niedziela, 8 października 2017

Zakazany Romans XXIII "Najlepsze pocieszenie"

Właściwie to trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile Aurelina chciała w jakikolwiek sposób pomóc narzeczonemu, a na ile sama nie mogła się już po prostu dłużej mu oprzeć. Na początku tylko leżeli obok siebie, całując się delikatnie. Oboje położyli się na boku. Canagan jedną dłoń położył na talii dziewczyny, a drugą na jej ramieniu. Na zmianę przesuwał nimi po całym jej ciele. Plecach, twarzy, dekolcie, brzuchu. Starał się być jak najdelikatniejszym. Po pierwsze, nie chciał spłoszyć Aureliny, po drugie, po tych wszystkich przygodach miał ochotę na trochę spokojniejszego seksu. Przez dość długi czas tylko tak właśnie leżeli. Tak blisko siebie, że niemal wydawali się być jednością. Ich pocałunki z minuty na minutę pogłębiały się, aby nagle stracić na sile. Spragnione dłonie przesuwały się po ciałach z zawrotną szybkością, by po chwili zatrzymać się w miejscu. Obrzucali siebie wygłodniałymi spojrzeniami, aby potem zamykać z rozmarzeniem oczy i oddawać się rozkoszy. Obojgu taka zabawa jak najbardziej odpowiadała, nawet Canaganowi, a przecież była ona zupełnie nie w jego stylu. Dlatego właśnie to on jako pierwszy poczuł w końcu chęć posunięcia się dalej. Uniósł się lekko i, nadal całując Aurelinę, oparł jedną rękę po przeciwnej stronie jej głowy, a następnie oparł się na niej. Dziewczyna odwróciła się na plecy, by było im obojgu wygodniej. Canagan zawisł nad nią, ona zaś objęła dłońmi jego kark. Ich pocałunki znów stawały się coraz głębsze, ale tym razem nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić. Po pewnym czasie wampir przełożył nad ciałem Aureliny także swoją nogę. Podniósł się na kolana i pociągnął za sobą dziewczynę, którą zmusił w ten sposób do siadu. Jej twarz znalazła się na wysokości jego piersi. Nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem, wampirzyca poddała się swemu prymitywnemu instynktowi i szybko rozpięła wszystkie guziki koszuli Canagana. Sama miała wrażenie, że ciuchy, które ma na sobie parzą jej ciało. Nie mogła się wprost doczekać, kiedy wampir się ich z niej pozbędzie. Pochyliła lekko głowę i złożyła serię pocałunków na jego piersi, stopniowo kierując się w górę. Canagan starał się odwzajemniać pieszczoty, ale jednocześnie powstrzymywał się przed pełnym zaangażowaniem. Chciał bowiem sprawdzić, jak daleko jest w stanie posunąć się jego narzeczona. W końcu jej pocałunki dotarła do szyi. Objęła dłońmi swojego ukochanego i podciągnęła się na nim, aby móc kontynuować pieszczoty. Czuła, jakby całe jej ciało wypełniał ogień, na którego ugaszenie był tylko jeden sposób, choć ona sama nigdy nie przyznałaby się nawet przed sobą, że tego pragnie. W tej chwili również nie myślała nad swoim postępowaniem. W końcu kto byłby w stanie myśleć, idąc do łóżka z tak cholernie pociągającym, młodym wampirem jak Canagan? Aurelina pocałowała narzeczonego w usta z całą namiętnością, na jaką tylko było j stać. Potem złożyła pocałunek nad jego wargami, na nosie, czole, policzkach. Kiedy ona obcałowywała mu całą twarz, chłopak starał się powstrzymać żądzę szalejącą w jego spodniach. Skupił się więc na odpinaniu sukni swojej narzeczonej. Było to o tyle trudniejsze zadanie, że zapięcie znajdowała się na plecach, więc Canagan musiał działaś na wyczucie. W końcu sukienka poddała się, wampir wypuścił ją z rąk, a ta lekko zsunęła się z ramion Aureliny, odsłaniając cały jej dekolt. Jednak materiał, ku niezadowoleniu wampira, nie odsłonił ani skrawka jej piersi. Canagan chwycił materiał sukni i pociągnął w dół, ściągając ją z małym oporem aż do pasa. Wampir nie czekał na nic, tylko pochylił się lekko, całując wgłębienie między piersiami, tuż nad stanikiem. W tej chwili zabawa się dla niego skończyła. Do tej pory było miło, ale Canagan nie traktował tego seksu tak jak zwykle, gdyż dziwnym trafem nie miał aż takiej ochoty. Kiedy jednak zobaczył przed sobą półnagą Aurelinę, żądza, którą do tej pory ledwo odczuwał, uderzyła w niego w poczwórną wnet siłą. Poczuł dobrze znane pożądanie, popęd, chęć, pociąganie... Jak zwał, tak zwał. W każdym razie miał teraz niewyobrażalną, wprost niemożliwą do powstrzymania ochotę na uprawianie ze swoją narzeczoną miłości fizycznej. Aurelina w tym czasie ponownie nadal obejmowała ukochanego dłońmi, z tym, że teraz odchyliła lekko głowę do tyło i wydała z siebie serię "ochów" i "achów". Canagan nie mógł już dłużej wytrzymać i popchnął dziewczynę do tyłu, a ta wylądowała na poduszkach. Ledwo powstrzymał się, aby nie zrobić tego agresywnie i z siłą, bowiem właśnie na to miał ochotę. Cudownie byłoby, gdybym choć raz mógł pozwolić sobie na zrobienie naprawdę WSZYSTKIEGO w taki sposób, w jaki JA CHCĘ- pomyślał, pochylając się nad swoją narzeczoną. Zsunął suknię do końca z jej nóg, a potem rajstopy. Teraz dziewczyna leżała pod nim w samej bieliźnie. Już samo to podniecało Canagana do granic możliwości. To, że choć Aurelina zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy, w pełni dała się zmanipulować narzeczonemu. Chłopak schylił się ponownie i z całą zaborczością pocałował narzeczoną w usta. Wampirzyca zacisnęła dłonie na pościeli, chcąc dać w ten sposób choć odrobinę upust szalejącemu w niej pożarowi pożądania. Po chwili uniosła ręce i położyła je na plecach ukochanego. Przesunęła po nich lekko kilka razy, a potem zatrzymała obie dłonie na jego talii. Przez chwilę tak leżeli, Canagan trzymał ręce po bokach głowy Aureliny, a ona swoje na jego pasie. Potem dziewczyna, kierowana jakimś nieznanym sobie przymusem, przesunęła dłonie na spodnie ukochanego i pogładziła przez nie jego członka. Gdyby nie profesjonalne opanowanie i doświadczenie wampira, już dawno miałby w spodniach rozstawiony namiot. Postanowił nie czekać już ani sekundy dłużej. Aurelina, spłoszona trochę swoim własnym zachowaniem, odsunęła po chwili obie dłonie. W tym czasie Canagan rozpiął swoje spodnie i zaczął je zdejmować.
~~~~~~~~~~~~
W tym miejscu las był jeszcze gęstszy. Nikt przy zdrowych zmysłach by się tutaj nie zatrzymał, ale Eliza i Trix nie miały wyjścia. Choć były w drodze tylko kilka godzin, obie miały wrażenie, jakby trwało to całą wieczność. Nie wypoczęły dość dobrze na poprzednim postoju. W końcu udało im się wypatrzeć jakąś polanę. Jednak mimo że drzewa rosły tylko wokół, łąka zdawała się być równie mroczna jak las. Miało się takie wrażenie zwłaszcza, gdy stojąc na środku polany, patrzyło się na ścianę drzew, wysokich i solidnych, budzących sobą ogromny respekt. Elizabeth miała wrażenie, że pochylają się one w stronę środka łąki, jakby przyglądały się jej, wyszukując czegoś co by je zaciekawiło lub zaniepokoił albo chciały się na nią zawalić, niszcząc ją w całości. Elizie i Trix nie uśmiechało się robienie postoju w tym miejscu, ale nie mogły inaczej postąpić. Znalazły dogodne miejsce pod jednym z drzew na skraju lasu. Dzięki temu z jednej strony były osłonięte od wiatru, a z drugiej miały dobry widok na jakąś otwartą przestrzeń. Bowiem gdyby nie ta łąka, obie nie byłyby w stanie wytrzymać nocy w tej części lasu. Drzewa rosły niemalże jedne na drugich, przez co człowiek czuł się tutaj jak w pułapce. Po zejściu z koni i przywiązaniu ich do drzew, obie rozłożyły jedynie zabrane ze sobą koce. Trix głosem nieznoszącym sprzeciwu kazała Elizabeth się przespać, po czym sama udała się na poszukiwania czegoś do jedzenia. Na szczęście na łące udało się jej znaleźć dość dużo wszelkiego rodzaju jagód, malin i tym podobnych roślin. Oczywiście Trix dokładnie się im przyglądała, aby upewnić się, że nie są one trujące. Po drugiej stronie lasu dziewczynie udało się też znaleźć kilka grzybów. Musimy jak najszybciej dotrzeć do Sillas de Meanum. Długo tak nie pociągniemy, poza tym on w każdej chwili może wrócić- pomyślała Trix, zawracając. Wróciła do ich prowizorycznego obozu. Pośród zabranych naprędce rzeczy udało się jej odnaleźć w końcu małą manierkę. Kobieta obudziła siostrę, aby uprzedzić ją, że zamierza wybrać się na poszukiwania wody. Oczywiście Eliza chciała iść z nią, ale Trix ostro zaprotestowała. Zostawiła całe znalezione jedzenie i udała się na poszukiwania. Z niemałym strachem weszła w gęsty las, powtarzała sobie jednak, że musi być odważna dla całej ich dwójki, a niedługo trójki. Minęła wielkie, przewrócone drzewa, a po kilku krokach do jej uszu dotarł szum wody z naprzeciwka. Przyspieszyła nieco i już po chwili znalazła mały strumień. Woda w nim wydawała się być tak czysta, że Trix nie mogła się powstrzymać i od razu zanurzyła w niej dłonie, by napić się i trochę obmyć twarz. Potem napełniła nią manierkę. Dobrze, że tak łatwo znalazłam wodę. Przynajmniej nie zgubię się w drodze powrotnej ani kiedy będę musiała tutaj przyjść po więcej wody- pomyślała kobieta. Najchętniej zostałaby jeszcze chwilę nad strumykiem, ale wiedziała, że nie ma na to czasu. Zawróciła więc z powrotem do Elizabeth. Idąc tutaj szła cały czas prosto, więc gdy wracała, także nigdzie nie skręcała. Po pewnym czasie stwierdziła jednak, że w otaczający ją las nie wydawał się być aż tak ciemnym i gęstym, kiedy tutaj szła. Miała wrażenie, że korony drzew zrosły się w jeden wielki parasol, który za wszelką cenę nie chce przepuścić światła. Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej wrócić z powrotem na polanę. Po dłuższym czasie ze strachem spostrzegła, że idzie już stanowczo za długo. Dawno powinna być z powrotem na miejscu. Zdesperowana zaczęła biec, a gdy opuściły ją wszystkie siły, usiadła pod jednym z drzew i schowała głowę między kolanami. Chciało jej się płakać z bezsilności i złości. Dlaczego to właśnie ja straciłam rodziców?! Czemu moją siostrę uwiódł ten wampir?! Po co i jak ją w ogóle odnalazł?! Jakim cudem się tutaj zgubiłam?! Zginę w tym przeklętym lesie i niewykluczone, że Elizabeth i jej dziecko także! Zresztą, jej się to akurat należy, bo to ona sprowadziła na nas te kłopoty. Ona i ten jej bękart. Gdyby zwyczajnie zdecydowała się wyjść za Antonia, nic takiego by się nie wydarzyło!- Trix była tak przerażona i zdesperowana, że zaczęła już nawet złościć się na własną siostrę. Szybko jednak postarała się odgonić te myśli i skupić na swojej obecnej sytuacji. Za wszelką cenę musiała znaleźć jakieś rozwiązanie. Po krótkim namyśle zdecydowała się wrócić z powrotem do strumienia, o ile będzie to możliwe. Podniosła się z ziemi i zaczęła powoli iść. Do przejścia miała spory kawałek drogi. Kiedy znalazła się nie miejscu, ponownie napiła się wody i przysiadła, by zastanowić się nad kolejnym krokiem. Położenie, w którym się znalazła, było naprawdę nieciekawe i nie zostawiało wiele perspektyw. Jako że przekonała się, iż po tamtej stronie lasu nic dobrego jej nie czeka, postanowiła sprawdzić, co jest na drugim brzegu strumienia. Przeszła przez niego po kamieniach i już po chwili była na tamtej stronie. Nie oglądając się za siebie ani nie mając zbyt wielkiej nadziei, ruszyła przed siebie. Szła dosłownie chwilę, po czym spostrzegła, że wszystko wokół wydaje się jej być znajome. Kiedy zaś ujrzała przewrócone drzewa, które widziała, gdy szła szukać wody, nie mogła wprost uwierzyć we własne szczęście, ale i w to, co się stało. Była pewna, że wcześniej szła dobrze. Dlaczego więc przyszłam z jednej strony strumienia, a wrócić musiałam, przechodząc na drugą?- pomyślała Trix, po czym puściła się pędem przed siebie, Chciała jak najszybciej wrócić do Elizabeth. Cały czas martwiła się o nią, a także o to, iż to wszystko okaże się jakimś przewidzeniem i zaraz zniknie. Nie znikło jednak i już po chwili Trix znalazła się na tej samej polanie. Po jej drugiej stronie siedziała Eliza, ze smakiem pałaszując zebrane przez siostrę jagody. Kobieta natychmiast pobiegła w jej stronę. Kiedy Elizabeth spostrzegła biegnącą Trix, natychmiast zerwała się na równe i utkwiła w niej swoje przerażone i zatroskane spojrzenie.
- Stało się coś?- zapytała.
- Oj stało się, stało. Zaraz ci to wszystko wyjaśnię. Pewnie odchodziłaś tutaj od zmysłów, bo tak długo mnie nie było- powiedziała Trix.
- Długo?- zdziwiła się Eliza.
- No tak, pewnie z kilka godzin, co?
- Trix, przecież ty poszłaś szukać wody kilka minut temu. Wystraszyłam się, kiedy ujrzałam cię biegnącą tutaj, jakby od tego zależało twoje życie, bo już myślałam, że może coś cię goni albo...- głos Elizabeth lekko załamał się w tym momencie.
- Albo odnalazł nas ten wampir? Nie martw się, nic podobnego. Znalazłam wodę, ale po prostu potem straciłam na chwilę orientację w terenie i zgubiłam się. Wydawało mi się, że trwało to co najmniej kilka godzin, ale widocznie mózg spłatał mi figla. Dlatego gdy cię ujrzałam, puściłam się biegiem. Miałam wrażenie, że bardzo długo mnie nie było i chciałam się upewnić, że nic ci nie jest oraz że to nie przewidzenie- wyjaśniła Trix. Nie chciała bardziej martwić siostry, więc postanowiła nie wspominać jej o kilku sprawach i przedstawić ogólną wersję wydarzeń. W końcu właściwie mówiła prawdę, bo zgubiła się w lesie, tylko okoliczności tego zdarzenia były trochę dziwne.
- No i, co najważniejsze, znalazłam wodę. Przyniosłam ci jej trochę. Proponuję, żebyśmy teraz coś zjadły i odpoczęły- powiedziała Trix, na co Eliza przystała z ochotą.
~~~~~~~~~~~~
Kiedy Canagan ściągnął spodnie, niemalże czuł upływający boleśnie wolno czas. Wydawało mu się, że każda sekunda trwa godzinę. Już dawno doszedł do wniosku, że bielizna to najgorszy wróg wszystkich tych, którzy tak jak on, lubią się dobrze zabawić. Nachylił się nad twarzą dziewczyny. Przypatrywał się jej przez chwilę, po czym pocałował. Jedną rękę położył na jej policzku i zaczął kreślić na nim kciukiem kółka. Drugą dłoń włożył pod drobne ciało narzeczonej. Napięcie rosło w nim i rosło, miał wrażenie, że jego ciało zaraz eksploduje. Aurelina czuła się w tym samym czasie, jakby brała kąpiel w samej rozkoszy. Prawa ręka Canagana w końcu znalazła to, czego chłopak tak uparcie szukał. Jednym sprawnym ruchem odpiął zapięcie stanika, po czym oderwał swoje spragnione usta od warg ukochanej i zdjął go do końca. W ten sposób, niesamowicie uradowany, pozbył się jednej z przeszkód. Jeszcze chwila i będzie mógł zaspokoić wszystkie swoje żądze w ulubiony sposób. Wyciągnął rękę i zawiesił stanik na wezgłowiu. Dotknął lewą ręką piersi Aureliny, w skutek czego jej ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. Zaczął sunąć nim w dół, jednocześnie kierując się na środek jej brzucha, a potem jeszcze niżej. W końcu zaczepił palcem o brzeg jej majtek. Schylił się i po raz kolejny ją pocałował, jednocześnie gładząc prawą ręką jej szyję. Jej ciało było tak ponętne i pociągające... Cieszyła go myśl, że będzie miał bardzo dużo czasu, aby spróbować go w każdej pozycji. Lewa dłoń wampira wsunęła się jeszcze trochę pod bieliznę dziewczyny. Canagan potrzymał ją tam przez krótką chwilę, a następnie pewnym i zdecydowanym ruchem pozbył się ostatniej części garderoby swojej ukochanej. Zostało mu już tylko pozbycie się swoich majtek. Zrobił to bardzo szybko i sprawnie, choć im obojgu i tak wydawało się, że trwało to o wiele za długo. Aurelina pragnęła już mieć w sobie swojego ukochanego. Kiedy ten spojrzał na nią z góry, uśmiechała się do niego lekko i patrzyła na niego z uwielbieniem i wyczekiwaniem spod wpółprzymkniętych powiek. Przywarł do niej ciałem i zaczął całować po twarzy, szyi i piersiach. Jednocześnie błądził dłońmi po jej ciele, aż dotarł do ud i rozchylił je na bok, torując sobie tym samym drogę do zaspokojenia swych potrzeb. Już po chwili wszedł w nią, agresywnie i bez uprzedzenia, czyli tak, jak sam uwielbiał. Aurelina jęknęła, unosząc lekko na chwilę biodra. Zaraz kiedy tylko z powrotem opadła na pościel, Canagan zaczął się w niej pewnie i szybko poruszać. Dziewczyna mocno zacisnęła dłonie na jego karku. Mimo że nie pierwszy raz uprawiała seks ze swoim narzeczonym, czuła, że nigdy jej się to nie znudzi. Canagan cały czas pamiętał zaś nie tylko o sobie, ale i o Aurelinie. Delikatnie gładził jej ciało, całował, ssał, gryzł. Robił wszystko, aby doświadczyła równie wielkiej jak on rozkoszy. W końcu jeśli zaspokoiłby tylko swoje potrzeby, nie miałby co liczyć na powtórkę. Wampir z radością wsłuchiwał się w jęki, jakie wydawała pod nim ta niewiasta. Już niedługo jego niewiasta. Zapomniał o wszystkim, co go do tej pory trafiło. Elizabeth i jej dziecko byli dla niego czymś tak odległym, że niemal nie istniejącym. Liczyło się tylko "tu i teraz" i wzrastające w nich obojgu napięcie, które coraz głośniej domagało się uwolnienia. Następne chwile zlały się w jedną, wypełnioną jękami rozkoszy i parzącym dotykiem. Canagan coraz bardziej przyspieszał. Co prawda nigdzie się im nie spieszyło, ale wampir nie był już w stanie dłużej wytrzymać. Aurelina przepiękni wiła się w jego ramionach, przyciągając go do siebie drobnymi ramionami. Wszystko szło dobrą drogę ku dobrze znanemu im zakończeniu. W końcu doświadczony Canagan chwycił obiema dłońmi biodra dziewczyny i wykonał ostatnie pchnięcie, w które włożył całe swoje zepsute serce. Oboje głośno jęknęli, by po minucie dojść do siebie. Canagan opadł obok Aureliny, zaraz jednak uniósł się na łokciu i spojrzał na ukochaną. Przez chwilę leżeli obok siebie w milczeniu.
- Co teraz?- spytał.- Mamy jeszcze sporo czasu. Dopiero...- Canagan uniósł się, by sprawdzić godzinę na wielkim, zdobionym złotymi wykończeniami zegarze.- 14.
- Co?! Która już jest?!- Aurelina natychmiast się wyprostowała.
- 14. Co ci się stało?- spytał Canagan, także się prostując.
- Na 14:30 jesteśmy umówieni z projektantem, który zaprojektuje nam ubrania na pogrzeb i ślub!- zawołała wampirzyca, zrywając się na równe nogi. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że jest zupełnie naga, natychmiast więc chwyciła z ziemi swoją suknię i się nią zakryła. Canagan ledwo powstrzymał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jeszcze przed chwilą bez śladu skrępowania uprawiała ze mną seks, a teraz wstydzi się przede mną swojej nagości?- pomyślał rozbawiony wampir. Na zewnątrz jednak nie dał nic po sobie poznać. Nie chciał w żaden sposób ponownie zrazić do siebie Aureliny. Niechętnie podniósł się z łóżka i ubrał. W czasie tej czynności spojrzał na swoją ukochaną i dostrzegł, że ta ukradkiem mu się przygląda. Gdy spostrzegła, że na nią patrzę, speszona odwróciła wzrok i już więcej na mnie nie spojrzała.
- Gdzie mamy się z nim spotkać?- zapytałem.
- W salonie przy bibliotece- odparła cicho Aurelina.
- Zatem do zobaczenia wkrótce- powiedziałem, szybko podchodząc do niej. Chwyciłem jej brodę i odwróciłem w swoją stronę, by skraść całusa. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, wampir ulotnił się z pokoju.
~~~~~~~~~~~~
Kiedy tylko Elizabeth i Trix się obudziły, zajęły się pakowaniem. Starsza z sióstr zasugerowała też, że pójdzie uzupełnić zapasy wody. Co prawda po ostatniej przygodzie nieco się bała, ale wiedziała, iż nie ma innej opcji. Ruszyła więc w stronę strumienia. Odnalazła go równie szybko jak poprzednio. Tak samo jak ostatnim razem, napiła się trochę wody, po czym napełniła manierkę. Wyprostowała się i zmrużyła oczy, przyglądając się drugiemu brzegowi. Po długich i dogłębnych przemyśleniach postanowiła jednak przejść na drugą stronę strumienia. Szła niepewnym krokiem, ale ulżyło jej, gdy rozpoznała drogę, którą szła poprzednio. Nie zdziwiło jej to aż tak. O lesie tym krążyło niezliczone mrowie legend i opowieści, od których zwykłego człowieka mogłaby nawet rozboleć głowa. Każda z nich mówiła o jakimś dziwnym zdarzeniu. Trix stwierdziła, że razem z Elizabeth muszą bardziej na siebie uważać. Canagan to dla nich niejedyne zagrożenie. Ten wampir nie może przyćmiewać ich umysłów i sprawiać, że będą głuche na inne niebezpieczeństwa. Kiedy Trix wróciła na polanę, wszystko było już gotowe do drogi.
~~~~~~~~~~~~
Salon obok biblioteki został tymczasową pracownią projektanta, gdyż składał się tak jakby z dwóch części. Pomieszczenie podzielone była ścianą na dwie części, ale do drugiego z pokoi można było się dostać tylko przechodząc przez ten pierwszy, dlatego traktowano je jak jeden salon. Dzięki temu Canagan, Alyssa i Cornelius mogli spokojnie zaczekać. W drugim pomieszczeniu razem z projektantem przebywały teraz Aurelina i jej matka. Według tradycji bowiem, nie tylko narzeczony, ale i cała jego rodzina nie może wiedzieć przed ślubem, jak będzie wyglądać suknia panny młodej. Ponadto kobiety nigdy nie zamawiają swoich sukni w obecności mężczyzn.
- Wysłałam już wszystkie zaproszenia. Pogrzeb ma być pojutrze. Wesele odbędzie się cztery dni później. Służba zajęła się już dekoracjami pogrzebowymi- powiedziała Alyssa. Hrabia Cherr zachwycił się tym, że wszystko zostało tak szybko zorganizowane. Canagan zaś wyraził swoją aprobatę skinieniem głowy.Po około dwóch godzinach obie kobiety wyszły uradowane z pokoju. Młody Phantomhive był już załamany czekaniem. Dodatkowo wiedział, że teraz kolej jego ciotki i że to również potrwa niewyobrażalnie długo. Tak jak się domyślał, Alyssa wyszła dopiero po godzinie. Następny w kolejce był Cornelius. Jemu na szczęście nie zajęło to długo. Gdy Canagan wszedł do pomieszczenia, projektant natychmiast doskoczył do niego z miarą w ręku.
- Witaj najjaśniejszy panie!- zawołał, kłaniając się.
- Witaj. Nie trać czasu i rób swoje- odpowiedział Canagan. Mężczyzna, a raczej młodzieniec, przystąpił do pracy. To, co najbardziej rzucało się u niego w oczy, to jego rozbiegany wzrok skryty za okularami. Wampiry rzadko muszę je nosić, dlatego bardziej prawdopodobne, że chłopak zakłada je, aby wyglądać poważniej. Mimo to nie sprawdzały się one w tym celu, gdyż projektant był zbyt energiczny i rozbiegany. Szybko jednak wypełnił swoje zadanie i zapisał wszystkie wymagania Canagana.
- Strój na pogrzeb będzie gotowy już na jutro, dlatego musi się pan stawić tutaj na przymiarki. Myślę, że 18 będzie odpowiednią godziną- powiedział projektant.
- Naprawdę szybko- skomentował Canagan.
- Zgadzam się, ale takie tempo zostało mi narzucone- wyjaśnił chłopak. Hrabia nic nie odpowiedział, tylko pożegnał się z projektantem i wyszedł. Komu jak komu, ale jemu chłopaka nie było ani trochę żal. Taki jest jego zawód, a że jest jednym z najlepszych, to logiczne, iż ma pełne ręce roboty. Jego wybór, więc nie ma na co narzekać- pomyślał wampir. Nie wiedział za bardzo, dokąd pójść. Postanowił więc odszukać Aurelinę, aby zobaczyć, co jeszcze będzie mógł z nią dziś zrobić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz