czwartek, 10 maja 2018

Cmentarz Upadłych III "Coraz śmielsze posunięcia"

Obudziłam się rano strasznie niewyspana. Od razu przypomniałam sobie, co miało miejsce poprzedniej nocy. Przewróciłam się na bok i spojrzałam na leżącą obok Annie.
-Też miałaś taki koszmar?-zapytałam.
-Ja doświadczyłam czegoś gorszego-odparła lalka.
-Czyli czego?-zapytałam, nie mogąc sobie wyobrazić, by coś mogłoby być jeszcze straszniejsze niż wydarzenia z zeszłej nocy.
-To teraz nieważne. Szykuj się lepiej, bo zaraz tutaj przyjdzie twoja mama-odpowiedziała zabawka.
-Masz rację!-zawołałam, wyskakując z łóżka. Wtedy przypomniało mi się, że wczoraj w nocy coś uniemożliwiało mi oddychanie, a ja potem tą rzecz strąciłam na podłogę. Kucnęłam więc i zaczęłam przeszukiwać miejsce koło łóżka, a nawet pod nim, ale niczego nie znalazłam. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że doświadczyłam niezwykle realistycznego i strasznego snu. Ubrałam się więc i uszykowałam. Rzeczywiście niedługo po tym do pokoju przyszła mama i tak jak poprzedniego dnia, poszłyśmy na śniadanie. Również i dziś wzięłam ze sobą Annie. Kiedy zeszłyśmy na dół, tata już siedział w kuchni.
-Czy dziś nie wywozili śmieci?-spytała mama.
-Zgadza się-odparł tata. Zachowywał się zupełnie inaczej niż wczoraj rano. Miał wspaniały humor.
-Zapomniałam o tym, a mogłam dać ci śmieci do wyniesienia-powiedziała mama.
-Nie martw się, za dwa dni znowu przecież przyjadą-kiedy tata to powiedział, spojrzał na mamę, a potem przeniósł wzrok na mnie. Zamarł z widelcem w połowie drogi do ust.
-Skąd masz tę lalkę?!-krzyknął tak, że znowu podskoczyłam jednocześnie zaskoczona i przestraszona.
-Znowu zaczynasz? Sam ją jej dałeś-odparła mama, spoglądając podejrzliwie na tatę.
-Przecież wiem-wycedził ojciec przez zaciśnięte zęby.
-To przestań się tak zachowywać-odparła mama.
-Ja po prosty dbam o dobro naszej córki!-zawołał tata.
-Alice, na co byś miała ochotę? Zaniosę to do ogrodu i zjemy sobie razem śniadanie, póki tata się nie uspokoi.
-Mowy nie ma! Alice, oddaj mi tę cholerną lalkę!-krzyknął ojciec.
-Opamiętaj się i nie przeklinaj przy dziecku!-odkrzyknęła mama, biorąc ze stołu talerz z jajecznicą, chlebem i sałatką.-Jak już się uspokoisz, możesz do nas dołączyć-dodała po chwili, po czym kazała mi iść za sobą do ogrodu. Poszłam za nią ze spuszczoną głową. Już drugi raz dzień zaczynał się od kłótni, w dodatku spowodowanej przez Annie. Pocieszałam się jedynie tym, że wczoraj rodzice szybko się pogodzili, więc może i dziś tak będzie. Usiadłam z mamą przy stole w ogrodzie i zaczęłam jeść.
~*~
Nie mogłem wprost uwierzyć w to, co miało miejsce. Jak?! Tego już nie dało się racjonalnie wyjaśnić! Co to wszystko miało znaczyć?! W jaki sposób pozbyć się tej zabawki?!Z wściekłości zacząłem chodzić po kuchni. Nie mogłem pozwolić, aby ta lalka została tutaj choćby przez chwilę! Chodziłem tak w tę i z powrotem. Uznałem w końcu, że nic nie wskóram, jeśli najpierw się nie uspokoję. Usiadłem więc i ze spokojem zacząłem myśleć nad rozwiązaniami. Przede wszystkim musiałem pozbyć się tej lalki. Najlepiej byłoby ją spalić albo umieścić gdzieś, skąd nie mogłaby już wrócić i gdzie Alice by jej nie spotkała. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Natychmiast wyszedłem do ogrodu.
-Alice, skąd wzięłaś tę lalkę?-zapytałem drżącym głosem.
~*~
Kiedy tata wrócił, razem z mamą jadłyśmy już kanapki. Annie ostatecznie położyłam na stole. Zaraz jak tylko zobaczyłam zdenerwowanego ojca wchodzącego do ogrodu, chwyciłam lalkę i przesunęłam ją bliżej siebie.
-Alice, skąd wzięłaś tę lalkę?-zapytał.
-Znowu zaczynasz? Jeszcze ci nie przeszło? Wpadniesz w paranoję-powiedziała zdenerwowana mama. W tym samym czasie lalka, którą trzymałam tuż przy swojej głowie, niemal bezgłośnie wyszeptała: Wygrzebałaś mnie ze śmietnika.
-Wygrzebałam ją ze śmietnika-bez namysłu powtórzyłam usłyszane wcześniej zdanie. Rodzice spojrzeli na mnie z ogromnym zdziwieniem.
-Kiedy?-spytał tata.
-I co ona tam miała niby robić?-dodała mama. W tym samym czasie poczułam się jakoś dziwnie. Słowa same zaczęły wydobywać się z moich ust, choć ja tego nie chciałam. Ja ich nie mówiłam. Czułam się, jakby ktoś mną sterował.
-Rano jak tylko wstałam miałam do wyrzucenia chusteczkę. Pamiętałam, że dziś jest wywóz śmieci, więc wyszłam na dwór i wrzuciłam to do pojemnika. Wtedy zauważyłam w nim Annie i ją wyjęłam, a potem wróciłam na górę-powiedziałam.
-Dziwne. Nie słyszałam, żeby ktoś wychodził. Ale nawet jeśli było jak mówisz, skąd miałaby się tam wziąć ta lalka?-spytała mama.
-Tata jej nie lubi-powiedziałam także wbrew sobie i spojrzałam na ojca, by zobaczyć jego reakcję. Dopiero po tym poczułam, że wszystko wróciło do normy i mogłam już mówić co chciałam. Nie wyjaśniłam jednak tego rodzicom, bo...sama nie wiem czemu. Może się bałam, a może myślałam, że mi nie uwierzą? Nie wiedziałam zresztą, jak miałabym im to wytłumaczyć.
-Aż tak chyba tacie nie odbiło na punkcie tej zabawki-powiedziała mama, spoglądając wymownie na ojca.-Pewnie zostawiłaś ją w pobliżu śmieci i ktoś przez przypadek ją wyrzucił-dodała po chwili.
-Zapewne- powiedział tata, który wyglądał, jakby właśnie doznał ogromnej ulgi, choć ton jego głosu zdradzał niezdecydowanie. Na szczęście tatuś już z nami został i w trójkę zjedliśmy śniadanie, po którym potem razem posprzątaliśmy.
-Może przejdziemy się na lody? Trzeba jakoś uczcić ostatni wolny dzień-zawyrokował ojciec. Już jutro miał iść do pracy, a ja do szkoły. Pomysł bardzo nam się spodobał. Oczywiście wzięłam ze sobą Annie. Przespacerowaliśmy się do naszej ulubionej budki z lodami. Ja zamówiłam czekoladowe, jak zawsze, a mama i tata waniliowe. Miałam wrażenie, że Annie też chce ich trochę, więc przytknęłam loda do jej plastikowych ust.
-Alice, nie brudź lalki. Przecież wiesz, że zabawki naprawdę nie jedzą-powiedziała mama, po czym zabrała Annie i ją wyczyściła. Spędziliśmy razem naprawdę miłe popołudnie, aż nie chciało mi się wracać do domu. Po powrocie poszłam do swojego pokoju. Chciałam pobawić się z Annie, ale ona w ogóle się do mnie nie odzywała, więc położyłam ją na łóżka, a sama  zaczęłam rysować przy biurku. Narysowałam dzisiejsze popołudnie, czyli mnie, mamę i tatę na lodach. Oczywiście na rysunku, tak jak w rzeczywistości, miałam ze sobą swoją ulubioną zabawkę. Po około godzinie mama zawołała mnie na dół, żebym pomogła jej nakryć do posiłku. Po powrocie zastałam swój rysunek całkowicie zniszczony. Na każdej z trzech postaci postawiony był krzywy, czerwony "X".
-Co tu się stało?!-zawołałam zaskoczona, ale i wystraszona. Rozejrzałam się gwałtownie po pokoju. Po chwili spostrzegłam siedzącą na łóżku Annie. Była w innej pozycji, niż ta, w której ją zostawiłam.
-Annie, czy wiesz, co tu się stało? To twoja sprawka?-zapytałam, pokazując jej swój obrazek.
-Przecież sama to rysowałaś-odparła.
-Tego nie-powiedziałam, przejeżdżając palcem po jednej z liter "X". Lalka nic już nie odparła, więc Alice oznajmiła, że niczego więcej się od niej nie dowie. Wzięła więc obrazek i wyrzuciła go do kosza, a następnie poszła na dół, aby wziąć od mamy kilka kartek do rysowania, gdyż jej blok już się skończył.
-Niektórzy muszą po prostu zostać skreśleni przez życie za winy swoich najbliższych-wyszeptała Annie jak tylko za dziewczynką zatrzasnęły się drzwi.
~*~
Po usłyszeniu rankiem tej niedorzecznej historii z ust mojej Alice, mimo wszystko, poczułem ogromna ulgę. W gruncie rzeczy faktycznie tak to mogło wyglądać. A przynajmniej bardzo chciałem wierzyć w tę opowieść. Coś jednak mówiło mi, że się nie myliłem. Jednocześnie czułem, że z tą lalką było coś nie tak, ale też zdawałem sobie sprawę, że, na dobrą sprawę, nic takiego się nie wydarzyło, abym mógł jakoś udowodnić niebezpieczeństwo tkwiące w zabawce. Jednak niemal cały dzień spędzony z rodziną, podczas którego nie działo się nic podejrzanego, nieco mnie uspokoił. Postanowiłem po prostu uważniej obserwować otoczenie, a zwłaszcza moją córeczkę i tę przeklętą zabawkę. Podczas kolacji na szczęście nie działo się nic podejrzanego. Resztę wieczoru spędziliśmy całą rodziną grając w grę planszową. Po Alice poszła spać do swojego pokoju. Ze zdenerwowaniem obserwowałem, jak wchodzi do góry po schodach, niosąc ze sobą tę lalkę. Najchętniej poderwałbym się z miejsce i wyrwał jej tę przeklętą zabawkę. Musiałem jednak opanować się, gdyż nie wytłumaczyłbym się z takiego zachowania. Musiałem albo zdobyć dowody na groźność lalki, albo czym prędzej pozbyć się jej w tajemnicy przed wszystkimi, aby uniknąć konfliktu. Po wyjściu Alice jeszcze przez chwilę oglądaliśmy z Rose jej ulubiony serial telewizyjny "Pani Plotkareczka". Naprawdę próbowałem się skupić na problemach sercowych głównej bohaterki, która nie wiedziała, czy powinna wrócić do byłego męża, czy wyjechać z młodym kochankiem na dwutygodniowy urlop na Krecie, jednak nie byłem w stanie tego dokonać. Moje myśli cały czas mimowolnie kręciły się wokół tematu cholernej zabawki. Gdybym wiedział, że tyle mi to przysporzy problemów, wybrałbym sobie wtedy kogoś innego. Albo w ogóle odpuścił sobie tym razem ten wyjazd. Po około godzinie Rose zaczęła się zbierać, więc ja także razem z nią udałem się do naszej sypialni. Szybko uszykowałem się do snu, licząc na to, że przynajmniej w nocy będę mógł nieco odpocząć od dręczących mnie myśli. Sprawdziłem jeszcze raz, czy mam wszystkie potrzebne mi na jutro do pracy papiery i położyłem się do łóżka. Z nocnej szafki sięgnąłem książkę "Wyznania psychiatry", z myślą, że lektura przed snem dobrze mi zrobi. Nieraz miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, czytając o niektórych zaburzeniach psychicznych. Sam nie byłem taki jak opisania w tej książce, chorzy psychicznie ludzie, bo ja, w przeciwieństwie do nich, potrafiłem się opanować, a to, co robiłem, było tylko moim hobby, a nie sensem życia. Rose jednak miała na wieczór nieco inne plany.
-Nie chciałbyś jakoś szczególnie zakończyć ostatniego dnia przed ponownym rzuceniem się w wir pracy?-spytała uwodzicielskim tonem, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej i tym samym skutecznie uniemożliwiając mi czytanie. Spojrzałem na swoją żonę, która, jak się okazało, miała na sobie tylko czarne, koronkowe majtki i tego samego koloru stanik oraz cienki, jasnoróżowy szlafroczek. Nie powiem, zawarta między wersami jej wypowiedzi propozycja wydała się bardzo kusząca. Praca, zmęczenie, przeklęta lalka, wszystko to odeszła w danej chwili w zapomnienie. Zamknąłem książkę i odłożyłem ją na nocną szafkę.
-A co masz mi do zaproponowania?-zapytałem, głaszcząc swoją kochaną żonę po włosach.
-Chciałbyś się przekonać?-zapytała, podpierając się jedną ręką.
-A w jaki sposób?-zapytałem, ciągnąc dalej naszą grę.
-Cóż, ja ci tego nie powiem. Sam musisz na to wpaść-odparła Rose.
-Mogę wypróbować po kolei wszystkie pomysły, które przyjdą mi do głowy?-zapytałem, przysuwając się do niej. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej podbródka, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku. Najpierw Rose zachowywała się jak nieśmiała nastolatka, ale szybko pogłębiła pocałunek, zmieniając się w pewną siebie kobietę, opętaną dziką żądzą. Zanosiło się na to, że będzie ciekawie. Przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ramieniem. Przez długi czas całowaliśmy się, leżąc obok siebie. W końcu Rose przewróciła się na plecy i pociągnęła mnie za sobą. Położyłem obie ręce po bokach jej głowy i lekko się uniosłem, spoglądając na nią z góry.
-O co chodzi?-spytała po chwili moja żona.
-Podziwiam widoki. Ale to mi w tym bardzo przeszkadza-powiedziałem, wsuwając dłoń pod jej plecy, by odpiąć stanik.
-Ależ jesteś szybki!-zaśmiała się Rose, kiedy chwilę później niepotrzebna część garderoby znalazła się na podłodze. Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. Całowaliśmy się namiętne, ale z wyczuciem, jak przystało na doświadczone małżeństwo. Pozbyłem się swoich ubrań, a następnie ponownie skupiłem się na swojej żonie.
-To też ci nie będzie potrzebne-wymruczałem jej do ucha, starając się w miarę jak najsprawniej pozbyć jej uroczej, aczkolwiek przeszkadzającej bielizny. Po wykonaniu tego zadania znów zaczęliśmy się całować. Rose zatopiła palce w moich włosach, a ja błądziłem palcami po jej ciele, aż znalazłem jej piersi, które zacząłem delikatnie pieścić i masować. Robiło się coraz goręcej. Poczułem, jak mój członek zaczyna szykować się do wypełnienia swojej, jakby nie patrzeć głównej, roli. Rose rozchyliła nieznacznie nogi, z czego wywnioskowałem, że i ona jest już w pełni gotowa. W chwili, gdy już miałem w nią wejść, gdzieś w domu rozległ się ogromny huk, a potem trzask szkła.
-Co to było?!-zawołała wystraszona Rose, podnosząc się na łokciach.
-Nie mam pojęcia. Pójdę to sprawdzić-powiedziałem, gdyż nie dało się tego hałasu zbagatelizować zwykłym zdaniem "to nic takiego" i obojętnym machnięciem ręki. Choć z chęcią zignorowałbym to i powrócił do naszego wcześniejszego zajęcia.
-Idę z tobą-odparła Rose, wstając z łóżka i zakładając bieliznę. Ja także się ubrałem. Moja żona otuliła się szczelnie szlafrokiem i ruszyliśmy przeszukać nasz dom. Huk zdawał się dochodzić z okolicy schodów, więc tam też na początku się udaliśmy. Szybko znaleźliśmy źródło hałasu, którym okazało się być nasze rodzinne zdjęcie zrobione podczas wycieczki nad morze. Spadło ze ściany i rozbiło się.
-No pięknie, trzeba to posprzątać. Ty tu poczekaj, a ja pójdę po zmiotkę i jakiś pojemnik-powiedziała Rose, ostrożne przechodząc między kawałkami rozbitego szkła. Kiedy zeszła na dół, kucnąłem i podniosłem ramkę, a potem odwróciłem, by przyjrzeć się naszemu zdjęciu. Cała nasza trójka uśmiechała się na nim. W tle widać było błękitne niebo i o jakieś dwa odcienie ciemniejsze morze. Widoczny był także złoty piasek. Uśmiechnąłem się po przywołaniu wspomnienia tej wspaniałej wycieczki. Alice miała wtedy cztery lata i najchętniej cały czas siedziałaby w wodzie. Siłą trzeba ją było z niej wyganiać. Zaraz jednak spochmurniałem. Dlaczego to zdjęcie spadło? Co niby miało to spowodować?-zastanawiałem się. Nie miałem jednak więcej czasu na rozmyślania, gdyż wróciła Rose. Razem posprzątaliśmy wszystkie odłamki szkła, które udało nam się dostrzec. Następnie położyłem zdjęcie na szafce obok schodów.
-Jutro kupię nową ramkę-powiedziała Rose.-Dobrze, że Alice się przynajmniej nie obudziła-dodała po chwili. W tym akurat mogłem jej przyznać rację. Odniosłem wszystko, a następnie wróciłem do sypialni. Cały nastrój, który wcześniej udało nam się wypracować, prysł.
-Dobranoc-powiedziałem zmęczonym głosem. Martwiłem się, co miało znaczyć zniszczenie tego zdjęcia. Nie miałem już ochoty na dalsze figle.
-Dobranoc-odparła Rose z nutką rozczarowania słyszalną w głosie. A podobno to kobiety nie mają prawie nigdy ochoty na seks, a mężczyźni robiliby to na okrągło-pomyślałem, starając się przestać myśleć o wszystkich dręczących mnie kwestiach, by móc zasnąć.
~*~
Tym razem także starałam się biec jak najszybciej. Niebezpieczeństwo, które mi groziło, zdawało się być coraz to silniejsze w każdym kolejnym śnie. Czułam jednak, że jeśli odnajdę to coś, czego nie udało mi się znaleźć ostatnio, będę bezpieczna. To dawało mi nadzieję na ucieczkę. Pościg zdawał się trwać w nieskończoność. Wiele bym dała, aby się już skończył. Nie chciałam ponadto, aby skończyło się to jak ostatnio. Do moich uszu dotarł szum wody. Stwierdziłam, że będę kierować się w jej kierunku. Nie byłam na początku pewna, czy biegnę w dobrą stronę. Jednak hałas zdawał się przybierać na sile. Wybiegłam na polanę, starając się ignorować wszystkie nocne odgłosy, z trzaskami łamiących się gałęzi na czele. Przez środek łąki przepływała leniwie rzeka. Postanowiłam chwilę odpocząć, ale jak tylko za swoimi plecami usłyszałam kolejny trzask, natychmiast podbiegłam do rzeki. Na szczęście nie była ani głęboka, ani zbyt szeroka. Ponadto gdzieniegdzie z wody wystawały kamienie, więc postanowiłam przejść po nich na drugi brzeg. Szłam dość szybko, przez to gdzieś w połowie drogi moja stopa ześlizgnęła się z kamienia. Wpadłam do wody. Szybko się wynurzyłam, ale nie oszczędziło mi to cierpień spowodowanych upadkiem na mnóstwo małych, ostrych kamyczków. Moje stopy niemiłosiernie bolały. Jakoś udało mi się wyjść na drugi brzeg. Usiadłam na trawie, chcąc obejrzeć swoje obrażenia. Z moich stóp sączyły się strużki krwi. Byłam załamana, bo nie wyobrażałam sobie, żebym mogła dalej uciekać. Położyłem się z rezygnacją na ziemi i zamknęłam oczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz