poniedziałek, 21 maja 2018

Zakazany Romans "Życie toczy się swoim rytmem"

Przechadzał się długim korytarzem, napawając rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. Czyż mógł liczyć na lepszy los? Całe życie marzył właściwie tylko o tym, aby zdobyć pozycję i władzę, którą miał jego ojciec oraz aby nie musieć już przed nikim niczego udawać. A teraz los tak się do niego uśmiechnął. Już od miesięcy nieoficjalnie mówiło się o bliskiej śmierci króla wampirów, który nie posiadał przecież żadnego potomka. Canagan po cichu coraz bardziej liczył na to, że to on zasiądzie na tronie. Miał do tego wiele predyspozycji, zajmował niezwykle ważną funkcję, jego ojciec przysłużył się królestwu piastując to stanowisko, a on nie pracował do tej pory gorzej od niego. Tego typu rozmyślania towarzyszyły wampirowi podczas jego przechadzki.
-Witaj, panie-powiedziała jedna ze służących, która wyszła właśnie z pokoju dla służby. Zaraz jednak przyłożyła dłoń do ust, zdając sobie sprawę z tego, czego się dopuściła.
-Prze...-zaczęła, ale Canagan szybko zgromił ją wzrokiem, więc zamilkła, spuściła wzrok i poszła w przeciwną stronę. Dopiero po przejściu paru metrów odważyła się spojrzeć za siebie, Canagan jednak dawno stracił nią zainteresowanie, choć szczerze zdenerwowało go zachowanie służącej. Była młoda i jeszcze nie do końca radziła sobie ze swoimi obowiązkami, dlatego zapomniała o tym, iż służba powinna być "niewidzialna" dla wszystkich domowników i gości. Wampir przeszedł przez pół rezydencji, aż dotarł do swojej sypialni. Wślizgnął się do niej szybko i cicho. Następnie udał się do garderoby, z której dochodziły go dźwięki świadczące o tym, iż ktoś tam obecnie przebywa. Wszedł do niej niemal bezgłośnie i oparł się o futrynę. Mógł swobodnie podziwiać swoją ukochaną, wypinającą w jego stronę swój zgrabny tyłeczek w czerwonej bieliźnie. Canagan z chęcią więc obserwował, jak jego żona nachyla się, aby podnieść upuszczoną suknię. Gdy Aurelina to zrobiła, odwróciła się.
-Ach!-zawołała, po czym ponownie upuściła swój strój.-Zaskoczyłeś mnie. Nieładnie tak się zakradać-powiedziała wampirzyca, uśmiechając się lekko i sięgając po ciuch.
-Bardzo ładna suknia-odpowiedział wampir.
-Zamówiłam ją specjalnie na tę okazję. Ale lepiej już stąd idź. Zaraz przyjdzie tutaj służąca, która pomoże mi się ubrać-powiedziała Aurelina, zasłaniając się wybraną przez siebie suknią.
-W ciągu tego "zaraz" zamierzam się tobą nacieszyć, bo nie wiem, czy inaczej starczy mi mej słabej woli, abym wytrzymał aż do naszego powrotu-odparł wampir, po czym w ułamku sekundy znalazł się przy swojej żonie, objął ją, lekko pochylił i pocałował. Muszę przyznać, że całkiem polubiłem udawanie przed Aureliną. To zapewne dlatego, że tak łatwo ją zwieść-pomyślał Canagan. Potem jednak skupił się już tylko na pocałunku, który z chwili na chwilę pozwalał sobie coraz bardziej pogłębiać. Auerlina próbowała nieudolnie protestować, ale to tylko jeszcze bardziej podniecało wampira. Poza tym gdyby naprawdę pragnęła to zakończyć, zrobiłaby to i nie pozwoliła Canaganowi kontynuować. On jednak miał nad nią większą władzę, niż ona nad nim.
-Przestań! Muszę się przygotować, bo potem się spóźnimy! I zaraz przyjdzie służąca!-zaczęła wołać Aurelina, kiedy  Canagan wsunął palec pod jej zapięcie od stanika i z łatwością go odpiął. Po chwili zbędny ciuch wylądował na podłodze.
-Canagan!-powiedziała oburzona Aurelina, schylając się po niego, a następnie próbując go nieudolnie założyć. Wampir patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, choć w głębi czuł się także rozbawiony. Przecież tylko on panuje nad sytuacją i od niego zależy, jak wszystko się potoczy. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na swoją żonę przez ramię, kiedy wychodził.
-Tylko nie spędź na przygotowaniach całej wieczności. Nie mamy tyle czasu-powiedział, a Aurelina posłała mu oburzone spojrzenie.
~~~~~~~~~~~~
Całe szczęście, że tym razem w ogóle go nie było, kiedy przyszedł ten mężczyzna po zapłatę. Ostatnim razem on po prostu podłożył temu facetowi nogę, kiedy ten wychodził. Nie wiedziałam, czy najpierw zabiję go ja, czy ten mężczyzna. Mieliśmy niewyobrażalne szczęście, a od tego, czy Y pozwoli nam tutaj zostać, zależało nasze życie. A ten mały smyk tak rozrabiał! Jakby w ogóle był diabłem wcielonym! Zawsze, kiedy na niego patrzę, widzę, jak mało ma on w sobie z Elizabeth. Ona była piękną, dobrą i kochaną istotą, a Caspian jest złośliwy, niegrzeczny, nieczuły, lubi robić na złość. Po matce odziedziczył chyba tylko kolor włosów, ale oprócz tego nic innego. Wygląda jak wierna kopia swojego ojca. Te same rysy twarzy, kolor oczu. Patrząc na niego mam wrażenie, że patrzę na Canagana, który odebrał mi siostrę. Caspian zresztą też jest za to odpowiedzialny-myślała Trix. Zaraz jednak pokręciła z dezaprobatą głową i westchnęła. Nie mogła tak myśleć. Nie mogła obwiniać Caspiana o to, że istnieje. W końcu to nie jego wina, że jego ojciec jest, kim jest i zrobił, co zrobił. Trix jednak często łapała się na tego typu myślach, ponadto czasem aż czuła, że nie może w ogóle patrzeć na swojego siostrzeńca. Za bardzo kojarzył się jej ze stratą ukochanej siostry i nie pozwalał zapomnieć o winnym tego wampirze. Ponadto kobieta czuła, że z tego powodu nie opiekuje się Caspianem tak, jak powinna. Czuła, że jego zachowanie to też jej wina i to ona powinna jakoś zmienić swoje nastawienie, ale nie potrafiła. To jednak przypominało jej, że nie spełniała ostatniej prośby przed śmiercią Elizabeth. Nie opiekowała się dobrze Caspianem. Przez to czuła się jeszcze gorzej i, choć o tym nie wiedziała, także i o to miała podświadomy żal do swego siostrzeńca. To z kolei sprawiało, że błędne koło się zamykało. Trix właśnie sprzątała, kiedy do jej uszu dotarły dzikie wrzaski dobiegające z zewnątrz. Natychmiast zostawiła kawałek tkaniny, którym myła podłogę, i wybiegła na dwór. Nic nie zauważyła, toteż poszła w stronę hałasu, który brzmiał jak ciche skomlenie. Poszła za dom, gdzie jednak nadal nic nie zobaczyła. Dopiero kiedy zajrzała za stertę drewna, ujrzała scenę, która wydała się jej jedną z najgorszych rzeczy, jakie widziała w życiu. Caspian trzymał mocno obiema rękami małego psa, jakiegoś kundla. Pies, zagoniony do kąta, nie miał jak uciec. Chłopiec zaś wbił się w jego ciało zębami i wyglądało na to, że pił jego krew. Kiedy usłyszał, że przyszła jego ciotka, podniósł na nią swój obojętny wzrok. Przez chwilę Trix stała jak zamroczona, ale w końcu oprzytomniała.
-Zostaw go!-zawołała głośno. Caspian dalej patrzył się na nią tym samym wzrokiem. Jakby jednocześnie nie obchodziły go słowa ciotki, ale z drugiej strony chciałby zobaczyć jej reakcję.
-Powiedziałam: zostaw!-krzyknęła Trix i zrobiła krok do przodu, po czym chwyciła Caspiana i spróbowała go odciągnąć od zwierzęcia. Chwilę po tym pies był już wolny i od razu uciekł jak najdalej mógł. Trix spojrzała na Caspiana z mieszanką zdziwienia, zakłopotania i przerażenia. On był w połowie wampirem, więc musiała się liczyć z tym, że będzie przejawiał także skłonności podobne do tych, które mają przedstawiciele tej rasy. Zupełnie jednak nie była przygotowana na coś takiego. Nie znała się zupełnie na Mieszańcach, nie była nawet pewna, czy ktokolwiek zajął się kiedyś na poważnie opisywaniem tych istot. Czy Caspian musiał pić krew? Czy nie było to konieczne, a ona mogła wymagać od niego pełnej abstynencji w tej kwestii? Jak powinna zareagować?
-Dlaczego to zrobiłeś?-spytała po chwili, gdy już zdołała się uspokoić. Caspian wzruszył ramionami.
-Chciało mi się pić i byłem głodny. Wtedy tak jakoś...wyczułem tego psa i jednocześnie coś podpowiedziało mi, żebym zrobił to, co zrobiłem. I to było dobre, bo teraz nie jestem ani głodny, ani spragniony-powiedział Caspian. Trix oniemiała. Nie wiedziała, co ma w tej sytuacji powiedzieć. Do tego, że chłopiec rozwijał się szybciej, niż ludzie dzieci, już dawno jakoś przywykła. W końcu jak na 5- letnie dziecko wysławiał się lepiej niż niektórzy dorośli i kiedy chciał, potrafił zachowywać się poważnie. Umiał po prostu więcej, niż inne dzieci. Kobieta nie uznawała tego za normalne i była pewna, że to spowodowane jest jego pochodzeniem. Jednak obecna sytuacja była o wiele gorsza niż szybszy od przeciętnego rozwój.
-Natychmiast wracaj do domu!-zawołała Trix, wskazując Caspianowi ręką kierunek, gdzie ma się udać.
-Po co? Ja chcę jeszcze krwi, to jest dobre-odparł chłopiec.
-Nie! Zakazuję ci robić coś takiego. Czy widziałeś, abym ja lub ktokolwiek inny tak robił?-spytała kobieta. Chłopiec nic nie odpowiedział, tylko posłusznie udał się do domu. Po drodze rzucił Trix obojętne spojrzenie, co tylko upewniło ją w tym, że Caspian nic sobie nie zrobił z jej słów.
~~~~~~~~~~~~
Wjechali na dziedziniec swoją złotą karetą. Odczekali następnie, aż jeden ze sług otworzy im drzwi. Wyszli na zewnątrz i od razu otoczyło ich wszechobecne piękno. Ja bym jednak mimo wszystko zdecydował się na kilka innych rozwiązań. Wkrótce jednak będę mógł tutaj trochę pozmieniać-pomyślał Canagan, dyskretnie rozglądając się po budynku. Vampire Palace* prezentował się naprawdę cudownie. Wampir wraz z małżonką stanął u podnóża schodów. Po bokach stały dwa wyrzeźbiony w białym kamieniu lwy, a obok nich dwaj strażnicy. Małżonkowie weszli po nich do góry, gdzie stały jeszcze cztery wampiry odpowiadające za bezpieczeństwo króla. On sam wyszedł na zewnątrz w towarzystwie kilku sług, aby powitać swych gości. Stanął między marmurowymi kolumnami i jak tylko Canagan i Aurelina weszli po schodach, podszedł do nich.
-Witam w moich skromnych progach, hrabio Phantomhive. Witam także szanowną małżonkę-powiedział król. Canagan z Aureliną jak na zawołanie dygnęli.
-To dla nas wielki zaszczyt, Panie-odparł wampir.
-Dla mnie  nie mniejszy. Pozwólcie, że moi słudzy wezmą od was peleryny, a my udamy się od razu do jadalni. Canagan i Aurelina postąpili tak, jak kazał im król. Znaleźli się w ogromnej sali, której podłoga była czarna, marmurowa, a ściany czerwone. Na nich zaś znajdowały się złote wzory, układające się w królewski herb, czyli kroplę krwi w okręgu, mającym symbolizować księżyc. Pośrodku pomieszczenia znajdował się duży stół z białym obrusem. Na nim znajdowały się złote świeczniki. Pod sufitem zaś wisiało kilka monstrualnie dużych żyrandoli, także złotych. W towarzystwie całego zastępu służących zasiedli do stołu. Król rozpoczął konwersację pytaniem o to, jak minęła im podróż. W ten sposób rozpoczął zwyczajową, grzeczną rozmowę. Canaganowi bardzo zależało, aby władca się do niego przekonał. Co prawda do tej pory nie wydarzyło się nic, przez co wampir miałby się bać o swoją teraźniejszość lub przyszłość. Chciał jednak za wszelką cenę zostać uznanym przez króla za jego godnego następcę. Wizyta u władcy wampirów przebiegła nad wyraz pomyślnie i Canagan był z niej bardzo zadowolony. Całą drogę powrotną gadał o tym Aurelinie, nie mogąc wyjątkowo nad sobą zapanować. Po powrocie Canagan zapragnął nawet udać się ze swoją żoną na spacer, czego normalnie nienawidził, bo nie lubił spędzać czasu z nią czasu, oczywiście nie licząc seksu.
-Może innym razem, dziś trochę źle się czuję-odparła Aurelina, uśmiechając się blado.
-Uhm, no dobrze. Może powinnaś w takim razie udać się do lekarza?-spytał Canagan, ukrywając swoje niezadowolenie. Raz w życiu miałem szczerą ochotę spędzić z nią trochę czasu, a ona akurat teraz źle się czuje-pomyślał.
-Tak chyba zrobię. Tym bardziej, że czuję się tak już kilka dni-odparła Aurelina.
-Czyli jak?-spytał wampir, przenosząc na nią wzrok.
-Trochę niedobrze, czasem słabo, czasem z kolei czuję, że mam aż za dużo energii-wyjaśniła Aurelina.
-Faktycznie powinnaś iść do lekarza-skomentował Canagan.
-To pewnie i tak nic poważnego- odparła wampirzyca.
-Nie wolno ci tak mówić! Jesteś moją żoną i wszystko, co jest z tobą związane, jest dla mnie najważniejsze-powiedział wampir, aby zachować pozory. Kiedy dotarli do domu, Canagan polecił wezwać lekarza, po czym udał się ze swoją żoną do ich komnaty. Jego humory nie mogła popsuć mu nawet wizja towarzyszenia Aurelinie podczas jej badania. Na dotarcie doktora musieli czekać jakieś półtorej godziny. W tym czasie wampirzyca zdążyła się odpowiednio przebrać. Znany i ceniony na wampirzym dworze lekarz Leonard Throx-Sant został od razu zaprowadzony przez służbę do pokoju hrabiny Phantomhive, gdzie wszystko było już gotowe na jego przyjście.
-Witam. Niezmiernie miło mi u państwa gościć-powiedział doktor, lekko się kłaniając.
-My również witamy i dziękujemy za przybycie. Domyślamy się, że ma pan wiele spraw na głowie, szczególnie teraz, kiedy nasz król ma się nie najlepiej-odparł Canagan.
-To dla mnie zaszczyt, że mogę służyć pomocą tak znakomitym wampirom. Czy mógłbym jednak prosić pana o opuszczenie tego pokoju, kiedy będę badał pacjentkę?-spytał doktor, rozpakowując swoje narzędzia do badań.
-Oczywiście, nie chcę państwu przeszkadzać-powiedział Canagan.- Będę na zewnątrz, w razie gdybyś mnie potrzebowała-dodał, posyłając Aurelinie lekki oraz przyjazny uśmiech i spojrzenie pełne troski.
~~~~~~~~~~~~
-Wybacz ciotce, że tak cię skrzyczała. Zachowałam się karygodnie. Nie powinnam była tak na ciebie krzyczeć. Nie wiedziałeś, że to złe i nie powinieneś tak robić. Poza tym  zareagowałam w ten sposób, bo pomyślałam o twoim ojcu-Trix wypowiedziała te słowa, zanim zdążyła pomyśleć. Oczy Caspiana jakby się zaświeciły na dźwięk tych słów.
-O moim ojcu? On też pił krew?-zapytało dziecko. Trix miała ochotę uderzyć się z całej siły za nieuwagę. Skupiła się jednak na rozważeniu wszystkich możliwych opcji odpowiedzi i wybraniu najlepszej.
-Twój ojciec to zamknięty temat-powiedziała.
-Ale dlaczego?-zapytał Caspian.
-Bo nie żyje, tak samo jak twoja mama. A o zmarłych nie ma po co mówić, nie zwróci im to życia-odparła Trix.
-Ale jak miał na imię? Mama nazywała się Elizabeth Morvant, ja nazywam się Caspian Morvant, a ty Trix Morvant i jesteś siostrą mamy. A jak na imię miał tata? Nie miał innej rodziny? I czemu wszyscy mamy to samo nazwisko? Pan Sheow mówił, że kiedy jakaś kobieta wychodzi za mąż, zmienia nazwisko. Czy mama nie wzięła ślubu z tatą?-Caspian, bystry jak zwykle, zasypał Trix gradem pytań i domysłów.
-Po pierwsze, milion razy mówiłam ci, żebyś się nie zadawał z panem Sheow. To podejrzany człowiek-powiedziała kobieta. Wątpię nawet, czy on na pewno jest człowiekiem, tak jak samo mówi-pomyślała.
-Tutaj wszyscy są podejrzani- odparł Caspian, uśmiechając się jak ktoś, kto tłumaczy coś bardzo oczywistego niezbyt rozgarniętemu dziecku. Czasem mam wrażenie, że to on próbuje wychować mnie, a nie na odwrót-pomyślała jednocześnie zdziwiony i rozzłoszczona Trix. Postarała się jednak ukryć swoje negatywne emocje i spróbować jakoś wyjaśnić wszystko chłopcu. Skoro obiecała Elizabeth, to teraz musiała się nim jak najlepiej opiekować.
-Twój tata nie żyje i pogódź się z tym. A w tym domu nie mówi się o nim, jedynie o twojej matce, która była wspaniałą kobietą-powiedziała Trix, nie mając już siły na wymyślanie dalszych kłamstw. Ku uldze kobiety, Caspian po jeszcze chwili przekonywania, dał w końcu spokój. Trix odniosła co prawda wrażenie, że chłopiec zrobił to dla świętego spokoju, a tak naprawdę w ogóle nie wziął sobie do serca słów ciotki. Kobieta jednak postanowiła nie ciągnąć dłużej tego tematu, bo nie miała już ani chęci, ani siły. Do tego planowała po prostu lepiej pilnować Caspiana.
-No dobrze, teraz czas zacząć szykować się do snu-powiedziała Trix. Chłopiec jak zwykle zrobił niechętną minę, ale tym razem nie protestował. Po godzinie Caspian był już wykąpany i kobieta poszła z nim do sypialni.
-Dobranoc, aniołku-powiedziała, przykrywając chłopca kołdrą i schylając się, aby pocałować do w czoło.
-Dobranoc, ciociu-odpowiedział dość radośnie Caspian. Trix wróciła do drzwi i jeszcze raz spojrzała na swojego siostrzeńca, posyłając mu lekki uśmiech. Chłopiec zamknął oczy i poszedł spać, a kobieta zamknęła drzwi, po czym cicho westchnęła i zeszła na dół. Mimo wszystko bolało ją to, jak wiele kosztowało ją okazywanie jakichkolwiek czułości własnemu siostrzeńcowi. Dlaczego nie potrafię zaakceptować go i pokochać jak zrobiła to Elizabeth? Staram się z całych sił, ale obawiam się, że to wciąż za mało-pomyślała Trix.
~~~~~~~~~~~~
Badania przeciągały się, a Canagan zaczynał się rzeczywiście niepokoić. Nie na rękę byłaby mu teraz jakaś poważna choroba Aureliny. W końcu po jakichś trzech godzinach, które dla niego wydawały się trwać wieczność (a dla wampira powiedzenie ma to jeszcze większą moc niż dla człowieka), drzwi otworzył mu doktor Throx i pozwolił wejść do środka. Uwadze hrabiego nie umknęło to, że lekarz starał się ukryć uśmiech, jednak przed kimś takim jak Canagan niełatwo coś zataić. Wampir wszedł do pomieszczenia i zauważyła leżącą na ich łożu Aurelinę, która z kolei nie ukrywała już swojego uśmiechu. To zupełnie pomieszało w głowie hrabiemu. To w końcu coś jej poważnego dolega czy nie? Jeśli nie, to czemu to tyle trwało?-myślał hrabia, podchodząc do swojej małżonki.
-Usiądź-powiedziała Auerlina, wskazując mu miejsce na łóżku.-Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
-O co chodzi?-spytał wampir, wykonując jej polecenie.-Czy coś się stało? Jesteś na coś poważnie chora?-dodał po chwili.
-Nie do końca...-powiedziała Aurelina, z czego oczywiście Canagan nie mógł nic wywnioskować.
-Wyrzuć to z siebie w końcu-odparł wampir, starając się ukryć swoje zdenerwowanie i zniecierpliwienie.
-Jestem w ciąży-powiedziała w końcu wampirzyca. Choć mogło się to wydawać niemożliwe, jej uśmiech jeszcze się poszerzył.
-To...cudownie-odparł Canagan, uśmiechając się lekko. Jednak dopiero po chwili dotarł do niego prawdziwy sens tych słów. Na początku nie był zadowolony, ale zaraz zdał sobie sprawę, że posiadanie męskiego potomka byłoby dla niego dodatkowym atutem przy próbie ubiegania się o tron. Jeśli będzie miał syna, da to pewność, że nowa dynastia nie wygaśnie.
-To naprawdę cudownie!-wykrzyczał po chwili wampir, po czym objął swoją ukochaną i lekko musnął jej wargi swoimi.- To dlatego to tyle trwało?-spytał po chwili, odsuwając się od wampirzycy. W odpowiedzi Aurelina pokiwała głową. W jej oczach tańczyły iskierki szczęścia.
-Doktorze, nie wiem, jak mam panu dziękować-powiedział Canagan, wstając i podchodząc do lekarza Throx'a.
-Ależ ja tylko stwierdziłem fakt-odparł skromnie wampir.
-Ale za to bardzo radosny dla nas fakt-powiedział hrabia. Pożegnał lekarza i odprowadził go aż do drzwi, po czym wrócił do swojej ukochanej. Był świadom tego, że dziecko dość mocno wpłynie na jego życie, ale jednocześnie cieszył się, że w większości obowiązek jego wychowania spadnie na Aurelinę. Jemu pozostało tylko udawać troskę o nią i o jego syna. Canagan nawet nie dopuszczał do myśli, że mógłby mieć córkę. W grę wchodził tylko syn, którego posiadanie jest przecież dodatkową zaletą być może przyszłego władcy.
KONIEC

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz