poniedziałek, 20 listopada 2017

Zakazany Romans XXV "Wioska wilkołaków"

- Na pewno jesteś pewna? Może jest jakiś inny sposób? Nadal możemy zmienić nasz plan- powiedziała Elizabeth, pomagając Trix wejść na jej konia.
- Nie ma takiej potrzeby. Pamiętaj tylko, że po trzech dniach mojej nieobecności masz wyruszyć dalej. Nie czekaj na mnie dłużej ani tym bardziej nie szukaj mnie. Jeśli nie dotrę do wioski w odpowiednim czasie, zawrócę. Jak cię nie znajdę, udam się od razu do Sillas de Meanum. Bez wody na pewno będzie tam trudniej dotrzeć, ale damy z siebie wszystko- powiedziała Trix.
- A jak się zgubisz?- zapytała niepewnym głosem Eliza.
- Będę musiała sobie jakoś w takim przypadku poradzić- odparła Trix, wzruszając ramionami.
- No nic, trzymaj się i pamiętaj o naszym planie. Do zobaczenia za trzy dni!- zawołała dziewczyna, po czym ruszyła w stronę wioski. To, gdzie osada powinna się znajdować i jak się nazywa (a przynajmniej pod jaką nazwą jest znana siostrze Trix) Eliza wytłumaczyła jej na tyle, na ile potrafiła. Początkowo droga przebiegała bez żadnych zakłóceń. Galopujący koń zachowywał się tak spokojnie, jakby znał te tereny. Dziewczyna dotarła w końcu do skrzyżowania leśnych dróg. Gdyby puściła się prosto, według jej informacji, skierowałaby się na pustynię, czyli w stronę Sillas de Meanum. Aby jednak trafić do wioski, musiała odbić w prawo. Obie trasy były mocno zarośnięte i wyglądały na zdradzieckie oraz niebezpieczne. Mimo to droga prowadząca do osady wydała się Trix mroczniejsza. Dziewczyna jednak postanowiła się tym nie przejmować i ruszyła dalej, tym bardziej, iż znała, jej zdaniem, główny powód takiego stanu rzeczy. Sillas de Meanum może nie cieszyło się zbytnią popularnością i dobrą opinią, ale zdecydowanie podróżowało tam więcej osób niż do starej, zapomnianej wioski wilkołaków. Dlatego zapewne ścieżka wydaje się być mroczniejsza, bo jest bardziej zarośnięta. Trix jechała dalej według wskazówek Elizabeth, jednak nie były one zbyt dokładne, więc często musiała zdawać się na własną intuicję. Pierwszym problemem okazało się następne skrzyżowanie, o którym Eliza nie wspominała. Tu jednak Trix poszło dość łatwo. Wiedziała, że musi kierować się głębiej w las. Z wskazówek jej siostry wynikało bowiem, iż wioska ma się znajdować zaraz za jednym z większych, bardziej zagęszczonych kawałków lasu. Trix skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie czuła strachu. Przede wszystkim starała się zapamiętywać jak najwięcej szczegółów. Do wieczora udało się jej dotrwać bez większych problemów. Znalazła dogodne miejsce na obóz i zatrzymała się tam. Dopiero po zejściu z konia poczuła, jak bardzo jest spragniona, głodna i zmęczona. Na szczęście miała ze sobą trochę zapasów, w tym wodę. Elizabeth wcisnęła jej siłą manierkę, tłumacząc to tym, że ilość zawartej w niej wody nikomu nie wystarczy na trzy dni, więc ona i tak musiałaby udać się na poszukiwania czegoś do zaspokojenia pragnienia. Według Elizy jeszcze Trix miałaby mieć na to mniej czasu i energii po wyczerpującej drodze do wioski. I proszę, miała dziewczyna rację. Starsza z sióstr wypiła od razu całą wodę, obwiniając się jednak przy tym trochę, że nie była bardziej stanowcza. Na pewno Elizabeth przydałaby się ona bardziej niż mnie- pomyślała. Sięgając po jedzenie, pocieszyła się myślą, że przynajmniej przed swoim odjazdem zostawiła siostrze większe zapasy jedzenia. Pozostawała jeszcze kwestia niebezpiecznego wypoczynku, w końcu teraz nikt nie będzie stał na warcie. Zarówno ona jak i Elizabeth przez te trzy dni są zmuszone zdać się na łaskę losu i liczyć na to, że żadnej z nich nie odnajdzie ten wampir, ani nie przytrafi się im coś innego.
~~~~~~~~~~~~
Elizabeth całą resztę dnia zadręczała się faktem, iż Trix musi dla niej narażać się na tak wielkie niebezpieczeństwo. Ona sama, po odjeździe siostry, nie za wiele mogła już zrobić. Przez pewien czas spacerowała po lesie, nie oddalając się jednak zbytnio od obozu. Potem uszykowała sobie coś do jedzenia. Niestety, miała do wyboru tylko owoce oraz grzyby, które mogła przyrządzić przy ognisku, o ile udałoby się je rozpalić. Poczuła nieodpartą chęć zjedzenia czegoś innego, najlepiej jakiejś ryby. Zaraz jednak zganiła się w myślach za coś takiego, a po chwili powiedziała cicho i spokojnie na głos, kładąc sobie przy tym z czułością rękę na brzuchu:
- Ciii, dziecino. Nie miej takich wymagań, bo nie jesteśmy w stanie ich teraz zaspokoić. Walczymy o nasze życia, dlatego musimy jakoś to przetrwać. W nagrodę obiecuję ci, że kiedy już się urodzisz,  zrobię wszystko, aby cię uszczęśliwić. Przenigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Ani twojemu ojcu, ani nikomu innemu. Po jedzeniu Elizabeth postanowiła chwilę się zdrzemnąć. Po krótkiej drzemce wybrała się na poszukiwania wody, na szczęście szybko znalazła małą rzeczkę, z której mogła się napić. Potem z rozkoszą obmyła się i wróciła do swojego konia. Dała mu jeść, po czym jeszcze trochę pospacerowała. Odkąd wybudziła się z drzemki, zupełnie przestała się czymkolwiek zadręczać. Nabrała dziwnego przeczucia, że wszystko będzie dobrze. Po prostu tak czuła. Kiedy wróciła ze spaceru, od razu udała się na spoczynek.
~~~~~~~~~~~~
Z samego rana Trix jak najszybciej spakowała się, posiliła, uzupełniła zapasy wody i ruszyła w dalszą podróż. Już po kilku minutach jazdy natrafiła na powalony pień drzewa, cały pokryty śladami po pazurach. Mimo że po plecach przebiegły jej ciarki, nie zatrzymała się ani na chwilę. Gdyby tak zrobiła, na pewno łatwiej byłoby jej spanikować i zawrócić. Przez jakiś czas wspomnienie obdrapanego drzewa było jedyną rzeczą świadczącą o tym, że zbliża się do wioski. Po jakimś czasie zaczęła jednak natrafiać na więcej śladów pazurów, odcisków ogromnych wilczych łap, a dwa razy nawet zobaczyła pozostałości po posiłku. Na szczęście zawsze zdążyła wtedy odwrócić głowę i skupić się na czymś innym, byleby tylko nie puścić soczystego i kolorowego pawia. Po około półtorej godziny usłyszała przed sobą jakieś hałasy. Potem dojrzała ruch, a po chwili obtoczył ją krąg składający się z siedmiu mężczyzn. Wszyscy mieli ciemne, gęsye włosy, od brązowych po czarne, które zdawały się porastać każdy milimetr ich ciała. Oczy wszyscy posiadali zielone. Czaiła się w nich dobrze skrywana dzikość, ale i coś tajemniczego, nieznanego, zakazanego... Ubrani byli jak zwykli pracujący na polu ludzie i takie też mieli ze sobą narzędzia. Jakby właśnie szli lub wracali z pracy na roli. Wszyscy patrzyli na Trix poważnym i podejrzliwym wzrokiem. Widać było po nich ogromne napięcie, jakby w każdej chwili byli gotowi do ataku. Właśnie wtedy do Trix dotarło, na co się porwała. Zapuściła się w pojedynkę do wioski pełnej wilkołaków. W końcu jeden z nich przemówił poważnym, niskim głosem:
- Kim jesteś i czego tutaj szukasz, ludzka kobieto?- spytał nieznajomy. Styl wypowiadania się mężczyzny nieco zaskoczył Trix, ale szybko opanowała się i odezwała.
- Jestem zwykłą mieszczanką. Pochodzę z miasteczka Saden. Obecnie kieruję się do Sillas de Meanum, a przed dalszą podróżą chciałabym jeszcze uzupełnić zapasy wody. Czy może mogliby mi panowie dopomóc w tej kwestii?- Trix starała się brzmieć jednocześnie pewnie, ale i w miarę miło oraz spokojnie. Musiała za wszelką cenę przekonać do siebie tych mężczyzn.
- A w jakim celu udaje się panna...- zaczął ten sam nieznajomy.
- Morvant. Trix Morvant- powiedziała kobieta.
- Miło mi poznać. Ja nazywam się Knor Tibalt- odparł mężczyzna, po czym po kolei przedstawił swoich towarzyszy.- To Salwe, Diron, Izquar, Asban, Makato i Figz- po tych słowach zapanowała cisza. Trix i tak nie udało się zapamiętać za bardzo, kto jest kim, gdyż wszyscy byli zbyt podobni. Wiedziała tylko, z kim rozmawia.- Zatem w jakim celu panna Morvant planuje udać się do Sillas de Meanum?- dodał po chwili. Trix szybko musiała coś wymyślić. Nie mogła powiedzieć, że wraz z siostrą ucieka przed groźnym wampirem. W takim przypadku pewnie nie miałaby co liczyć na pomoc, gdyż zapewne wilkołaki nie chciałyby w żaden sposób ryzykować i wchodzić w drogę jakiemuś krwiopijcy. Miała bowiem wszelkie podstawy, by sądzić, iż napotkani nieznajomi potrafią zmieniać się w wilki.
- W rodzinnym Saden moją jedyną rodziną byli rodzice, którzy niedawno zmarli. W Sillas de Meanum mieszka moja ostatnia żyjąca krewna, daleka ciotka. Dlatego właśnie tam zmierzam- wyjaśniła Trix.
- No tak, to nieco wyjaśnia. Młoda kobieta nie powinna mieszkać samemu. Jednak dziwi mnie, dlaczego podróżuje panienka sama. Przecież to strach jechać tak daleko w pojedynkę, w dodatku to niełatwe zadanie- powiedział Knor. Jego bezpośredniość mocno zniesmaczyła Trix, ale, chcąc nie chcąc, musiała to ukryć.
- W Saden nie było nikogo odpowiedniego do towarzyszenia w takiej podróży młodej kobiecie- odparła.
- Doprawdy?- Knor wyraził swoje powątpiewanie. Nie wydawał się być przekonanym, ale mimo to nie wypytywał więcej o powody i okoliczności wyjazdu.
- Prosi nas panienka o pomoc, ale czy zdaje sobie sprawę z tego, kim jesteśmy?- zapytał. Trix przełknęła ślinę i wyprostowała się w siodle, chcąc dodać sobie w ten sposób pewności.
- Nie jestem pewna, ale podejrzewam, że... wilkołakami?
- Zgadza się. Skąd panna to wie?- zdziwił się inny z mężczyzn. Trix odwróciła się w jego stronę, ale chociaż bardzo chciała, nie była w stanie przypomnieć sobie jego imienia.
- Przed rozpoczęciem podróży odpowiednio się przygotowałam. Znalazłam starą mapę, na której była zaznaczona znajdująca się w pobliżu wioska. Z tej samej mapy wynikało, że mieszkają w niej wilkołaki. Stąd moje przypuszczenia- wyjaśniła Trix.
- Jednak mimo tej wiedzy poprosiła nas panienka, abyśmy jej pomogli- stwierdził Knor.
- Tak. Miałam do wyboru zaryzykować albo uschnąć z pragnienia w podróży. Nie byłam bowiem w stanie zabrać ze sobą odpowiedniej ilości zapasów- odparła kobieta. Na jakiś czas zapadła cisza. Wilkołaki tylko patrzyły po sobie. Wyglądały, jakby ze sobą rozmawiały, ale przecież nie poruszały ustami i stały zbyt daleko od siebie. Zapewne porozumiewają się w myślach. W końcu wilkołaki pochodzące z jednej watahy to potrafią- pomyślała Trix.
- Na razie możemy zaoferować panience tylko wypoczynek. Może panna udać się razem z nami do wioski, jeśli ma na to ochotę- odezwał się w końcu Knor. Był to ten decydujący moment. Zaryzykować i udać się z nimi, czy zawrócić?- pomyślała dziewczyna, ale zaraz zganiła się w myślach. Przecież po to właśnie tutaj przyszłaś! Poza tym, nie ma już czasu na odwrót!
- Jeśli mogłabym, to z chęcią się z państwem udam- odparła Trix.
- Zarem postanowione. Ruszamy!- zawołał Knor, po czym odwrócił się i zaczął iść. Pozostali mężczyźni niemal natychmiast poszli za nim. Trix wyrwała się jakby z transu i ponagliła konia. Ten ruszył pomału. Kobieta czuła się dziwnie. Oni wszyscy normalnie szli, podczas gdy ona jechała na koniu. Szli w zupełnej ciszy. Kobieta podejrzewała, że oni i tak rozmawiają ze sobą w myślach. Trix miała wrażenie, że idą bez końca. W pewnym momencie skręcili za grupę drzew, które ściśle do siebie przylegały. Za zakrętem oczom Trix ukazała się sporej wielkości polana, otoczona z trzech stron gęsto rosnącymi drzewami i krzakami. Na niej znajdowało się kilka różnych domów. Wszystkie były drewniane. Większość z nich była mała i szara, brązowa lub zielona, gdyż drewno prawie w całości porośnięte było roślinami. Tylko jeden budynek, znajdujący się w najbardziej oddalonej od Trix części polany był bardzo duży i kolorowy. Ściany miał białe, ale znajdowały się na nich różnokolorowe wzory. Albo były to tylko nic nieznaczące malunki, albo, co bardziej prawdopodobne, Trix nie potrafiła dopatrzeć się w nich niczego sensownego. Nie zmieniało to faktu, że ten dom najbardziej rzucał się w oczy i wyglądał najładniej. Przez środek polany przepływał strumień, którego wcześniej kobieta nawet nie słyszała. Wioska była idealnie ukryta, w dodatku dostać się mogło do niej tylko z jednej strony. Trix stała przez chwilę w miejscu i przypatrywała się temu wszystkiemu. Wioska wyglądała tak...zwyczajnie? Na pewno nie jak miejsce zamieszkane przez wilkołaki. Wtem kątem oka zauważyła, że jeden z towarzyszących jej mężczyzn zaczął się do niej zbliżać.
- Musi teraz panienka zejść z konia- powiedział miłym głosem, wyciągając do niej rękę. Trix skorzystała z pomocy i już po chwili stała na ziemi.
- Chwila, dokąd go zabieracie?!- zawołała wystraszona, widząc, że mężczyzna oddala się z jej koniem.
- Asban się nim dobrze zajmie. Nakarmi, napoi i pozwoli wypocząć. Panienka zaś pozwoli za mną- powiedział Knor.
- A-ale dokąd?- zapytała dziewczyna.
- Musimy przedstawić panny problem osobą, które mogą podjąć w tej sprawie jakąkolwiek decyzję. Proszę o więcej nie pytać i iść ze mną- odparł stanowczo wilkołak. Trix przełknęła ślinę i z głośno bijącym sercem ruszyła za mężczyzną. Szli przez środek osady, co spowodowały, że oczy wszystkich skierowały się na nich. Mieszkańcy zaprzestali swoich codziennych czynności i bezwstydnie się na nich gapili. Nikt nawet nie pisnął słówka. Niektórzy z ciekawością, inni z niechęcią, a reszta z obojętnością. Po chwili Trix zdała sobie sprawę, że kierują się w stronę najładniejszego z domów. W końcu oddalili się od centrum wioski. Do uszu kobiety zaczęły docierać dźwięki mówiące o tym, że wszyscy powrócili do swoich przerwanych czynności. Dom znajdował się tak daleko od reszty, że wszelkie hałasy prawie w całości ucichły nim Knor i Trix dotarli do jego drzwi. Mężczyzna podszedł i zastukał ogromną, mosiężną kołatką w kształcie wilka. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich ubrany w garnitur mężczyzna. Był zdecydowanie starszy niż Knor. Na jego skroni dało się już dojrzeć początki siwienia. Spojrzał z wyniosłością na towarzysza Trix.
- Czym ci mogę służyć, Knorze?- zapytał mężczyzna.
- Mam ważną sprawę, którą musi rozpatrzyć Wielki Adalryk- wyjaśnił Knor.
- A jakąż to ważną sprawę masz do Wielkiego Adalryka?- spytał z powątpiewaniem służący.
- Przecież mówię, że to sprawa dla Wielkiego Adalryka, nie dla ciebie. Ale jeśli musisz wiedzieć, to dotyczy ona tej niewiasty- powiedział Knor, wskazując na stojącą kilka kroków za nim Trix.
- A któż to?- zainteresował się natychmiast drugi z mężczyzn, po czym wziął długi i głęboki wdech.- Człowiek- wyrzucił z siebie to słowo niczym najgorsze przekleństwo.
- Zgadza się, jesteś bardzo spostrzegawczy, drogi Ingolfie- powiedział z lekkim szyderstwem Knor. Służący rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Z jakiego powodu Wielki Adalryk miałby się spotykać z człowiekiem?
- Wcale nie musi. Jeśli w końcu zechcesz nas łaskawie wpuścić do domu, ja udam się na audiencję do Wielkiego Adalryka i przedstawię mu sprawę tej kobiety. Jeśli zechce, to się z nią spotka- wyjaśnił Knor. Ingolf zmierzył ich dwójkę nieprzychylnym spojrzeniem. Trix była pewna, że nie zgodzi się ich wpuścić. Po kilku chwilach jednak niespodziewanie otworzył szerzej drzwi.
- Pozwólcie za mną- powiedział, po czym ruszył szybkim krokiem w głąb domu. Szli długim, pomalowanym na biało korytarzem. Oświetlało go światło ze znajdujących się po bokach okien, jednak miedzy nimi przyczepione były pochodnie, które jednak obecnie nie płonęły. Na podłodze znajdował się brązowo- zielony dywan z wyhaftowanymi leśnymi motywami. Były tam wilki, sarny, jakieś rośliny itp. Oprócz tego na ścianach znajdowało się kilka obrazów, gdzieniegdzie zaś stały jakieś rzeźby, wazy i wazony, ale Trix nie miała czasu przyjrzeć się im dokładniej. Przeszli szybko przez korytarz i znaleźli się w pomieszczeniu przypominającym mały salon.
- Tutaj panienka zaczeka na mnie. A ty- zwrócił się do Knora.- pozwolisz za mną- dodał. Po chwili mężczyźni przeszli przez salon do znajdujących się po jego drugiej stronie drzwi i wszyli przez nie. Trix nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Pokój, w którym się znalazła, miał jasnobrązową podłogę, na której położony był duży, zwyczajny, zielony dywan. Ściany także były ciemnobrązowe. Po lewej stronie pokoju znajdował się kominek. Naprzeciw niego stały mały brązowy stolik, za nim dwuosobowa kanapa w kolorze czerwonym, a po bokach dwa fotele, skierowane w stronę ognia. W rogach pokoju stały białe cokoły, na nich zaś kolejno znajdowały się: jakaś beżowa waza z namalowanymi białymi wzorami, mała rzeźba przedstawiająca wilka, błękitny wazon z ciemnoniebieskimi kwiatami i druga rzeźba o bliżej niezidentyfikowanym kształcie. Całą wolną przestrzeń pod każdą wolną ścianą zajmowały regały wypełnione książkami. Trix podeszła do jednego z nich i z ciekawością zaczęła przeglądać tytuły. Po kilku minutach ktoś wszedł do pokoju. Kobieta podskoczyła i szybko odwróciła się. Jej oczom ukazał się idący w stronę kominka służący.
- Pozwoliłem sobie zrobić dla panienki herbatę i przynieść poczęstunek- powiedział, po czym postawił na stoliku filiżankę z gorącą cieczą i talerzyk z kawałkiem ciasta. Po tym pożegnał się i nie czekając na żadną reakcję ze strony Trix, wyszedł. Kobieta zamrugała ze zdziwieniem i podeszła do kanapy, na której usiadła. Teraz już była w 100% pewna, że nie jest tutaj mile widziany. Mimo pewnych obaw zdecydowała się jednak upić pierwszy łyk herbaty. Ledwo to zrobiła, a za drzwiami rozległy się przytłumione głosy.
- Ależ nie ma potrzeby, byś się tutaj fatygował Wielki Adalryku, to znaczy Adalryku- powiedział służący, który pojawił się w pomieszczeniu, kiedy tylko otworzyły się drzwi.
- Ingolf ma rację, ta sprawa nie jest tego warta- Trix usłyszała głos Knora. Ten także po chwili znalazł się w pomieszczeniu, zaś wraz z nim wszedł jeszcze jeden wilkołak. Był dużo niższy od pozostałej dwójki, jego włosy były w całości białe, skórę zaś pokrywały liczne zmarszczki.
- Ależ to żaden problem, przynajmniej będzie to dla mnie jakaś ciekawa odmiana. Dość już mam tej wiecznej nudy!- zawołał wesoło starzec. Po chwili jego oczy zauważyły Trix. Zaczął kierować się w jej stronę, mimo protestów pozostałych wilkołaków. Kobieta wstała.
- Nazywam się Aldaryk i jestem obecnym władcą tejże wioski. Miło mi panienkę poznać- powiedział, po czym pocałował ją w rękę.
- Nazywam się Trix Morvant. Mi również niezmiernie miło pana poznać- odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Ingolfie, bądź tak miły i przynieść po herbacie i czymś na ząb także dla naszej dwójki- powiedział niejaki Aldaryk. Służący niemal natychmiast zniknął za drzwiami. Ledwo wszyscy zdążyli usiąść (Trix i Aldaryk na kanapie, Knor na fotelu) wrócił Ingolf, niosąc na tacy jeszcze dwa kawałki ciasta i filiżanki z herbatą. Postawił to wszystko na stole, razem z cukiernicą. Już chciał się wziąć za słodzenie herbaty Aldarykowi, ale ten powstrzymał go gestem i powiedział:
- Poradzimy sobie. Wracaj do swoich obowiązków, Ingolfie. Albo idź sobie odpocząć.
- Na odpoczynek trzeba zasłużyć. Teraz zaś, skoro niepotrzebna panu moja pomoc, zajmę się czymś pożytecznym- odpowiedział Ingolf i zniknął za drzwiami.
- Ile panienka słodzi?- zapytał Aldaryk, sięgając po cukiernicę.
- Dziękuję, poradzę sobie sama- powiedziała szybko Trix. Kiedy już wszyscy posłodzili sobie herbaty, odezwał się starzec:
- Słyszałem od Knora, że prosi nas panienka o pomoc- zaczął.
- Tak, zgadza się. Udaję się do...
- Sillas de Meanum, wiem. Knor wszystko mi już opowiedział. Musze przyznać, że historia panienki bardzo mnie poruszyła...- powiedział, celowo przeciągając każde słowo. Trix czuła, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi.
- I?- nie wytrzymała Trix.
- I zdecydowałem się panienkę poznać i jej pomóc, ale tylko pod jednym warunkiem- odpowiedział Aldaryk.
- Jakim?- zapytała Trix.
- Nieczęsto mamy tutaj gości. Sam nawet, jako najstarszy mieszkaniec wioski, ledwo pamiętam odwiedzimy kogoś z zewnątrz, które zresztą niechętnie wspominam, gdyż był to wampir. Powinniśmy zatem odpowiednio ugościć panienkę i zaprosić ją na jedno z naszych przyjęć- powiedział Aldaryk.
- Co?- zapytali z niedowierzaniem równocześnie Trix i Knor.
- To, co słyszeliście.
- Ależ to niedopuszczalne! Zapraszać na nasze wilkołacze przyjęcie jakiegoś... człowieka!- zawołał Knor.
- Ciii... Mój drogi współbracie, przypominam ci, że mamy równość ras- powiedział z uśmiechem Aldaryk.
- Ale...- zaczął Knor, ale starzec uciszył go, widząc, że Trix chce coś powiedzieć.
- Dajmy i tej panience coś powiedzieć.
- No cóż... jestem bardzo wdzięczna za tą propozycję, ale muszę odmówić. Nie jestem godna takiego zaszczuty, poza tym muszę jak najprędzej znaleźć się w Sillas de Meanum- powiedziała Trix.
- Ależ niech się panienka nie martwi. Przyjęcie odbędzie się dziś wieczorem, więc nie będzie panna musiała zbyt długo czekać, a przy okazji wypocznie sobie po zapewne wyczerpującej podróży. Poza tym nie jesteśmy kimś lepszym czy gorszym, żeby panienka "nie była godna" uczestniczenia w naszym przyjęciu. No i, jak wspomniałem, inaczej nie trzyma panna naszej pomocy- powiedział Aldaryk, po czym się zaśmiał i puścił do Trix przyjacielskie oczko. Dziewczynę mocno zdziwiło zachowanie starca. Widocznie należał do tego typu ludzi, którzy są bardzo bezpośredni. Nie mam teraz jednak czasu na myślenie o zachowaniu Aldaryka, a o jego propozycji. Starzec wydaje się być nieugiętym, a ja i Elizabeth potrzebujemy pomocy. Ostatecznie gdyby chcieli mi zrobić coś złego, już dawno by to miało miejsce. Mogę zaś sobie pozwolić na zabawienie tutaj do jutra, w końcu na wykonanie swojego zadania miałam aż trzy dni...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz