał, sądząc, iż nie zdoła w żaden sposób zareagować zanim ta nieziemska piękność zgodzi się na seks z tamtym nieznajomym. Mężczyzna oparł się o blat stołu i zaczął coś mamrotać. Niestety Caspian nie był w stanie tego usłyszeć, widział jedynie ruch jego warg. Dziewczyna zdawała się jednak zupełnie ignorować mówiącego do niej mężczyznę. Po chwili wstała. W tej samej chwili nieznajomy położył dłoń na jej ramieniu, jakby chciał ją zatrzymać. Wampirzyca strąciła ją, ale wtedy mężczyzna chwycił ją mocniej. Nagle dziewczyna odwróciła się, chwyciła rękę faceta i wykręciła ją, a jego samego posłała bez większego wysiłku na ścianę. W duchu Caspian wyraził dla niej swoje uznanie. Nieznajoma nachyliła się do mężczyzny. Po chwili puściła go, a ten jak najszybciej odszedł, nadal zataczając się. Caspian zauważył jednak na jego twarzy ledwie widoczny strach. Wszystko to działo się tak szybko, że nikt właściwie nie zdążył niczego zauważyć. Nikt oprócz półwampira, który przyglądał się tej scenie z rosnącym zainteresowaniem. Poza tym nie można też było ukryć, że tutaj bijatyki, kradzieże, gwałty czy morderstwa były na porządku dziennym. W tej samej chwili Caspian musiał niestety przerwać podziwianie nieziemskiej piękności, bo właśnie ktoś zmierzał w jego kierunku. Wiedział o tym dzięki czułym i wytrenowanym zmysłom, które odziedziczył po części po swoim ojcu. Niestety ludzkie geny nieco je osłabiły, ale odpowiedni trening pozwolił to nadrobić.<br />
-Słyszałem, że jesteś w tym najlepszy. Trochę zajęło mi znalezienie ciebie, ale mam nadzieję, że było chociaż warto. Chciałbym załatwić to jak najszybciej-powiedział nieznajomy, nawet się nie przedstawiając.<br />
-Rozumiem. Możemy wszystko uzgodnić tutaj, nikt nas nie usłyszy, jest za głośno. Muszę wiedzieć, kogo, najlepiej byłoby, abym dostał jak najwięcej informacji na temat celu-odparł Caspian, spoglądając obojętnie na nieznajomego mężczyznę.<br />
-Zleceniodawca to Pierre Di'Arc-zaczął nieznajomy.<br />
-To akurat nie jest mi zbyt potrzebne. Domyślam się, że to fałszywe nazwisko, więc nic mi ono nie da-powiedział Caspian. Mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale i lekkim podziwem. <em>W moim fachu odkrycie czegoś takiego nie jest niczym niezwykłym-</em>pomyślał półwampir.<br />
-Cel to Layet Andreas Liverses. Członek Wampirzej Rady, a co za tym idzie, wampir-kontynuował posłaniec.<br />
-Więc to nie będzie łatwa robota. Sporo będzie kosztowała-odparł Caspian, zabawiając się pustym już kuflem.<br />
-Ile?-spytał mężczyzna. Młodzieniec spojrzał ponad jego ramieniem. Wyglądał, jakby właśnie się nad czymś zastanawiał.<br />
-To zależy. Powinienem to zrobić w jakiś wybrany sposób, czy mam wolną rękę?-powiedział Caspian, ponownie spoglądając znudzonym wzrokiem na swojego rozmówcę. Kiedyś, kiedy dopiero rozpoczynał swoją karierę, takie rozmowy bardzo go ekscytowały, ale dawno już się do nich przyzwyczaił.<br />
-Tutaj mam informacje o tym wampirze. Gdzie ma swoje posiadłości, jaki ma status w Radzie, kim są jego bliscy, gdzie można go często spotkać, słowem, wszystko, czego tylko można się było dowiedzieć. Myślę, że to dość mocno ułatwia pracę. Zabić możesz go jak chcesz-powiedział mężczyzna, rzucając przed Caspiana plik kartek. Chłopak przeniósł wzrok na nie i po chwili wziął je do rąk.<br />
-Ale w jego kręgi to już sam muszę się wkręcić, tak?-zapytał, przeglądając papiery.<br />
-No tak...<br />
-Zważywszy na to, że to wampirzy arystokrata, to może nie być takie łatwe-powiedział Caspian.<br />
-Czyli mam rozumieć, że nie podołasz temu zleceniu, więc go nie przyjmujesz?<br />
-Tego nie powiedziałem. Ale sporo to będzie kosztowało, jak już zresztą mówiłem. A i jeszcze jedno, działam sam, nie chcę żadnych namolnych pomocników-odparł półwampir, odkładając dokumenty i uśmiechając się przebiegle.<br />
-Jasne. Co do zapłaty, to mam pieniądze. Tyle wystarczy?-zapytał nieznajomy, stawiając przed Caspianem sporej wielkości wypchaną sakiewkę, z której wysypały się dwie złote monety.-To tylko połowa. Drugą otrzymasz po wykonaniu zadania.<br />
-Oszalałeś?! Nie chwal się tak tymi pieniędzmi-zawołał Caspian, wyciągając ręce po sakiewkę. Mężczyzna jednak powstrzymał go.<br />
-Czyli przyjmujesz zlecenie?-zapytał. Młodzieniec westchnął.<br />
-A mam inne wyjście? A jak z czasem? Do kiedy mam to zrobić?-spytał.<br />
-Jak najszybciej, jednak nie masz konkretnej daty. W razie gdyby coś poszło nie tak...-mówił mężczyzna.<br />
-Wszystko pójdzie zgodnie z moim planem, jak zawsze. Spotkamy się tutaj za miesiąc, abyś wypłacił mi pozostałą część wynagrodzenia. Tylko bez sztuczek! Inaczej będzie nieciekawie. W razie gdyby brakowało mi jakichś informacji, sam je zdobędę-przerwał mu Caspian.<br />
-No, no, teraz widzę, że naprawdę nie okłamano mnie. Wydajesz się wiedzieć, co mówisz, ale wszystko się jeszcze okaże-odparł nieznajomy.<br />
-Coś jeszcze?-spytał Caspian.<br />
-Nie-odparł mężczyzna i odszedł, zaś chłopak szybko chwycił sakiewkę i ją schował, rozglądając się, czy aby na pewno nikt tego wszystkiego nie zauważył. Jego wzrok automatycznie zatrzymał się na miejscu, gdzie widział fioletowowłosą piękność, ale, ku jego niezadowoleniu, jej już tam nie było. Nagle znikąd stanęła przed nim postać odziana w czarną, zwiewną pelerynę, spod której jednak widać było nieco dość skąpego ubioru.<br />
-Szukasz kogoś? Bo wodzisz po całej karczmie takim stęsknionym wzrokiem-powiedziała postać, przeciągając lekko każde ze słów. Caspian podniósł wzrok na swoją rozmówczynię. Od razu poczuł, jak tonie w jej krwistoczerwonych oczach niczym podziurawiony okręt.<br />
<div align="center">
~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Nie lubiła być sama. Była kobietą przyzwyczajoną, że stale zabiega o nią tabun mężczyzn, a ona wyróżnia jednego z nich i spędza z nim noc, a jeśli okaże się naprawdę dobry pod odpowiednimi względami, może i więcej. Tak właśnie było w przypadku Leono, jednak kiedy tylko poczuła, że on zaczyna do niej czuć coś więcej, zerwali ze sobą wszelkie kontakty. To znaczy ona z nim, bo on z nią nie za bardzo chciał zrywać. Jednak w przypadku tej wampirzycy to świat musi przystosowywać się do niej, nie ona do niego. Dlatego właśnie Leono musiał o niej zapomnieć. Poza tym dawno już jej się znudził. Był raczej przeciętnym kochankiem, urodą też nie powalał. Te braki mógł wynagrodzić jej jedynie złotymi monetami ze swojej kieszeni. Tak naprawdę szybko nudziła się większością facetów, bo rzadko trafiała na takiego, który naprawdę byłby w stanie czymś jej zaimponować. Jednak mimo to uwielbiała towarzystwo płci przeciwnej. Kochała być adorowaną! Z tego powodu wybrała się dziś w miejsce, gdzie zawsze było wielu mężczyzn. Zasiadła w kącie i poczęła wszystkim po kolei się przyglądać. Miała na sobie dwukolorową sukienkę. Jej dół był dość krótki, koloru czarnego. Ozdobiony był kilkoma koronkami o tej samej barwie. Posiadała je również góra stroju, na którą składał się czerwony gorset z dużym dekoltem, z którego co nieco wręcz się wylewało (według niej powinno się chwalić, jeśli ma się czym) oraz wyciętym po bokach materiałem, i to dość sporą ilością. Kusy strój, podkreślający jej kobiece atuty oraz czerwień oczu był jednak zakryty przez czarną pelerynę. Dla własnego dobra wolała nie ryzykować tym, że zleci się do niej cała zgraja napaleńców. Gdzieś tutaj musiał być ktoś, kto w końcu da jej to, czego pragnie, a ona tylko musiała go wypatrzyć. Jednak jak na razie musiała skupić się na odganianiu swoim morderczym wzrokiem wszystkich pijaków i napalonych nieudaczników. Po jakimś czasie usłyszała, że drzwi ponownie się otwierają. Wampirzyca nawet nie podniosła wzroku, pewna, że to jak zwykle nikt ważny. Zamiast tego upiła kolejny łuk swojego wysokoprocentowego napoju. Po jakimś czasie ponownie rzuciła okiem na zebrane w sali osoby. Jej spojrzenie zatrzymało się na młodzieńcu, który siedział w przeciwnym końcu karczmy. Przykuł jej uwagę swoim wyglądem, ale też ubiorem. Zaczęła go obserwować. Wampirzyca doszła do wniosku, że jest on dość atrakcyjny. W tej samej chwili i on podniósł wzrok, a po krótkim czasie ich spojrzenia się spotkały. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Wampirzyca była urzeczona jego atrakcyjnością. Poza tym czerwony kolor jego oczu wskazywał, że należał do jej rasy, co bardzo się jej spodobało. <em>Chodź odcień czerwieni jest nieco dziwny, nigdy nie spotkałam wampira z taką barwą tęczówek-</em>pomyślała wampirzyca, przypatrując się młodzieńcowi. Widziała, że i ona mu się spodobała, dlatego po chwili spuściła wzrok, aby ostudzić nieco jego zapał. Wiedziała, że mężczyźni to myśliwi, którzy tym bardziej pragną kobiety im bardziej ona udaje niedostępną. Ten fakt można zaś łatwo wykorzystać do zabawy nimi. Upiła łyk swojego napoju, po czym mina jej zrzedła. Do jej stolika podszedł bowiem nie kto inny, jak Leono.<br />
-Witaj, moja piękności, Ravvv...ostanią literę mocno przeciągnął. <em>Świetnie, jest tak pijany, że nawet mojego imienia nie potrafi do końca wypowiedzieć. Albo zapomniał, że nie znoszę, kiedy tak na mnie mówi. Muszę go po prostu zignorować-</em>pomyślała, przenosząc wzrok z powrotem na swój napój. Zaczęła poruszać ręką w taki sposób, że w naczyniu utworzyło się coś na kształt małego wiru.<br />
-Czemu tutaj siedzisz? Powinnaś być w pokoju, bo tutaj kręci się zbyt wielu podejrzanych typków. A właściwie to powinnaś być w moim domu, ale nic się nie martw. Już niedługo uda mi się przekonać moich rodziców, że nie jesteś "tanią dz*wką" i jesteś jak najbardziej godna zostać żoną przyszłego barona. Cieszysz się? Już niedługo przestaną się między nas wtrącać, super! Obiecuję, że kupię ci najdroższy i najpiękniejszy pierścionek z największym diamentem!-Leono dostał istnego słowotoku. <em>Co mu się stało? Tak źle podziała na niego wiadomość, że z nami koniec? Nie zamierzam dłużej słuchać tych jego </em>bredni- pomyślała wampirzyca, po czym wstała, szykując się do odejścia. W tej samej chwili Leono mocno chwycił ją za ramię. <em>O nie, teraz to już przegiąłeś. Chciałam być dla ciebie w miarę miła, ale chcesz to masz!-</em>pomyślała, po czym odwróciła się, wykręciła rękę swojego byłego kochanka i przycisnęła go do ściany.<br />
-Jeszcze raz do mnie przyleziesz, to ci utnę jaja razem z k*tasem, a potem wsadzę do tej twojej parszywej gęby. Przynajmniej będziesz mógł zrobić sobie sam dobrze ustami, tylko nie wiem, czy wtedy to jeszcze coś da. I wiesz, że ja jestem do tego zdolna- wycedziła wampirzyca, po czym uwolniła z uchwytu Leono. Ten popatrzył na nią ze strachem w oczach i szybko się oddalił. Wampirzyca zaś, jak gdyby nigdy nic usiadła z powrotem na swoim miejscu i odszukała wzrokiem przystojnego młodzieńca. Rozpoczął on rozmowę z jakimś nieznajomym. Nie urodziła się wczoraj, więc od razy wywnioskowała, że chodzi o jakieś nie do końca miłe interesy. Patrząc na ubiór, wygląd i styl bycia chłopaka, wampirzyca wywnioskowała, że jest on "złym chłopcem", a tacy pociągali ją najbardziej. <em>Oszust? Złodziej? Naciągacz? Może zajmuje się niedozwoloną sprzedażą rzadkich zwierzątek albo piekielnie dobrych trucizn? Płatny morderca? Szpieg? Popychadło szefa jakiejś wielkiej bandy?-</em>zastanawiała się. Z chwili na chwilę rosła jej ciekawość i chęć poznania tego chłopaka. Rozmowa między tą dwójką dla kogoś tak niecierpliwego jak ona wydawała się trwać wiecznie, ale w końcu dobiegła końca. Niemal od razu wampirzyca podniosła się i z niesamowitą prędkością przemieściła na drugi koniec karczmy. Skryła się jednak w cieniu, dzięki czemu mogła zauważyć, jak młodzieniec wodzi wzrokiem po całej sali. <em>Aha, czyli mój czar jak zwykle zrobił </em>swoje-pomyślała zadowolona. Z tej odległości miała też możliwość dokładniejszego przyjrzenia się barwie oczu młodzieńca. Ich barwę można było wręcz nazwać ciemnopomarańczową, nie czerwoną. W końcu wampirzyca zdecydowała się wyjść z ukrycia.<br />
-Szukasz kogoś? Bo wodzisz po całej karczmie takim stęsknionym wzrokiem-powiedziała wampirzyca, używając swojego ulubionego, uwodzicielskiego tonu. Jedno spojrzenie na wampira wystarczyło jej, aby upewniła się, że jest już jej.<br />
-Raven-powiedziała po chwili, podając chłopakowi rękę. Ten zaś złapał ją, ale zamiast pocałować, wstał i przyciągnął wampirzycę do siebie.<br />
-Po co te ceregiele?-spytał Caspian, delektując się przy okazji słodkim zapachem, który ją otaczał.<br />
-Od razu chciałbyś przejść dalej?-zapytała Raven, jednocześnie odsuwając się od wampira.<br />
-Nie wiem, czy na to zasługujesz. Ja nie jestem taka łatwa, jak mogłoby ci się wydawać-dodała, chcąc odejść.<br />
-Już idziesz?-zdziwił się wampir. Myślał bowiem, że Raven jest prostytutką, ale ona w ogóle nie zachowywała się jak one.<br />
-A czemu miałabym dłużej zostawać z kimś, kto nie raczył mi się nawet przedstawić?-odparła wampirzyca.<br />
-A, no tak. Wybacz, nazywam się Caspian-odparł wampir.-Może jednak chwilę jeszcze zostaniesz?-spytał po chwili, uśmiechając się łobuzersko.<br />
-No nie wiem...-Raven wyraziła swoje wahanie. Jednocześnie oparła się dłońmi o stół i lekko pochyliła, po czym podniosła jedną rękę i dotknęła wisiorka naszyjnika Caspiana.- Ładny. I pewnie cholernie drogi-powiedziała, obracając w dłoni mały, szlifowany rubin. Wampir jednak zupełnie nie słyszał jej słów. Głęboki, doskonale widoczny dekolt Raven pochłonął bowiem całą jego uwagę na dłuższy czas. Ocknął się dopiero, kiedy wampirzyca kilka razy chrząknęła.<br />
-Chyba ktoś tu ma bardzo zbereźne myśli-powiedziała.<br />
-Nie, skądże, ja się tylko zamyśliłem-odparł szybko Caspian. Pierwszy raz zdarzyło się, aby ten wampir przed kimkolwiek się tłumaczył.</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-77394793840540095982019-04-19T14:44:00.003-07:002019-04-19T14:44:48.553-07:00Cmentarz Upadłych XXIII "Świetny kierowca"-Tarot. A konkretnie to Wielkie Arkana-powiedziała Annabelle, zniżając lekko głos. Cudem powstrzymałam się od westchnięcia. <i>Niech się już dzieje, co ma się dziać-</i>pomyślałam. Kobieta wzięła karty, które do tej pory leżały na stole i przetasowała je powoli. Miałam nawet wrażenie... Jej ruchy były tak delikatne i precyzyjne, że wyglądało to, jakby darzyła te karty jakąś czcią. Odgoniłam jednak od siebie te głupie myśli. <br />
-Zastanów się, o co chcesz zapytać karty tarota?-spytała Annabelle.<br />
-Nie mam pojęcia-odparłam.<br />
-Możesz pytać o miłość, pracę, plany na przyszłość. Możesz też zadać ogólne pytanie o przyszłość-wyjaśniła kobieta.<br />
-W takim razie ja chyba wolałabym zapytać właśnie tak ogólnie... Bo nie mam pojęcia, o co konkretnie mogłabym zapytać te karty-powiedziałam.<br />
-Niech więc tak będzie-skwitowała Annabelle. Po chwili kazała mi wyjąć ze stosu trzy karty, a potem położyć je w kolejności od pierwszej wyjętej do ostatniej, wierzchem do góry.<br />
-I co teraz?-spytałam, unosząc lekko brwi.<br />
-Teraz trzeba je po kolei odkryć-odparła Annabelle, po czym sięgnęła ręką w stronę pierwszej karty. Odwróciła ją tak, że obie mogłyśmy zobaczyć znajdujący się na niej obrazek. Był to mężczyzna, ubrany w kolorowe szaty. W jednej ręce trzymał książkę, a drugą miał uniesioną ku górze, w stronę jednej ze świecących gwiazd.<br />
-Ok, więc co to jest?-zapytałam, lekko zaintrygowana. W gruncie rzeczy mogłam przecież poudawać, że wierzę w to i że mnie to ciekawi.<br />
-Ta karta to Mag. Może dotyczyć ciebie lub kogoś z twojego otoczenia. Jeśli jest to jakaś osoba, to zrobi albo zrobiła na tobie duże wrażenie. Musisz na tego kogoś uważać. Mag to osoba inteligentna i przenikliwa. Często manipuluje innymi, niezauważenie narzuca im swoje zdanie, również w miłości. Nie oznacza to jednak, że ktoś taki nie potrafi kochać, o nie. Magowie mają jedynie specyficzny sposób wyrażania swojej miłości. Raczej nie lubią mówić o uczuciach, a i w związku często narzucają drugiej osobie swoje racje. Mag sam niechętnie podchodzi do zmian, gdyż uważa, że jest nieomylny, a to, co robi, ma zawsze najlepszy skutek. Magowie nie lubią też być lekceważenie, często zwracają na siebie uwagę swoją wiedzą i elokwencją. Mają w sobie to "coś", co sprawia, że zwraca się na nich uwagę. Karta może też jednak dotyczyć ciebie.<br />
-Wtedy oznacza to, że to wszystko, co powiedziałaś, opisuje mnie?-spytałam z powątpiewaniem.<br />
-Nie do końca. Wtedy znaczy to, że masz w sobie dużo wewnętrznej siły. Potrafisz lub też będziesz potrafiła znaleźć rozwiązanie nawet z najgorszej sytuacji, nic cię nie złamie-wyjaśniła kobieta.<br />
-Nie rozumiem. Dlaczego w odniesieniu do kogoś innego i do mnie ta karta oznacza coś innego? To bez sensu-powiedziałam.<br />
-Nie. To ma sens i to głęboki. Karty tarota mówią. Na swój sposób starają się zawsze coś nam przekazać. To, co oznaczają i co ze sobą niosą, zależy często od tego, w jakiej sytuacji się je losuje, kogo dotyczą lub też jakie karty im towarzyszą-odparła Annabelle. Kiwnęłam lekko głową na znak, że rozumiem, chociaż nadal wydawało mi się to głupie i niedorzeczne.<br />
-Może więc teraz odkryjmy drugą kartę-dodała kobieta. Ponownie kiwnęłam nieznacznie głową, a Annabelle zrobiła wszystko tak samo jak poprzednio. Karta była cała ciemna, oprócz tego widać na niej było tylko kościotrupa, oplecionego wężem.<br />
-A to co za karta?-spytałam, nie kryjąc swojej niechęci.<br />
-To karta Śmierci, ale spokojnie, wcale nie oznacza ona prawdziwej śmierci. Nie musi-powiedziała Annabelle.<br />
-Nie musi...?-odparłam, nie kryjąc już swojego niedowierzania. Wszystko to brzmiało dla mnie jak bajka.<br />
-Karta ta zdecydowanie najczęściej oznacza zmianę. Być może zakończy się jakiś etap w twoim życiu, a zacznie nowy. Może to oznaczać jakąś stratę, zmiana na pewno nie będzie łatwa ani prosta. Być może właśnie przechodzisz albo przejdziesz jakąś przemianę. Spotkasz kogoś, przeżyjesz jakieś zdarzenie, stanie się coś, co diametralnie zmieni twoje postrzeganie pewnych kwestii. Zmiany, które zapowiada ta karta, są konieczne, zmienne i nieuchronne. Nie można ich uniknąć, one już się dzieją, w tobie albo w twoim otoczeniu. Karta ta może oznaczać, że dojrzejesz, aby podjąć jakąś ważną dla ciebie decyzję, niosącą poważne skutki. Możesz nie mieć wyjścia, ale już jesteś albo będziesz niedługo gotowa na zmianę-wyjaśniła Annabelle..<br />
-Ok, czyli śmierć oznacza zmianę?-spytałam. Kobieta kiwnęła nieznacznie głową.<br />
-Gwałtowną, nieoczekiwaną, zapewne trudną. Ale taką, z którą sobie poradzisz-odparła kobieta.<br />
-Yhm...Więc teraz odkrywamy trzecią kartę?-zapytałam.<br />
-Dokładnie-odparła Annabelle, po czym odwróciła kolejną kartę. Przedstawiała ona dwa białe konie, biegnące po wodzie albo właściwie wynurzające się z niej. W tle widoczny był też, również cały biały, mężczyzna, trzymający złote wodze.<br />
-Ostatnia karta. Co oznacza?-zapytałam.<br />
-To Rydwan. Oznacza przede wszystkim dynamikę i ruch. Jest niczym nagły powiew wiatru w żaglach. Przyspieszenie i pęd do przodu. Pędząc tak, często nie oglądamy się za siebie, zostawiamy przeszłość i nie przejmujemy się nią. Nie widzimy tego co jest "teraz", bo podążamy wprost do przyszłości. Liczy się tylko obrany cel. Rydwan przede wszystkim oznacza ruch, a jak ruch, to także zmiany-wyjaśniła Annabelle.<br />
-Znowu zmiany-zauważyłam.<br />
-Dokładnie. Aczkolwiek zmiany, które zapowiada Śmierć są inne od tych zapowiadanych przez Rydwan-odparła kobieta.<br />
-Więc dlaczego obie te karty ukazały mi się razem?-zapytałam.<br />
-Do tego zaraz przejdziemy. Najpierw dokończmy naszą rozmowę o samym Rydwanie-odparła Annabelle. <em>Trudno nazwać rozmową sytuację, kiedy ty mówisz, a ja tylko słucham-</em>pomyślałam, ale nic więcej nie powiedziałam.- Rydwan to przeważnie zmiany w dobrym kierunku, choć nie zawsze. Zależy to od kart, które mu towarzyszą. Na pewno jednak coś się zadzieje, powieje wiatr zmian. Karta ta bardzo często oznacza zmianę miejsca, być może jakąś podróż, niekoniecznie zapowiedzianą. Zapowiada także nadejście jakiejś wiadomości-powiedziała Annabelle, po czym zapadła chwila ciszy, dzięki której przekonałam się, że nastąpił koniec opowiadania o Rydwanie.<br />
-I co teraz?-spytałam, lekko znużona.<br />
-Teraz należy zinterpretować, co te karty oznaczają razem. Być może znajdujesz się pod wpływem osoby z osobowością Maga. Ponadto już niedługo w twoim życiu nastąpią gwałtowne i niespodziewane zmiany, niekoniecznie łatwe. Jednakże uda ci się odnaleźć wewnętrzną siłę, która pozwoli ci je wszystkie przetrwać-powiedziała Annabelle.<br />
-Aha, czyli ogólnie zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany, plus jakiś mag w życiorysie?-spytałam, po czym uśmiechnęłam się lekko. Nie mogłam się powstrzymać od tej odrobiny złośliwości.<br />
-Cóż, w prosty sposób tak właśnie można to ująć. Jednak z kartami nie ma żartów. Jeśli one coś mówią, to tak musi być-odparła Annabelle.<br />
-Dobrze, skoro pani tak twierdzi... Jeśli w moim życiu nastąpi jakaś niespodziewana zmiana, może nawet uwierzę w ich moc-powiedziałam.<br />
-Ludzie często nie dowierzają, ale potem równie często zmieniają zdanie-odparła Annabelle.<br />
-A to ciekawe-przyznałam, wstając od stołu. Następnie podziękowałam wróżce za... wróżby. Chwilę później w pokoju zjawiły się dziewczyny odpowiedzialne za ściągnięcie jej tutaj. Pożegnałam się z Ananbelle i poszłam do pozostałych osób, które teraz głośno rozprawiały o tym, co wyszło im podczas wróżb. Oczywiście zaczęły też wypytywać mnie. Kiedy im o tym opowiedziałam, od razu zaczęły też wszystko komentować i zastanawiać się, co to może znaczyć. W końcu jednak straciły zainteresowanie mną, a potem nawet całymi tymi wróżbami. Wreszcie któraś z nich zasugerowała, że powinniśmy pójść się zabawić trochę na miasto. Byłam temu przeciwna, zresztą nie tylko ja, ale w wyniku demokratycznego głosowania uznano, że jednak opuszczamy mieszkanie naszej przyszłej panny młodej. Chcąc nie chcąc, ubrałam się i z resztą wesołej i pijanej gromadki dziewczyn wyszłam na zewnątrz, prosto w ciemną noc. Plan był taki, że zamawiamy taksówkę do centrum i tam się dalej dobrze bawimy. Oczywiście mogłyśmy poczekać na taksówkę w domu, ale po co myśleć logicznie po alkoholu? Tak więc wszystkie stałyśmy tam i marzłyśmy z zimna. Spacerowałam tak sobie obok jakiegoś wjazdu na posesję czy czegoś takiego. Niecierpliwie wyczekiwałam zbawienia pod postacią tej głupiej taksówki, bo było mi naprawdę zimno. W pewnym momencie nagle zachwiałam się i upadłam na ziemię. Niemal od razu poczułam okropny ból kolan, ale w tej samej chwili z owego wyjazdu wypruło niczym strzała auto, całe czarne, w dodatku ze zgaszonymi reflektorami. Wyjechało sobie i pojechała gdzieś w siną dal, a ja tak zostałam, na tej ziemi, oniemiała z wrażenia. Gdybym się nie wywaliła, pewnie znalazłabym się na jego drodze. Swoją drogą to był "świetny kierowca", skoro jeździł bez jakichkolwiek świateł. <i>Kto normalny tak robi? Może to był ktoś pijany albo naćpany?-</i>pomyślałam. W tej samej chwili podbiegła do mnie jedna z dziewczyn, jak się okazało, Kitty. Zresztą, nie tylko jej uwagę przykuło zachowanie tego kierowcy, bo po niej podeszło jeszcze kilka dziewczyn.<br />
-Nic ci nie jest?-spytała z troską Kitty.<br />
-Nie, chyba wszystko w porządku-odparłam, po czym ostrożnie wstałam, lekko się chwiejąc.<br />
-Akurat. Masz zdarte do krwi kolana-zauważyła Kitty. Pochyliłam lekko głowę, aby lepiej przyjrzeć się swoim kolanom.<br />
-O... Faktycznie-odparłam.<br />
-Nie mówiąc już o podartych rajstopach-dodała Kitty.<br />
-Ale dobrze, że nic poważnego ci się nie stało! Przecież ten debil mógł wjechać w ciebie!-zawołała przerażona Ruby. Jedna z dziewczyn, chyba Cleo, zajęła się uspokajaniem jej.<br />
-Wróćmy może lepiej do domu i poszukajmy czegoś, żeby cię jakoś...eee... opatrzyć?-zasugerowała Kitty. Ruby, nieco już uspokojona, poszła ze mną i jeszcze kilkoma dziewczynami do swojego mieszkania, gdzie po kilkunastu minutach intensywnych poszukiwań odnalazła wreszcie jakieś plastry, wodę utlenioną, a nawet bandaż, ale on akurat na niewiele się zdał. Po kilku minutach przemyłam zdartą skórę i zrobiłam sobie prowizoryczny opatrunek a'la Ja i Moje Znikome Umiejętności Opatrywania. Nie zmieniało to jednak faktu, że kolana nadal mnie niemiłosiernie piekły.<br />
-Słuchajcie dziewczyny, gdyby któraś z was miała ochotę, to ja mam tutaj jeszcze niezłą whisky... I ona na pewno uśmierzy ból-powiedziała Ruby, wracając do pokoju z pokaźną butelką tego wysokoprocentowego trunku. Uśmiechała się przy tym, jakby wygrała milion dolarów, więc i my wszystkie od razu nabrałyśmy ochoty na kolejna dawkę niezłej zabawy.<br />
~*~<br />
-Niby jesteś dorosła, a nie znasz pierwszej zasady obowiązującej podczas spożywania alkoholu? Przecież jest prosta i krótka; nie mieszaj-powiedział Jack, wchodząc na chwilę po coś do łazienki. Słyszałam go, jak grzebie w jednej z szafek.<br />
-Zamknij się lepiej i... mnie nie denerwuj-przynajmniej tyle byłam w stanie wymamrotać między jedną falą nudności, a drugą. Czułam się, jakby mój żołądek chciał wyrzygać sam siebie, ale niestety urządziłam się tak na własne życzenie. Pamiętam, jak piłam whisky, ale potem znalazł się jeszcze kolejny szampan, a niektóre z dziewczyn popijały też wódkę... Na myśl o tym, jak bym się czuła, gdybym i ja tego spróbowała, znowu zrobiło mi się niedobrze i musiałam zwymiotować. Miałyśmy jechać do miasta, a skończyło się na tym, że wszystkie skończyłyśmy zalane w trupy. Najbardziej chyba było mi wstyd przed Jack'iem, bo on nigdy wcześniej w takim stanie mnie nie widział. Bo ja nie doprowadzam się do takiego stanu! Nigdy! Tylko teraz nie wiem, co mi odbiło. Tak samo nie wiem, co się w końcu stało z tymi taksówkami... <i>W ogóle od tego myślenia tylko bardziej boli mnie głowa i jeszcze bardziej jest mi niedobrze. Chcę umrzeć!-</i>pomyślałam, do granic możliwości zła, smutna, załamana i zrozpaczona. Byłam na siebie wściekła i najchętniej cofnęłabym się teraz w czasie i pobiła samą siebie za ten głupi pomysł aż takiego upicia się.<br />
-Masz. Zrobiłem ci coś dobrego na kaca. Wypij to, jak już będziesz w stanie-powiedział Jack, ponownie pojawiając się w łazience. Potem postawił jakąś szklankę na podłodze obok mnie (albo obok toalety, jak kto woli, bo chwilowo nie odstępowałam jej na krok) i ponownie skierował się w stronę drzwi.<br />
-Jak byś czegoś jeszcze potrzebowała, jestem w swoim gabinecie. Krzycz, wołaj, przyjdź po mnie, a ja przybędę na twe zawołanie-powiedział jeszcze przed wyjściem, posyłając mi uśmiech pełen współczucia. Jeszcze bardziej się na siebie wściekłam. On był taki kochany, a ja nawet na to nie zasługiwałam, za to, jak mi odbiło. <i>Bo chyba oszalałam, żeby doprowadzać się do takiego stanu</i>-pomyślałam. Jednocześnie odwróciłam się tyłem do muszli klozetowej, tak, aby móc się o nią swobodnie oprzeć, i wyciągnęłam rękę po zbawienie w szklance, które przygotował mi Jack.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-10416796447135499502019-04-11T06:02:00.001-07:002019-04-11T06:02:22.609-07:00Cmentarz Upadłych XXII "Wieczór panieński"Poprzedni mechanik był zdania, że nic z przewodami nie robił, a obecny z kolei miał potwierdzenie, że jednak coś było z nimi nie tak. I tak w kółko, miałam już tego serdecznie dość. Poprzedni mechanik pokazał mi nawet jakieś papiery, sama przekopałam się przez stos własnych dokumentów dotyczących napraw mojego samochodu i nie znalazłam tam nic nieprawidłowego. Ani ja, ani Jack, ani obecny mechanik. Przez chwilę chciałam iść z tym nawet do swojego ojca, ale szybko porzuciłam ten zamysł, bo nie chciałam go denerwować. Jack dał je nawet do przejrzenia jakiemuś rzeczoznawcy samochodowemu, który był biegłym w sądzie i którego on poznał przy okazji jednej ze spraw. Wszystko jednak było ok i wszystko wskazywało na to, że to zwykły przypadek albo pech. Oczywiście, przyznaję się do tego, sama najpierw pomyślałam, że to poprzedni mechanik coś sknocił, ale wolałam nie robić na początku awantury i wszystko na spokojnie wyjaśnić. I, jak się okazało, całe szczęście, że tak właśnie postąpiłam, bo teraz musiałabym nie tylko wstydzić się za swoje pochopne myśli, ale i za urządzenie karczemnej awantury. Pozostało mi więc pogodzić się z tym wszystkim i wrócić do ogarniania mojej cukierni. Oprócz tego, jakby tego było mało, dowiedziałam się od Ruby, że Kevin się jej oświadczył i jak najszybciej planują wziąć ślub. Nie miałam pojęcia, skąd aż taki pośpiech, ale faktem było, iż dostałam zaproszenie na jej wieczór panieński, który miał się odbyć dosłownie za tydzień. Na szczęście nie miałam wtedy nic zaplanowanego, nie chciałam zresztą z tego rezygnować, bo mimo że Ruby z biegiem lat stawała się coraz bardziej denerwująca i zawsze wszystko robiła na ostatnią chwilę, to ją lubiłam. Teraz więc, razem z Kitty, wybrałyśmy się na rajd po sklepach, co by kupić coś wystrzałowego na tą imprezkę. Jack miał wrócić do domu późno wieczorem, toteż ja sama pozwoliłam sobie na powrót dopiero koło 21. Na szybko zrobiłam sobie do zjedzenia makaron z sosem, a potem uszykowałam Jack'owi kanapki (nienawidził odgrzewanego jedzenia). Po 22 włączyłam sobie telewizor i zaczęłam oglądać jakiś film. Chyba mi się przysnęło, bo obudziłam się dopiero, kiedy poczułam jakiś ruch.<br />
-Co się...?-zaczęłam, ale niedane mi było dokończyć.<br />
-Ciii...-przerwał mi Jack.- A już myślałem, że uda mi się zanieść cię do sypialni bez budzenia-dodał.<br />
-Po co niesiesz mnie do sypialni?-odparłam, nadal nie do końca przebudzona.<br />
-Bo zasnęłaś w salonie przed telewizorem. Rano być pewnie narzekała, że wszystko cię boli-wyjaśnił Jack.<br />
-Mogłeś mnie po prostu obudzić, a nie...Postaw mnie, przecież mam obie nogi sprawne, nie musisz mnie nieść!-zawołałam, ale uśmiechnęłam się lekko, aby mój narzeczony wiedział, że nie mam mu niczego za złe.<br />
-Ale już jesteśmy na miejscu-powiedział i opuścił mnie na podłogę w drzwiach naszej sypialni.<br />
-Następnym razem po prostu mnie obudź-odparłam, wchodząc do pokoju.<br />
-Wiesz, że następnym razem postąpię tak samo jak teraz-powiedział Jack.<br />
-Wiesz, że wtedy się na ciebie zezłoszczę-odparłem.<br />
-Wiesz, że nie potrafisz się na mnie długo złościć, bo jestem zbyt idealny-stwierdził. Spojrzałam na niego z lekko uniesionymi brwiami.<br />
-Doprawdy?-spytałam.<br />
-Tak-odparł, najwidoczniej bardzo pewien swojej odpowiedzi.<br />
-Ciekawe co powiesz, jak już znajdę sobie lepszego-powiedziałam.<br />
-Nie powiem nic, bo nie znajdziesz lepszego niż ja!-odparł z uśmiechem Jack. Rozbawiona, pokręciłam tylko lekko głową. <i>I jak ja mogłabym go nie kochać-</i>pomyślałam. Poszłam jeszcze do łazienki, żeby umyć zęby i uszykować się do snu. Kiedy wróciłam, jedyną oznaką tego, że Jack jeszcze żyje, było jego ciche chrapanie. Wsunęłam się do łóżka obok niego, przykryłam kołdrą i niedługo później już spałam.<br />
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Tydzień minął mi jak z bicza strzelił. Najpierw musiałam jeszcze załatwić parę spraw w związku z otwarciem własnej działalności, parę razy odwiedziłam z Jack'iem moich rodziców, a na końcu musiałam jeszcze uszykować się na ten wieczór panieński. Raz też omal nie zostałam potrącona, a uratował mnie zwykły przypadek. Szłam sobie chodnikiem, dochodziłam do skrzyżowania, na którym paliło się zielone dla pieszych i nagle BAM! Potknęłam się o powietrze i wylądowałam na ziemi. W myślach zaczęłam już przeklinać tego, kto zbudował ten zapewne krzywy chodnik, kto wymyślił w ogóle sygnalizację i tego kto odkrył powietrze, jednocześnie podnosząc się i zbierając rzeczy, które wysypały mi się z torebki. W tej samej chwili zza zakrętu wypadło jakieś rozpędzone auto i nie zwracając uwagi na to, że ma czerwone światło, wbiło z prędkością światła na skrzyżowanie i pojechało dalej. Na szczęście nikogo akurat tam nie było, ale gdyby nie ten upadek, byłabym tam ja. Na domiar złego, dzień przed imprezą w ogóle się nie wyspałam, bo co chwila budziłam się w nocy, zlana potem. Nie pamiętam nawet, co mi się śniło, ale raczej nic przyjemnego. Żałowałam wtedy, że nie ma przy mnie Jack'a, ale on chciał jeszcze raz osobiście zobaczyć miejsce zbrodni i porozmawiać ze świadkami. Wyjechał więc rano i miał wrócić do domu dopiero popołudniu, wtedy kiedy ja miałam już iść na wieczór panieński Ruby. Na szczęście udało mu się wrócić godzinę wcześniej i mogliśmy jeszcze trochę pogadać, co nie zmieniało faktu, iż ze zmęczenia czułam się martwa w środku. O umówionej godzinie przyszła do mnie Kitty i razem zamówiłyśmy taksówkę pod adres, który wskazała nam Ruby. Kitty ubrała się w ciemnoróżową sukienkę na ramiączkach. Sięgała jej do połowy ud i u dołu miała trochę więcej materiału, przez co ładnie się falowała. Ja wybrałam czarną, dość obcisłą, również na ramiączkach. Była trochę dłuższa niż ta Kitty, ale za to miała większy dekolt. Po około czterdziestu minutach jazdy dotarłyśmy do domu Ruby, bo tutaj miałyśmy się wszystkie spotkać. Dziewczyna otworzyła nam drzwi, zaczęła piszczeć z radości i po kolei rzuciła się każdej z nas na szyję. Dałyśmy jej nasze drobne upominki, za co Ruby ponownie się na nas rzuciła i omal każdej z nas nie przewróciła. Miała dość specyficzny sposób wyrażania swojego entuzjazmu. Później Ruby zaprowadziła nas do salonu, gdzie przywitałyśmy się z resztą dziewczyn. Gdy były już wszystkie, otworzyłyśmy pierwszego szampana. Na początku, wiadomo, musiałyśmy się rozkręcić, ale potem już gadałyśmy jak najęte, śpiewałyśmy i tańczyłyśmy ile dusza zapragnie. I oczywiście dużo, dużo piłyśmy. Nasze krzyki i piski mieszały się z muzyką. Dziwiłam się, że sąsiedzi jeszcze nie oszaleli. Po jakiejś godzinie dwie z dziewczyn wyszły gdzieś, konspiracyjnie między sobą szepcząc i śmiejąc się. Zdziwiło mnie to, zresztą nie tylko mnie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ciekawe, co one kombinują-powiedziała Kitty.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie mam pojęcia, ale też mnie to ciekawi-odparłam z uśmiechem. Po chwili wszystko się wyjaśniło. Jedna z nich weszła do pokoju.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dziewczyny! Mam do was prośbę! Teraz musicie mi trochę pomóc to wszystko ogarnąć, bo zaraz wbije nam tu prawdziwa wróżka i będzie wróżyć!-zawołała dziewczyna. Część osób zaczęła się śmiać, część rzuciła się do sprzątania, jedni zaczęli się ekscytować, a i parę dziewczyn było do tego wszystkiego sceptycznie nastawionych, w tym ja. Ale sama Ruby była zachwycona.</div>
<div style="text-align: left;">
-Super! To będzie ekstra! Zaraz wszystko ogarniemy!-zawołała, po czym niemal każda z nas zaczęła pomagać w sprzątaniu.</div>
<div style="text-align: left;">
-W razie czego nie martwcie się, jak nie będziecie chciały, nie musicie brać w tym udziału-powiedziała jedna z dziewczyn, które były za to odpowiedzialne.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<i>Guzik prawda-</i>myślałam załamana, kiedy lekki pijana Kitty i trochę bardziej pijana Ruby zaczęły mnie niemal siłą ciągnąć do drugiego pokoju, w którym uszykowały miejsce dla wróżki. Chciałam cały ten cyrk przeczekać, ale widocznie nie było mi dane. Wolałam nie awanturować się z będącymi już pod wpływem procentów dziewczynami, więc dałam się im zaprowadzić do tej całej wróżki. Niemal wszystkie pozostałe osoby skorzystały już z jej "usług", więc przyszła pora i na mnie. </div>
<div style="text-align: left;">
-Witam-powiedziałam, uśmiechając się lekko do kobiety. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Usiąść na krześle? Odprawić jakiś rytuał? Magiczne powitanie? Pocałować kryształową kulę?</div>
<div style="text-align: left;">
-Witaj-odparła kobieta, gestem wskazując miejsce przed sobą. Zajęłam je, a Kitty i Ruby wyszły z pokoju, bo podobno podczas wróżb lepiej było, kiedy wróżka i zainteresowana osoba były sam na sam. Jak powiedziały mi osoby, które jako pierwsze poszły sobie powróżyć "obecność innych zakłóca energię". Miałam co do tego wątpliwość, ale dziś postanowiłam dać już święty spokój z tym wszystkim. <i>Im szybciej to wszystko się zacznie, tym szybciej się skończy i będę wolna-</i> pomyślałam. Przyjrzałam się uważnie "wróżce". Spodziewałam się, że będzie to jakaś starsza pani, ubrana w dziwne chusty, kolorowe bransolety, z jakimiś dziwnymi wzorami na skórze, ale nic takiego nie zauważyłam. Kobieta miała na oko z czterdzieści lat i owszem, miała jedną chustę, zarzuconą na ramiona, ale poza tym wyglądała normalnie. Miała blond włosy (farbowane, bo widać już było niewielkie, ciemne odrosty) i wyglądała naprawdę dobrze oraz sympatycznie. <i>Teraz tylko wysłuchać tych paru bzdur-</i>pomyślałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nazywam się Annabelle-przedstawiła się kobieta.</div>
<div style="text-align: left;">
A nie madame Annabelle? Albo madame Paradise albo jakoś tak? Proszę wybaczyć, że o to pytam, ale ilekroć słyszałam coś o wróżkach, zawsze miały one jakieś wymyślne...pseudonimy?-powiedziałam lekko zaskoczona. Kobieta posłała mi kolejny uśmiech i nawet zaśmiała się krótko.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ach tak, to często zjawisko. Wynika to z tego, że wiele z nas za patronów, opiekunów czy powierników swojej działalności obiera jakieś stare bóstwa, które mają nam pomagać. Wtedy też przyjmujemy ich nazwy jako swoje, jak to nazwałaś, pseudonimy-wyjaśniła kobieta.</div>
<div style="text-align: left;">
-Aha, a pani...</div>
<div style="text-align: left;">
-Wystarczy Annabelle. Nie lubię, gdy mówi się do mnie per "pani"-przerwała mi kobieta.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dobrze. W takim razie ty, Annabelle, nie masz takiego patrona?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Och, oczywiście, że mam!-zawołała wróżka.- Jest nim moja babcie, która też była wróżką. I też miała na imię Annabelle. Ona pomaga mi w interesach, że tak to ujmę-wyjaśniła kobieta.</div>
<div style="text-align: left;">
-Więc dlaczego tu z tobą nie przyjechała?-zdziwiłam się.-Chyba że pracujecie w pojedynkę? W sumie nigdy nie słyszałam, żeby jakieś wróżki pracowały razem-dodałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie, ona ze mną nie pracuje. Niestety, od wielu lat nie żyje-powiedziała Annabelle, a ton jej głosu lekko się zniżył.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak to? To znaczy, bardzo mi przykro z tego powodu, ale powiedziałaś przecież, że ona ci pomaga-odparłam zaskoczona.</div>
<div style="text-align: left;">
-To prawda. Pomaga mi zza światów-wyjaśniła Annabelle.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zza światów?-powtórzyłam po niej zaskoczona.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak. Wiem, że jest w stanie i że to robi-odparła kobieta.</div>
<div style="text-align: left;">
-A skąd to wiesz?-dopytywałam dalej.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bo mi to powiedziała.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kiedy?</div>
<div style="text-align: left;">
-Gdy z nią rozmawiałam-wyjaśniła wróżka.</div>
<div style="text-align: left;">
-Przed śmiercią?-chciałam się upewnić. Annabelle ponownie uśmiechnęła się lekko.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie, już po-odparła.</div>
<div style="text-align: left;">
-Rozmawiałaś z nią po śmierci? Niby jak?-zdziwiłam się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Za pomocą czarów można...może nie pokonać, ale trochę osłabić barierę między światami żywych i umarłych, którą jest śmierć-powiedziała Annabelle. To przywołało mnie do porządku. Przypomniałam sobie, że mam do czynienia z osobą, która żyje z wciskania ludziom takiego kitu.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ah...rozumiem-odparłam krótko, po czym chwilowo zapanowała między nami cisza. Annabelle zaczęła mi się uważnie przypatrywać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Co jest? Coś się stało?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie. Zastanawiam się tylko, co będzie w tym wypadku najlepsze. Może na sam początek zdradzisz mi swoje imię?-spytała kobieta. Momentalnie zrobiło mi się głupio, że zamiast przedstawić się na początku, od razu zaczęłam ją tak o wszystko wypytywać. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nazywam się Alice-odparłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Alice...Myślę, że wiem już, co będzie dla ciebie dobre-powiedziała Annabelle, po raz kolejny lekko się uśmiechając.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~****~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Rozdział miał być dłuższy, w końcu póki jest strajk, mam trochę więcej czasu na pisanie, ale strasznie boli mnie dziś brzuch. Mam jednak szczerą nadzieję, że w tym miesiącu uda mi się poprawić moją aktywność na blogu:D</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-7817273658463746682019-03-20T14:01:00.000-07:002019-03-20T14:01:02.259-07:00Cmentarz Upadłych XXI "Strach, sukces i miłość"-No nie wiem, a te nie lepsze?-spytała Kitty, wskazując obrazek, na którym widoczny był różowy obrus ze wzory w postaci jakichś kolorowych kropek.<br />
-Ten?-zdziwiłam się.-Nie wydaje ci się zbyt dziecinny?-dodałam.<br />
-Ale biały jest znowu taki nudny-odparła Kit.<br />
-Ale ten też ma wzory. Różne owoce, motylki, kwiatki, można sobie wybrać-odparłam. Byłyśmy władnie na etapie zamawiania obrusów do mojej cukierni. Wcześniej urządziłyśmy sobie pielgrzymkę chyba po wszystkich sklepach w naszym mieście, w których możliwe było zdobycie jakichś nakryć, ale żadne nam nie odpowiadały. Zanim podjęłyśmy ostateczną decyzję, minęło pół dnia. Potem razem z Kitty poszłyśmy jeszcze na mały lunch. Później, sama nie wiem jak, reszta dnia jakoś minęła i w końcu znalazłam się wieczorem razem z Jack'iem w naszym salonie. Siedziałam oparta plecami o bok kanapy, zawinięta w kokonie z miłego, puchatego koca. W telewizji właśnie zaczynał się jakiś film, kiedy przede mną pojawił się mój narzeczony. Trzymał dwa kubki, z których parowało coś gorącego.<br />
-Co to?-spytałam, unosząc się lekko.<br />
-Kakao. Uznałem, że będziesz miała ochotę-odparł Jack, podając mi przy tym kubek. Następnie usiadł obok mnie, a ja zmieniłam pozycję tak, żeby móc się o niego trochę oprzeć.<br />
-Nie pomyślałam o tym, ale masz rację. Teraz już wiem, że miałam ochotę na kakao, tylko o tym nie wiedziałam-powiedziałam, po czym pochyliłam się lekko i pocałowałam go w kącik ust.<br />
-Co byś beze mnie zrobiła?-spytał z uśmiechem.<br />
-Raczej "czego bym nie zrobiła". Nie wypiłabym pysznego kakao-odparłam, po czym przystawiłam do ust kubek. Aby lepiej było mi go utrzymać, owinęłam go wcześniej kawałkiem koca. Wzięłam jeden mały łyk, gdyż napój było gorący, a ja nie zamierzałam znowu lądować w szpitalu, tym razem z powodu poparzenia języka, migdałków czy czego tam jeszcze.<br />
-Co oglądamy?-zapytał Jack, przenosząc wzrok na telewizor.<br />
-Nie mam pojęcia-odparłam, obserwując ze znużoną miną ludzi, którzy właśnie pojawili się na ekranie.-Ale póki oglądam to z tobą, we własnym domu i z kakao w rękach, to jest fajny film-dodałam. Posłałam przy tym Jack'owi uśmiech, który ten odwzajemnił. Po chwili jednak poczułam coś dziwnego, ale zignorowałam to uczucie, przynajmniej na początku. Niestety, nie dało się go dłużej zignorować, kiedy kilkanaście minut później wystrzeliłam jak z procy w stronę łazienki, bo zrobiło mi się niedobrze i mogło to się skończyć katastrofą.<br />
-Kochanie, co się dzieje?-spytał z troską w głosie Jack, kiedy pojawił się przy mnie kilka minut później.<br />
-Nie mam pojęcia-odparłam.-Po prostu tak nagle zrobiło mi się niedobrze-dodałam. Nie musiałam nawet patrzeć na Jack'a. Wystarczyło, że wyobraziłam sobie tę zmartwioną minę, którą najpewniej przybrał.<br />
-Może jesteś chora?-zapytał Jack.<br />
-Może. Ale w takim razie niedługo mi przejdzie. Kupię jakieś witaminy albo elektrolity w aptece, a jak nic to nie da, to po prostu poleżę kilka dni w łóżku-odparłam. Jack posłał mi spojrzenie pełne zwątpienia.<br />
-Ty i leżenie w łóżku? Przez kilka dni? Już to widzę, gdyby nie ja, to nie poszłabyś do lekarza nawet gdyby coś odcięło ci rękę-odparł chłopak. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałam się.<br />
-A to niedobrze? Po prostu nie lubię tak się wylegiwać, mam wtedy wrażenie, że nie jestem nikomu potrzebna i nawet zamiast pomóc, tylko przeszkadzam-odparłam. Jack nic nie powiedział, tylko westchnął, po czym objął mnie ramieniem.<br />
~*~<br />
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej jedną ze swoich bluzek. Po namyśle jednak wyciągnęłam też i drugą. I trzecią. I czwartą. Każda z nich mi pasowała, ale nie miałam pojęcia, którą powinnam ubrać. Jak ja nie lubiłam się szykować! W końcu odrzuciłam dwie z opcji. Została błękitna i jasnozielona. Kiedy próbowałam podjąć tę najtrudniejszą decyzję w moim życiu, usłyszałam, że w kuchni właśnie zagotowała się woda. Rzuciłam więc wszystko i pognałam tam tylko w spodniach, z rozwianym włosem. W tej samej chwili zaczął dzwonić mój telefon. Ja jednak byłam już w kuchni, więc postanowiłam, że najpierw zaleję wrzątkiem swoją zupkę chińską, a potem odbiorą. Wcześniej musiałam jednak wydobyć telefon spod góry dokumentów, zeszytów, książek i masy śmieci. W ostatniej chwili go odebrałam. Dzwonił jakiś nieznany numer, więc na wszelki wypadek nie odezwałam się, tylko pozwoliłam, żeby rozmowę rozpoczęła osoba dzwoniąca.<br />
-Dzień dobry. Dodzwoniłem się do pani Alice Winslet?-usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. <br />
-Tak, a kto mówi?-zapytałam. Spodziewałam się, że będzie to jakiś sprzedawca albo inny biedak, który musi całe dni dzwonić do ludzi i z nimi gadać o tym, jakie to mieli szczęście, bo zostali wylosowani i wygrali jakąś tam nagrodę. Jednak...ktoś taki raczej nie rozpocząłby rozmowy w ten sposób.<br />
-Nazywam się hjsgdsjjlska. Jestem mechanikiem samochodowym, dostałem ten numer od pańskiego ojca-odparł mężczyzna.<br />
-Ach, to pan! Czy coś się stało? Mój samochód jest już naprawiony?<br />
-Dzwonię właśnie w tej sprawie. Niestety nie mam dla pani dobrych wieści...<br />
-Co? Ale jak to? Nie da się go naprawić? Przecież to nie wyglądało na poważne uszkodzenie...-odparłam zaskoczona.<br />
-Nie, nie o to chodzi. Może mogłaby mi pani powiedzieć, robił ktoś coś ostatnio przy tym aucie? Może było w jakiejś naprawie?-pytanie mechanika zdziwiło mnie, ale odpowiedziałam na nie zgodnie z prawdą.<br />
-Tak. Ostatnio trochę odmówił mi posłuszeństwa i dałam go do naprawy. Ale co się właściwie stało?-zapytałam.<br />
-Otóż stało się to, że w samochodzie niesprawne były przewody hamulcowe-wyjaśnił w końcu mechanik. Poczułam, że uginają się pode mną kolana.<br />
-Co? Ale jak to? Jest pan pewien?-spytałam drżącym z emocji głosem.<br />
-Nie ma mowy o pomyłce. Dlatego spytałem o wcześniejsze naprawy. Być może ktoś je uszkodził, chociaż nie powinno mieć to miejsca przy dobrze przeprowadzonej naprawie. Jednak mogły też one zostać uszkodzone z miliona innych powodów. Korozja, uszkodzenie fabryczne albo nawet zwykły przypadek, choć to zdarza się rzadko-powiedział mężczyzna.<br />
-Ale to co teraz? Naprawi je pan?-spytałam.<br />
-Nie ma co naprawiać. Trzeba je wymienić-odparł mój rozmówca.<br />
-A czy to będzie dużo kosztować?<br />
-Nie, to nie jest trudna rzecz. Aczkolwiek zadzwoniłem do pani, gdyż chciałem donieść o tej dość...istotnej usterce.<br />
-Rozumiem. W takim razie dziękuję. I za informację, i za naprawę-odparłam. Chwilę później pożegnałam się z mężczyzną, a potem ciężko opadłam na krzesło obrotowe, która stało przy moim biurku. <em>Jak to możliwe? Co spowodowało, że miałam zepsute przewody? To przez to miałam ten wypadek? Chociaż w takim razie powinnam się cieszyć i być wdzięczną temu zwierzakowi, który przebiegł mi drogę. Przynajmniej tylko przywaliłam w mur i to przy dość małej prędkości. Strach pomyśleć, co by się stało, gdybym nabrała prędkości-</em>na tę myśl wstrząsnęła mną fala dreszczy. Chwilę później zaczęło mi się kręcić w głowie i poczułam się dziwnie zmęczona. Uznałam to za przejaw zdenerwowania, po czym zdecydowałam się iść do kuchni i zrobić sobie kawę. Na jedzenie jakoś straciłam apetyt, ale kofeina zawsze rozjaśniała mi w głowie, więc jej porządna dawka powinna dobrze mi zrobić. Najbardziej na świecie chciałam jednak zadzwonić teraz do Jack'a. Nie mogłam niestety, bo doskonale wiedziałam, iż jest on teraz na rozprawie w sądzie, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Poza tym wolałam najpierw się uspokoić, a nie dzwonić z histerią i jeszcze go dodatkowo denerwować. Tak jak się spodziewałam, po wypiciu kawy nieco ochłonęłam. Nadal jednak byłam tym wszystkim zdenerwowana. Przez chwilę siedziałam przy stole, ściskając w dłoniach opróżniony kubek i zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. Nagle usłyszałam, że otwierają się drzwi. Zaskoczona, wstałam i poszłam na korytarz, sprawdzić kto przyszedł. Już za nim tam dotarłam, usłyszałam wesoły głos Jack'a, przepełniony jednocześnie troską.<br />
-Ojej, przewody hamulcowe? Jak to możliwe, że coś się z nimi stało? Przecież ktoś powinien to zauważyć, prawda? Mechanik, ty, ja...Ale nie martw się, ważne, że tobie nic nie jest. Na polepszenie humoru może napijesz się ze mną wina?-spytał Jack. W tym czasie zdążyłam już dojść do korytarza. Stanęłam w przejściu, naprzeciw drzwi, obok których z kolei stał Jack. Wyglądał normalnie. W pracy musiał wyglądać elegancko, więc jak zwykle ubrany był w garnitur. Jego słowa wydawały się jednak bardzo dziwne. S<i>kąd miałby wiedzieć o przewodach, skoro mu o tym jeszcze nie powiedziałam...? No i co on tak nagle z tym winem?-</i>pomyślałam zdziwiona. Kiedy zaś ponownie spojrzałam na mojego narzeczonego, przez chwilę poczułam w sercu dziki, pierwotny i nieokiełznany lęk. Coś w nim wydało mi się...przerażającego, ale zaraz odgoniłam tę myśl. <i>Przez to wszystko już zupełnie szalejesz-</i>zganiłam się w myślach. Serio, sama nie miałam pojęcia, co i dlaczego się przed chwilą stało. Zrobiłam krok do przodu i posłałam Jack'owi szeroki uśmiech.<br />
-Z chęcią...-zaczęłam, ale w tej samej chwili omal nie dostałam zawału, kiedy tuż przy moim uchu zadzwonił telefon<br />
~*~<br />
Poderwałam się z miejsca jak na zawołanie. Popatrzyłam zdezorientowana dookoła i po chwili mój mózg zarejestrował, że znajduję się w kuchni. Siedzę na krześle. Przy stole. Na którym najprawdopodobniej zasnęłam...<i>Chwila, chwila, chwila, zasnęłam na stole? Jak to możliwe? Aż tak ze mną źle? Ale czy w takim razie to wszystko to był sen?-</i>pomyślałam. Nie miałam jednak czasu zastanawiać się nad tym, gdyż telefon nadal usilnie dzwonił. Odebrałam go. To był Jack.<br />
-Cześć kochanie, jak tam mija ci dzień?-spytał. Jego głos brzmiał niesamowicie radośnie, szybko więc domyśliłam się, że pytanie to zadał mi dla formalności. Tak naprawdę chciał zapewne czymś mi się pochwalić.<br />
-Całkiem dobrze, a tobie?-odparłam. Jack jakby tylko na to czekał.<br />
-Można powiedzieć, że mi też całkiem dobrze! Dzisiaj mój szef podjął decyzję, że pozwoli mi samodzielnie poprowadzić pewną poważną sprawę! A jak się dobrze spiszę, to wiadomo, czekają mnie jakieś profity! Oczywiście wiadomo, że dobrze się spiszę, nie ma innej opcji! Dziś jednak nie mam już nic więcej do zrobienia, a ponieważ do tej sprawy będę musiał przyłożyć się bardziej niż do innych, mogę nie mieć przez jakiś czas za wiele wolnego czasu. Więc tak sobie pomyślałem, że powinniśmy przynajmniej teraz jakoś uczcić nasz sukces!-zawołał uradowany Jack.<br />
-Nasz?-spytałam. Mimo wszystko jego radość sprawiła, że i na mojej twarzy zagościł uśmiech, choć on niestety nie mógł tego zauważyć.<br />
-Ależ oczywiście, że nasz! Pytanie tylko, wolisz romantyczną kolację przy świecach w najdroższej restauracji w mieście, czy w zaciszu domowym?-zapytał Jack. Zastanowiłam się przez chwilę. Prawda była taka, że nadal byłam roztrzęsiona po tym wszystkim i nie za bardzo miałam ochotę cokolwiek świętować, a już zwłaszcza gdziekolwiek wychodzić.<br />
-Hm...druga opcja brzmi bardzo pociągająco-powiedziałam w końcu. Nie bez powodu nie wyjawiłam wprost, że nie mam najmniejszej ochoty opuszczać domu. Chciałam sprawdzić, co o tym sądzi Jack.<br />
-Tak właśnie myślałem, dlatego pozwoliłem sobie zrobić małe zakupy! Za jakieś pół godziny będę w domu-odparł mój narzeczony. Przewidujący jak zawsze, w dodatku znający mnie lepiej niż ja siebie znałam. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym pożegnałam się z nim i rozłączyłam.<br />
~*~<br />
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było pognanie na górę i uszykowanie sobie odpowiedniego stroju. Brzmi łatwo, ale wcale takie nie było. Przekopałam się przez pół jednej szafy i całą drugą, przeglądając łącznie chyba z dwanaście sukienek, kilka bluzek i spódniczek, a butów to już nie zliczę. W końcu jednak zdecydowałam się na czerwoną sukienkę do kolan, dopasowaną do mojej figury, z dużym rozcięciem na plecach, a do tego oczywiście czerwone szpilki. Myśl o miłym spędzeniu czasu odpędziła ode mnie chwilowo ponure myśli. Na wszystko jednak był odpowiedni czas. Swój strój zostawiłam w sypialni, gdyż kiedy wrócił Jack, chciałam razem z nim zająć się przygotowaniem posiłku. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, on niemal wygonił mnie z kuchni, skrzętnie ukrywając przede mną wszystko, co kupił i wyjaśniając, że chce mi zrobić niespodziankę. I że teraz to on rządzi w kuchni i ogólnie mam spadać robić się na bóstwo czy co tam chcę. Tak, dokładnie tak powiedział. Mimo moich protestów, nie ugiął się. Udałam więc obrażoną, że nie pozwala mi robić tego co chcę i przeprowadza jawny zamach na moją wolność osobistą, po czym z radością udałam się z powrotem do sypialni.<i> Skoro tak chciał, to niech się sam męczy w tej kuchni-</i>myślałam, idąc pod szybki prysznic. Ostatecznie po jakichś dwóch godzinach, kiedy byłam już właściwie gotowa (czyli umalowana, ubrana i w ogóle wszystko było na cacy) do jadalni zwabiły mnie zapachy, od których ślinka ciekła.<br />
-Pięknie wyglądasz-powiedział na mój widok Jack, który właśnie kończył nakrywać. Następnie podszedł do mnie i pocałował mnie lekko w usta.<br />
-Ty też wyglądasz całkiem przyzwoicie-odparłam, po czym uśmiechnęłam się złośliwie. <i>A tak całkiem serio, to kiedy on znalazł czas, żeby przebrać się w drugi garnitur?-</i>pomyślałam, ale nie chciałam przerywać tej miłej chwili takimi zwyczajnymi pytaniami. Jack postarał się i przygotował lasagne ze szpinakiem, która, jak się z czasem okazało, była przepyszna! No i oczywiście kupił moje ulubione wino, co akurat trochę mniej mi się spodobało, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Na szczęście Jack był zbyt zaaferowany swoim sukcesem, aby cokolwiek zauważyć. Albo po prostu ja byłam doskonałą aktorką. Wieczór spędziliśmy, najpierw rozmawiając o "naszym" osiągnięciu, przy czym ja chyba z dziesięć razy gratulowałam Jack'owi. Potem pochwaliłam jego zapał, że zadbał o wszystko i przygotował tak wspaniałą kolację. Od słowa do słowa przeszliśmy do prawienie sobie czułych słówek. Byliśmy wystrojeni jakby to była nasza pierwsza randka, jak to zakochani ludzie, dogryzaliśmy sobie, żartowaliśmy i mówiliśmy o naszej miłości, a do tego znajdowaliśmy się pod wpływem dobrego alkoholu. Oczywiście to nie mogło się skończyć inaczej. W pewnym momencie wino się skończyło, więc Jack poszedł po nowe. Stanął obok mnie i nachylił się, wlewając mi alkohol do kieliszka. Kiedy odstawił butelkę, spojrzał na mnie, a ja na niego. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Pochyliłam się do przodu i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który z czasem zmienił się w zaborczy i pełen pasji. Jack położył dłoń na moich plecach, a ja odwróciłam się, bo do tej pory siedziałam do niego bokiem. Całowaliśmy się tak przez chwilę, kiedy nagle Jack wyprostował się. Spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym pożądaniem.<br />
-Idziemy-powiedział z lekką chrypką, po czym zsunął drugą dłoń (którą wcześniej położył na moim ramieniu) i chwycił mnie za dłoń. Bez protestów wstałam i pozwoliłam mu zaprowadzić się do naszej sypialni. Nie obyło się bez drobnych problemów, bo wypity alkohol dawał jednak o sobie znać, w końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Jack pchnął mnie lekko na łóżko, a potem zawisł nade mną, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Chwycił moje ręce i unieruchomił mi nad głową, po czym zaczął mi się przypatrywać.<br />
-Na co tak patrzysz?-spytałam, kiedy przerwa w pieszczotach coraz bardziej się przeciągała.<br />
-Podziwiam twoje piękno-odparł Jack.<br />
-To nie podziwiaj. Tylko działaj-powiedziałam. Mój głos chyba lekko drżał.<br />
-Wiesz, że nie musisz mi tego powtarzać. Kochaniutka, właśnie sprowokowałaś demona seksu-powiedział, po czym zaczął odpinać swoją koszulę.<br />
-Więc teraz chcę zobaczyć, co ten demon potrafi-odparłam, po czym, zniecierpliwiona, pomogłam mu z jego koszulą. Po chwili wylądowała na podłodze, a ja mogłam podziwiać jego umięśnione, idealnie wyrzeźbione, męskie ciało. Jack pochylił się nade mną i zaczął całować oraz podgryzać moją szyję, co wywołało u mnie krótki jęk zadowolenia. Uwolnił moje ręce, więc ja zarzuciłam mu ja na szyję, a potem zaczęłam błądzić po całym jego ciele, chcąc zbadać dokładnie każdy mięsień. W tym czasie Jack mocował się z moją sukienką. Być może po takim czasie powinnam już znać jego ciało na pamięć, nie zachowywać się za każdym razem jak bezbronna dziewica, ale ja miałam wrażenie, że wciąż uczę się go na nowo. I nie przeszkadzało mi to ani trochę.Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-41572205542538798792019-02-27T12:38:00.003-08:002019-02-27T12:38:44.516-08:00Cmentarz Upadłych XX "Uważaj"-Poczekaj, zadzwonię do rodziców. Tata pewnie umiera ze strachu, a mama już nie żyje-powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Na twarzy Jack'a także pojawił się uśmiech, ale niewielki. <br />
-To zadzwoń, a ja ogarnę może taksówkę-odparł chłopak. Wyjęłam z torby telefon i wybrałam numer do mamy.<br />
-Alice? I co ci się stało?-usłyszałam z telefonu głos matki.<br />
-Wszystko dobrze, mówiłam przecież, że nic mi nie jest-odparłam.<br />
-Ale na pewno? Jak to się właściwie stało?<br />
-Nie mam pojęcia, jakiś kot czy pies czy coś innego przebiegło mi przed samochodem-wyjaśniłam.<br />
-Aha, a co teraz zamierzasz?<br />
-Jack właśnie załatwia nam taksówkę do domu. Wcześniej mówił coś, że tata załatwił chyba już sprawę z samochodem, tak?-zapytałam.<br />
-Tak, tak, jak tylko się o tym dowiedział, to zadzwonił do swojego mechanika i on już zabrał auto. Ale może w takim razie wpadniecie do nas?-spytała moja mama.<br />
-Właściwie to chyba nie widzę przeciwwskazań-odparłam, po czym dla pewności zapytałam się Jack'owi, co o tym myśli. Po moim "wypadku" chłopak zadzwonił do swojego szefa i poprosił o dzień wolny. Biorąc pod uwagę jego ostatni sukces, dziwne byłoby, gdyby go nie dostał. W każdym razie, Jack nie miał nic przeciwko, co też zaraz przekazałam swojej mamie.<br />
-W takim razie będziemy za jakieś pół godziny-dodałam, po czym pożegnałam się. Jack i ja odczekaliśmy jeszcze kilka minut, aż zjawiła się zamówiona przez niego taksówka. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy prosto do mojej mamy.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
-Tacie niestety nie udało się zwolnić z pracy...-powiedziała moja mama, prowadząc nas za sobą do salonu.</div>
<div style="text-align: left;">
-I dobrze. Po co miał się zwalniać, skoro nic mi się nie stało?-spytałam z uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale mogło-odparła z powagą moja mama.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale nie stało-powiedziałam. Mama jedynie westchnęła.</div>
<div style="text-align: left;">
-I całe szczęście-dodała.</div>
<div style="text-align: left;">
-A najdziwniejsze jest to, że u nas na osiedlu nie można trzymać zwierząt, więc sam nie wiem, skąd tam miałby się wziąć nawet bezdomny zwierzak?-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-To naprawdę dziwne. Ale nie ma co nad tym teraz myśleć. Napijecie się czegoś? Albo coś zjecie?-zapytała moja mama.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ja bym wypiła kawę-powiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Podpisuję się pod tym obiema rękami-dodał Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ok, w takim razie łącznie trzy kawy. Ale musicie też coś zjeść, na szczęście wczoraj upiekłam ciasto i jeszcze trochę zostało-odparła moja mama, po czym zniknęła w kuchni. Dziesięć minut później cała nasza trójka siedziała przy stoliku i każde miało przy sobie filiżankę z kawą oraz talerzyk z kawałkiem ciasta.</div>
<div style="text-align: left;">
-A wiesz może, co dokładnie tata załatwił z tym samochodem?-spytałam. </div>
<div style="text-align: left;">
-Oddał go swojemu mechanikowi. Ale podał mu też twój numer, żeby w razie czego mógł się skontaktować bezpośrednio z tobą. W końcu kto jak kto, ale on wie, jak bardzo nie lubisz, kiedy ktoś załatwia coś za ciebie-odparła mama.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dokładnie. Jestem wdzięczna za pomoc, ale nawet z tym mechanikiem według mnie to przesada. W końcu dałabym sobie radę sama, nie jestem ułomna!-zawołałam, po czym zaśmiałam się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Oj weź, nikt tak nie uważa-powiedziała moja mama.</div>
<div style="text-align: left;">
-Spokojnie, ja tylko żartuję-odparłam z uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zosia-samosia. Nawet cukiernię ogarnia sama-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-A ty po czyjej jesteś stronie?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Po swojej-odparł z uśmiechem. Po raz nie wiem już który odkąd się poznaliśmy miałam ochotę jednocześnie przytulić go i uderzyć. Ostatecznie jednak pokręciłam tylko z niedowierzaniem głową.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Tata wrócił po południu. Udało nam się jeszcze chwilę porozmawiać, po czym Jack i ja musieliśmy wracać. Oczywiście mojemu tacie uaktywniła się jego "tacierzyńska nadwrażliwość" i zaproponował nawet zostanie nam na noc, tyle że my nie mieliśmy przy sobie nawet ubrań na następny dzień, a Jack przecież szedł do pracy. Tak więc ta opcja dość szybko odpadła. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu, ale tym razem odwiózł nas mój tata.</div>
<div style="text-align: left;">
-To był niesamowicie ekscytujący dzień. Pełen niespodzianek-powiedział Jack, rozbierając się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jakich niby niespodzianek?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-No, najpierw dość niemiła, czyli twój wypadek, potem wizyta u twoich rodziców...</div>
<div style="text-align: left;">
-Też dość niemiła niespodzianka? Wizyta u przyszłych teściów?-spytałam z ironicznym uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ja tego wcale nie powiedziałem-odparł chłopak. Chwilę później zniknął w łazience.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale tak na pewno pomyślałeś!-zawołałam i zaśmiałam się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tego nie wiesz!-odparł. Po kilku minutach Jack wyszedł z łazienki, w samych spodniach od piżamy i z mokrymi włosami.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wiem o tobie wszystko!-zawołałam, po czym doskoczyłam do niego i, nie mogąc się powstrzymać, poczochrałam go jak niesforne dziecko. W odpowiedzi Jack zaśmiał się, a chwilę później chwycił moją rękę, dość mocno, tak, że nie mogłam nią ruszyć. Potem popatrzył na mnie długo i uważnie, a ja to spojrzenie odwzajemniłam. Chłopak uśmiechał się, a w jednym jego policzku zrobił się słodki dołek.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kocham cię. Dobrze, że nic ci się nie stało-powiedział, po czym złożył na moich ustach długi i słodki pocałunek.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zasnęłam. Ale to nie było takie miłe, powolne usypianie, jak gdybyś spał na statku, a do snu kołysałyby cię morskie fale. To było takie uśnięcie, jakby ktoś wziął moją świadomość i wrzucił ją do wielkiej, czarnej dziury na czas mojego snu. I w tej dziurze działy się przedziwne rzeczy, jak to we śnie bywa. Latały jakieś drzewa, ktoś coś krzyczał, w oddali coś dzwoniło, a gdzieś z boku dolatywał mnie dźwięk gitary. Szłam ulicą swojego miasta, ale wszystko było zupełnie inne. Szybko zdałam sobie sprawę, że jestem na jego drugim końcu. Coś podpowiadało mi, że muszę wrócić do domu, ale na pieszo. Nigdzie nie było widać samochodów czy autobusów, nawet ludzi, więc być może moja podświadomość uznała, że taksówek i innych pojazdów już nie ma i muszę zasuwać z buta. Tak więc zaczęłam iść przed siebie. Jednak mimo że wokół nie było praktycznie żywej duszy (jeśli chodzi i ludzi), ruchy był ogromny. Raz musiałam nawet zrobić unik, aby nie znokautowała mnie lecąca krowa. Patrzyłam na to wszystko w totalnym osłupieniu, jednocześnie czułam się...jakoś dziwnie. No tak, nie co dzień widzi się różowe chmury, latające zwierzęta i instrumenty grające same z siebie albo śpiewające kwiaty, ale jednak czułam, że to "dziwne uczucie" nie dotyczy tego wszystkiego. Sama nie wiem, jak długo tak szłam, raz po raz przystając i przypatrując się domom, sklepom, innym budynkom, roślinom, zwierzętom. Wszystko tutaj było zupełnie pomieszane! W pewnym momencie weszłam na ulicę, nie rozglądając się nawet, w końcu nie było tam żadnych samochodów, a to był sen, więc co złego mogło mnie spotkać? Odpowiedź jest prosta" WSZYSTKO. Tym bardziej, że nagle znikąd jednak pojawił się tam samochód. Z okna po stronie kierowcy, ku mojemu zaskoczeniu, wychylił się jakiś mężczyzna, którego twarz była dla mnie niewidoczna.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-UWAŻAJ!-zawołał, co jednak było już niepotrzebne, a przede wszystkim spóźnione, gdyż uderzył prosto we mnie, z całą siłą! Sama nie wiem, co wtedy czułam albo myślałam, wiedziałam tylko, że cieszę się, iż nic mnie nie boli. Przeleciałam dosłownie kilka metrów, po czym spadłam na ziemię jak bezwładna kukła. Chwilę tak leżałam, zła na cały świat, a w szczególności na tego kierowcę. Ja? Ja miałam uważać, podczas gdy to on gnał jak opętany? I zamiast użyć klaksonu czy czegoś, to wychylił się do mnie z auta i po prostu krzyczał, że mam uważać?-myślałam niesamowicie zła. Z tego wszystkiego zaczęło mi dzwonić w uszach, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam strasznie zdenerwowana i dopiero po chwili ochłonęłam na tyle, aby ów słyszany przeze mnie dźwięk zaczął mi coś przypominać. Dzwonienie, a właściwie nie tylko ono, bo i wszystkie inne dźwięki jakby połączyły się, zharmonizowały ze sobą nawzajem i przybrały kształt jednego, niewyraźnego słowa. Skupiłam się najbardziej jak mogłam na tym, aby je zrozumieć. Świat mojego snu, łącznie z kierowcą, który mnie potrącił, przestał dla mnie istnieć, nie licząc jedynie tego słowa, które chciałam usłyszeć i zrozumieć. W końcu, gdzieś na pograniczu świadomości zaczęło się ono materializować, powoli, niczym skraplająca się niespiesznie para wodna.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-<span style="font-size: xx-small;">Uwaaażaaj...uważaaj...uważaj...</span><span style="font-size: x-small;">uważaaj...</span><span style="font-size: small;">uważaj...uważaj...</span><span style="font-size: large;">uważaj </span><span style="font-size: x-large;">uważaj!</span></em></div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Zbudziłam się nagle, od razu podrywając się do pozycji siedzącej. W głowie nadal mi szumiało i miałam wrażenie, że ktoś ciągle szepcze mi do ucha to słowo. Oparłam głowę na ręce, starając się jakoś uspokoić. Wtem doświadczyłam jakiegoś dziwnego uczucia... Najpierw poczułam się trochę słabo, a potem ta słabość jakby przewędrowała przez moje ciało i zatrzymała się w okolicach żołądka...brzmię teraz zapewne jak niespełniona poetka, ale ja tak to właśnie poczułam. Przez chwilę myślałam, że to nadal skutek tego dziwnego snu, ale po chwili dotarło do mnie, na co się zapowiada. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam prosto do łazienki. Uklęknęłam przed toaletą, podniosłam klapę i spędziłam kilka chwil, męcząc się z nudnościami, po czym puściłam soczystego pawia. A kiedy już byłam pewna, że jest po wszystkim, spuściłam wodę, opuściłam klapę i usiadłam na niej na chwilę. Potrzebowałam kilku minut, aby dojść do siebie. Głowa trochę mi pulsowała, i nie byłam już pewna, czy to nadal efekt dziwacznego snu, czy po prostu oznaka jakieś choroby? A może i sam sen spowodowany był gorączką lub ogólnym osłabieniem? W końcu znalazłam w sobie siłę, aby wstać, doprowadzić się do względnego porządku i wrócić do sypialni po ubrania. Tam natknęłam się na Jack'a, który, jak się okazało, uszykował dla nas śniadanie i chciał mi je przynieść do łóżka, tyle że mnie już w łóżku nie było...</div>
<div style="text-align: left;">
-Jesteś naprawdę kochany-powiedziałam z lekkim uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Drobiazg. A czy coś się stało? Wyglądasz dość niewyraźnie-odparł, przypatrując mi się uważnie i z troską.</div>
<div style="text-align: left;">
-I prawdę mówiąc tak też się czuję. Więc wybacz, ale chyba nie skuszę się dziś na te rarytasy. Mój żołądek już od rana się buntuje-powiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-To niedobrze. To bardzo niedobrze-odparł Jack.-Może to jakiś skutek tego wypadku, tylko objawia się dopiero teraz?-dodał po chwili.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wątpię-odparłam, po czym odwróciłam się w stronę komody, aby wyjąć z niej świeżą bieliznę.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale nie możesz być tego pewna-odparł chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
-Niby nie, ale sam pomyśl, to by nie miało sensu-powiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może i masz rację...Co nie zmienia faktu, że musisz teraz na siebie szczególnie uważać...ja muszę na ciebie szczególnie uważać-powiedział Jack. Odwróciłam się do niego z lekko ironicznym uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Sama potrafię o siebie zadbać-odparłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Oj weź, nie bądź taka! Przecież wiesz, że jesteś moim największym skarbem!-zawołał Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-I pewnie zamierzasz zamknąć mnie w starej skrzyni, zakopać gdzieś na bezludnej wyspie i zaznaczyć to miejsce wielkim "X" na jakiejś mapie?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może...-odparł mój narzeczony, po czym uśmiechnął się. Następnie odwrócił się do stolika, wziął z niego kubek i podszedł do mnie.-To chociaż napij się herbaty, to ci na pewno dobrze zrobi-dodał.</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-18909119632687104982019-02-24T08:03:00.001-08:002019-02-24T08:03:16.674-08:00Cmentarz Upadłych XIX "Wypadki chodzą po ludziach"-Cholera! Cholera! Cholera!<br />
-Krzycząc i bijąc kierownicę nic nie zdziałasz. Nie ruszy-powiedziałem ze stoickim spokojem.<br />
-To co ja mam teraz zrobić? Ja muszę natychmiast tam się znaleźć! Mają przywieźć nowe materiały, farby i całą resztę, i co? Co ja im powiem? Poczekajcie chwilę? Przecież oni mają jeszcze inne zadania, rzeczy do dostarczenia...!<br />
-Pozostaje ci zamówić taksówkę-powiedziałem.<br />
-Ale i tak się spóźnię!<br />
-Możesz wziąć moją. Będzie tutaj za dziesięć minut-odparłem. Alice spojrzała na mnie z wdzięcznością, ale niepewnie.<br />
-W takim razie to ty się spóźnisz do pracy-powiedziała.<br />
-Nie spóźnię się, mam jeszcze godzinę. Co prawda chciałem być wcześniej, żeby zrobić sobie małe porządki w papierach, ale to nie jest konieczne. Zamiast tego popróbuję coś zrobić z tym autem. Taksówkę już wcześniej zamówiłem, więc zaraz tu będzie. Ty sobie nią pojedziesz do cukierni, a ja zamówię następną-wyjaśniłem.<br />
-Boże, Jack, kocham cię najbardziej na świecie!-zawołała Alice, po czym rzuciła mi się na szyję.<br />
-Ja ciebie też, kotku-odparłem. Po paru minutach taksówka rzeczywiście zajechała przed nasz dom. Alice pożegnała się ze mną, życząc mi przy tym miłego dnia i powodzenia w pracy. Dała mi jeszcze całusa na pożegnanie i wybiegła z domu.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>Jeszcze kawałek-</em>myślałam, wychylając się coraz bardziej. Sala dla klientów, gdzie można by usiąść na chwilę przy stoliku i, co ważniejsze, kupić coś słodkiego na ząb, była już prawie gotowa. Należało jedynie trochę dopracować jeszcze jej wystrój, w tym celu wzięłam się za wieszanie firan w oknach. Miała mi w tym pomóc Kitty, ale coś jej wypadło i powiedziała, że zjawi się później. Tak oto powiesiłam je w pojedynkę. A raczej prawie powiesiłam. Stałam teraz na stołku, postawionym na najwyższym krześle, jakie udało mi się znaleźć i próbowałam wychylić się na tyle, aby móc zaczepić drugi koniec firany. Okno nie było duże i pomyślałam, że jeśli postawię swoją konstrukcję na środku, w równej odległości od obu jego końców, dosięgnę w obie strony i spokojnie ową firankę zaczepię. I tak jeden koniec miałam już za sobą, pozostał drugi. Mimo moich wysiłków nie zanosiło się jednak na to, że łatwo mi to pójdzie. Mój umysł podsunął mi rozwiązanie, abym chwyciła się karnisza i dzięki temu będę mogła wychylić się odrobinę bardziej, oczywiście jeśli ów karnisz nie postanowi spaść pod wpływem mojego ciężaru. Tak też zrobiłam, a karnisz, o dziwo, miał silną wolę walki i nadal mocno trzymał się na swoim miejscu. Wyciągnęłam drugą rękę w jego stronę, chcąc przyczepić do niego trzymaną firanę. I wtedy ciszę przerwał nagły dźwięk, ja zachwiałam się, straciłam równowagę i, nietrudno się zresztą domyślić, wylądowałam na podłodze. Na pierwszy rzut oka nic mi się jednak nie stało, jedynie kilka otarć, ale nawet one nie bolały tak bardzo. Obrzuciłąm uważnym spojrzeniem całe pomieszczenie, zlokalizowałam swoją torebkę, dopadłam do niej, znalazłam w niej swój telefon i w ostatniej chwili odebrałam go.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak kochanie?-spytałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie uwierzysz!-po drugiej stronie usłyszałam podekscytowany głos Jack'a.</div>
<div style="text-align: left;">
-A co takiego się stało? Oświeć mnie-odparłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Słuchaj, zamawiam tą taksówkę, bo samochód w końcu odpalił, ale nie brzmiał za dobrze, więc postanowiłem jednak go nie używać, niech trochę staruszek odpocznie. No więc zamawiam tę taksówkę, wsiadam, jadę i wypadek! Ale spokojnie, nie mój, mi nic się nie stało. Tylko coś się stało na jednym skrzyżowaniu, nie wiem, może awaria sygnalizacji czy coś i zderzyło się kilka aut. Akurat dojechaliśmy tam krótko po całym zajściu, więc droga była jeszcze nieprzejezdna, policja i pogotowie dopiero zaczynali wszystko ogarniać, no a mi się spieszyło jak nigdy! Więc wyskakuję z tego samochodu, daję taksówkarzowi trzy dychy, na resztę nie czekam i pędzę ogarnąć, jak się sprawy mają na najbliższym przystanku. Dobiegam, patrzę, jest autobus do sądu za dziesięć minut i jego trasa pomija to skrzyżowanie, więc cieszę się jak małe dziecko. Bo taksówkarz, zanim by zawrócił i dojechał do...zresztą, nie będę ci teraz tłumaczyć trasy taksówki, autobusu i tego, jak bezsensownie zbudowane są drogi w naszym mieście. Słuchaj!-miałam wrażenie, że jego ekscytacja z chwili na chwilę tylko rośnie, więc jak najdłużej starałam się mu nie przerywać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Słucham, słucham, tylko poczekaj chwilę, bo mam włączone radio i mi szumi w tle-powiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Naprawdę? Ja niczego nie słyszę-odparł Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bo mam cicho włączone, ale jednak trochę przeszkadza-wyjaśniłam. Następnie odsunęłam na chwilę od siebie telefon i pomasowałam swoją skroń. Oczywiście żadnego radia nie było, tylko dopiero teraz zaczęła mnie lekko boleć głowa, ale na szczęście po chwili już przeszło.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ok, możesz kontynuować-powiedziałam, biorąc z powrotem do ręki swój telefon.</div>
<div style="text-align: left;">
-No więc słuchaj, znalazłem ten swój autobus, no to idę kupić bilet. Stoję w kolejce przed tym biletomatem i nawet nie zwracam uwagi na to, co się wokół mnie dzieje. W końcu moja kolej, więc kupuję ten bilet, a za mną jakichś dwóch typków zaczyna sobie gadać. No i ta ich rozmowa taka mi się podejrzana wydała, więc niby ten bilet kupuję, ale wytężam słuch, żeby jak najwięcej usłyszeć. Coś mówią o jakiejś dziewczynie, o wrabianiu kogoś, o tym, że już ostatni raz mają to powiedzieć i dalej wszystko będzie dobrze. No w każdym razie, ja ukradkiem na nich zerkam, a to świadkowie! Świadkowie w mojej sprawie, znaczy tego gościa oskarżonego o gwałt i morderstwo. Posłuchałem ich jeszcze trochę, całkiem ciekawe rzeczy wygadywali. Wzięło im się na takie "wspominki", bo to właśnie miała być ostatnia rozprawa i jeden drugiemu stale powtarzał, że ma nawet nie myśleć o wymiękaniu i po prostu jeszcze raz powtórzyć ich ustaloną wcześniej wersję wydarzeń. Kupiłem już ten bilet, ale jeszcze trochę postałem przed tym biletomatem, że niby jeszcze na niego czekam czy coś. No ale w końcu musiałem dać sobie spokój, więc nawet się nie odwróciłem, tylko od razu stamtąd zwiałem, dziękując Bogu, że cały czas stałem do nich tyłem i mnie nie poznali. Domyśliłem się, że będą jechać tym samym autobusem, z którego ja chciałem skorzystać, więc dałem sobie spokój i drugi raz wezwałem taksówkę. Tym razem, zanim po mnie przyjechała, trochę minęło i w konsekwencji na rozprawę się spóźniłem, ALE! Już wiedziałem, że ci dwaj mają coś do ukrycia, więc postanowiłem ich za wszelką cenę przycisnąć. Nawet szef się mnie zapytał, co ja znowu wymyśliłem, ale nie miałem czasu mu tego tłumaczyć, a on zresztą wie, że może mi zaufać. No i jeden z nich, właśnie z tych, co był na przystanku, w końcu się załamał i powiedział prawdę. Że były tej dziewczyny się niesamowicie wkurwił, jak zobaczył ją wychodzącą z tej toalety na imprezie, uwieszoną w dodatku na naszym kliencie i nie do końca ubraną. Więc jak ona poszła sobie do domu (a mieszkała zaraz obok, musiała tylko przejść przez mały park, więc nawet nie myślała, że coś się jej może stać), napadli ją w kilku, chłopak ją nawyzywał, ale ona zamiast uciekać czy coś, to zaczęła się z niego wyśmiewać! Że ten drugi, to znaczy nasz klient, jest o wiele lepszy "w te klocki", że ten jej eks "ma tak małego, że nawet mikroskop by tu nie pomógł" i tak dalej. W końcu gostek nie wytrzymał, uderzył ją raz, ona się przewróciła, ale potem wstała i po prostu chciała odejść. Tylko że tamten się nakręcił, rzucił się na nią, przewrócił, potem wziął jakiś kamień leżący pod ręką...</div>
<div style="text-align: left;">
-Tylko bez szczegółów, proszę-przerwałam mu, czując, że właśnie do tego to wszystko zmierza.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ok, ok. Bez szczegółów, jasne, pamiętam. No więc on ją zabił, ale miał na rękach rękawicy skórzane, więc jego odcisków palców na kamieniu nie było. Facet kazał im wszystkim przysiąc, że nikomu słowa nie pisną, bo inaczej ich wszystkich pozabija. Potem sam wrócił na imprezę, odnalazł naszego klienta i powiedział mu, że ma poszukać Eve, tej dziewczyny, bo ona czegoś od niego chce. Pijany i odurzony koleś nie kontaktował za dobrze, zaczął jej szukać, wypytywać o nią i w końcu ktoś kazał mu iść sprawdzić, czy dziewczyna nie wróciła do domu. No i chłopak poszedł, natknął się na ciało, wiadomo, w panice zaczął chodzić, sprawdzać i widocznie wziął ten kamień do ręki, krwią się trochę pobrudził...a potem już ktoś go nakrył, zadzwonił na policję. Tamci, razem z tym facetem, kłamali, że ich razem widzieli, jak wychodzą, że ktoś nawet słyszał podobno jakieś krzyki z tego parku, ale wolał się nie mieszać, bo to nie jego sprawy. No a chłopak jednak seks z dziewczyną uprawiał, więc było tam jego DNA i tak dalej, na imprezie wszyscy byli spici, więc nikt jego zeznań nie mógł potwierdzić (ani na dobrą sprawę zaprzeczyć, ale ludzie mają skłonności do tego, że jak ktoś jest "podejrzany", to dla nich to znaczy "winny" i można uznać, że nawet jak się nie pamięta, aby ktoś coś złego zrobił, to na pewno to zrobił, w końcu jest "podejrzany", ale nie o tym teraz). Tak więc, nie chwaląc się oczywiście, dzięki mnie, a raczej dzięki tobie udało nam się wygrać tę rozprawę!-zawołał Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Cieszę się w takim razie, że ci się powiodło i że niewinny człowiek nie pójdzie do więzienia, ale jaka w tym moja zasługa?-zdziwiłam się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Gdybyś nie pojechała pierwszą taksówką, to ja bym nią pojechał i nie miałbym okazji, żeby dowiedzieć się tego wszystkiego-wyjaśnił.</div>
<div style="text-align: left;">
-W takim razie to nie moja zasługa, tylko zepsutego samochodu-odparłam z uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może i masz rację. Ale z samochodem i tak trzeba będzie coś zrobić, zajmę się tym, jak wrócę z pracy. A być może w nagrodę mój szef pozwoli mi wrócić trochę wcześniej, albo da jakąś fajną premię? Kto wie?-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Pewnie tak, w końcu należy ci się jakaś nagroda-odparłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-A jak ci idzie w cukierni?-spytał chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dobrze. Na razie tylko sama wszystko ogarniam, bo Kitty ma przyjść później-odpowiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-A to może ja też przyjadę po pracy i ci pomogę?-zasugerował Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Daj spokój! Jakoś sobie tutaj poradzę, w końcu właściwy remont mamy już niemal za sobą! A ty się lepiej ciesz zwycięstwem!-odparłam. Jeszcze chwilę pogadaliśmy, bo czym nasza rozmowa dobiegła końca. Odłożyłam na bok telefon i oddałam się rozmyślaniom na temat ludzkiej natury i tego, jak można być takim potworem, żeby pozbawić innego człowieka życia? <em>A potem jeszcze bezczelnie kłamać, oszukiwać, żeby tylko za to nie odpowiedzieć. I skazać innego, niewinnego człowieka, bo samemu jest się potworem i tchórzem! Nigdy nie zrozumiem logiki takich ludzi. I nie chcę jej rozumieć. Smutne tylko, że tacy ludzie są na tym świecie. Jakby za mało było chorób, głodu i katastrof. Jak można kogoś z zimną krwią zamordować? Albo, co gorsza, zrobić to dla przyjemności?-</em>myślałam. I na to myślenie straciłam sporo czasu. W końcu jednak przyszła Kitty i od razu zwróciła uwagę na mój posępny nastrój. Nie chciałam jej jednak za wiele zdradzać, bo tak jakoś...nie chciałam w ogóle mówić o takich rzeczach. Dziewczyna pomogła mi w sprzątaniu i ogólnym ogarnięciu cukierni, zawiesiła pozostałe zasłony, potem trochę jeszcze pogadałyśmy i każda z nas wróciła do swojego domu. Trochę się martwiłam, czy po tym jak spadłam z tej swojej dziwacznej konstrukcji czegoś sobie nie zrobiłam, ale czułam się dobrze, nic mnie nie bolało, a w razie czego, gdyby coś jednak było nie tak, zawsze mogłam wezwać pomoc. Ale wątpiłam, że jakoś poważnie ucierpiałam. Właściwie to odkąd pamiętam zawsze nawet z poważnych sytuacji udawało mi się wyjść cało. Na przykład, kiedy miałam dziesięć lat, wybiegłam na ulicę za piłką, wprost pod samochód. I pewnie zostałaby ze mnie morka plama, gdyby nie fakt, że jakimś cudem jakby...odepchnęłam się na bok i wylądowałam na trawniku po drugiej stronie ulicy. Przynajmniej tak uważają wszyscy, chociaż ja lubię myślę, że to nie do końca moja zasługa. Że to nie ja, ale jakieś "coś" mi pomogło, chociaż to brzmi strasznie głupio i nie mówię o tym nikomu, bo nikt nigdy nie traktuje tego poważnie. W każdym razie, takich sytuacji było w moim życiu o wiele więcej, pewnie nawet nie wszystkie pamiętam.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
-Całe szczęście, że samochód już naprawiony!-zawołałam, siadając za kierownicą. Po trzech dniach nasze auto wróciło w końcu wczoraj ode mechanika i mogłam w końcu pojechać normalnie do cukierni, a nie tylko autobusy, tramwaje i taksówki.</div>
<div style="text-align: left;">
-Też się cieszę. Tylko uważaj na siebie, kochanie-powiedział Jack, po czym otworzył drzwi od strony kierowcy i pochylił się, żeby dać mi ostatniego całusa na pożegnanie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zawsze na siebie uważam-odparłam z uśmiechem. Chwilę później wyjechałam z garażu. Za nim opuściłam nasz podjazd, pomachałam jeszcze Jack'owi. Odmachał mi, po czym w końcu odwróciłam się i ruszyłam dalej. Przejechałam jakieś kilkaset metrów, nawet nie zdążyłam się dobrze rozpędzić, świadoma, bo nie wyjechałam jeszcze z naszego osiedla, kiedy nagle na drogę wypadł mi jakiś pies. Oczywiście dałam po hamulcach, ale nie odczułam niemal żadnej reakcji ze strony samochodu. Zaczęłam więc wywijać jakieś dziwne ługi-bugi kierownicą, co skończyło się tym, że wjechałam w jakiś murek, rozbijając samochód. Moja głowa odbiła się od foletu i przez chwilę zupełnie nie ogarniałam, co się właśnie stało.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Huk, a potem ludzkie krzyki. Zdziwiło mnie to nieco, więc wyszedłem z domu, żeby zobaczyć, co się dzieje. Zobaczyłem kawałek dalej samochód Alice, rozwalony o jakiś murek. Nie zważając na to, że mam na sobie tylko białą koszulę z krawatem i spodnie od piżamy, niemal rzuciłem się biegiem w stronę całego zbiegowiska. Byłem strasznie przejęty i zastanawiałem się, co właściwie mogło się stać? Czy coś stało się Alice? Cokolwiek? Zanim jednak się do niej dostałem, musiałem przedrzeć się przez tłum gapiów. W końcu jednak jakoś mi się to udało. Moja narzeczona nadal siedziała na miejscu kierowcy i rozglądała się dookoła z niepokojem i jakby...zdziwieniem?</div>
<div style="text-align: left;">
-Alice, co ci jest? Co się stało? Coś cię boli?-spytałem, dopadając do niej.</div>
<div style="text-align: left;">
-Niech ktoś wezwie pogotowie!-zawołałem, odwracając się w stronę grupki ludzi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Niech pani się tym zajmie-dodałem już nieco spokojniejszym tonem, wskazując stojącą najbliżej nas kobietę. Wiedziałem, że najlepiej poprosić o to konkretną osobę, bo inaczej albo nie zadzwoni nikt (każdy uzna, że zrobi to ktoś inny) albo kilka osób naraz zgłosi to samo zdarzenie, w co jednak wątpiłem. Kobieta w odpowiedzi kiwnęła powoli głową i wyjęła telefon, a ja odwróciłem się z powrotem w stronę Alice. Co prawda nie wyglądała na poważnie ranną, ale i tak coś mogło się jej stać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Po co karetka? Nic mi nie jest-dziewczyna w końcu zdołała coś powiedzieć.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tego nie wiemy, dlatego muszą cię zbadać w szpitalu-odparłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale po co od razu karetka? Przecież możemy tam pojechać...</div>
<div style="text-align: left;">
-Czym? Tym samochodem, w którym omal nie zginęłaś?! Co się właściwie stało?-odparłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Sama nie wiem. Chyba jakiś pies...albo kot...albo inne zwierzę-powiedziała Alice.</div>
<div style="text-align: left;">
-Karetka ma być za kilkanaście minut-powiedziała kobieta, którą wcześniej poprosiłem o wykonanie telefonu.</div>
<div style="text-align: left;">
-A tobie kochanie? Nic ci nie jest?-spytała, podchodząc do naszej dwójki. Wkurzyłem się. Miała tylko zadzwonić na karetkę, a nie mieszać się w nasze sprawy i pomagać nam, kiedy tego nie potrzebujemy! Zaraz jednak uspokoiłem się, powtarzając sobie, że nie mogę pozwolić, aby złość przejęła nade mną kontrolę. Teraz liczyła się tylko Alice. </div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-13185366049298328002019-01-28T13:00:00.000-08:002019-01-28T13:00:01.200-08:00Cmentarz Upadłych XVIII "Szczęśliwa rodzina"<div style="text-align: center;">
<em>~Akcja przenosi się w czasie o 16 lat. Przez ten czas Alice nie doświadczała już żadnych dziwnych zjawisk i o wszystkim praktycznie zapomniała. Co do jej ojca...o nim sami się wszystkiego powoli dowiecie:D~</em></div>
<div style="text-align: left;">
-Trochę się stresuję-powiedziałam, kiedy Jack zaparkował przed domem moich rodziców.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak zawsze. I jak zawsze jest to zupełnie niepotrzebne. Twoi rodzice mnie lubią-odparł, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak możesz być zawsze taki pewny siebie?-zdziwiłam się.</div>
<div style="text-align: left;">
-To wcale nie jest takie trudne. Tylko ty po prostu jesteś zbyt nieśmiała, żeby to zrozumieć. Ale nie martw się, kocham cię i nie przeszkadzają mi twoje ułomności-powiedział Jack. Uderzyłam go lekko ręką w ramię.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ja ci zaraz dam "ułomności"!-zawołałam, udając zdenerwowanie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kobieta mnie bije! Zaraz wniosę sprawę do sądu, zniszczę cię!-zawołał w odpowiedzi Jack, po czym zaśmialiśmy się krótko. Potem już wyszliśmy z samochodu i poszliśmy prosto w stronę domu, trzymając się za ręce. Nie zdążyłam nawet zapukać, a moja mama już otworzyła nam drzwi i rzuciła się mi na szyję, co oznaczało, że czatowała w przedpokoju już od jakiegoś czasu i na nas czekała. Na szczęście Jack zdążył się już chyba przyzwyczaić do dziwactw mojej rodziny.</div>
<div style="text-align: left;">
-Annie, tak się za tobą stęskniłam!-zawołała. </div>
<div style="text-align: left;">
-Ja za tobą też, mamo-odparłam. Jakąś minutę stałyśmy tak w przejściu, przytulając się, po czym mama zdała sobie z tego sprawę i wciągnęła nas oboje do środka, przepraszając za powitanie w progu.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nic cię nie stało. W Finlandii witanie kogoś w progu to oznaka szacunku dla tej osoby-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Naprawdę?-zdziwiła się moja mama. W odpowiedzi chłopak skinął głową.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zatem mieliście dziś finlandzkie powitanie! Idźcie do jadalni, tam już wszystko gotowe. Ja tylko zawołam ojca, bo jak zwykle siedzi cały czas w tych swoich papierach-powiedziała mama i poszła w stronę schodów prowadzących na górę. Ja i Jack udaliśmy się zaś we wskazane miejsce, czyli do jadalni.</div>
<div style="text-align: left;">
-Naprawdę w Finlandii jest takie przeświadczenie?-zapytałam, kiedy weszliśmy do pokoju.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie mam pojęcia. Powiedziałem to, bo chciałem polepszyć twojej mamie humor-odparł Jack i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który był jednym z powodów, dla którego tak bardzo go kochałam. Tylko on potrafił się uśmiechać tak pewnie i nieco ironicznie, ale jednocześnie ciepło.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jesteś koszmarny!-zawołałam, bijąc go dziś już drugi raz.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jestem kochany-odparł Jack, poprawiając krawat.</div>
<div style="text-align: left;">
-I do tego taaaaki skromny-dodałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zgadza się-powiedział. W tym momencie musieliśmy zakończyć naszą wymianę zdań, gdyż do jadalni weszli moi rodzice. Przywitaliśmy się z moim tatą, po czym nasza trójka zasiadła do stołu, a mama poszła po kurczaka, który jeszcze dopiekał się w piekarniku.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak tam idzie ci ostatnia sprawa? Wybacz, że pytam tak bezpośrednio, ale strasznie mnie to interesuje-odezwał się mój tata.</div>
<div style="text-align: left;">
-Beznadziejnie. Wszystko wskazuje na to, że nasz klient jest winny, chociaż się tego wypiera. Na jego korzyść działa jedynie to, że był niekarany-odparł Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-A to, że działał pod wpływem narkotyków i alkoholu?-spytał tata.</div>
<div style="text-align: left;">
-To akurat jest bardzo wielką niekorzyścią. Sąd patrzy na takie osoby jeszcze mniej przychylnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że za zgwałcenie i zabicie tej dziewczyny sam skazałbym go najchętniej na śmierć, ale muszę pomagać w bronieniu go-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Chyba i tak powinieneś być zadowolony, że masz tak ważną rolę w tej sprawie-zauważył tata.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak, tak, jestem ogromnie wdzięczny. Co prawda stanowisko asystenta to nie to samo, co samodzielne bronienie klienta, ale w takiej sprawie to naprawdę wiele-odparł mój chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
-Spotkaliśmy się, żeby miło spędzić czas w obrębie rodziny, a wy gadacie o gwałtach i morderstwach-przerwałam im.</div>
<div style="text-align: left;">
-Taka moja praca. Przyzwyczajaj się, jak już zostanę świetnym i rozchwytywanym prawnikiem, wszyscy będą o mnie zabiegać i stale będę ci pewnie opowiadał takie historie-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-A ja stale będę udawała, że cię słucham. Z zatyczkami w uszach-odparłam, po czym uśmiechnęłam się. Jack odwzajemnił uśmiech. W tej samej chwili do pokoju weszła moja mama, niosąc na ogromnym talerzu pieczonego kurczaka.</div>
<div style="text-align: left;">
-No, to życzę wszystkim smacznego!-zawołała, stawiając go na środku stołu.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie trzeba tego nikomu życzyć, bo pani dania zawsze są smaczne-odparł Jack, podczas gdy ja zaczęłam sobie nakładać sałatkę. </div>
<div style="text-align: left;">
-Potrafisz prawić komplementy-powiedziała moja mama, po czym zaśmiała się. Potem rozmowa jakoś dalej się potoczyła. Mówiliśmy o różnych rzeczach, jak to bywa podczas rodzinnej kolacji. Potem ja pomogłam mamie posprzątać, a Jack i mój tata poszli na chwilę do salonu, wybrać między innymi nam jakiś film na wieczór. Po całym dniu pracy padałam z nóg i prawdopodobnie usnęłabym w trakcie seansu, gdyby nie fakt, że film, jaki wybrali, to był horror. Byłam tym zaskoczona, bo ani mój ojciec ani narzeczony nie przepadali raczej za tego typu dziełami. W końcu jednak film dobiegł końca, ci, którzy mieli zostać zabici, zostali zabici, ci, którzy mieli zostać ocaleni, zostali ocaleni, a Jack i ja poszliśmy do naszego pokoju. Dość szybko umyłam się i przebrałam, potem to samo zrobił mój narzeczony. Czekając na niego, położyłam się na łóżku i szczelnie opatuliłam kołdrą. </div>
<div style="text-align: left;">
-Mhm, znowu chcesz w nocy toczyć wojnę o pościel?-zamruczał mi do ucha Jack, po czym położył się za mną i objął mnie ręką w pasie.</div>
<div style="text-align: left;">
-To ty zawsze je zaczynasz-powiedziałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bo ty zabierasz mi kołdrę!-odparł Jack. W tej samej chwili odwróciłam się do niego.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bo jest mi zimno.</div>
<div style="text-align: left;">
-A mi to nie?-spytał.</div>
<div style="text-align: left;">
-Oh, zamknij się już-powiedziałam, po czym pocałowałam go. Ręce wplotłam w jego gęste, czarne włosy. Podobnie jak Jack, miałam półprzymknięte oczy. Całowaliśmy się coraz namiętniej, a jego język coraz nachalniej domagał się, abym wpuściła go do swoich ust. Przejechał nim po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłam lekko usta. Natychmiast to wykorzystał. Jego ręce błądziły po mojej talii, plecach i pośladkach, podczas gdy ja swoje miałam nadal w jego włosach. Nagle usłyszeliśmy z dołu jakiś hałas, jakby coś spadło i się stłukło. Zaskoczeni oderwaliśmy się od siebie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Twoi niegrzeczni rodzice też tam na dole rozrabiają-powiedział z uśmiechem Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Przestań!-zawołałam i klepnęłam go w ramię, ale nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Później pozwoliliśmy sobie na jeszcze kilka intymnych pieszczot, aż w końcu zasnęliśmy, jak zawsze wtuleni w siebie nawzajem.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Zszedłem na dół, aby uszykować śniadanie dla siebie i Rose. Jack i Alice jeszcze spali. Z chęcią i im zrobiłbym coś do jedzenia, ale nie chciałem ich budzić. Niestety, czasy, kiedy mogłem robić śniadanka do łóżka swojej córeczce, wchodzić do jej pokoju kiedy chciałem i byłem jedynym mężczyzną w jej życiu, dawno już minęły. Westchnąłem, odganiając od siebie tę poniekąd przygnębiającą myśl. Życie od zawsze toczyło się swoim rytmem, a ja powinienem się cieszyć, że Alice wyrosła na tak piękną, dobra, mądrą i silną kobietę i znalazła sobie tak odpowiedzialnego partnera. Chwilę później usłyszałem kroki na schodach, a potem w kuchni zjawił się Jack. <em>O wilku mowa, a wilku już nadchodzi-</em>pomyślałem, po czym z uśmiechem powitałem swojego przyszłego zięcia.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak minęła wam noc?-zapytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bardzo dobrze, jak zawsze. Przyszedłem właśnie, aby zrobić nam kawę i rozejrzeć się za czymś do jedzenie, o ile oczywiście mogę?</div>
<div style="text-align: left;">
-Przestań Jack, mówiłem ci już tyle razy, że możesz się tu czuć jak u siebie-odparłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Niestety ja nie wiem, jak to jest czuć się "jak u siebie", bo nigdy nie miałem własnego domu-powiedział nagle poważnym tonem chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
-Przykro mi, nie chciałem cię urazić-odparłem ze szczerą skruchą.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem był teraz o tym mówić-powiedział Jack, po czym uśmiechnął się. Jego uśmiech wyglądał niemal naturalnie, ale jednak coś mi w nim nie pasowało. Fakt faktem muszę uważać na to, co mówię w jego towarzystwie. Rodzice Jack'a zginęli w wypadku, gdy ten był jeszcze mały i wychował się w sierocińcu, bo nie miał żadnych krewnych. Nigdy nie gardziłem takimi osobami, ale nie uważałem, że mogą zajść daleko. W końcu nie miały rodzin, większość z nich nie posiadała też za wiele pieniędzy. Jednak Jack zmienił całkowicie moje myślenie. Po chwili do moich uszu znowu dobiegły dźwięki kroków, a potem w kuchni pojawiła się Alice i przywitała z nami obydwoma.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie śpisz już? A chciałem ci zrobić śniadanie do łóżka-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Widzisz, ja zawsze pokrzyżuję twoje plany. Ale za to teraz mogę wam pomóc-odparła dziewczyna. I faktycznie pomogła nam przygotować całkiem niezłe śniadanie, składające się z jajecznicy z boczkiem i pieczarkami, parówek, sałatki, kanapek, gotowanych jajek i paru innych rzecz. Na szczęście talent do gotowania Alice odziedziczyła po Rose, nie po mnie. Podczas robienia tego wszystkiego staraliśmy się zachowywać cicho, ale moja żona jest zawsze czujna, toteż wkrótce zjawiła się i ona. I tak oto zasiedliśmy do kolejnego rodzinnego śniadania.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak w ogóle, zapomniałam wam wczoraj wspomnieć. Już za miesiąc będziemy mogli otworzyć naszą cukiernię!-zawołała uradowana Alice, kiedy tylko wszyscy usiedliśmy do stołu.</div>
<div style="text-align: left;">
-To wspaniale!-powiedzieliśmy niemal równocześnie ja i Rose, a potem spojrzeliśmy na siebie z uśmiechami na twarzach.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie naszą, tylko twoją kochanie-powiedział Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Właśnie, że naszą! Tyle mi przy niej pomagałeś! Zwłaszcza z formalnościami!-zawołała Alice.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale wszystko inne robiłaś sama, bo się uparłaś. Ja nawet nie wiem, jak ona wygląda-odparł Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ojej, za miesiąc?-odezwała się nagle zmartwiona Rose.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak, udało nam się trochę przyspieszyć otwarcie. A coś się stało?-spytała nasza córka.</div>
<div style="text-align: left;">
-Obawiam się, że nie będę mogła wtedy być na tym otwarciu. Mam wtedy wyjechać do sanatorium-powiedziała moja żona.</div>
<div style="text-align: left;">
-O matko, zupełnie o tym zapomniałam! A przecież mi mówiłaś!-zawołała Alice. Szczerze mówiąc, mi także wyleciało to z głowy.</div>
<div style="text-align: left;">
-To w takim razie zaczekamy jeszcze trochę z tym otwarciem-powiedziała Alice.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wykluczone! Nie możecie tego robić tylko ze względu na mnie! Jeśli tak zależy ci na mojej obecności, to po prostu nie pojadę do tego sanatorium-odparła Rose. Alice, Jack i ja niemal równocześnie zaczęliśmy protestować.</div>
<div style="text-align: left;">
-Rose, od dwóch miesięcy skarżysz się na ból pleców i stawów, a lekarz przecież wyraźnie powiedział, że to wszystko z przemęczenia i musisz odpocząć-powiedziałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Daj spokój, wytrzymałam tyle to dam radę jeszcze trochę poczekać-odparła moja żona, po czym machnęła lekceważąco ręką.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kolejne dwa miesiące?! Wykluczone! Jeśli zostaniesz na otwarciu, to ja specjalnie go nie zrobię! Dopiero po miesiącu!-zawołała Alice. Ona i Rose zaczęły się trochę kłócić, ale w końcu udało nam się przekonać moją żonę, że powinna wyjechać na zasłużony odpoczynek. Zgodziła się jednak dopiero wtedy, kiedy Alice obiecała, że otwarcie swojej cukierni zrobi za miesiąc, tak jak zaplanowała, i że nie będzie czekać z tym specjalnie na nią.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kobiety-westchnąłem, kiedy Rose poszła się przebrać, a Alice zaczęła sprzątać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Na jak długo właściwie Rose wyjeżdża?-zapytał Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Na jakiś miesiąc, a co?-spytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nic, tylko chciałem wiedzieć. W takim razie przez miesiąc będziemy codziennie tutaj wpadać, żeby dotrzymać ci towarzystwa, John-odparł Jack i uśmiechnął się. Miał być to zapewne radosny i przyjazny uśmiech, ale znowu coś mi w nim nie pasowało. Uznałem jednak, że jestem po prostu przewrażliwiony. W końcu przez tyle lat musiałem się kryć ze swoim hobby, że teraz patrzę podejrzanie na każdego, zwłaszcza po sytuacji z nieszczęsną Suzanne. Westchnąłem i pokręciłem lekko głową, aby odgonić wspomnienia.</div>
<div style="text-align: left;">
-Coś się stało?-spytał Jack.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tylko się zamyśliłem. Miło, że ty i Alce troszczycie się o takiego staruszka jak ja-odparłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie jesteś aż taki stary-powiedział John. Po tych słowach zjawiła się Alice i kazała nam zająć się resztą sprzątania samemu, gdyż musiała gdzieś zadzwonić w sprawie swojej przyszłej cukierni. Wydawała się mocno poddenerwowana, ale ani Jack, ani ja nie zapytaliśmy jej, o co chodzi, tylko zgodziliśmy się na jej warunki. Oboje już chyba wiedzieliśmy, że Alice woli najpierw rozwiązywać problemy, a potem o nich rozmawiać.</div>
<div style="text-align: left;">
~~~~****~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Najmocniej przepraszam, że znowu tak długo nie było żadnego rozdziału. Mam po prostu teraz wiele spraw na głowie, nauka, inne opowiadania, nauka, znajomi, nauka i jeszcze nauka. Ferie się skończyły, a ja nie mam motywacjo do życia. Pragnę wakacji! Może uda mi się jednak coś jeszcze napisać w niedługim czasie, a przynajmniej się postaram. Jestem jednak zadowolona, bo dość mocno posunęłam się już z fabułą, a za jakiś czas przyjdzie wielki finał!</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-54850908733895888272018-12-25T03:40:00.001-08:002018-12-25T03:40:45.509-08:00Cmentarz Upadłych XVII "Powrót do normy"Słońce zaczęło wschodzić, a ja nie miałem już sił na nic. Kiedy nasz czas dobiegł końca, nie przedłużałem go już więcej. Wcześniej odbyliśmy nasz ostatni, pożegnalny numerek, tak samo dobry jak wszystkie poprzednie. Wróciłem do hotelu w o wiele lepszym humorze. Niemal od razu udałem się do swojego pokoju, aby jeszcze trochę odpocząć. Byłem dosłownie padnięty, ale za to usatysfakcjonowany.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>Wszystko było takie straszne. Wokół mnie pojawiały się dziwne postacie, cały czas słyszałam jakieś potworne dźwięki. Nie czułam się ani trochę bezpiecznie. Może i był to sen, ale zbyt koszmarny, a ja nie wiedziałam, jak go przerwać. I miałam wrażenie, że tym razem nie skończy się na jakichś tam zadrapaniach. Moje serce cały czas biło, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Jednocześnie zaczęłam mieć trudności z oddychaniem. Chciałam uciekać i krzyczeć, ale dosłownie nic nie mogłam zrobić. Nagle jednak...wszystko zniknęło.</em></div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Czekałem na Jacob'a w holu. Co prawda nie rozmawialiśmy o naszym powrocie od czasu naszej "kłótni", ale znałem go i wiedziałem, że nie pomyślał nad załatwieniem sobie innego transportu. Jak się spodziewałem, zszedł dwadzieścia minut po ustalonym czasie (nie do końca "ustalonym". Po prostu po powrocie wysłałem mu jeszcze sms'a, o której i gdzie będę na niego czekał.)</div>
<div style="text-align: left;">
-A Suzanne jeszcze nie ma?-zdziwił się. Zachowywał się tak, jakby zapomniał, że sam jeszcze wczoraj w nocy chciał ją zgwałcić. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nie-odparłem.-Też się dziwię-dodałem po chwili.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może trzeba po nią iść?-zapytał.</div>
<div style="text-align: left;">
-To idź-powiedziałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może lepiej nie. Ty idź-odparł Jacob.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dlaczego?-udałem zdziwienie.-Myślałem, że ci się podoba i w ogóle...odniosłem wrażenie, że nie chciałbyś, abym za dużo się przy niej kręcił-dodałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak, ale...trochę się wczoraj pokłóciliśmy-wyjaśnił Jacob.</div>
<div style="text-align: left;">
-To musiało być ostro, skoro do teraz nie chcesz z nią rozmawiać-powiedziałem, po czym poszedłem do pokoju Suzanne. Zapukałem do niego, chociaż doskonale wiedziałem, że nikt mi nie otworzy. Zawołałem ją nawet kilka razy, żeby brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Potem wróciłem i przekazałem Jacob'owi, że nikt nie otworzył mi drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Spytajmy na recepcji, czy w ogóle wróciła do pokoju. Może jeszcze baluje-powiedział mój towarzysz lekko zirytowanym tonem. Przystałem na jego propozycję. Recepcjonistka, młoda dziewczyna około dwudziestu paru lat, przyszła do pracy chwilę wcześniej, więc nie mogła nam powiedzieć, czy widziała w nocy Suzanne i czy wróciła ona do hotelu. Na szczęście zgodziła się nam powiedzieć, czy nasza koleżanka odebrała klucz do pokoju. Jak się oczywiście okazało, nie zrobiła tego.</div>
<div style="text-align: left;">
-I co teraz?-zapytał Jacob.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dzwonimy do niej-odparłem. Tak więc na zmianę on i ja próbowaliśmy się do niej dodzwonić, co nie miało szans na powodzenie. W końcu jej komórka znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów stąd, zakopana w ziemi wraz z właścicielką. </div>
<div style="text-align: left;">
-To nie ma sensu. Nie odbiera-powiedział w końcu Jacob.</div>
<div style="text-align: left;">
-Więc co robimy?-zapytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zadzwońmy do szefa. Może się z nim kontaktowała?-zasugerował. Zgodziłem się porozmawiać z Chuck'iem. Kiedy usłyszał o naszym problemie, stwierdził, że Susanne pewnie za bardzo zabalowała.</div>
<div style="text-align: left;">
-A wydawała się taka cicha, miła i porządna. Jak to mówią, cicha woda brzegi rwie-powiedział przez telefon, po czym zaśmiał się.- Spróbujcie się do niej mimo wszystko dodzwonić. A jak wam nie wyjdzie, to wracajcie sami. W końcu i tak macie jeszcze dzień wolnego, więc wy będziecie odpoczywać, a ona zostanie zmuszona samemu załatwić sobie jakiś transport-dodał Chuck. Następnie pożegnaliśmy się. Przekazałem wszystko Jacob'owi. Spróbowaliśmy jeszcze kilka razy dodzwonić się do Suzanne, ale to się oczywiście nie udało. </div>
<div style="text-align: left;">
-I co robimy? Naprawdę jedziemy bez niej?-spytał mój towarzysz.</div>
<div style="text-align: left;">
-Masz inny pomysł?-zapytałem. Jacob nic nie odpowiedział, wiec kazałem mu iść za sobą na parking. W duchu prosiłem tylko, aby nie okazało się, że podczas mojego szybkich nocnych oględzin auta na parkingu nie przegapiłem żadnej plamy krwi. Na szczęście na przednim siedzeniu w magiczny sposób nie pojawił się litr krwistego płynu, dzięki czemu Jacob niczego się nie spodziewał. Droga do domu niemiłosiernie nam się dłużyła. Po pierwsze, mój towarzysz miał co jakiś czas próbować się dodzwonić do Suzanne, przez co cały czas się stresowałem i myślę, że nie tylko ja. Po drugie, każdy z nas był padnięty, bo to były pełne wrażeń trzy dni. Rozmowa między nami się nie kleiła i chciałem jedynie jak najszybciej wrócić do domu, aby móc zrobić wszystko, żeby odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Jacob'a wysadziłem jak zwykle przed jego domem. Nasze pożegnanie nie było zbyt wylewne. Zaraz po jego odejściu skierowałem się prosto do szpitala, gdzie leżała Alice. Kiedy skręciłem na parking, czułem się jak rajdowiec na ostatnim zakręcie. Samochód ledwo zatrzymał się w miejscu, a ja już z niego wypadłem (prawie zapomniałem nawet go zamknąć) i pobiegłem prosto w stronę szpitala. Jednocześnie starałem się dodzwonić do Rose. Na szczęście odebrała już za drugim sygnałem. Wyjaśniła mi, gdzie mam się udać. Po dotarciu na miejsce, kiedy ją zobaczyłem, przeraziłem się nie na żarty. Zupełnie nie przypominała mojej Rose, która żegnała mnie razem z naszą córka przed moim wyjazdem na to durne szkolenie. Miała cienie pod oczami, jej włosy były w całkowitym nieładzie, a do tego wyglądała, jakby ubierała się po ciemku. Wiedziałem jednak, że gdybym to ja musiał być w takiej chwili przy Alice, sam pewnie wyglądałbym gorzej.</div>
<div style="text-align: left;">
-Cześć kochanie, co z nią?-zapytałem, całując i przytulając żonę na powitanie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wczoraj w nocy znowu się jej pogorszyło. Teraz jest w śpiączce i mają ją na obserwacji-odparła Rose. Wskazała przy tym w stronę wielkiego, przeszklonego okna. Kiedy do niego podeszliśmy, mogliśmy obserwować naszą córkę, która leżała w białym pokoju, na białym łóżku z białą pościelą, podpięta do tryliarda kabelków. <em>To wygląda bardziej jak psychiatryk niż zwykły szpital-</em>pomyślałem mimochodem. Równocześnie na widok Alice w tak marnym stanie poczułem, jak coś we mnie ściska się z całej. siły. Tego uczucia nie dało się opisać. Czułem się tak bardzo przygnębiony, smutny...winny? <em>Powinienem tu być. Cały czas przy tobie-</em>pomyślałem, kładąc rękę na szkle.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Minęło kilka dni od mojego powrotu ze szkolenia. Alice ani się nie pogorszyło, ani nie polepszyło. W tym czasie jednak wyszło na jaw zniknięcie Suzanne. Ja oczywiście zdążyłem już dawno razem z moich przyjacielem na czterech kołach odwiedzić myjnie, dlatego czułem się spokojniejszy. Całą sprawą zainteresowała się w końcu i policja. Toteż zanim zostaliśmy wezwani na przesłuchanie, ja i Jacob postanowiliśmy spotkać się na neutralnym gruncie, żeby o tym pogadać. Umówiliśmy się po pracy w kawiarni na drugim końcu miasta. Najbliższa znajdowała się co prawda zaraz naprzeciwko naszego biura, ale tam chodzą niemal wszyscy pracownicy, a to miała być poufna rozmowa. Po wymienieniu koniecznych grzeczności od razu przeszliśmy do rzeczy.</div>
<div style="text-align: left;">
-Co robiłeś przez cały wieczór?-zapytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bawiłem się z masą grubych, wpływowych rybek. Jak nam się znudziło przyjęcie, poszliśmy jeszcze do paru zwykłych barów, a nawet takich ze striptizem-odparł niemal natychmiast Jacob. <em>Akurat-</em>pomyślałem. <em>Łżesz jak pies. </em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-</em>A ty? Gdzie wyparowałeś?-zapytał.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wróciłem o hotelu-odparłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Powiedzmy, że byłeś razem ze mną. Reszta i tak nie będzie niczego pamiętać, a wtedy przynajmniej nasze wyjaśnienia będą wiarygodniejsze-powiedział Jacob. Doskonale wiedziałem, co kryło się za tą jego propozycją. W końcu nie miał zielonego pojęcia, co stało się z Suzanne po tym, jak usiłował ją zgwałcić, ale nawet on rozumiał, iż gdyby to wyszło na jaw, stałby się głównym podejrzanym. Biedny idiota myślał, że tą propozycją ratuje tylko własną skórę. Zgodziłem się po kilku chwilach udawanego wahania. Dogadaliśmy szczegóły, po czym postanowiliśmy iść razem popić do baru, aby całe spotkanie w pełni wyglądało tylko na nic nieznaczące, towarzyskie pogawędki. </div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>Widziałam wiele strasznych rzeczy, każda gorsza od poprzedniej. Myślałam, że ten sen już nigdy się nie skończy. Jednakże po jakimś czasie (dla mnie to były lata) otoczyła mnie całkowita ciemność. Nie było żadnego, najmniejszego nawet źródła światła. Potem, nie jestem w stanie ocenić w jakiej odległości ode mnie, pojawiło się coś jasnego. To "coś" miało bardzo niewyraźny kształt, ale wydawało się być mojej wielkości. Właściwie przypominała nieco...dziewczynkę. Nie widziałam jednak, ani jak wygląda, ani jaki ma wyraz twarzy. Była cała zamazana, a właściwie sprawiała wrażenie trochę rozmytej, jak farba. Choć wcześniej myślałam, że znalazłam się w pustce, gdzie nie ma nic oprócz ciemności, ona stała się jedynym źródłem światła, a powietrze wokół niej zdawało się jakby falować. Widziałam to wszystko przez jakiś ułamek sekundy, a potem wszystko zniknęło.</em></div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Przez pierwszych kilka tygodni policja nic nie znalazła, a nasze życie wróciło do normy. Alice wybudziła się ze śpiączki. Tym większą ulgę razem z Rose odczuliśmy, kiedy okazało się też, że nasza córka nie ma już takich przygód jak ostatnio. Wszystkie dziwne wydarzenia po prostu ustały. Jeszcze przez jakiś czas musieliśmy chodzić z Alice do psychologa, jednak nawet on widział, że jest to już właściwie niekonieczne. Byliśmy znowu normalną, szczęśliwą rodziną. Cieszył mnie też fakt, że moja córka nie ekscytowała się już tak bardzo tą starą lalką. Niemal zupełnie przestała się już nią bawić. Musiałem oczywiście, razem z Jacob'em, udawać załamanego i niesamowicie przejętego zaginięciem Suzanne. Tak naprawdę jednak najbardziej na świecie chciałem, aby nigdy jej nie odnaleźli. W każdym razie tego, co z niej zostało. Niestety po tych kilku tygodniach pojawiły się problemy. Właśnie finalizowałem transakcje sprzedaży mojego samochodu, kiedy dostałem telefon z policji. Okazało się, że mają nowe informacje w sprawie zaginięcia Suzanne. Poinformowałem ich więc, że stawię się jak najszybciej na komendzie. Dokończyłem to, co miałem do dokończenia i pojechałem. Przez drogę starałem się nie myśleć tym, co też to może być. Niedługo jednak wszystko się wyjaśniło. Policja odnalazła ciało jakiegoś chłopaka, który najprawdopodobniej został zadźgany. Od razu zrozumiałem, że chodzi o moją pierwszą ofiarę tamtej nocy. Pytali mnie, czy znałem niejakiego Simon'a Wrengla. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nie. Nigdy o nikim takim nie słyszałem-odparłem, co było zresztą prawdą. Nie miałem do tej pory pojęcia, jak nazywał się tamten chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
-A czy widział go pan w trakcie swojego wyjazdu? Był w tej samej restauracji, co pan i pana towarzysze? Może spotkał go pan gdzieś kiedyś?-zapytała policjantka, która mnie przesłuchiwała. Miała odcień skóry, który opisałbym dosłownie jako "kawa z mlekiem", a do tego krótko ostrzyżone, czarne włosy. Jej spojrzenie i postawa sugerowałyby, że jest za delikatna do tej pracy, ale wiedziałem, że pozory często mylą. Kobieta podsunęła mi zdjęcie jakiegoś chłopaka. Był na nim jakiś blondyn, krótko ostrzyżony. Miał zielone oczy. Na zdjęciu uśmiechał się prosto do obiektywu. Biorąc pod uwagę, że kiedy go zabijałem, była noc i lało, mógł to być dla mnie każdy. W ogóle nie byłem w stanie rozpoznać go w żaden sposób, ale wiedziałem, że to musiał być on. Wątpliwe, że w tym czasie ktoś inny zdecydował się zadźgać w tamtym lesie jakiegoś innego młodego chłopaka. Wziąłem do rąk zdjęcie i zacząłem się uważnie przyglądać osobie na nim.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wie pani, w swoim życiu widziałem zapewne miliony twarzy, ale większość z nich należy do osób, które mijam codziennie na ulicy. Nie mogę pani z pewnością powiedzieć, że go nie widziałem, ale nie mogę też zapewnić pani, że go widziałem-odparłem, odkładając zdjęcie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Może jednak mógłby pan się chwilę zastanowić?-zapytała kobieta. Ponownie wziąłem do rąk fotografię i jeszcze chwilę się jej przypatrywałem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Przykro mi, ale nie mogę pani pomóc. Wydaje mi się, że nigdy go nie widziałem-powiedziałem.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Odkrycie to mocno mną wstrząsnęło. Bałem się, że znajdą jakiś dowód, że to ja byłem wszystkiemu winny. Jednak, jak się okazało, ciałem biednego Simon'a zdążyły się już trochę zająć zwierzęta, dzięki czemu trudno było uzyskać z niego jakieś ślady. Sam nie zostawiłem zbyt wielu śladów, a większością i tak, jak wspomniałem, zajęły się kochane zwierzątka. Ubrania i plecak chłopaka były w strzępach. Ekspertom udało się jedynie ustalić, że chłopak nie został rozszarpany przez żadne dzikie bestie. One zajęły się jego ciałem później, po śmierci, która nastąpiła na skutek ran zadanych nożem. Narzędzia zbrodni jednak nigdzie nie znaleziono, podobnie jak śladów, które mogłyby wskazywać na sprawcę. Policja snuła domysły, że tę zbrodnię i zniknięcie Suzanne coś łączy. Nie mieli nawet pojęcia, jak blisko prawdy się znajdują. Brakowało im jednak świadków, dowodów albo chociaż poszlak. Byłem już teraz pewien, że wkrótce cała ta sytuacja przestanie budzić aż takie poruszenie, aż w końcu Suzanne Donkins i nieznany prawie nikomu, zadźgany chłopak, staną się dla wszystkich tylko nie nieznaczącymi, wyblakłymi wspomnieniami. To wszystko sprawiło jednak, że obiecałem sobie, iż więcej już nikogo nie zabiję. Nie chciałem narażać swojej rodziny. Obietnicy dotrzymałem przez półtora roku. Potem wszystko wróciło do normy, bo nie potrafiłem z tego zrezygnować, choć teraz starałem się być jeszcze ostrożniejszy. </div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~****~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Wesołych świąt! Mam nadzieję, że każdy w te święta jest szczęśliwy i spędza je tak, jak chce! Nieważna jest liczba gości, prezentów czy potraw, ważne jest, abyśmy wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni i życzę wszystkim, aby tak właśnie było!</div>
<div style="text-align: right;">
~Ritsu</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-86658933600078049822018-12-17T09:52:00.001-08:002018-12-17T09:52:14.500-08:00Cmentarz Upadłych XVI "Pochówek"Czas się skończył, ale wystarczyło tylko dopłacić. A potem ponownie. I jeszcze raz. I znowu. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie wziąć sobie jeszcze jednej dziewczyny, ale stwierdziłem, że ta tutaj wyprawia cuda, które mnie odpowiednio satysfakcjonują. W końcu mogliby mi dać do kompletu jakąś nudną, niewyćwiczoną jeszcze, szarą myszkę. A teraz miałem przy sobie istny ogień! Zrobiliśmy to jeszcze wiele razy, stosując większość pozycji, jakie znałem. Od przodu, od tyłu, z boku, z góry, z dołu...było wszystko! Ale ani ja, ani na szczęście ta dziewczyna, nie mieliśmy dość.<br />
-Gdzie się podziewałaś, kiedy ja brałem ślub ze swoją wiedźmą?-spytałem w przerwie pomiędzy całowaniem jej pełnych, dużych ust i lizaniem sutków.<br />
-Najprawdopodobniej moja matka mnie jeszcze w planach nie miała-wysapała pomiędzy jednym, a drugim jękiem rozkoszy. Nie odpowiedziałem jej już, tylko ponownie ją pocałowałem, schodząc powoli coraz niżej. W planach miałem jeszcze wiele atrakcji. Dotykałem dłońmi jej piersi, brzucha, ud i pośladków, a kiedy w końcu nabawiłem się już samym dotykaniem jej, wszedłem w nią po raz nie wiem który tej nocy.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Na szczęście Brintown znajdowało się znacznie bliżej mojego obecnego miejsca docelowego. Wjechałem do lasu, gasząc przy okazji wszystkie światła, aby nie wzbudzić przypadkiem niczyich podejrzeń, a po jakimś czasie zatrzymałem samochód. Wyskoczyłem z niego tylko na chwilę, po klucz i łopatę, które wziąłem ze swojego domku. Kiedy wróciłem, przejechałem jeszcze kawałek i zatrzymałem się przed swoim Cmentarzem Upadłych. Nie było na co czekać. Zgasiłem silnik i wyszedłem, zabierając ze sobą łopatę i klucz. Otworzyłem bramę i zaniosłem narzędzie w pobliżu miejsca, gdzie zamierzałem kopać. Potem wróciłem się po ciało Suzanne. Jak wiadomo, osoba zemdlona lub nieżyjąca sprawia wrażenie, jakby ważyła więcej niż w rzeczywistości. Tak naprawdę kiedy ktoś jest świadomy, ale ma się nie ruszać, a my próbujemy tę osobę podnieść, to ona nawet nieświadomie pomaga nam, używając chociaż trochę swoich mięśni do podtrzymania ciężaru własnego ciała. Po śmierci zaś wszystkie mięśnie całkowicie wiotczeją, więc nie ma co liczyć, że nieboszczyk będzie kogoś nieświadomie wspomagał w noszeniu jego ciała. Na szczęście ja miałem już w tej sprawie doświadczenie, dlatego wyjęcie Suzanne z samochodu i przeniesienie jej, a właściwie dowleczenie na odpowiednie miejsce poszło mi względnie łatwo. Położyłem jej ciało na ziemi, a następnie zacząłem kopać. Czułem się, jakbym był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Na brak siły nie mogłem narzekać. Cała ta robota szła mi więc względnie szybko.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>W końcu gdzieś trafiłyśmy. Był to niewielki domek w lesie, w dodatku bardzo zaniedbany. Mój niepokój gwałtownie wzrósł, a do tego czułam się już naprawdę źle.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Co to za miejsce?-spytałam.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-To jest miejsce, gdzie oddzielono moją duszę od ciała-odparła Annie.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-O czym ty mówisz?-zdziwiłam się, spoglądając na lalkę.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Aby to zrozumieć w pełni, musisz wejść do środka-odpowiedziała zabawka.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Jakoś niespecjalnie mam na to ochotę. Tu jest tak strasznie-powiedziałam, po czym przeniosłam wzrok na otaczające nas drzewa, a potem ponownie na domek.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Właśnie. Nie zasłużyłam nawet na to, by zrobiono to w jakimś miłym miejscu...nawet na to!-zawołała Annie.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Ale o co ci chodzi?-zapytałam, tym razem bardziej wystraszona niż zdziwiona.</em></div>
<div style="text-align: left;">
<em>-Wejdź do środka, a być może nawet zdążysz wszystko zrozumieć-odparła Annie. Zawahałam się. Naprawdę nie chciałam tego robić, ale czułam, że to jedyny sposób na skończenie tego. Powoli więc zaczęłam iść w stronę budynku. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami, biorąc parę głębokich wdechów. Zaraz, przecież tam mogą być pająki! Albo szczury! Albo jakiś człowiek! Albo i jedno i drugie i trzecie!-pomyślałam z obawą. Mimo to wiedziałam jednak, że teraz już nie mogę wrócić. Jednym szarpnięciem otworzyłam szeroko drzwi. Panujący w domku półmrok rozjaśnił snop wpadającego przez wejście światła. Chwilę stałam niepewnie w miejscu, aż w końcu zrobiłam krok naprzód. Najpierw jeden, potem drugi, aż w końcu znalazłam się w środku. Zaczęłam się rozglądać. Wewnątrz było pełno kurzu, przez który rozkaszlałam się. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, ujrzałam zarysy mebli. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem, a ja odwróciłam się wystraszona. Podeszłam do nich i spróbowałam je otworzyć, ale nic to nie dało. Zaczęłam ciągnąć z całej siły, ale nadal nic. Odeszłam kawałek od drzwi, próbując się uspokoić. Wtedy też mój wzrok padł na kształt wiszący na ścianie obok wejścia. Przypominał on strzelbę, taką jaką czasem widziałam w telewizji i jaką pokazywał nam też kiedyś wujek Robert, kiedy pojechaliśmy do niego w odwiedziny. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Po chwili w mojej głowie pojawiła się znikąd pewna myśl. Nie było przy mnie Annie. Nie wiedziałam, gdzie jest. Czy zostawiłam ją na zewnątrz? Czy wzięłam z sobą tutaj?-pomyślałam, rozglądając się w poszukiwaniu jej. Nagle ciszę przerwał bardzo dziwny i przerażający dźwięk. Brzmiało to jakby ktoś drapał po czymś pazurami. Moje przerażenie wzrosło, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Potem do moich uszu dotarł dźwięk sowy. Wystraszyło mnie to, ale po chwili uspokoiło. Przeraziłam się jednak ponownie, kiedy zmienił się on nagle w dziwny ryk. Potem usłyszałam skrobanie w ścianie i kroki dochodzące z góry, jakby ktoś chodził dokładnie nade mną. Potem usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, ale kiedy spojrzałam po kolei na wszystkie okna, wydawały się nienaruszone. Nagle stolik znajdujący się pod jednym z nich przewrócił się, a w stronę przeciwne ściany coś poleciało i się w nią wbiło. Kiedy się temu przyjrzałam, okazało się, że były to noże. Nie zdążyłam wrócić na miejsce, kiedy usłyszałam odgłosy wystrzałów. Gdy jednak spojrzałam na strzelbę, nadal była na swoim miejscu. Wróciłam na swoje miejsce i rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam znowu wystrzały, a kiedy spojrzałam na ścianę, strzelby już tam nie było. Przeraziłam się jeszcze bardziej. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle po środku pokoju pojawiła się ciemność, ale taka...inna. Wyglądała jak jakiś gaz, czarna chmura, która zaczęła się formować w jakiś nieznany mi kształt. Mgła ta zaczęła się zbliżać w moją stronę, a moje serce biło coraz szybciej. Moje przerażenie sprawiło, że byłam w stanie jedynie siedzieć na swoim miejscu. Nie mogłam się nawet ruszyć chociaż o kawałek. Ponownie usłyszałam wystrzały i dźwięki, jakby ktoś drapał po czymś pazurami, a z czarnej chmury nagle wyłoniła się w moją stronę szponiasta łapa. Płakałam i zaczęłam nawet krzyczeć, ale dalej nie byłam w stanie się ruszyć, chociaż bardzo chciałam. Moje cerce biło przy tym jak oszalałe.</em></div>
<div style="text-align: center;">
<em>~*~</em></div>
<div style="text-align: left;">
Obudziłam się nagle i przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Zaraz jednak wszystko sobie przypomniałam. Spojrzałam na Alice i ponownie przeraziłam się. Wiedziałam, że coś musi być z nią nie tak. Była cała czerwona, spocona, jakby odbyła bieg na co najmniej dwa kilometry. Natychmiast zawołałam pielęgniarkę, która stwierdziła niemal od razu, że z moją córką dzieje się coś poważnego. Szybko sprowadzono lekarza, który wykrył jakieś nieprawidłowości w pulsie i podłączyli ją do kardiomonitora, po czym jakieś dwie pielęgniarki wyprowadziły mnie z sali. Mówiłam im, że muszę być przy swoim dziecku, ale one powtarzały, że powinna wyjść, aby nie przeszkadzać. Rozumiałam je poniekąd. Sama, kiedy oglądałam jakieś filmy lub seriale, współczułam bohaterom, ale jednocześnie wiedziałam, że lepiej by zrobili, gdyby od razu opuścili salę szpitalną i pozwolili swobodnie działać lekarzom. Kiedy jednak w niebezpieczeństwie znalazła się moja własna córka, nie potrafiłam się na coś takiego zdobyć. Chciałam być przy swoim dziecku, gdy coś mu zagrażało!</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Skończyłem. Teraz wystarczyło jedynie wrzucić Suzanne do wykopanego dołu i go zakopać. Najtrudniejsza część zadania była już jednak za mną, chociaż reszta również nie była łatwa. Zakopałem Suzanne, a potem zacząłem się zbierać z powrotem. Przed odjazdem popatrzyłem jedynie na ostatni usypany przez mnie nagrobek, należący do małej dziewczynki. Szkoda, że zabijając ją, nie wiedziałem, że w ten sposób na stałe zaproszę ją do swojego życia. Ale mimo że imię "Annie" było w moim domu teraz tak często wspominane, i to przez moją własną córkę, sam miałem wrażenie, jakbym zabił tę dziewczynkę wieki temu. Nie mogłem jednak tak stać i myśleć. Zamknęłam bramę mojego Cmentarza Upadłych, po czym wróciłem do samochodu, który dokładnie obejrzałem. <em>Na szczęście na pierwszy rzut oka nie pozostał w nim żaden ślad, ale na wszelki wypadek będę musiał coś wymyślić. Na pewno pojadę z nim do myjni, a najlepiej by było, gdybym mógł się go jakoś pozbyć. Będę musiał go sprzedać, żeby ryzyko było jak najmniejsze, ale nie za szybko, aby nie wzbudzić podejrzeń-</em>pomyślałem. Zanim wsiadłem do samochodu, porządnie otrzepałem z ziemi łopatę. Następnie wróciłem do domku i zostawiłem ją w środku razem z kluczem od bramy Cmentarza Upadłych. Zaraz potem udałem się jak najszybciej w drogę powrotną. Musiałem wrócić do hotelu i to jak najprędzej, aby móc odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia.</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-162068803337644472018-12-06T14:10:00.001-08:002018-12-06T14:10:50.775-08:00Cmentarz Upadłych XV "Stan nieświadomości"Przejrzałem cały samochód w poszukiwaniu wszelkich szmat i ręczników, które mogłyby mi jakoś pomóc z krwią. W końcu zawinąłem rany Suzanne w to, co znalazłem, po czym posadziłem ją z powrotem na miejscu pasażera i na wszelki wypadek zapiąłem pasem. Nie chciałem, aby podczas nagłego hamowania po moim samochodzie zaczęło sobie bezwładnie latać martwe ciało. Moje szczęście objawiło się w tym, że nocą raczej nie za wiele aut jeździ po takich drogach, jaką ja musiałem pokonać. Jasne, łączyła kilka miast, ale prowadziła przez środek lasu i każdy normalny człowiek wolał przejechać ją za dnia. Dlatego też, mając ponadto na uwadze, jak rzadko zdarza się tutaj kontrola drogowa, zwłaszcza w środku nocy (tak naprawdę nigdy nie spotkałem tu kontroli drogowej) postanowiłem wycisnąć z mojego samochodu co tylko się dało. Jechałem tak szybko, że nieomal czułem się, jakbym ścigał się z czasem. Mimo to miałem wrażenie, jakby moje zmysły wyostrzyły się. Wszystko widziałem z ogromną dokładnością, wszystko słyszałem, a ponadto byłem niezwykle czujny. Kto jak kto, ale ja doskonale wiedziałem, jak działa adrenalina.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Powrót do miasta zajął mi naprawdę niewiele czasu, tak samo jak odnalezienie odpowiedniego budynku. Zaparkowałem samochód na pierwszym wolnym miejscu na parkingu, jakie znalazłem, po czym od razu udałem się do środka. Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy, była ciemność. Mimo że była noc to na zewnątrz i tak było dużo jaśniej. W korytarzy stało paru facetów, którzy palili. Przepchnąłem się obok nich, po czym wszedłem do jednej z dużych sal. Po lewej znajdował się długi bar, przy którym oczywiście siedziało paru facetów, a każdemu z nich towarzyszyła jakaś ładna dziewczyna, namawiająca na drogie drinki. Na środku pomieszczenia znajdowało się oświetlane kolorowymi światłami podwyższenie, na którym kilka dziewczyn korzystało z tego, czym obdarzyła ich matka natura, tańcząc na rurze. Pozostałą część pomieszczenia wypełniały stoliki, przy których siedzieli mężczyźni. Ja jednak nie przyszedłem tutaj oglądać. Rozejrzałem się po sali, po czym mój wzrok padł na mężczyznę, który siedział samotnie przy barze i coś pił. Podszedłem do niego, wyciągając po drodze portfel. </div>
<div style="text-align: left;">
-Jeden pokój na jakieś...cztery godziny?-spytałem, przysiadając się. Zaraz potem zamówiłem sobie coś do wypicia na dobry początek. </div>
<div style="text-align: left;">
-Dwieście-powiedział mężczyzna, nawet na mnie nie patrząc.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dwieście? Trochę podrożało-odparłem, biorąc pierwszy łyk drinka. Był dość łagodny, bo nieco już dziś wypiłem, a chciałem zaliczyć jakąś laskę, a nie zgona.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ostatnio kilka dziewczyn się wyłamało, policja trochę powęszyła i w biznesie jest teraz problem, wiec podrożało. Jak cię nie stać, to spadaj i nie zawracaj mi głowy-powiedział mężczyzna, po czym wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił. Pozostałym nie można było tutaj palić, bo brak było klimatyzacji lub jakiegokolwiek okna, więc musieli wychodzić na korytarz, aby ludzie nie potrulili się dymem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie tak szybko. Jest wola, znajdą się pieniądze-powiedziałem, po czym otworzyłem portfel i wyliczyłem odpowiednią sumę, którą następnie podałem mężczyźnie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Pokój numer dwa. Dziesięć minut-powiedział mężczyzna. Nic więcej nie musiał dodawać, bo wiedziałem, jak dotrzeć na miejsce. Po drugiej stronie pomieszczenia, po lewej, znajdował się korytarz. Również i tam parę osób paliło lub całowało się. Doszedłem do schodów i wszedłem na górę, gdzie nie było już nikogo. Po lewej i prawej znajdowało się za to kilkanaście pokoi. Wszedłem do tych z numerem dwa. Wystrój był typowy. Po lewej do ściany przylegało duże, ciemnofioletowe łóżko, a po obu jego stronach znajdowały się małe szafki z ciemnego drewna. Ściany był w kolorze nieco jaśniejszym od łóżka. Po prawej zaś znajdowało się małe podwyższenie, a z jego środka wystawała stalowa rura. Nie wiedziałem jeszcze, czy będę miał ochotę najpierw na mały, prywatny taniec, ale miałem jeszcze trochę czasu. Podszedłem do jednej z szafek i, jak się spodziewałem, znalazłem tam aż kilka prezerwatyw, a do tego parę innych...przyborów. Odpakowałem sobie już jedną z nich, żeby nie tracić potem czasu. Mój członek jakby na to czekał, bo w tej samej chwili poczułem, jak moje podniecenie znowu wzrasta. Na szczęście za chwilę miałem dać mu upust. Po kilka następnych minutach drzwi ponownie się otworzyły. Stanęła w nich wprost zniewalająca dziewczyna. Miała długie, idealnie proste blond włosy, zielone oczy i naprawdę kształtne ciało. Ubrana była (jeszcze) w strój jak najbardziej pasujący do okoliczności.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtfhlcMDtzLrpml7UgKZfs1vZE440VJ7v53icZM0zk_OzEXA7M2KmKACj7rv6QYKW1FT-ESH0Z6FE-dKiX_rvYOmdEe-WXMmXKoR7MG6U88EH5EowbM4xQK2fYaJtrLfZbaqC0Wjp5ntrX/s1600/ero.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="480" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtfhlcMDtzLrpml7UgKZfs1vZE440VJ7v53icZM0zk_OzEXA7M2KmKACj7rv6QYKW1FT-ESH0Z6FE-dKiX_rvYOmdEe-WXMmXKoR7MG6U88EH5EowbM4xQK2fYaJtrLfZbaqC0Wjp5ntrX/s320/ero.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Lubiłem różne ciekawe stroje, jednak tym razem ucieszyłem się, że nie był zbyt wyszukany. Chciałem się szybko i dobrze zabawić, więc nie miałem ochoty połowy wykupionego czasu spędzić na rozwiązywaniu jakichś sznureczków. Poza tym ta dziewczyna nie potrzebowała odsłaniać całego swojego ciała, bo ono samo aż wylewało się tam, gdzie powinno. Już nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł ją pocałować, dotknąć jej dużych piersi, a potem zrobić jeszcze więcej niemiłych rzeczy. Dziewczyna chyba czytała mi w myślach, bo gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, powiedziała do mnie:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Byłam bardzo niegrzeczną dziewczynką i należy mi się jakaś kara. Będzie surowa?-zapytała, podchodząc do mnie. Złapała mój pasek od spodni i zaczęła go odpinać.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Bardzo-powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się z satysfakcją. <em>O tak, ta noc nie jest jeszcze stracona-</em>pomyślałem, patrząc jak dziewczyna po kolei ściąga mi spodnie, bieliznę, a następnie bierze do ust mojego rwącego się do działania członka. Najpierw wzięła go prawie całego i trochę possała, ale potem wyjęła, chwyciła swoją zgrabną dłonią, uniosła lekko i oblizała parę razy. Następnie pomału zaczęła go ponownie wkładać do buzi, stopniowo ssąc coraz bardziej. Mój członek stawał się coraz twardszy, a ja czułem się wspaniale. Nagle jednak w mojej głowie ponownie pojawiła się Suzanne. Wyobraziłem sobie, że to ona jest na miejscu dziewczyny. Przez chwilę czułem jeszcze większą satysfakcję, ale zaraz ustąpiła ona miejsca złości. Przypomniałem sobie, co ta dz*wka zrobiła. Odepchnąłem od siebie dziewczynę, zupełnie nie zważając na to, że prawie doszedłem. Teraz, kiedy zawładnęła mną taka wściekłość, chwila rozkoszy uzyskana w ten sposób nic by mi nie dała. Dziewczyna była widocznie zaskoczona.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Nie mówiłem, że masz mi zrobić loda. Mam ochotę na coś innego-powiedziałem, stając nad nią.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Tak, oczywiście, co tylko pan sobie zażyczy-powiedziała, po czym spróbowała wstać. Chwyciłem ją za ramię i pociągnąłem w górę, a następnie pchnąłem na łóżko.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-I to rozumiem. Dobrze wyszkolona obsługa-powiedziałem, uśmiechając się. Dziewczyna posłała mi spojrzenie, które, o dziwo, było bardziej zaciekawione niż zaskoczone czy wystraszone. Sięgnąłem do szafki, z której wyjąłem potrzebną mi rzecz. Następnie usiadłem przed dziewczyną, pochylając się nad nią i całując ją agresywnie. Jednocześnie złapałem obie jej ręce i zapiąłem w kajdanki, które następnie zaczepiłem o jedną z metalowych rurek, z których składało się wezgłowie. Następnie zszedłem z pocałunkami nieco niżej, na szyję. Kiedy już mogłem do woli używać swoich rąk, jedną z nich położyłem na jej biodrze, a drugą ścisnąłem jej dużą pierś, nie zważając na to, że prawdopodobnie sprawię jej ból. Z ust dziewczyny wydobył się jęk rozkoszy, a ja, kiedy podniosłem głowę, ze zdziwieniem stwierdziłem, że uśmiecha się ona. Widocznie nam obojgu obecna sytuacja bardzo się podobała. Bardzo pragnąłem jak najszybciej osiągnąć maksimum zadowolenia, więc zsunąłem się nieco niżej, po czym rozsunąłem dziewczynie nogi. Chwilę później wszedłem w nią mocno i głęboko, bez ostrzeżenia. Na początku spróbowała się odsunąć, ale zaraz potem ponownie jęknęła i na pewno był to jęk rozkoszy. Kto jak kto, ale doskonale się na tym znałem. Nie czekając już dłużej, zacząłem się w niej szybko i agresywnie poruszać. Pokój wypełniły nasze pełne zadowolenia westchnienia i jęki. Pochyliłem się nad dziewczyną, dotykając oraz całując jej brzucha, piersi, szyi, ust. Potem ponownie wróciłem do jej piersi i polizałem jedną z nich, po czym przygryzłem jej małego, różowego sutka. Dziewczyna jęknęła z rozkoszą. Nie trwało to długo, zanim w niej doszedłem. Oczywiście nie zamierzałem spędzić reszty kupionego czasu na jakichś pogaduszkach. Kazałem dziewczynie klęknąć przede mną, a ona z ochotą wzięła się za ponowne robienie mi loda. Oblizała mojego członka najpierw po całej długości, a potem skupiła się tylko na czubku, który zaczęła drażnić swoim giętkim i wijącym się językiem. Następnie w końcu wzięła go do buzi, ale tylko do połowy. Pewnie nie chciała się spieszyć, ale ja miałem inne plany. Wepchnąłem jej go do samego końca, przez co dziewczyna zakrztusiła się, ale szybko to opanowała i przeszła z powrotem do rzeczy. <em>I to rozumiem. Pełen profesjonalizm-</em>pomyślałem zadowolony. Potem było już tylko z każdą chwilą coraz lepiej. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
~*~</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>Bawiłam się dalej z dziewczynami, kiedy nagle usłyszałam głos. Głos Annie. Spojrzałam na nią, a potem na pozostałych. Sądząc po tym, że w ogóle nie reagowali, tylko ja ją słyszałam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Musisz iść-powiedziała do mnie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ale gdzie?-pomyślałam, ale choć nie wypowiedziałam tego na głos, Annie mi odpowiedziała.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Do lasu.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Po co?-zdziwiłam się. </em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Aby wszystko się dopełniło-odparła.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ale co ma się dopełnić?-nadal nic nie rozumiałam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ufasz mi?-spytała lalka. Zawahałam się z odpowiedzią.-Ufasz?-powtórzyła, kładąc na to słowo duży nacisk.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-T-tak-odparłam po chwili.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-To idź.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ale co powiedzą rodzice? I dziewczyny? Mają iść ze mną? Poza tym tutaj nie ma żadnego lasu-zauważyłam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Pod żadnym pozorem nikomu nic nie mów! Nie zauważą twojego zniknięcia. A lasu może i na pierwszy rzut oka tu nie ma, ale raz już przecież w nim byłaś, prawda?-powiedziała Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Prawda. Ale czy...na pewno to bezpieczne? I nikt nic nie zauważy? A jak mi się coś stanie?-nadal nie byłam do końca przekonana, zwłaszcza po wszystkich ostatnich wydarzeniach.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Przecież to tylko sen. Co złego może ci się przydarzyć?-spytała moja zabawka.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-No w sumie to racja. To tylko sen-odparłam dość niepewnie, a po chwili odłączyłam się od moich przyjaciółek i skierowałam w stronę lasu, który ponownie pojawił się dosłownie znikąd, kilkanaście metrów przede mną.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ja tobą pokieruję. Idź tam, gdzie cię zaprowadzę-powiedziała Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ok-odparłam niepewnie. Moja zabawka dawała mi różne wskazówki, gdzie mam iść. Tym razem nie goniły mnie żadne potwory ani nie atakowały inne dziwne rzeczy. Wokół było bardzo spokojnie...a właściwie aż za spokojnie. Czułam się przez to tak samo źle jak w każdym innym takim śnie. Właśnie, dlaczego ja właściwie wiem, że to sen? Kiedy śni mi się cokolwiek innego, nawet niemożliwie niedorzecznego, i tak nie zdaję sobie sprawy z tego, że to fikcja, dopóki się nie obudzę. Niestety nie znałam odpowiedzi na to pytanie, dlatego zadałam je Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Nie wiem. Może dlatego, że te sny są...wyjątkowe?-odparła.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Tyle to ja wiem-powiedziałam, spoglądając na nią smutno.-Chociaż chciałabym, żeby nie były znowu aż tak wyjątkowe. A właściwie to dlaczego mnie gdzieś prowadzisz?-dodałam po chwili.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Bo od dawna chciałam ci coś pokazać. Tyle czasu czekałam i tak długo to wszystko planowałam...nie chciałam tego jeszcze robić, ale nie mogłam być obojętna wobec ostatnich zdarzeń. Mam nadzieję, że moja niespodzianka ci się spodoba-odparła Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Jak do tej pory nie podobało mi się nic, co mi się tutaj przydarzyło-powiedziałam z ponurą miną.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Jak to? A znalezienie mnie?-spytała Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-To tylko jeden mały wyjątek-odparłam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Mały? Czyli ja nic dla ciebie nie znaczę?-zapytała lalka. W tonie jej głosu można było wyczuć złość.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Tego nie powiedziałam...-zaczęłam się bronić.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Ale tak to zabrzmiało-odparła Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Wybacz, nie chciałam-powiedziałam smutno, bo było mi przykro, że ją zdenerwowałam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Nie liczysz się z innymi ani z tym, że jak wiele ci "inni" znaczą. Ważna jesteś tylko ty i to, co ważne jest dla ciebie. Jesteś taka sama jak twój tata-powiedziała Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Co masz na myśli? O co ci chodzi?-zdziwiłam się, po czym zatrzymałam się.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Idź-powiedziała moja lalka.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Nie, dopóki nie wytłumaczysz mi, o czym mówiłaś-odparłam.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Dowiesz się tego.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Gdzie?</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em>-Na miejscu. Więc idź. Już. Natychmiast-Annie mówiła takim tonem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie słyszałam. Był taki spokojny, ale jednocześnie mroczny i groźny. I choć nie chciałam, to strach i chęć zrozumienia jej słów sprawiły, że znowu ruszyłam. Ponownie kierowałam się jej wskazówkami, ale teraz oprócz nich nie mówiła do mnie nic więcej. Byłam przestraszona, ale jednocześnie dziwnie smutna i zawiedziona. Towarzyszyło mi też coraz cięższe uczucie bezsensowności wszystkiego. Słowem, czułam się coraz gorzej, ale sama nie wiedziałam, jaki jest tego właściwy powód. Bo to nie mógł być jedynie wynik kłótni z Annie.</em></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<em></em> </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
~~~~****~~~~</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Opublikowałam mikołajkowy rozdział na Wattpadzie, więc i tutaj nie mogłam zawieść. Mam nadzieję, że Mikołaj o nikim nie zapomniał i że mój "prezencik" Wam się spodoba:D</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: right;">
~Ritsu</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6885015357176740110.post-70171777048368588282018-11-20T14:01:00.000-08:002018-11-20T14:01:59.409-08:00Cmentarz Upadłych XIV "Była sobie kiedyś Suzanne Donkins"Już miałem odjeżdżać, kiedy do moich uszu dobiegł czyjeś krzyki. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącą postać. Na początku wystraszyłem się, że ktoś może dowiedział się o tym, co zrobiłem...Jednak to było niemożliwe, a do tego w takim przypadku to ta osoba znajdowała się w gorszym położeniu. Wyszedłem z samochodu. Postać zauważyła mnie i zaczęła biec w tę stronę. Wyglądała jak upiór. Miała rozwiane, poplątane włosy, podartą suknię. Po chwili, ku swojemu zaskoczeniu, zauważyłem, że to nikt inny tylko Suzanne. Ona po jakimś czasie chyba też mnie rozpoznała.<br />
-John! O matko, John! Jak dobrze, że to ty!-zawołała Suzanne, po czym rzuciła się w moje ramiona.<br />
-Suzanne! Co się stało?-zdziwiłem się. Odsunąłem się od niej i spojrzałem na jej twarz. Była cała zapłakana. <br />
-Nie pytaj. On...proszę, zabierz mnie stąd-powiedziała, po czym spojrzała na mnie błagalnie.<br />
-Jasne, poczekaj, pomogę ci-powiedziałem, po czym pomogłem jej wejść do samochodu, a sam usiadłem za kierownicą.<br />
-Ale co się takiego stało? Coś ci jest? Zawieźć cię do szpitala?-zapytałem, uruchamiając samochód.<br />
-Nie, tylko nie to! Najlepiej zawieź mnie od razu do hotelu, proszę-odparła cicho Suzanne.<br />
-No dobrze, ale powiedz mi, co ci się stało?-spytałem.<br />
-Jacob'owi odbiło-wyjaśniła krótko dziewczyna.<br />
-Jacob...nie pomyślałbym nawet, że on jest do czegoś takiego zdolny-odparłem.<br />
-Błagam cię, nie wspominaj o nim przy mnie-powiedziała Suzanne. Zapanowała między nami cisza, którą przerywało tylko pochlipywanie dziewczyny.<br />
-To wszystko jest bez sensu...-odezwała się po chwili.<br />
-Nie mów tak-odparłem.<br />
-Tylko mi nie mów, że wszystko będzie dobrze-powiedziała Suzanne.<br />
-Nie powiem tak. Powiem za to, że nie możesz mu tego puścić płazem-odpowiedziałem.<br />
-I nie zamierzam. Zapłaci za to ten sk*rwiel-odparła dziewczyna.-Masz może jakąś chustkę czy cokolwiek? Chcę się trochę ogarnąć-dodała po chwili ciszy.<br />
-Jasne, jest w...-zacząłem, po czym zawahałem się. W schowku, a obecnie zawinięty jest w nią zakrwawiony nóż.<br />
-Schowku?-spytała Suzanne, po czym sięgnęła ręką i otworzyła go.<br />
-Nie-powiedziałem, ale było za późno. Dziewczyna włożyła rękę do schowka, po czym wyjęła z niego jakąś chustkę. Na szczęście była to inna niż ta, w którą zawinąłem nóż. Suzanne wytarła swoją twarz. Na szczęście przestała już płakać.<br />
-Lepiej?-zapytałem.<br />
-Trochę. Ale może mógłbyś się na chwilę zatrzymać? Niedobrze mi-odparła dziewczyna.<br />
-Jasne-powiedziałem, po czym po raz kolejny tej nocy zjechałem na pobocze. Suzanne otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Zdecydowałem, że ja również powinienem się trochę przewietrzyć. Suzanne przystanęła kilka metrów dalej, po czym objęła się ramionami, jakby było jej zimno. Każdy, kto by ją wtedy zobaczył, uznałby ją za niezwykle żałosne stworzenie, wymagające czyjejś opieki. Podszedłem do niej, jednak kiedy się zbliżyłem, dziewczyna lekko drgnęła.<br />
-Na pewno wszystko w porządku?-spytałem z troską. Mimo wszystko zdążyłem polubić trochę tę dziewczynę.<br />
-Jasne. Myślę, że nie licząc tego, iż jestem w lesie i przed chwilą prawie zostałam zgwałcona, to wszystko w jak najlepszym porządku-warknęła dziewczyna, po czym zawróciła i szybkim krokiem skierowała się do samochodu. Mimo wszystko zaskoczyła mnie taką reakcją. Chwilę jeszcze stałem w miejscu, po czym odwróciłem się i powolnym krokiem zacząłem się kierować na swoje miejsce. Kiedy przechodziłem obok samochodu, Suzanne nagle otworzyła drzwi.<br />
-J-john-powiedziała drżącym głosem. Bez chwili namysłu zbliżyłem się do niej.<br />
-Co się stało?-zapytałem, ponownie z dużą troską.<br />
-Co to jest?!-teraz już w jej głosie doskonale słyszałem skrywaną wcześniej panikę. Suzanne uchyliła drzwi i moim oczom ukazał się trzymany przez nią, zakrwawiony nóż.<br />
<div align="center">
~*~</div>
<div align="left">
Nie wiem, co zrobili lekarze, ale to jest nieważne. Ważne było za to, że Alice przestała się dusić. Niestety nie mogłam z nią porozmawiać ani zwyczajnie jej przytulić, gdyż niemal natychmiast po opanowaniu sytuacji została zabrana przez lekarzy na kilka badań. Oczywiście poszłam na nie razem z nią, ale nie wszędzie, niestety, mogłam jej towarzyszyć. I tak podczas gdy mojej biednej, małej Alice robiono tomograf albo jakieś inne badanie, ja czekałam przed salą i niemal wychodziłam z siebie z nerwów. Tak bardzo chciałam, aby to się już skończyło. Nawet sobie nie wyobrażam, co muszą czuć rodzice dzieci, które całe życie spędzają w szpitalu i są śmiertelnie chore. <em>Dlaczego nas to spotyka?-</em>myślałam zrozpaczona. Pragnęłam, aby John wrócił i żeby to wszystko albo się skończyło, albo okazało się tylko i wyłącznie złym snem. W końcu badania dobiegły końca i Alice wróciła na swoją salę. Była naprawdę zmęczona i praktycznie od razu zasnęła. Miałam ogromną ochotę wypytać o wszystko lekarza, ale on nie zaszczycił mnie swoją obecnością, a ja nie zamierzałam zostawiać teraz Alice samej i go szukać. Postanowiłam, że rano dorwę go i dowiem się od niego wszystkiego co wie, a nawet tego czego nie wie. W końcu to moje dziecko i ja muszę wiedzieć, co mu jest. Kiedy tak patrzyłam na moją śpiącą córeczkę, czułam, że sama także robię się coraz bardziej senna. Bałam się jednak zasnąć. Kiedy spałabym, mogłoby ponownie coś się wydarzyć. Co jakiś czas sprawdzałam więc na telefonie godzinę, przeglądałam zdjęcia albo szukałam jakichś ciekawych stron internetowych. W końcu jednak, sama nie wiedziałam kiedy, zasnęłam.</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
<em>Byłam na jakiejś łące, otoczonej dookoła polami. Towarzyszyli mi mama i tata oraz Ruby, Bev i Kitty ze swoimi rodzicami. Zrobiliśmy sobie mały piknik. Ja i dziewczyny bawiłyśmy się w berka, podczas gdy nasze rodziny rozkładały koce i szykowały jedzenie. Goniłam ja, ale udało mi się złapać Bev, więc jak najszybciej zaczęłam uciekać. Skierowałam się w stronę wysokich zarośli, w które wbiegłam, bo nie były one zbyt gęste. Chciało mi się głośno śmiać, więc nawet nie próbowałam się powstrzymywać. W pewnym momencie odwróciłam na chwilę głowę, aby zobaczyć, czy Bev nie biegnie za mną. Kiedy z powrotem spojrzałam przed siebie, zamarłam. Znajdowałam się znowu w TYM lesie, otaczała mnie ciemność i mrok. Czym prędzej odwróciłam się, aby wrócić z powrotem do moich rodziców i koleżanek, ale kiedy to zrobiłam, zamiast łąki ujrzałam jedynie ciągnący się w nieskończoność las. Na ziemi zaś, oparta o drzewo znajdujące się naprzeciw mnie, znajdowała się moja lalka. Wtedy do mnie dotarło, od jak dawna się z nią nie bawiłam. Annie musiała się przez ten cały czas czuć bardzo samotnie i na pewno obraziła się na mnie. Zbliżyłam się do niej niepewnie i dotknęłam jej. Po chwili zaś już bez wahania wzięłam ją i przytuliłam. Zamknęłam na chwile oczy, a kiedy je otworzyłam, ponownie znajdowałam się na tej samej łące. Dziewczyny biegały wokół mnie, a nasi rodzice właśnie skończyli wszyscy szykować i zaczęli nas wołać, abyśmy przyszło trochę odpocząć i coś zjeść. Od razu wszystkie cztery do nich poszłyśmy. Choć może raczej powinnam powiedzieć, że wszystkie pięć, skoro teraz była ze mną i Annie. </em></div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
I co miałem jej powiedzieć? Że sam się tam jakoś znalazł? Nóż, cały w świeżej krwi? Że ktoś mi go podrzucił? W środku nocy? W lesie? </div>
<div style="text-align: left;">
-Suzanne, spokojnie-powiedziałem, podchodząc do niej.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak mam być spokojna? Może mi to wytłumaczysz?!-zawołała. Ja jedynie szybkim ruchem sięgnąłem po nóż i wyszarpnąłem go z jej ręki. Dziewczyna patrzyła na mnie w osłupieniu.</div>
<div style="text-align: left;">
-Skąd to się mogło tutaj wziąć?-spytałem sam siebie, odwracając się do Suzanne tyłem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Chyba mi nie powiesz, że nie wiesz, co robi w schowku twojego samochodu nóż z jeszcze świeżą krwią-powiedziała dziewczyna. W tej samej chwili najszybciej jak mogłem odwróciłem się i chwyciłem ją za ramię, wyszarpując z samochodu. Wykorzystałem moment zaskoczenia, dzięki czemu Suzanne nie opierała się, a ponadto łatwo się potknęła i wylądowała na ziemi. Zdążyła jedynie odwrócić się na plecy, ale nie udało jej się wstać, gdyż popchnąłem ją z powrotem na ziemię, siadając na nią okrakiem i przyciskając ją do podłoża. </div>
<div style="text-align: left;">
-Co ty robisz?! John?! Oszalałeś?! To jakiś żart?! To na pewno jakiś żart! Ty i Jacob postanowiliście zrobić mi kawał? Świetny!-powiedziała Suzanne, po czym zaśmiała się histerycznie.-Ale teraz może już przestaniecie sobie żartować?-dodała, kiedy przestała się śmiać i spróbowała się uwolnić.</div>
<div style="text-align: left;">
-Gdybyś trzymała ręce przy sobie, zamiast grzebać w nie swoich rzeczach, inaczej by się to skończyło-powiedziałem, po czym zbliżyłem do niej ostrze noża. Dziewczyna oczywiście zaczęła się wiercić, krzyczeć i próbowała się wyrwać, ale nie miała szans mnie z siebie zrzucić. Choć, jak często w takich przypadkach się już zdarzało, przekonałem się, że ma o wiele więcej siły, niż zakładałem. Chciałem jak najszybciej to zakończyć, ale Suzanne stawiała czynny opór. Próbowała odepchnąć mnie rękoma i zabrać nóż, a ja usiłowałem dostać się do jej gardła lub serca. Nagle poczułem bolesne pieczenie. Jak się okazało, przez całą tę szarpaninę, sam siebie zraniłem nożem. Spróbowałem po raz kolejny zadać jej cios w serce, ale Suzanne odepchnęła moje ręce w taki sposób, że broń zagłębiła się w jej brzuchu. Otworzyła szeroko oczy, jakby ze zdziwienia. Krew zaczęła wyciekać z jej rany. Czym prędzej wyszarpnąłem nóż. Nadal próbowała się bronić, ale teraz z każdą chwilą była słabsza. W końcu udało mi się jej go wbić prosto w serce. Odetchnąłem z ulgą, po czym niemal natychmiast wyjąłem broń z jej ciała. Wstałem i obejrzałem się, rozmyślając, czy nie zostawiłem po sobie żadnego śladu. Teraz miałem już niemały problem. Oczywiście mogłem jej nie zabijać, ale wtedy trudno byłoby mi wytłumaczyć, skąd wziął się u mnie ten nóż. Niestety przez to musiałem szybko coś wymyślić. Logiczne było, że po jej zaginięciu wszczęte zostaną poszukiwania i ktoś prędzej czy później znalazłby ciało, nawet gdybym je ukrył. Zresztą, gdzie miałbym je ukryć w środku nocy w lesie? Zakopać? Gołymi rękami? Mógłbym ją gdzieś przenieść, ale to tylko mogłoby pogorszyć sprawę. Możliwe że podczas szarpaniny zostawiłem na niej jakoś swoje DNA...cholera, przecież zaciąłem się tym głupim nożem! Gdyby policja znalazła coś, co wskazywałoby na naszą kłótnię, mogłoby się to okazać jakimś punktem zaczepienia do powiązania mnie z tą zbrodnią. Jeśli idzie o tamtego chłopaka to nie mieli podstaw sprawdzać, mnie, ale Suzanne to inna sprawa, w końcu byliśmy na jednym szkoleniu razem z Jacobem... Chwała Bogu za niego! Jak się okaże, że Suzanne nie żyje, raczej nie będzie chciał, aby wyszło na jaw, że próbował ją zgwałcić. Pewnie poprosi mnie, żebym go krył, a dzięki temu sam też będę miał wiarygodniejsze alibi. I pomyśleć, że jeszcze chwile temu uważałem go za skończonego idiotę! Mimo wszystko jednak i on mógł zostawić...na niej jakieś ślady, więc i tak musiałem coś wymyślić. Dotarło jednak do mnie, że zaczynam panikować, i sam sobie kazałem się uspokoić. Na pewno był jakiś sposób, aby wyjść z tej sytuacji cało. Po chwili wpadłem na genialny plan. Że też od razu o tym nie pomyślałem! Musiałem jednak się śpieszyć, gdyż na załatwienie wszystkiego miałem tylko tę jedną noc...</div>
<div style="text-align: center;">
~*~</div>
<div style="text-align: left;">
Nie mogłem uwierzyć, że ta dz*wka to zrobiła! Kiedy udało mi się pozbierać z ziemi, zniknęła już z moich oczu. Nawet nie wiedziałem, w którą stronę pobiegła. Zresztą, nie zamierzałem jej już gonić, bo to nie miałoby sensu. Niech zdechnie tutaj, w środku lasu, najlepiej zeżarta przez wilki. Jak ona wróci do domu? Pewnie spróbuje jechać na stopa i trafi na jakiegoś psychopatę, ale skoro taki jest jej wybór, to proszę bardzo! Nie wie głupia s*ka co traci! Jakoś udało mi się wrócić z powrotem do samochodu. Myślałem na początku nad powrotem do hotelu, ale kiedy usiadłem za kierownicą stwierdziłem, że ten dzień nie może się tak skończyć. Mój obolały ch*j domagał się jakiegoś wynagrodzenia. Niemal słyszałem, jak mówi do mnie: "Ej, stary, co to ma być? Najpierw narobiłeś mi smaka, a teraz nici z zabawy? O nie, i ty i ja dobrze wiemy, że tak to nie może się skończyć! Przecież znamy parę adresów...". <em>O tak, znamy parę naprawdę fajnych adresów-</em>pomyślałem, po czym odpaliłem samochód i skierowałem się z powrotem w stronę miasta.</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
Ritsuhttp://www.blogger.com/profile/05295216810980139732noreply@blogger.com0